Dwóch amerykańskich politologów naliczyło 219 pogromów na dawnych Kresach Wschodnich RP latem 1941 roku. Jedwabne było tylko jednym z nich. Ale to tylko 9 proc. gmin, Większość miejscowości nigdy nie doświadczyła pogromu. Naukowcy próbowali odpowiedzieć na pytanie, dlaczego pogromy wybuchały w jednych miejscach, a w innych nie. Odpowiedzi są fascynujące
Dwóch amerykańskich politologów, Jeffrey S. Kopstein z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Irvine oraz Jason Wittenberg z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley właśnie wydało szczupłą książeczkę o pogromach antyżydowskich na ziemiach polskich latem 1941. (Jedwabne było tylko jednym z wielu, chociaż nie wszystkie były tak krwawe).
„Intymna przemoc” (ang. „Intimate Violence”) to najbardziej poruszająca lektura od czasów „Dalej jest noc” (pracy zbiorowej pod redakcją Barbary Engelking i Jana Grabowskiego, pisałem o niej w OKO.press) - równie nieprzyjemna dla państwowej polityki historycznej prowadzonej przez rząd PiS, chociaż z zaskakującą konkluzją.
Ponieważ wielu krytyków w Polsce zarzuca Janowi Tomaszowi Grossowi, że jest socjologiem (co oznacza - w domyśle - nie ma prawa pisać o historii), warto wyjaśnić, czym różni się książka o pogromach napisana przez politologów od książki napisanej przez historyków.
Amerykańska politologia bardzo też różni się od polskiej. W 2017 roku ukazała się książka dwóch socjologów - Tomasza Warczoka oraz Tomasza Zaryckiego z Uniwersytetu Warszawskiego (tutaj), którzy przebadali polską politologię i którzy piszą łagodnie o jej „peryferyjności”.
W skrócie i w uproszczeniu: o ile polscy politolodzy zajmują się w dużej mierze komentowaniem bieżących wydarzeń, amerykańscy prowadzą częściej nowe badania z wykorzystaniem np. zaawansowanych technik statystycznych. Opisują rzeczywistość w kategoriach teoretycznych modeli, które potem próbują weryfikować opierając się na dostępnych danych liczbowych. Tego typu badania w Polsce uprawiane są znacznie rzadziej.
W porównaniu z pracami historyków - którzy częściej po prostu opowiadają, co ich zdaniem się zdarzyło - Kopsteina i Wittenberga bardziej interesuje poszukiwanie ogólnych prawidłowości. Historycy są z natury swojego zawodu sceptyczni wobec uogólnień: zwykle wolą opisywać wydarzenia w całej ich różnorodności niż stawiać jednoznaczne tezy.
Zacznijmy od faktów. W „Intymnej przemocy” amerykańscy badacze zebrali całą dostępną dziś wiedzę na temat fali pogromów, która przetoczyła się przez dawne polskie kresy po inwazji hitlerowskich Niemiec na Związek Radziecki latem 1941 roku.
I tu wstrząsająca dla polskiego czytelnika wiadomość: Jedwabne nie było jedno. Kopstein i Wittenberg naliczyli w sumie 219 pogromów na terenie 6 przedwojennych województw (lwowskiego, stanisławowskiego, tarnopolskiego, wołyńskiego, poleskiego i białostockiego). Ofiarami byli Żydzi. Sprawcami - głównie Polacy i Ukraińcy, z niemieckim przyzwoleniem.
Amerykańscy naukowcy stawiają w tym miejscu interesujące pytanie: pogromy wybuchły w 9 procentach gmin, w których Żydzi i nie-żydzi mieszkali obok siebie. Piszą:
„Większość miejscowości nigdy nie doświadczyła pogromu i większość zwykłych nie-żydów nigdy nie zaatakowała Żydów. (…) Nasze dane pokazują, że etniczna przemoc ma charakter sytuacyjny, a nie inherentny. Podjęliśmy się zdania identyfikacji i scharakteryzowania lokalnych kontekstów, które stymulują albo powstrzymują etniczną przemoc w społeczeństwach z długą historią wrogości”.
W przełożeniu na prostszy język: nie ma nic oczywistego w wybuchu pogromu. Do wzbudzenia fali przemocy - w której sąsiedzi zabijają sąsiadów - nie wystarczy ani ugruntowana niechęć, ani nawet obecność Niemców (pogromy wybuchły tylko w niektórych miejscowościach, a Niemcy zajęli całe terytorium).
Po przeanalizowaniu dostępnych informacji (niżej powiemy, w jaki sposób) Kopstein i Wittenberg doszli do następujących wniosków:
Kopstein i Wittenberg nazywają to uzasadnienie „teorią konkurujących nacjonalizmów”. Piszą:
„Twierdzimy, że pogromy reprezentowały strategię, w której nie-żydzi próbowali pozbywać się tych, których uważali za politycznych rywali w przyszłości. Pogromy miały największą szansę wydarzyć się w miejscach, w których mieszkało wielu Żydów, w których ci Żydzi byli orędownikami narodowej równości Żydów i nie-żydów, i w których partie, które się za takim programem opowiadały, były popularne”.
Na jakiej podstawie autorzy doszli do takich wniosków? Pokażmy to na przykładzie. Jedna z najbardziej popularnych teorii na temat pogromów (w tym pogromu w Jedwabnem) mówi, że były one zemstą za domniemaną kolaborację niektórych Żydów z władzami sowieckimi, okupującymi wschodnie tereny RP od 17 września 1939 roku.
Na ile ten pogląd jest prawdziwy - to sprawa osobna. Z pewnością okupacja sowiecka umożliwiła wielu Żydom robienie karier w miejscach, które w czasach II RP były dla nich zamknięte, takich jak administracja państwowa.
W biurach i w instytucjach publicznych, w których Żydów w II RP nie było, pojawili się teraz w znacznej liczbie - co lokalna ludność mogła postrzegać jako masową kolaborację. Równocześnie Polacy utracili uprzywilejowany status, którym cieszyli się przed wojną na tych terenach.
Z drugiej strony - regionalne badania nad składami władz sowieckich i komitetów partyjnych na okupowanych terytoriach pokazuje, że odsetek Żydów w ich składzie był wyraźnie niższy niż odsetek Żydów w ogólnej populacji. Np. w 1940 r. ok. 30 proc. ludności Lwowa stanowili Żydzi, ale w lwowskim sowiecie (radzie) było ich znacznie mniej.
Jak próbują to rozwikłać Kopstein i Wittenberg? Zacytujmy: „Chociaż nie mamy systematycznych danych dotyczących żydowskiej obecności w sowieckiej administracji lokalnej, można wnioskować, że sympatia dla władzy sowieckiej była najwyższa w miejscach, w których partia komunistyczna była najsilniejsza.
Co za tym idzie, jeśli pogromy były karą za kolaborację z Sowietami, wówczas prawdopodobieństwo pogromu powinno być pozytywnie skorelowane z przedwojennym poparciem dla komunistów.
Nie znaleźliśmy systematycznego związku pomiędzy wybuchem pogromów i głosami na komunistów w okresie międzywojennym”.
Na tego typu porównaniach - poszukiwaniu statystycznych powiązań - polega główna metoda badawcza amerykańskich naukowców. Szczególnie chętnie wykorzystują przedwojenne dane demograficzne oraz wyniki głosowań w wyborach.
Okazuje się np., że pogrom był tym bardziej prawdopodobny, im więcej głosów przed wojną padało nie na antysemickich Narodowych Demokratów - ale tam, gdzie wygrywał prorządowy BBWR, który nie był otwarcie antysemicki (a po stronie żydowskiej - na partie nacjonalistyczne).
To oznacza - w interpretacji Kopsteina i Wittenberga - że nacjonaliści czuli się w tych miejscach szczególnie zagrożeni. Dlatego też do pogromów dochodziło częściej tam, gdzie Żydzi byli liczniejsi: jako niewielka mniejszość nie stanowili zagrożenia.
Głównym kłopotem tego wywodu jest jakość materiałów statystycznych, na których opierają się Amerykanie - czy to wyników spisów powszechnych, czy wyników wyborczych (władze sanacyjne wybory fałszowały na różne sposoby). Naukowcy próbują ominąć te trudności na różne sposoby, "sztukując" dane za pomocą różnych fragmentarycznych informacji i własnych hipotez.
Konkluzje obu amerykańskich politologów są ciekawe także z punktu widzenia debaty o polskich winach wobec Żydów w czasie II wojny światowej. Podkreślają wielokrotnie, że do pogromów doszło w relatywnie niewielkiej liczbie miejscowości - mniej niż 10 proc. z tych, w których Polacy i Żydzi mieszkali obok siebie.
Fala pogromów w 1941 roku była ponadto mniejsza od tej, która nastąpiła w latach 1919-1920, szacowanej na 800 pogromów i 50 tys. zabitych Żydów.
„Nasze empiryczne wnioski” - piszą amerykańscy naukowcy - „wspierają pogląd, że narody nie działają kolektywnie i w związku z tym nie powinny być kolektywnie odpowiedzialne za przestępstwa popełnione przez mniejszość”.
Jeffrey S. Kopstein, Jason Wittenberg, Intimate Violence. Anti-Jewish Pogroms on the Eve of the Holocaust, Cornell University Press, 2018
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Komentarze