Analitycy Polskiego Instytutu Ekonomicznego policzyli, ile osób dostaje część swojej pensji nieoficjalnie. Zarabiamy średnio o 240 zł więcej niż w statystykach GUS, ale traci państwo. Traci też pracownik, który dostanie niższą emeryturę
Każdy z nas słyszał, wielu z nas doświadczyło otrzymania części lub całej pensji „pod stołem”. Pracodawca oficjalnie płaci mniej, ale pracownik dostaje więcej "na rękę".
Traci na tym państwo, ale w czasach, gdy wyborcy ufają tylko „swojemu” rządowi albo w ogóle żadnemu, łatwiej przejść nad tym do porządku dziennego. W końcu - można pomyśleć - rząd i tak wyda te pieniądze źle, a ja dobrze wiem, do czego je potrzebuje. W ten sposób od lat podważamy wiarygodność państwa, a koszty dla budżetu są ogromne. Jak powszechne to zjawisko? Nie musimy polegać na anegdotach, mamy dane. Skalę zjawiska oszacowali analitycy Polskiego Instytutu Ekonomicznego.
Najważniejsza liczba to 1,4 mln. Tyle osób otrzymuje w Polsce część wynagrodzenia pod stołem. A pamiętajmy, że nie jest całość szarej strefy. Według badania GUS z 2017 roku, bez żadnej umowy pracowało wówczas 880 tys. osób. Raport PIE dotyka tego pierwszego problemu – sytuacji, gdy część pensji jest płacona nieoficjalnie.
Aż 6 proc. wszystkich wynagrodzeń jest wypłacanych pod stołem – na łączną kwotę 34 mld złotych, odpowiednik 1,6 proc. PKB
Jak to wszystko policzono? Analitycy przyjęli dwa założenia.
Szczególnie istotne jest to drugie założenie. Według niego respondenci często ukrywają swoje pozasystemowe zarobki, ale nie ukrywają wydatków. Dużo łatwiej jest zataić swój nieoficjalny dochód niż potem ukryć swoje wydatki tak, by nie ujawnić swojego rzeczywistego dochodu. Tym bardziej że jednym z dwóch głównych źródeł było gusowskie Badanie Budżetów Gospodarstw Domowych. A polega ono m.in. na raportowaniu przez rodziny swoich faktycznych wydatków m.in. na podstawie paragonów. W badaniu w 2018 roku brało 37 tys. osób. Drugim źródłem są administracyjne bazy danych PIT z ZUS i Ministerstwa Finansów.
W sektorze przedsiębiorstw zjawisko dotyczy 15 proc. pracowników. Jeśli dołączymy do tego sektor publiczny, wśród wszystkich pracowników na umowie o pracę daje to 12 proc.
Im mniejsza firma, tym bardziej prawdopodobne, że część wynagrodzenia trafia do pracownika nieoficjalnie. W mikrofirmach – czyli tych zatrudniających mniej niż 10 pracowników – pod stołem część pensji dostaje prawie co trzeci pracownik (31 proc.).
A badanie zostało uzupełnione przez PIE sondażem wśród pracowników. Gdy zapytano ich, czy spotkali się z propozycją wypłaty pieniędzy pod stołem, w mikrofirmach aż 51 proc. odpowiedziało, że tak. Ale nawet w dużych firmach pracownicy spotykali się z tym regularnie. W tych powyżej 250 pracowników pozytywnie odpowiedziało 25 proc. osób.
Dlaczego w małych firmach płacenie części pensji nieoficjalnie zdarza się tak często? Analitycy PIE zwracają uwagę na cztery możliwe przyczyny.
„Pseudo-konkurencja nakazuje niższe koszty i może nakłaniać do zachowań niezgodnych z prawem. Winny jest również brak świadomości osób ubezpieczonych unikających różnych zobowiązań” – mówiła prezes ZUS Gertruda Uścińska podczas spotkania online, na którym PIE przedstawił raport i jego główne wnioski.
Jakie są konsekwencje takiego stanu? Realne dochody w oficjalnych statystykach są przez to zaniżone. Z raportu PIE wynika, że średnia płaca w 2018 roku byłaby wyższa o 5 proc. (240 złotych) i zamiast 4585 wynosiłaby 4825 złotych. Ale tyle wynosiłaby, gdyby po prostu uwzględnić wypłaty pod stołem. Gdyby te pensje były wypłacane zgodnie z prawem, średnia płaca byłaby wyższa niż oficjalna, ale niższa niż 4825 złotych. Zyskałyby natomiast finanse publiczne.
Obecnie na wypłatach pod stołem państwo traci 17,3 mld złotych rocznie. Na to składa się:
W całości to niewiele mniej niż słynna luka VAT, która w tym samym 2018 roku wynosiła 19 mld złotych. To też dobre porównanie - luka VAT jest teoretyczna. To kwota, która trafiałaby do budżetu państwa, gdyby wszyscy płacili podatek VAT zgodnie z prawem. Czyli sytuacja o tyle pożądana, co nieco utopijna – jakaś luka zawsze istnieć będzie. Podobnie jest z płaceniem pod stołem – trudno marzyć, że w jeden rok uda się takie zjawisko w pełni wyeliminować. Ale jeśli marzymy o poważnym państwie, to trzeba do tego dążyć.
Bo państwo traci spore kwoty, które są mu potrzebne do proponowania obywatelom dobrych usług publicznych, jak ochrona zdrowia czy ubezpieczenie społeczne. Niestety to zamknięte koło. Polacy uważają, że państwo nie proponuje nam dobrych usług publicznych, dlatego dopuszczalne jest omijanie płacenia podatków i zatrzymywanie dla siebie większej części wynagrodzenia, niż wynika to z prawa. W konsekwencji, usługi publiczne są gorsze, bo jest na nie mniej pieniędzy.
Interesująca jest kwota przeciętnej wypłaty pod stołem – to aż 1971 złotych. Najczęściej pod stołem część pensji otrzymują osoby, które zarabiają pensję minimalną lub niewiele ponad nią. Badacze PIE nie dysponują niestety danymi o rozkładzie tych wypłat. Ale tak wysoka średnia znaczy, że z pewnością znacząca część tych osób dostaje pod stołem wielokrotność swojej oficjalnej pensji.
Warto w tym momencie przypomnieć publiczną dyskusję z lutego, gdy poseł Lewicy Adrian Zandberg - przy okazji dyskusji o dostępie do mieszkań wśród młodych - przywołał medianę zarobków malarzy pokojowych według GUS. A ta wynosi 2700 złotych netto na rękę. Najczęściej zjawisko wypłacania części pensji pod stołem występuje w sektorze drobnych usług, podobnie często w budownictwie. Dyskutanci zwracali uwagę, że malarze zarabiają bardzo dobrze i znalezienie malarza pokojowego jest bardzo trudne, bo są rozchwytywani.
„Oczywiście - możemy uznać, że dane OBW i GUS są błędne i porozmawiać sobie o wrażeniach. W świecie anegdot malarz z budowy zapewne może sobie łatwo pozwolić na zakup mieszkania. Ale dane tego nie potwierdzają” – pisał Zandberg na Twitterze.
Kto miał rację? Choć łatwy zakup mieszkania to wciąż raczej fantazja, badanie PIE potwierdza, że część osób wykonujących zawody takie jak malarz pokojowy faktycznie zarabia więcej, niż mówią nam o tym dane GUS. A jakaś część z nich – sporo więcej. A im częściej oficjalnie wypłacane jest wynagrodzenie minimalne, tym większa szansa, że część pieniędzy wypłacana jest nieoficjalne.
W branżach takich jak budownictwo, gastronomia, zakwaterowanie odsetek osób otrzymujących wynagrodzenie minimalne jest ogromny – wynosi ponad 30 proc.
Traci nie tylko ZUS, ale też ubezpieczony. Jeżeli takie zatrudnienie to sytuacja przejściowa, wówczas być może wpływ na wysokość emerytury nie będzie duży. Jeżeli jednak ktoś odbiera część pensji powyżej pensji minimalnej permanentnie, wówczas jego świadczenie emerytalne może być bardzo niskie.
Zjawisko jest powszechne. Skąd się bierze? Spójrzmy teraz na całość, a nie tylko małe firmy.
O tym problemie pisaliśmy w OKO.press niejednokrotnie. Niskie pensje są procentowo obciążone najsilniej. Stąd pokusa, żeby obejść konieczność płacenia przez pracodawcę na kolejne ubezpieczenia pracownika.
Państwowa Inspekcja Pracy jest jedną z najbardziej niedofinansowanych instytucji w Polsce. Brak środków powoduje, że częste kontrole są niemożliwe. A pracodawcy o tym wiedzą.
Autorzy przywołują badanie CBOS z 2016 r., według którego 19 proc. Polaków uznaje, że uchylanie się od płacenia podatków jest wyrazem zaradności.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze