Obadaha – nastoletniego Syryjczyka z urazem głowy i epilepsją - polscy pogranicznicy wypchnęli na Białoruś, zabrali mu też telefon. Z powodu braku leków i mrozu groziła mu szybka śmierć. Dziś aktywiści znaleźli go wycieńczonego po polskiej stronie. Na krótko trafił do szpitali, a potem do strażnicy. Aktywiści obawiają się najgorszego — kolejnej wywózki
AKTUALIZACJA 1: W sprawie Obadaha interweniowały posłanki Urszula Zielińska z Zielonych i Daria Gosek-Popiołek z Lewicy Razem.
"Z informacji, którą dostaję od przyjaznego pracownika placówki, chłopiec jest bezpieczny, a jego sprawa jest traktowana priorytetowo. Ale czy na pewno?" - pisze Zielińska. Chwilę później dopisuje: "O 21:15 podobne zapewnienie dostajemy telefonicznie od Komendanta Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej, gen. bryg. SG Andrzeja Jakubaszka. Chłopiec jest w Bobrownikach i czeka na tłumacza, aby złożyć wniosek o ochronę międzynarodową. Nie będzie odesłany na Białoruś. Za tę błyskawiczną odpowiedź bardzo dziękuję".
AKTUALIZACJA 2: W piątek 31 grudnia o 22.15 Grupa Granica poinformowała, że Podlaska Straż Graniczna zapewnia, że przyjmie wniosek o ochronę 16-letniego Syryjczyka z epilepsją, a on zostanie w placówce opiekuńczej zamiast wywózki do Białorusi. "O chłopca upomniało się Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich i wiele innych osób i instytucji. Jako Grupa Granica dziękujemy wspólnie z Fundacją Ocalenie. Będziemy dalej pilnować tej sprawy oraz walczyć o prawa człowieka, w tym migrantek i migrantów" - piszą aktywistki i aktywiści.
W piątek 31 grudnia rano opisaliśmy sytuację Obadaha - 16-letniego samotnego chłopaka z epilepsją i urazem głowy, pomimo złożenia przez aktywistów wniosku o ochronę międzynarodową.
Jak się okazuje, w nocy z 30 na 31 grudnia Obadah przeszedł ponownie – trzeci już raz - do Polski. Tutaj odnaleźli go aktywiści lokalni współpracujący z Grupą Granica.
W lesie jego stan był na tyle fatalny, że medycy, którzy brali udział w akcji ratunkowej, musieli mu pomagać iść.
„On już był w złym stanie zdrowia gdy Straż Graniczna wywiozła go na Białoruś, dzień wcześniej. Dziś był na tyle wycieńczony, że wymagał przewiezienia do szpitala”, mówi nam Katarzyna Czarnota z Grupy Granica i Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Ryzyko, że Straż Graniczna go przejmie i zostanie powtórnie wypchnięty za druty graniczne, było na tyle duże, że aktywiści alarmowali dziennikarzy: „Media proszone są o przyjazd pod szpital i monitorowanie sytuacji, by nie dopuścić do wywózki”.
Równocześnie działania prawne prowadziły szerokim frontem: Polskie Forum Migracyjne, UNHCR, biuro Rzecznika Praw Obywatelskich oraz aktywistki i aktywiści Grupy Granica. W ratowanie nastolatka zaangażowanych było i nadal jest kilkadziesiąt osób. Stawką jest jego życie. Dzień wcześniej pogranicznicy wypchnęli go, mimo że Polskie Forum Migracyjne wysłało do Straży Granicznej wniosek o objęcie go ochroną międzynarodową, zaalarmowało RPO, UNHCR i media.
Dziś ok. południa 16-latek trafił do szpitala w Sokółce. Tam po badaniu okazało się, że ze względu na epilepsję musi trafić do neurologa na dziecięcym oddziale neurologicznym. Tego w tej placówce nie ma. Miał więc zostać przewieziony do Uniwersyteckiego Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Białymstoku. Ale zamiast ambulansu podjechało auto SG. Aktywiści obawiali się wywózki przez pograniczników – tak już wielokrotnie bywało. Mundurowi jednak tylko sprawdzili dokumenty młodego pacjenta.
Ok. 16-stej chłopak trafił na SOR do UDSK w Białymstoku. „Przeprowadzono z nim wywiad medyczny przy pomocy tłumaczki”, opisuje Karolina Wartecka z Fundacji Ocalenie. Godzinę później szpital nie przyjął Obadaha na oddział. Nikt z placówki nie chciał rozmawiać z OKO.press. Kobieta (nie przedstawiła się), która odebrała od nas telefon na SOR, zadzwoniła do kierującego dziś tym oddziałem.
„Dzwoni OKO.press (..) Powiedzieć, że zajęci, że nie udzielamy informacji? Dobra”, mówiła na drugim telefonie, co wyraźnie usłyszeliśmy w naszej słuchawce. Rozmówczyni nie chciała ujawnić, z kim rozmawiała — kto podjął tę decyzję.
Pogranicznicy przewieźli Obadaha do placówki SG w Bobrownikach. Dyżurny tejże potwierdził nam jedynie, że nastolatek tam zmierza. Aktywiści obawiają się, że wbrew prawu i humanitaryzmowi, pogranicznicy znowu wywiozą nieletniego na granicę. „Zwracamy się do mediów o monitorowanie sytuacji, gdyż obawiamy się kolejnej wywózki”, pisała Grupa Granica w komunikacie.
Karolina Czerwińska: „Zabezpieczyłam go prawnie. RPO i UNHCR wiedzą, napisaliśmy wniosek o wgląd w jego sprawę do sądu rodzinnego w Sokółce. Ten powinien ustanowić kuratora i pełnomocnika prawnego”. O wgląd w sprawę wnioskowała także Fundacja Happy Kids, która zajmuje się kwestią pieczy zastępczej, także w sprawach migrantów i działań SG. Czerwińska wysłała też prośbę o ustanowienie jej kuratorką Obadaha, bo na ten moment nie ma on reprezentacji prawnej i nikt nie może się dowiedzieć np. o jego stanie zdrowia.
„Czekam na decyzję. Sądy rodzinne działają całodobowo”, mówi Czarnota. Jest też w kontakcie z rodziną Obadaha w Niemczech. Wuj Mustafa prawdopodobnie przyjedzie do Polski, by objąć opieką siostrzeńca.
Niestety i Czarnota obawia się najgorszego – ponownego push-backu. „Dobrej myśli byłam 29 grudnia, a jednak go wywieźli. Teraz już nie wiem co się dalej stanie”.
Wczoraj Straż Graniczna nie chciała odpowiadać na pytania dziennikarzy na temat 16-latka z padaczką wypchniętego na Białoruś, któremu groziła w lesie szybka śmierć z powodu wychłodzenia i braku wystarczającej ilości leków. Z Onetem rzeczniczka Podlaskiego Oddziału SG – mjr Katarzyna Zdanowicz - nie chciała rozmawiać, tłumacząc "informacje o konkretnych osobach podawane są wyłącznie stronom prowadzonych postępowań". Telefonu z OKO.press nie odebrała, na pytania mailem nie odpowiedziała.
Dziś o 13.24 – czyli już ponad 1,5 h po tym, gdy Straż Graniczna wiedziała, że Obadah jest powtórnie w Polsce i temat wróci na łamy mediów – dostaliśmy maila z SG od kpt. SG Krystyny Jakimik-Jarosz. Zamiast odpowiedzi na 5 pytań, jakie zadaliśmy, wysłano nam komunikat, opublikowany też na stronie SG, który odpowiadał ledwie na jedno z pytań. Reszta została zbyta ponownie milczeniem.
W komunikacie SG pisze m.in. że w zatrzymanej 29 grudnia w Białymstoku 5-osobowej grupie obywateli Syrii, był nastolatek, który w styczniu 2022 roku skończy 17 lat – wtedy właśnie ma urodziny Obadah. „Nastolatek podróżował z opiekunem – członkiem rodziny”, pisze SG. Według infomacji, jakie uzyskało OKO.press, to nieprawda. Obadah podróżował z rok starszym bratem przez Białoruś i granicę z Polską, ale 23 grudnia, w trakcie łapanki w lesie, ok. 8 km od granicy rozdzielił się z nim. Brat już jest w Niemczech – OKO.press rozmawiało z nim. Jednocześnie oprócz rodziców, jedynym opiekunem prawnym Obadaha jest wuj Mustafa Alderi – Polskie Forum Migracyjne dysponuje dokumentami, które to potwierdzają.
Zapytaliśmy więc mailem dziś kpt Krystynę Jakimik-Jarosz z biura prasowego Podlaskiego Oddziału SG:
W komunikacie SG podaje też, że „żadna z tych osób nie uskarżała się na swój stan zdrowia, nikt nie wymagał pomocy medycznej i nikt o nią nie poprosił”. Tymczasem wg aktywistów już w czasie zatrzymania Obadah był w kiepskim stanie fizycznym i – co istotniejsze – kończyły mu się tabletki, o czym doskonale wiedział. Zaś w momencie, gdy 30 grudnia w nocy został wypchnięty przez Polaków na Białoruś, miał już tylko 2 tabletki, które zabezpieczały go przed atakami padaczki tylko na 12 godzin. To było dla niego bardzo duże zagrożenie, z czego zdawał sobie sprawę - o tym donosił wujowi w Niemczech, jak tylko po push-backu uzyskał kontakt z rodziną.
W związku z tym zapytaliśmy kpt. Krystynę Jakimik-Jarosz:
Na te pytania także nie dostaliśmy odpowiedzi mailem, a pani kapitan nie odbierała telefonu. Wcześniej tj. wczoraj już zapytaliśmy SG m.in.:
Według tego, co mówił rodzinie Obadah, to polscy pogranicznicy zabrali mu smartfona i nie oddali. Potem, nocą 30 grudnia wypchnęli w mroźne lasy Białorusi, na południe od Kuźnicy.
Wcześniej SG już opublikowała komunikat, który też rażąco mija się z prawdą.
„Wobec małoletnich cudzoziemców bez opieki funkcjonariusze SG nie prowadzą żadnych czynności. W takich przypadkach opiekun jest ustanawiany sądownie”, pisze Straż.
Już na przełomie października i listopada, Marta Górczyńska – prawniczka Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka i aktywistka Grupy Granica - znała przynajmniej kilkanaście przypadków, w których pogranicznicy polscy wypychali na Białoruś nieletnich migrantów, bez opiekunów.
Od tego czasu były kolejne takie przypadki, więc teraz można mówić już o kilkudziesięciu znanych nielegalnych push-backach nieletnich.
„Znamy wiele przypadków, w których jedną osobę lub część rodziny SG odwoziła do szpitala, a resztę grupy wywoziła do lasu. Wiele rodzin nie może się potem odnaleźć” - pisała Grupa Granica w swoim raporcie na początku grudnia.
Tę barbarzyńską praktykę potwierdza także raport Human Rights Watch.
Najbardziej znany przypadek to sprawa Assera i Servaisa – nastolatków z Konga, którzy mimo tego, iż sąd rodzinny w Polsce przyznał im kuratora, to zaginęli. Nie wiadomo gdzie wywiozła ich SG. Policja odmówiła wszczęcia poszukiwań. Grupa Granica pisała nawet o ich „porwaniu”.
Katarzyna Czarnota podkreśla, że aktywiści poznają tylko część takich pushbacków nieletnich bez dorosłych. To czubek góry lodowej.
„Straż graniczna robi wszystko, by traktować dzieci jak dorosłych i ich wypychać. Bo inaczej musieliby społeczeństwu przyznać, że dokonują wielokrotnych wywózek niepełnoletnich i dzieci”, tłumaczy. Czarnota twierdzi, że nieletnim umieszczonym w ośrodkach dla migrantów, SG wykonuje podważane w świecie medycznym badania wieku na podstawie badań kości. W ten sposób podważa, że osoba jest niepełnoletnia, by ją wywieźć.
Dalej w oświadczeniu SG pisze: „Wszystkim cudzoziemcom, którzy potrzebują pomocy na terytorium Polski, w tym medycznej, taka pomoc zawsze jest udzielana!”
To też nieprawda. Aktywiści, lekarze i dziennikarze wielokrotnie byli świadkami, że nie udzielano właściwej pomocy medycznej chorym migrantom, z powodu działań pograniczników. Działo się tak w Usnarzu Górnym, w pobliskich Jurowlanach, gdzie przebywała grupa wyziębionych rodzin z małymi dziećmi. Boushra Mllm – Syryska migrantka, która utknęła na granicy na miesiąc — pokazała, jak nasi mundurowi miast wezwać lekarza, do nieprzytomnego Syryjczyka, który zapadł w śpiączkę cukrzycową, straszyli jego grupę psami, karabinami i pałami.
16-letni Irakijczyk, wraz z rodziną został wypchnięty na Białoruś, mimo iż wymiotował krwią. Funkcjonariusze nie poczekali na aktywistów z Fundacji Ocalenie i pomoc medyczną. Irakijczyk zmarł tej samej nocy.
Katarzyna Czarnota: „Lekarze nam mówią, że pacjenci – migranci są zabierani z placówki i wywożeni na granice. Często potem znowu trafiają do szpitali” W gorszym stanie.
Takich przykładów jest znacznie, znacznie więcej.
„Podkreślmy po raz kolejny: wywózki i wypychanie do Białorusi dzieci, które znalazły się na terytorium Polski, jest nielegalne. Proceder ten narusza podstawowe prawa, jak również jest wyrazem okrucieństwa i skrajnej przemocy państwowej wobec osób najbardziej na nią narażonych”, pisze Grupa Granica w oświadczeniu.
„Oni absolutnie złamali prawo. Wielokrotnie” Marta Górczyńska z Helsińskiej Fundacji Praw człowieka i Grupy Granica, prawniczka specjalizująca się w prawach migrantów i uchodźców ma na myśli polskich pograniczników. I wymienia zarzuty:
Bo o przejęciu 16-latka pogranicznicy powinni natychmiast powiadomić sąd rodzinny. „Muszą ustanowić kuratora dla takiego dzieciaka i wnioskować o umieszczenie go w pieczy zastępczej” podkreśla prawniczka. Małoletni powinien też trafić do placówki opiekuńczej.
Grupa Granica domaga się od SG „wyjaśnień przyczyn nielegalnego wypchnięcia chłopca do Białorusi, wskazania osoby, która zdecydowała o jego wywózce, i podjęcia wszelkich działań zmierzających do wyciągnięcia wobec tej osoby konsekwencji wynikających z narażenia zdrowia i życia dziecka”.
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Komentarze