0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Lukasz Cynalewski/ Agencja Wyborcza.plLukasz Cynalewski/ A...

18 lutego 2022 – wtedy miał upływać termin ultimatum, które zarząd firmy produkującej autobusy dał swoim pracownikom. Strajkująca od 24 stycznia załoga do piątku miała odpowiedzieć, czy akceptuje podwyżki zaproponowane w ciągu trwających od prawie tygodnia rozmów. Dla najniżej opłacanych pracowników produkcji miały one wynieść 8,5 proc. Przekłada się to na znacznie niższe kwoty niż proponowane przez związkowców 800 złotych.

Pracownicy od początku nie akceptowali tej propozycji – komentował dla OKO.press przewodniczący „Solidarności” w Solarisie, Albert Wojtczak. Jeszcze we wtorek wieczorem, tuż po zakończeniu negocjacji mówił nam, że członkowie załogi ani myślą o rezygnacji ze strajku.

„Od rozmowy z zarządem odebrałem już kilkadziesiąt telefonów od pracowników, którym ta oferta się nie podoba” - mówił Wojtczak.

W końcu związkowcy odrzucili ofertę pracodawcy. „Czas na poważne rozmowy, wyrażamy do nich gotowość jeszcze w tym tygodniu” - napisali we wspólnym oświadczeniu przedstawiciele strajkujących w Solarisie związków: „Solidarności” i OPZZ Konfederacji Pracy.

Jeśli wierzyć deklaracjom zarządu, taka decyzja strajkujących oznacza jednak zerwanie negocjacji. Władze spółki upierają się, że kolejnej propozycji nie będzie.

Przeczytaj także:

Miało być 500 złotych podwyżki? Tylko na papierze

Pierwotny plan zarządu zakładał 5-procentowe podwyżki dla wszystkich pracowników. Związkowcy chcieli systemu kwotowego. Według nich procentowe przeliczanie podwyżek będzie faworyzować kadrę zarządzającą, a na zysk firmy pracują przecież wszyscy. Pierwszy postulat mówił o wzroście uposażeń o 800 złotych dla wszystkich, w trakcie rozmów z kierownictwem związkowcy zeszli do 400 złotych. Po odrzuceniu tej drugiej propozycji, zatrudnieni w Solarisie podjęli decyzję o strajku i powrocie do kwoty 800 zł.

Ile pracownicy zyskaliby po przyjęciu najnowszej oferty zarządu? Według danych przekazanych przez firmę średnia brutto wśród pracowników produkcji wynosi 4376 zł. Podwyżka dla takiej kwoty opiewałaby więc na sumę 372 zł brutto. Formalnie kwota podstawowego uposażenia wzrosłaby jednak w sumie o 500 złotych.

„To dlatego, że pracodawca dorzucił nam też do zasadniczego wynagrodzenia premię od wypracowanego zysku (EBIT), która do tej pory była wypłacana oddzielnie. To jest coś, co już przecież mamy, ta kwota nie powinna być tu ujmowana” - mówi Wojtczak.

Oczywiście taka podwyżka dotyczyłaby „średniaków”. Według związkowców w zakładzie nie brakuje osób zarabiających kilkaset złotych brutto mniej.

Konfederacja Pracy nazywa proponowane podwyżki „wirtualnymi”, a przesunięcie bonusu za wypracowany zysk - jego likwidacją. Przedstawiciele związku twierdzą, że zarząd poinformował pracowników o propozycji podwyżek za pomocą ekranów umieszczonych między innymi w zakładowej stołówce.

“Chcę sprostować ociekające hojnością komunikaty firmy: część z tego, co nam teraz dają, już mamy. A druga część - to pieniądze, które możemy dostać, ale nie musimy. Nie ma więc żadnej gwarantowanej podwyżki - oprócz tych dodatkowych 50 zł brutto” - mówi w rozmowie z “Gazetą Wyborczą” Wojciech Jasiński z Konfederacji Pracy.

Strajkujący zwracają też uwagę, że dodatkowe 50 złotych dostaną jedynie najniżej wynagradzani pracownicy. „Tym, którzy dostali wyższe podwyżki, będzie przysługiwać albo mniej, albo nic” - czytamy w oświadczeniu opublikowanym przez KP.

„Pamiętajmy, że żądamy 800 złotych – 400 za ten rok i 400 za zeszły. Firmę na to stać. W zeszłym roku nie było podwyżek” - mówił we wtorek do strajkującej załogi Grzegorz Ilnicki, przedstawiciel KP.

Związkowcy z obu strajkujących organizacji piszą zgodnie, że załoga odbiera nową propozycję zarządu jako “obraźliwą prowokację”.

"Uprzejmie informujemy, że tylko frajer przyjmie taką propozycję, a tylko ktoś odklejony od rzeczywistości może w 4. tygodniu strajku zaproponować ludziom 50 zł brutto i jakąś minimalną jednorazową, którą mieliby otrzymać także niestrajkujący. Trudno uwierzyć, że Zarząd Solaris liczy na akceptację załogi" - napisała wcześniej Konfederacja Pracy.

Zarząd: aż tak bogaci nie jesteśmy

Zarząd twierdzi, że na wyższe podwyżki nie ma pieniędzy. Sytuacja finansowa firmy nie jest wcale aż tak fantastyczna – przekonują przedstawiciele spółki. Owszem, w 2020 roku udało się wypracować 108 mln złotych zysku. Miało to być jednak spore odbicie - w 2018 roku, zaraz po przejęciu firmy przez Hiszpanów, strata firmy wyniosła 340 mln złotych.

Dziś to dla zarządu argument w dyskusji o płacach, choć jeszcze trzy lata temu taki wynik finansowy miał być jedynie delikatnym potknięciem.

„Ubiegłoroczny wynik finansowy Solarisa był sytuacją wyjątkową, która w tym roku z pewnością nie będzie mieć miejsca. Na ten rok zakładamy pozytywny wynik netto oraz rekordowo wysoką sprzedaż na poziomie 1600 pojazdów” – mówił w 2019 roku rzecznik spółki Mateusz Figaszewski „Dziennikowi Gazecie Prawnej”. „Wysokość straty była spowodowana głównie dokonaniem szeregu odpisów w koszty firmy” - twierdzili z kolei autorzy sprawozdania finansowego Solaris Bus & Coach. Nowi właściciele zdecydowali m.in. o utworzeniu 313 mln zł rezerwy kapitałowej.

Według zarządu, podwyżki będą kosztować krocie. Łącznie na wzrost płac miałoby pójść 18,8 mln złotych, „co stanowi 20 proc. zysku za rok 2020” - czytamy w oświadczeniu firmy. Kwota ta ma być też o 88 proc. wyższa niż suma przeznaczona na wzrost płac w 2020 roku. Kolejne, coroczne podwyżki miałyby osiągać poziom o 0,5 punktu procentowego powyżej inflacji. Na więcej nas nie stać, dlatego kolejnej propozycji nie będzie - straszy zarząd.

Mimo to spółka może znaleźć środki na zakup poznańskiej fabryki tramwajów Modetrans. Solaris jest na liście podmiotów zainteresowanych zakupem przedsiębiorstwa, choć jeszcze cztery lata temu sprzedał swój zakład zajmujący się podobną działalnością szwajcarskiemu Stadlerowi. Według mediów, władze będącego głównym udziałowcem spółki Poznania, na sprzedaży akcji Modetransu chcą zarobić 400 mln złotych.

Związkowcy twierdzą, że firma zwleka z przedstawieniem wyników finansowych za zeszły rok. Po ich ujawnieniu mogłoby się okazać, że spółka nie miałaby problemu ze sprostaniem oczekiwaniom załogi.

“W portfolio mieliśmy jeszcze droższe auta, świetnie się sprzedawały. Przychody i zyski powinny więc być wyższe, bo bijemy historyczne rekordy w liczbie wyprodukowanych autobusów” - mówił “Gazecie Wyborczej” Jasiński.

Władze Solarisa „przestrzegają praw pracowniczych”. W szczególności osób, które nie strajkują

Szefostwo spółki w dalszym ciągu informuje o „agresywnych zachowaniach niektórych uczestników strajku wobec swoich współpracowników”. Pierwszy raz usłyszeliśmy o tym na samym początku strajku. Według wysłanych do mediów komunikatów ma chodzić o groźby i „szykanowanie” osób, które nie przystąpiły do strajku. Zapytani o te przypadki związkowcy stanowczo zaprzeczają. Przedstawiciele Konfederacji Pracy zapowiedzieli, że zarzutom przyjrzą się prawnicy związku.

Zarząd twierdzi, że w trakcie strajku przestrzega wszystkich zapisów prawa pracy, „w szczególności tych dotyczących możliwości kontynuowania pracy przez pracowników firmy, którzy nie popierają strajku i się do niego nie przyłączają”.

Według władz spółki, firma mimo przestojów wysyła autobusy do klientów - w ciągu ostatnich tygodni było ich „kilkadziesiąt”. Tym samym zarząd zrezygnował z podawania dokładnych liczb. Po pierwszym tygodniu strajku wiadomo było, że klienci odebrali 24 autobusy Solarisa – według związkowców były to maszyny praktycznie gotowe przed startem ich protestu, należało je jedynie doposażyć.

“Produkcja praktycznie stoi, a z zakładu powinno wyjeżdżać codziennie około osiem wozów na dzień. One kosztują po minimum dwa miliony złotych za sztukę. Rachunek jest prosty” - mówił reporterowi OKO.press Maćkowi Piaseckiemu podczas poniedziałkowej pikiety przed zakładami Solarisa Tomasz Kłos, sekretarz związku międzyzakładowego KP. Inni protestujący mówili o osobach zatrudnianych w fabrykach Solarisa tymczasowo, by uzupełnić braki. - “To, co oni w tej chwili poskładają, my będziemy musieli rozebrać i złożyć poprawnie. Jaki to ma sens?” - pytał jeden z uczestników pikiety.

Reprezentacja związkowa niedopuszczona do rozmów

Przedstawiciele KP dowiedzieli się o nowej propozycji zarządu w pierwszej kolejności jedynie z zakładowych monitorów. Do rozmów z zarządem dopuszczono tylko „Solidarność”. Zarówno zarząd, jak i wyznaczony na mediatora były prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz, nie zgodzili się, by w skład delegacji Konfederacji Pracy wszedł Piotr Ikonowicz. Działacz społeczny i lider Ruchu Sprawiedliwości Społecznej miał pomóc między innymi biegłą znajomością hiszpańskiego.

„Chcieliśmy, by przekaz, który usłyszy prezes, popłynął do niego w jego własnym języku. Przedstawiciele firmy przestraszyli się udziału prawnika, działacza i tłumacza języka hiszpańskiego w rozmowach” - mówił pracownikom Grzegorz Ilnicki. - „Nie wyobrażam sobie takich negocjacji, na które zapraszamy partnera biznesowego, dajmy na to, że sprzedającego autobusy, i mówimy: Prowadzimy negocjacje, ale ten, ten i ten nie może brać w nich udziału”.

Według Mateusza Figaszewskiego członkowie KP w ogóle nie przyszli na miejsce rozmów, a udział Ikonowicza oznaczałby „upolitycznienie” negocjacji. Związkowcy odpierają: przecież sam mediator jest politykiem, a przez 16 lat pełnił funkcję prezydenta Wrocławia.

Prawie cztery tygodnie strajku nie przyniosły więc efektu, a negocjacje na razie kończą się w martwym punkcie. Związkowcy przekonują, że mimo przedłużającego się kryzysu morale w zespole jest wysokie.

„Trzy tygodnie strajkujemy. Może to kwestia tygodnia, może dwóch. Ale wygrana jest po naszej stronie. Przecież my tracimy stosunkowo mało w porównaniu z firmą” - mówił Maćkowi Piaseckiemu Tomasz Kłos.

“Wytrzymamy, ile trzeba” - zapewniali naszego reportera protestujący.

Na portalu zrzutka trwa zbiórka na fundusz rekompensujący strajkującym brak wypłat. W czwartkowe (17 lutego) popołudnie jego kwota przekracza 326 tysięcy złotych.

;

Udostępnij:

Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska i Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.

Komentarze