0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Przemek Wierzchowski / Agencja GazetaPrzemek Wierzchowski...

Rok 2016 przygotował do myślenia o tym, że na bieg spraw świata będą miały wpływ nie tylko nieprzewidywalne, ale i niewyobrażalne jeszcze kilka lat temu decyzje i wybory.

Gdy Władimir Putin dokonywał w 2014 r. aneksji Krymu, wywołał zgorszenie, za którym kryła się też wyższość komentatorów z Zachodu uznających, że Rosja zrywa z europejską cywilizacją i wraca na starą, wypróbowaną ścieżkę agresywnej polityki imperialnej. Gdy jednak Brytyjczycy zdecydowali się na Brexit, stało się jasne, że źródłem chaosu współczesnego świata wcale nie muszą być jego peryferie. A wybór Donalda Trumpa przez Amerykanów na prezydenta zakończył świat, jaki znamy.

Przeczytaj także:

Geostrategiczne decyzje nowego prezydenta USA będą miały kluczowy wpływ na bieg wydarzeń. Czy zdecyduje się na jakiś rodzaj współpracy z Rosją przeciwko Chinom, które wyraźnie znalazły się na jego celowniku? W takim scenariuszu uruchamia się cała kaskada konsekwencji dla Europy, a zwłaszcza naszego regionu. Ewentualne zniesienie sankcji oznaczać będzie faktyczne uznanie dotychczasowej polityki Rosji wobec Ukrainy i dawnej strefy imperialnej i tym samym usytuuje kraje wschodniej flanki NATO w strefie potencjalnego konfliktu.

Czy Niemcy obronią godność Europejczyków

Na tę niewiadomą nakłada się niepewność związana z wynikami wyborów prezydenckich we Francji. Nie można wykluczyć zwycięstwa Marine Le Pen, co z kolei oznaczałoby przyspieszoną dekompozycję Unii Europejskiej. A prorosyjskie sympatie przywódczyni Frontu Narodowego tylko uprawdopodobniłyby scenariusz normalizacji stosunków z Rosją na zasadzie akceptacji jej polityki wobec najbliższej zagranicy. Niestety, z tego punktu widzenia zwycięstwo Francois Fillona zapowiada podobny efekt.

Zostają Niemcy, które też czekają wybory - wybory o najwyższej nie tylko dla Niemiec, ale Europy i całego demokratycznego świata stawce. Niemcy stają się nie tylko liderem „wolnego świata” ale także lokomotywą procesu budowania polityki w wymiarze krajowym i międzynarodowym, której podstawą jest uznanie kategorii godności ludzkiej. Grundgesetz, niemiecka ustawa zasadnicza w artykule pierwszym stanowi: „Ludzka godność jest nienaruszalna. Szacunek dla niej i jej ochrona jest obowiązkiem całej mocy państwowej. Społeczeństwo niemieckie dlatego uznaje nienaruszalne i niezbywalne prawa człowieka za podstawę wszelkiej wspólnoty, pokoju i sprawiedliwości na świecie.”

Ta czysto kantowska wizja ładu światowego, w której punktem odniesienia jest podmiotowości osoby, wygląda dziś jak sentymentalna utopia. Jakie znaczenie ma godność, kiedy władzę w najważniejszych państwach zdobywają politycy depczący godność innych każdym swoim słowem i coraz częściej także czynami? Na tym jednak właśnie polega misja Niemiec i ich historyczna odpowiedzialność, by wobec wzbierających sił ksenofobii, nacjonalizmu i pogardy przechować praktyczną zdolność do myślenia i konstruowania rzeczywistości społecznej w oparciu o zasady etyczne.

Wszystkie możliwości są na stole

To właśnie dlatego niemieckie wybory są tak ważne. Niestety, ich wyników także nie sposób przewidzieć – wystarczy zamach terrorystyczny taki, jak ten w Berlinie, by w gruzach legły wszelkie kalkulacje. Wkraczamy więc w okres wielkiej niepewności, której źródłem jest głęboka przemiana strukturalna rzeczywistości społecznej we wszystkich wymiarach.

To czas interregnum, bezkrólewia, kiedy stary ład instytucjonalny stracił już moc oddziaływania a nowy jeszcze się nie wykształcił. I na pewno nie wykształci się w 2017 r.

To czas, kiedy nie działają recepty z przeszłości – aktorzy społeczno-politycznej gry skazani są na rozpoznawanie terenu bojem. Niektórzy będą w swych działaniach kierować się etyką, inni uznają że w stanie wojny wszystkich ze wszystkimi liczy się tylko skuteczność oparta, gdy trzeba, na przemocy. Nikt w pojedynkę, żadne supermocarstwo ani super-lider nie jest w stanie tego procesu zdominować – Stany Zjednoczone nie są już hegemonem, Chiny nigdy nim nie będą – zaczyna się proces kształtowania świata wielobiegunowego. Zaczyna się w złym momencie, gdy rosną nacjonalizmy podpowiadające zasadę racji stanu i równowagi sił w kształtowaniu relacji międzynarodowych. Tyle tylko, że jak uczy historia, zasada ta prowadziła zawsze do wojen.

Sposobem na ich uniknięcie jest budowanie ładu światowego w oparciu o zasadę współzależności. Taka właśnie zasada leży u podstaw Porozumienia Paryskiego w sprawie klimatu, które ratyfikowało już ponad 100 państw. Wszystkie możliwości są więc na stole, w 2017 r. będziemy jedne odrzucać, inne uprawdopodobniać. Pewne jest, że powrotu do la belle epoque sprzed 2007 r. nie ma. Przyszłość sama nie nadejdzie, trzeba ją po prostu wymyślić i stworzyć, porzucając przy tym pokusę wielkich projektów i wielkich utopii.

Otwarty, świat różnorodnej wielości, świat połączony szacunkiem dla godności ludzkiej i solidarny wydaje się snem z innego porządku. W rzeczywistości jednak innego scenariusza, by ocalić przyszłość nie ma. Przekonamy się o tym w 2017 r.

Autor zrezygnował z honorarium wyrażając w ten sposób wsparcie dla OKO.press

Edwin Bendyk - publicysta tygodnika „Polityka", prowadzi bloga Antymatrix

;

Udostępnij:

Edwin Bendyk

*Edwin Bendyk, dziennikarz, aktywista społeczny, pisarz. Od lipca 2020 prezes Fundacji im. Stefana Batorego. Szef działu Nauka w „Polityce”. Twórca Ośrodka Badań nad Przyszłością Collegium Civitas i wykładowca Graduate School for Social Research PAN. Autor książek „Zatruta studnia. Rzecz o władzy i wolności” (2002), „Antymatrix. Człowiek w labiryncie sieci” (2004), „Miłość, wojna, rewolucja. Szkice na czas kryzysu” (2009) oraz „Bunt Sieci” (2012), „Jak żyć w świecie, który oszalał” (wspólnie z Jackiem Santorskim i Witoldem Orłowskim, 2014). Członek Polskiego PEN Clubu. Sympatyk alternatywnej sztuki, uczestnik wielu inicjatyw oddolnych, entuzjasta lokalnych mikroutopii.

Komentarze