0:000:00

0:00

Zamiana premier na premiera, nowy rząd (o ile będzie) i katastrofa europejska po uruchomieniu art. 7 tworzą nową sytuację. Reakcji opinii publicznej jeszcze nie znamy, ale w końcówce roku przewaga PiS nad połączonymi siłami PO i N zmalała równo o połowę: wg CBOS z 25 pkt proc. na 12 pkt., a według Kantar Millward Brown z 20 pkt na 10. Może to tylko solidna korekta jesiennego trendu wzrostu PiS, ale może coś więcej - odwrócenie trendu.

Spróbujmy bardziej systematycznie

Nie ma chyba drugiej podobnie niefachowo obsługiwanej przez media dziedziny jak sondaże. Co i rusz słyszymy o rekordowym poparciu (na ogół PiS), o spadkach notowań (zwykle PO) "w porównaniu z poprzednim badaniem" (zwykle miesiąc wcześniej, bez szacowania dłuższych trendów) a obok tradycyjnych metod pojawiają się internetowe panele badawcze. W dodatku tabloidy - a ostatnio także TVP - podają wyniki z wyłączeniem osób niezdecydowanych, na czym najbardziej zyskuje największy, czyli PiS (o tym dalej).

Przeczytaj także:

Zestawienia wyników dwóch renomowanych pracowni, jakie przygotowaliśmy pomogą uporządkować cały ten obraz i zbliżyć do odpowiedzi na kluczowe pytanie: czy PiS faktycznie rośnie, a opozycja karleje? Prześledzimy zmiany poparcia PiS i jego dwóch głównych rywalek PO i N. w dwóch renomowanych pracowniach (o notowaniach Kukiz'15 i pozostałych partii - napiszemy osobno).

CBOS robi comiesięczne badania metodą bezpośrednią, wysyłając ankietera/kę do domu osoby badanej. Kantar Millward Brown bada telefoniczne (aby mieć więcej danych dołączyliśmy trzy sondaże Kantar Public, siostrzanej agencji).

Będziemy analizowali je osobno, bo - jak uważa wielu socjologów - dwie metody dają inne wyniki. Metoda bezpośrednia, w której ankieter jest postrzegany jak przedstawiciel jakiegoś oficjalnego "systemu" może u niektórych badanych budzić obawy i konformistyczne odruchy i w efekcie zawyżać poparcie dla partii rządzącej. Ten efekt nie występuje w bardziej anonimowym sondażu telefonicznym, który jest bliższy normalnej luźnej wymianie poglądów.

Dlatego w sondażach CBOS lepiej wypadają partie sprawujące władzę, a ten efekt może występować silniej w przypadku partii, która tak atakuje swoich przeciwników.

Można by przypuszczać, że bezpośrednia rozmowa we własnym domu będzie dawać bardziej trafny pomiar postaw politycznych niż szybki telefon, bo osoba badana ma czas do namysłu, może spojrzeć na listę partii do wyboru, skupić się, a obecność badacza skłania do rzetelnego namysłu. A jednak jest odwrotnie.

Jak wynika z analiz socjologów SWPS (Maksymiliana Bieleckiego, Mikołaja Cześnika i Michała Wenzla), sondaże telefoniczne przed wyborami prezydenckimi 2015 dawały lepsze prognozy niż metoda bezpośrednia. Podobnie było w wyborach prezydenckich 2010. Po tamtych wyborach komisja naukowców pod przewodnictwem prof. Henryka Domańskiego stwierdziła nawet oficjalnie, że sondaże telefoniczne trafniej odtwarzają preferencje Polaków. Na trzy dni przed wyborami 2015 TNS Polska robił tego samego dnia badanie metodą telefoniczną i bezpośrednią. W pierwszej niemal trafił (prognozował dla PiS 37,8 proc. a dla PO 24,1 proc.), w drugiej znacząco się pomylił (32,5 proc. i 26,3 proc.).

Dlaczego metoda badania ma takie znaczenie? Ankieter, który odwiedza badanego/ną w domu, jest postrzegany jako element „systemu”. Jacyś „oni” chcą poznać moje poglądy – myśli (słusznie) osoba badana. Może przy tym (niesłusznie) mieć wątpliwości, czy zapisywane na laptopie odpowiedzi rzeczywiście pozostaną anonimowe, zwłaszcza, że wcześnie dostała pocztą tzw. kartę zapowiedzi (żeby była w domu). Jakby co, mają mnie w ręku… – może pomyśleć. Jednocześnie osoba badana wie, co dziś mówi rządzący PiS o swych przeciwnikach czy krytykach. To wszystko może budzić obawy, które uruchamiają zachowanie konformistyczne, niekoniecznie uświadomione (zanim powstało OKO.press pisałem o tym m.in. w Newsweeku, podobne są analizy Michała Zielińskiego z Instytutu Obywatelskiego). Zwłaszcza, że postawy polityczne wielu osób są płynne. W przypadku PiS jest jeszcze drugi, trywialny powód. Mimo wysiłków sondażowni, próba domowa może być skrzywiona, bo łatwiej zastać w domu osoby mniej aktywne zawodowo, starsze, mieszkańców wsi. To sprawia, że w próbie badania bezpośredniego nadreprezentowany może być tzw. elektorat ludowy, który – jak wiadomo z analiz choćby OKO.press – w znacznie większym stopniu niż pozostali badani popiera PiS.

Gdy pyta ankieter PiS rośnie w siłę, przez telefon zyskuje opozycja

Tak jest także wtedy, gdy badamy dłuższe trendy: bezpośrednia metoda CBOS daje wyższe notowania PiS niż telefoniczny sondaż Kantar Millward Brown (uzupełniony o trzy badania siostrzanej Kantar Public).

Wystarczy rzucić okiem na oba wykresy. Czerwona linia PiS według CBOS od wyborów do dziś rozciąga się ponad fioletowym pomiarem sumy PO + N. Krzywe spotykały się ledwie dwa razy, ale to było w 2016 roku. W kończącym się dziś 2017 roku notowania PiS wahają się od 37 proc. (w styczniu i marcu) do 47 proc. w październiku. Przewaga PiS nad sumą fioletową sumą PO i N, waha się od 5 pkt proc. w kwietniu aż do 25 pkt proc. w październiku.

Poparcie dla PiS, PO i N wybory 2015 i sondaże CBOS
Poparcie dla PiS, PO i N wybory 2015 i sondaże CBOS

W badaniu telefonicznym jest odwrotnie od wyborów aż do lipca 2017 fiolet opozycji liberalnej góruje nad czerwienią PiS, odwraca się to dopiero w drugiej połowie 2017 roku.

PiS uzyskuje najwyższe notowanie w końcu września, ale sięga ono "tylko" 43 proc., najsłabsze jest końcu marca - 31 proc.

Maksymalna przewaga PiS nad sumą PO i N wynosi 14 pkt proc., ale w kwietniu połączone siły liberałów mają 7 pkt proc. przewagi nad populistami u władzy. I to zapewne jest trafnym opisem wiosennych nastrojów.
Poparcie dla PiS, PO i Nowoczesnej. Sondaże Kantar Millward Brown. Listopad 2018
Poparcie dla PiS, PO i Nowoczesnej. Sondaże Kantar Millward Brown. Listopad 2018

Ogólnie rzecz biorąc, metoda bezpośrednia daje rządzącym premię 5 do 10 pkt proc. dodatkowej przewagi nad liberalną parą opozycji.

Obie sondażownie rzetelnie mierzą poparcie dla partii, ale odmienny sposób badania sprawia, że uzyskują - systematycznie - nieco inne wyniki. Analizować trendy można zatem w obu przypadkach, ale odrębnie (niestety media nie zwracają uwagi na metodę i bombardują nas rozbieżnymi notowaniami, nawet w sondażach tej samej pracowni).

Drastycznym tego przykładem były kwietniowe sondaże Kantar Public. W zakończonym 11 kwietnia 2017 badaniu PiS miał 38 proc. a PO 19 proc. W sondażu z 12 kwietnia zmierzono 28 proc. dla PiS i 27 proc. dla PO. Ta sama firma dzień po dniu uzyskała tak różne wyniki, które zamawiające badanie media podawały jakby nigdy nic! Tajemnica kryje się w metodzie badawczej: remis uzyskano w badaniu telefonicznym, ogromną przewagę PiS w badaniu bezpośrednim.

Analiza giełdowa, czyli na tropie trendów

Po tych zastrzeżeniach można już spojrzeć na dynamikę partyjnego poparcia. Trudno się połapać w falujących wykresach, a część wahań jest po prostu przypadkowa, wynika z niemożliwego do uniknięcia błędu pomiaru.

Dlatego użyjemy metody analityków giełdowych, która pozwala wychwytywać trendy. Zaznaczają oni na wykresach tzw. szczyty (gdy notowania osiągają wyższe wartości) i dołki (gdy spadają niżej). A następnie sprawdzają, jak zmienia się poziom kolejnych szczytów i dołków. Jeżeli się nie zmienia, to trendu nie ma, są tylko wahania. Aby nie zamęczać Czytelników nadmiarem informacji na wykresach zaznaczamy tylko szczyty, dołki potraktujemy opisowo.

PiS słabszy wiosną, szczytował jesienią

W sondażu CBOS (wykres poniżej) widać, że poparcie dla PiS po grudniowym kryzysie parlamentarnym 2016 roku i demonstracjach pod Sejmem nieco spadło do poziomu 36 proc. w grudniu i 37 proc. w styczniu 2017, czyli mniej więcej tyle, ile PiS miało w wyborach (niecałe 38 proc.). Od tego czasu kolejne szczyty są jednak coraz wyższe: w lutym 40 proc., w czerwcu 42 proc., w październiku aż 47 proc.

W listopadzie i grudniu nastąpił tu zjazd na poziom 45 i 41 proc. Zamieszanie z wymianą premiera i katastrofa w UE dopiero dadzą o sobie znać w sondażu styczniowym. Zobaczymy, czy notowania się odbiją, czy przeciwnie będą szukały kolejnego dołka i na jakim poziomie: powrotu do wyniku wyborczego, czy niżej.

Do tej pory najgłębszy w sondażach CBOS był dołek w marcu i kwietniu, po brukselskiej kompromitacji z wyborem Tuska - 37 proc. Był też "dołeczek" w lipcu, gdy trwało zamieszanie z reformą sądownictwa, ale samo badanie zostało zrobione przed falą protestów pod hasłem "wolne sądy". Grudniowe 41 proc. to wciąż znacznie więcej, spółka PiS ma jeszcze spory zapas.

W sondażach Kantar Millward Brown (wykres niżej) dynamika notowań PiS jest podobna jak w CBOS, tyle, że liczby niższe, a dołek wiosenny głębszy. Notowania PiS z poziomu 38-39 proc. po kryzysie grudniowym spadają w kwietniu, maju i czerwcu o 6-7 pkt proc. A 30 marca 2017 dochodzi do sondażowego spotkania: PO (29 proc.) statystycznie dogania PiS (31 proc.). W kwietniu PO (34 proc.) zyskuje nawet optyczną przewagę nad PiS (32 proc.).

To zapewne "wina Tuska", czyli sukces byłego lidera PO w wyborach na przewodniczącego Rady Europejskiej promieniuje na jego dawną partię, a kompromitacja misji Beaty Szydło pogrąża PiS.

Dwa sondaże lipcowe pozwalają wychwycić krótkotrwały efekt protestów w obronie sądów: spadek z 36 na 32 proc. oznacza dołek na poziomie po Brukseli (31-32 proc.), czyli notowanie niższe niż wynik wyborczy.

Potem jednak PiS odbudowuje poparcie i wspina się na najwyższy do tej pory szczyt 43 proc. w październiku 2016. To ten sam efekt co 47 proc. wierzchołek w CBOS w końcu września. Dalej notowania falują, ale w drugiej połowie grudnia spadają osiągając dokładnie poziom wyborów.

Oznacza to, że PiS wrócił aktualnie do wyniku wyborczego i stracił premię zwycięzcy, która uciułał jesienią.

Opozycja liberalna - słaba jesień, grudniowe odbicie

W sondażu CBOS PiS cały czas góruje nad łącznym poparciem PO i Nowoczesnej. Ta przewaga rośnie aż do gigantycznego poziomu 25 pkt proc. w jesiennym szczycie PiS. Coś się jednak przełamuje w grudniu, przewaga spada o połowę i wynosi już "tylko" 12 pkt proc. To największa taka zmiana w dwuletniej historii badań CBOS.

Notowania PO + .N osiągają kolejne dołki w styczniu i czerwcu (po 25 proc.), jesienią schodzą jeszcze niżej - do 22 proc. Grudzień przynosi odbicie do 29 proc., prawie tyle co po brukselskim sukcesie Tuska.

Metoda telefoniczna Kantar Millward Brown daje od wyborów niewielką (maksymalnie 10 pkt) przewagę opozycji nad PiS, choć dwukrotnie PiS rywali dogania. Zawirowania brukselskie i protesty lipcowe wzmacniają opozycję, ale od lipca połączone siły PO i Nowoczesnej są w odwrocie, tracą aż 20 pkt proc. Ale koniec roku przynosi korektę podobną jak w sondażach CBOS: z 20 pkt robi się "tylko" 10.

Według CBOS Platforma ma swój szczyt po brukselskim szczycie (26 proc.), potem równo zjeżdża aż na 18 proc. w początkach grudnia. Podobnie w Kantar Millward Brown, tyle że PO wyżej się wspina (34 proc. w kwietniu) i gwałtowniej zjeźdża - do ledwie 14 proc. Ale na sam koniec roku odbija się do poziomu 20 proc.

O losie Nowoczesnej przesądził sylwestrowy wyskok Ryszarda Petru: i w CBOS, i w Kantar z zimowych notowań 2016/2017 rzędu 20 proc. i więcej, została wiosną jedna trzecia. W sondażu CBOS, tuż po zmianie lidera Petru na liderkę Lubnauer, następuje skok notowań z 5 na 11 proc. W badaniu telefonicznym ten efekt nie wystąpił, trudno powiedzieć czemu.

Poparcie partyjne jest zapewne wyższe, ale nie wiadomo, o ile

W obu wykresach podajemy wyniki takie, jak uzyskały pracownie, tj. z uwzględnieniem odpowiedzi "trudno powiedzieć lub jeszcze nie wiem" [na kogo zagłosuję].

Jakaś część głosów osób zdecydowanych na udział w wyborach nie została zatem uwzględniona, a to oznacza, że poparcie dla poszczególnych partii mogłoby "w realu" być wyższe. Nie da się jednak rzetelnie stwierdzić, czy ci niezdecydowani ostatecznie zagłosowaliby, a jeśli tak, to na kogo.

To o tyle ważne zastrzeżenie, że tabloidy (dla lepszego efektu) i TVP (zapewne, by przedstawić wyższe poparcie PiS) liczą poparcie wyłącznie wśród osób "podwójnie zdecydowanych" i na udział w wyborach, i na wybór konkretnej partii. To oczywiście zawyża poparcie wyborcze wszystkich partii, większym bardziej spektakularnie. Inna prezentacja wyników miesza ludziom w głowach, czasem bardzo miesza - jak wtedy, gdy 13 grudnia "Fakt" ogłosił, że według badań Kantar Public na PiS chce głosować 50 proc. , choć w zamówionym przez "Fakt" sondażu wybór partii Kaczyńskiego zadeklarowało tylko 41 proc. Aż 17 proc. badanych deklarujących udział w wyborach nie potrafiło jednak wskazać żadnej partii. Policzenie poparcia PiS wśród pozostałych 83 proc. zdecydowanych dało piorunujący efekt prawie 50 proc.

Tabloidy i - ostatnio - TVP podają wyniki przeliczone, wyłącznie wsród osób zdecydowanych na jakąś partię, bez uwzględniania osób niezdecydowanych. Przyjmują założenie, że decyzje wyborcze niezdecydowanych byłyby takie same jak zdecydowanych i/lub ostatecznie nie będą glosować. To założenie jest jednak arbitralne i dlatego poważniejsze media podają wyniki uwzględniając też niezdecydowanych, o których głosy partie muszą dopiero zawalczyć. Według niektórych badaczy, stosunkowo duży odsetek niezdecydowanych to potencjalny zasób opozycji, bo wyborcy liberalni mogą być rozczarowani do działań swoich partii i deklarować wycofanie z polityki.

13 grudnia „Fakt” podał sensacyjną wiadomość, że w badaniu Kantar Public notowania PiS sięgnęły 50 proc. Bezrefleksyjnie news o rekordzie powtarzały inne media, łącznie z TVN24 (na pasku). W tym sondażu liczba niezdecydowanych wyniosła aż 17 proc. Gdy uwzględnimy ich odpowiedzi jako osobną kategorię, poparcie dla PiS spada do zupełnie nierekordowego wyniku 41 proc. Zamieszanie znika, ale tabloid traci, bo news nie jest "sexy".

Oczywiście podawanie wyników wyczyszczonych z osób niezdecydowanych nie jest oszustwem czy manipulacją, to jednak inna konwencja. TVP będzie zapewne się jej trzymać, bo w punktach procentowych znacząco zawyża poparcie dla PiS. Gdyby w jakimś nachodzącym sondażu niezdecydowanych było aż 20 proc., to np. 42,4 proc. dla PiS (w zaokrągleniu 42 proc.) można przeliczyć na 53 proc., a to wygląda dużo lepiej

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze