0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Maciek Jazwiecki / Agencja GazetaMaciek Jazwiecki / A...

Jak nie ocenialibyśmy skuteczności kolejnych tarcz antykryzysowych, trzeba przyznać, że aktywność rządu na tym polu jest duża. W OKO.press regularnie publikujemy bardzo krytyczne recenzje działań rządu wobec pracowników, znalazł się też chwalący część działań rządu głos profesora Marcina Piątkowskiego.

Nikt jednak nie pochwali rządu tak dobrze, jak sam rząd. Premier Morawiecki i minister rodziny Marlena Maląg lubią przechwalać się, ile dzięki tarczom antykryzysowym jest uratowanych miejsc pracy. Trudno jednak się tego dowiedzieć, bo podawane przez nich liczby zmieniają się bardzo szybko.

Rzeczywiste skutki kryzysu trudno jest teraz ocenić. Ekonomiści podkreślają, że prognozy PKB na rok 2020 to bardzo ostrożne szacunki, bo przebieg i skutki epidemii są nieprzewidywalne. Przedwczesne otwieranie miejsc pracy i przestrzeni publicznych może też się zemścić, co widzimy na przykładzie Korei Południowej.

Chociaż od kwietnia dzienna liczba nowych zakażeń w Polsce jest bardzo podobna, to rząd dąży do pełnego wznowienia aktywności gospodarczej. I przedstawia to jako swój wielki sukces.

Sukces za sukcesem

Premier na koniec kwietnia mówił o dwóch milionach uratowanych miejsc pracy. Trzy tygodnie później, 19 maja razem z prezydentem Dudą mówili o 2,5 milionach. 27 maja mamy już cztery miliony.

Równie szybko ta liczba rozwija się w opowieściach Marleny Maląg, minister pracy, rodziny i polityki społecznej. 11 maja powiedziała, że udało się uratować około 3 miliony miejsc pracy. 14 maja w Polskim Radiu mówiła już:

„Tak naprawdę na ten moment możemy śmiało powiedzieć, że około 5 milionów miejsc pracy zostało ochronionych”.

To oznaczałoby, że dzięki działaniom rządu ochronione zostało już około 30 proc. wszystkich miejsc pracy. Według GUS, w grudniu 2019 w Polsce pracowało ok. 16,5 miliona osób.

Ratujemy wszystkie miejsca pracy?

Chociaż dane premiera Morawieckiego i minister Maląg są różne, to w obu przypadkach tempo ratowania miejsc pracy jest imponujące. Co jeśli się utrzyma?

Pierwsze dwie liczby na obu liniach to dane, które premier Morawiecki i minister Maląg rzeczywiście podali. Reszta to estymacja za pomocą prostej proporcji.

Ambitniej wypada Marlena Maląg. Gdyby miała rację, że między 11 a 14 maja udało się uratować 2 miliony miejsc pracy, to już 2 czerwca wszystkie miejsca pracy zostałyby bohatersko uratowane przez rząd.

Jeśli analogicznie spojrzymy na liczby podawane przez Mateusza Morawieckiego, wówczas wszystkie miejsca pracy zostaną uratowanie dwa miesiące później – 2 sierpnia.

Daleko tej symulacji do poważnej analizy. To raczej sprowadzenie do absurdu rządowej polityki informacyjnej. Potraktowaliśmy tutaj liczby podobnie jak rząd – kreatywnie. Pojawia się bowiem pytanie – skąd rząd ma dane o uratowanych miejscach pracy? Nie wiemy.

Rząd ignoruje pytania

Tydzień temu, przy okazji tekstu w OKO.press o 2,5 milionach uratowanych miejsc pracy, o których mówili prezydent i premier 19 maja, zapytaliśmy kancelarie premiera i prezydenta o źródło i metodologię tych szacunków.

Przeczytaj także:

Te same pytania wysłaliśmy również do Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, odnosząc się do liczb podawanych przez minister Maląg.

Od 20 maja nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi. Urzędnicy administracji rządowej regularnie ignorują nasze pytania. Podczas rządów PiS tradycją są też „konferencje prasowe”, podczas których nie można zadawać pytań.

W ten sposób rząd zdejmuje z siebie odpowiedzialność za słowa. Skoro nie musi ich w żaden sposób bronić przez trudnymi pytaniami, może powiedzieć cokolwiek. W tym kontekście opowieść o 5 milionach uratowanych miejsc pracy wcale nie musi być bardziej absurdalna niż mówienie, że uratowano wszystkie miejsca pracy. Skoro nie wiemy, na czym opierają się rządzący, można powiedzieć wszystko.

Można już oszacować? Nie można

Wróćmy jednak do danych, jakie mamy. Czy możemy obecnie oszacować, ile rzeczywiście miejsc pracy uratował rząd?

„Wiemy tylko, ilu pracodawców na ilu pracowników dostało dofinansowania (w czasie przestoju ekonomicznego, po obniżeniu wymiaru czasu pracy) i to są ewentualnie miejsca pracy, które może bez możliwości obniżenia płac i częściowych dopłat do płac zostałyby zlikwidowane. Wliczenie miejsc pracy w firmach z pożyczkami z PFR będzie już pewnie bardziej skomplikowane” – komentuje dla OKO.press profesor Ryszard Szarfenberg z UW.

Według danych z 27 maja ze strony Ministerstwa Rozwoju firmom przyznano już prawie 56 mld złotych. Aż 36 mld to środki z Tarczy Finansowej Polskiego Funduszu Rozwoju. 6,5 mld to zabezpieczenia kredytów z Banku Gospodarstwa Krajowego.

W tym samym miejscu przeczytamy, że do ZUS i urzędów pracy wpłynęło 4 mln 744 tys. 600 wniosków o pomoc. To może być podpowiedź, skąd biorą się liczby podawane przez rządzących.

Po pierwsze, jednak gdy minister Maląg dwa tygodnie temu mówiła o 5 milionach, wniosków było zapewne mniej. Z kolei gdy premier Morawiecki mówi o 4 milionach, ta liczba jest bliższa pięciu.

Po drugie: liczba złożonych wniosków w żaden sposób nie jest równa liczbie uratowanych miejsc pracy. Wnioski składają firmy, które zatrudniają dziesiątki lub nawet setki pracowników. Firmy mogą też aplikować o różne instrumenty.

Nigdzie nie znajdziemy informacji, ile osób pracuje w firmach, które otrzymały rządową pomoc. A nawet gdybyśmy to wiedzieli, to w żaden sposób nie jest to liczba uratowanych miejsc pracy. Nigdy nie poznamy twardej liczby – zawsze będzie to szacunek.

Rząd nie dzieli się z nami kompleksowymi danymi, nie znamy metodologii szacunków. W ten sposób uprawia propagandę sukcesu.

;

Udostępnij:

Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze