Dziewięć uczestniczek blokady marszu 11 listopada 2017 ukaranych grzywną za "przeszkadzanie w zgromadzeniu", choć to one były szarpane, kopane, opluwane. Wg sądu ich "wina nie budzi wątpliwości". Opowiadają o żenujących żartach wezwanej przez siebie policji. Te, które nie zostały spisane złożą na siebie donos. "Bo to zaszczyt dostać karę od tej władzy"
27 września 2018 roku Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieście wydał wyrok nakazowy w sprawie dziewięciu z 14 kobiet, które 11 listopada 2017 z transparentem "Faszyzm stop" stanęły na trasie przemarszu nacjonalistów.
Grzywną w wysokości 200 zł sąd ukarał:
Sąd uznał, że siadając na trasie przemarszu i utrudniając przemieszczenie się uczestnikom zgromadzenia kobiety usiłowały "przeszkodzić w przebiegu niezakazanego zgromadzenia publicznego Marsz Niepodległości 2017, co jest wykroczeniem z art. 52 ust. 2 pkt. 1 kodeksu wykroczeń".
Sąd podkreślił, że "okoliczności czynów i wina obwinionych nie budzą wątpliwości".
Katarzyna Szumniak - jedna z ukaranych uczestniczek blokady, która podczas interwencji sił porządkowych Marszu Niepodległości uderzyła głową o ziemię - mówi OKO.press: "Jesteśmy zbulwersowane i zdenerwowane. Zaledwie kilka dni po umorzeniu przez prokuraturę śledztwa ws. pobicia nas przez uczestników Marszu Niepodległości dostajemy decyzję o ukaraniu za pokojowy protest.
Rozumiem, że w świetle tej decyzji szarpanie, plucie, uszkodzenia ciała są dopuszczalne, natomiast pacyfistyczny i symboliczny sitting [red. siedzenie] na trasie marszu, który w oczywisty sposób nawiązuje do tradycji faszystowskiej - już nie.
To polityczna gra. Co to w ogóle ma być?! Na jakiej podstawie sąd wydał ten wyrok? Na miejscu nie było przecież policji. Byłyśmy zostawione same sobie. Na wyroku widnieje tylko dziewięć z 14 nazwisk. A przecież wszystkie prowadziłyśmy te same działania. Absolutnie nie zgadzamy się z decyzją sądu. Po konsultacji z prawnikiem będziemy się od niej odwoływać.
Żadna grzywna nie odstraszy nas przed kolejnymi akcjami. Wręcz przeciwnie.
Trzeba ujawniać, co kryje się pod marką tak zwanego "Marszu Niepodległości". Z całą pewnością będziemy wciąż robić wszystko, by marsze o jawnie faszystowskim charakterze były w Polsce zakazane. A żeby tak się stało musimy pokazywać, kto chowa się z biało-czerwoną flagą i niby patriotycznymi hasłami.
Jak to było? Uczestnicy Marszu znosili nas na pobocze.
W złości. Agresywnie. Szarpali za ręce, nogi i ubrania, wlekli po asfalcie. Mnie nieśli głową do dołu. W taki sposób zostałam gwałtownie złożona na chodniku. Na kilkanaście minut straciłam przytomność.
Pierwszej pomocy udzieliła mi służba medyczna Marszu Niepodległości, ale ich wóz sanitarny nie był w pełni wyposażony. To oni wezwali karetkę.
W szoku poszłam do domu. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w bezpiecznym miejscu. Dzień później na własną rękę zrobiłam tomografię głowy. Stwierdzono wstrząśnienie błędnika. Czyli skończyło się niedużymi obrażeniami".
Elżbieta Podleśna, która także uczestniczyła w blokadzie na Moście Poniatowskiego: "Ja nie zostałam ukarana grzywną, bo nie zostałam spisana. A było tak. Patrol wezwany przez Agnieszkę Markowską w czasie napaści na nas pojawił się po jakiejś pół godzinie.
Dowódca był wyraźnie rozbawiony i sobie dowcipkował, że "tacy jesteśmy spoceni, bo tak do pań biegliśmy". To było żenujące!
Więc z Agnieszką Wierzbicką i Moniką Niedźwiedzką zawinęłyśmy się na pięcie i sobie poszłyśmy. Zwłaszcza, że chciałyśmy sprawdzić, co się dzieje z Obywatelami RP, którzy za protest przeciw Marszowi Niepodległości zostali zatrzymani w komendzie na Wilczej.
Do głowy mi nie przyszło, że opuszczam miejsce NASZEGO wykroczenia. Pierwsza rzecz, jaką zrobię po urlopie, to idę na policję i
złożę donos na samą siebie, że ja też brałam udział w proteście przeciw nacjonalizmowi. To będzie dla mnie zaszczyt dostać karę od tej władzy.
Także Beata Geppert zapowiada, że złoży samodenuncjację.
Agnieszka Markowska: "Wezwałam patrol kiedy medycy udzielali pierwszej pomocy Kasi Szumniak, po tym jak uderzyła głową o ziemię. Przez cały czas napaści na nas i potem nie było ani jednego policjanta. Zadzwoniłam więc na 112.
Dyspozytorka powiedziała, że mam sobie poszukać policjantów, bo są pochowani po uliczkach.
Mówię, że od początku Marszu Niepodległości nie widziałam ani jednego i nadal ich nie ma.
'Może siedzą gdzieś głębiej przy Muzeum Wojska Polskiego' - jakoś tak powiedziała, ale się uparłam, że ma kogoś przysłać, żebyśmy mogły zgłosić fakt napaści na nas. Przyjechali po 30-40 minutach, w pełnym umundurowaniu, w kamizelkach, z tarczami. Kaśka już była w karetce. Było ich około 12. Dowódca powiedział mi:
'A to znowu pani, pani Agnieszko, nie może pani jakoś tak normalnie się zachowywać?'".
Deptanie, plucie, szarpanie i pobicie - tak wobec pokojowo protestujących kobiet zachowywali się uczestnicy Marszu. „Jak zaczęli na serio atakować, to usiadłyśmy. Wrzeszczeli, doskakiwali do nas. Pozrywali nam biało-czerwone opaski! «Raz sierpem, raz młotem» i znowu «wypierdalaj stąd»” (...) Doskakiwali do nas kolejni młodzieńcy, szarpali, deptali, czasem któryś kopnął” – opowiadała OKO.press Kinga Kamińska, uczestniczka akcji. Policji nie było na miejscu. Kobiety zostały wyniesione z trasy pochodu przez samych uczestników. Jedną z nich upuszczono, rozbijając jej głowę. Interweniowało pogotowie.
Nagranie z blokady obejrzało w sumie 286 tys. osób.
Mimo tak oczywistych dowodów 10 września warszawska prokuratura postanowiła umorzyć śledztwo i nie ścigać napastników. Pierwsze o tym poinformowało OKO.press.
Prokuratura przyznała, że u protestujących stwierdzono m.in. naderwanie kręgosłupa, uraz głowy, siniaki, przekrwienia. Dokument potwierdza też, że były kopane, a jeden z narodowców zdeptał dłoń, którą jedna z antyfaszystek wyciągnęła na pomoc koleżance.
Mimo to w uzasadnieniu decyzji Magdalena Kołodziej, prokurator kierująca pracami śledczych (tutaj przeczytasz jej sylwetkę) stwierdziła, że:
13 września RMF FM ujawniło, że prokuratura określiła motywy napastników, choć nie zdecydowała się ich zidentyfikować czy przesłuchać.
Nacjonalizm
Sądownictwo
11 listopada
11 listopada 2017
Marsz Niepodległości
Obywatele RP
Warszawski Strajk Kobiet
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Komentarze