0:00
0:00

0:00

"Według danych Komendy Głównej Policji w 2019 roku na polskich drogach zginęło blisko 3 tys. osób. Z kolei z raportu Europejskiej Agencji Środowiska z tego samego roku wynika, że z powodu zanieczyszczenia środowiska w Europie co roku dochodzi do ponad 400 tys. przedwczesnych zgonów, w tym w Polsce to ponad 40 tys. rocznie.

Oznacza to, że wskutek zanieczyszczenia powietrza przedwcześnie umiera w Polsce ponad 10 razy więcej osób niż wskutek wypadków drogowych"

- taką diagnozą rozpoczyna się raport "Zabójczy smog z samochodowych spalin" Najwyżej Izby Kontroli (NIK).

Smog podrażnia nasze płuca, które tracą pojemność i stają się mniej odporne, przez co coraz częściej polskie społeczeństwo zmaga z takimi chorobami, jak dusznica bolesna, arytmia czy astma. "W konsekwencji jesteśmy również bardziej narażeni na ciężki przebieg COVID-19" - czytamy w raporcie NIK.

Te zanieczyszczenia pochodzą nie tylko z tzw. niskiej emisji z domowych pieców grzewczych i lokalnych kotłowni węglowych, ale również ze spalin samochodowych.

NIK postanowił sprawdzić, czy obowiązujące regulacje prawne, rozwiązania organizacyjne i techniczne oraz działania administracji pozwalają skutecznie eliminować z polskich dróg najbardziej trujące auta. Okazało się, że nie. Kontrola objęła miasta o największym natężeniu ruchu - Warszawę, Kraków i Łódź.

Przeczytaj także:

Coraz więcej aut

Na wstępie NIK zaznacza, że ograniczeniu negatywnego wpływu na środowisko nie sprzyja w Polsce rosnąca liczba samochodów. Do tego w naszym kraju rośnie liczba pojazdów na mieszkańców. Obecnie wynosi ona 580 samochodów na 1000 obywateli. To dwukrotnie więcej niż w Austrii czy Niemczech.

"Od przystąpienia Polski do UE liczba użytkowanych w Polsce samochodów wzrosła ponad dwukrotnie, a brak polityki podatkowej zachęcającej do zakupu nowych samochodów lub spełniających wyższe normy ekologiczne skutkuje tym, że zarejestrowane w tym okresie pojazdy to w większości używane samochody importowane"

- czytamy w raporcie.

Efekt jest taki, że średni wiek użytkowanych samochodów osobowych to ok. 15 lat. Polska ma jeden z najwyższych odsetków samochodów powyżej 10 lat w Europie (ok. 73 proc.). A 35 proc. aut jeżdżących po polskich drogach ma ponad 20 lat. A to właśnie starsze samochody są największymi trucicielami.

Ministerstwo zawiodło

Według raportu NIK, Ministerstwo Infrastruktury kompletnie nie zdało egzaminu w zakresie ograniczania liczby najbardziej trujących aut na polskich drogach. Przede wszystkim nie zapewniło rozwiązań w obszarze polityki transportowej dotyczących standardów kontroli emisji spalin, które pozwoliłyby skutecznie ograniczać zanieczyszczenia z transportu drogowego.

Działania resortu w tym względzie ograniczyły się do realizacji obowiązku wdrożenia unijnej dyrektywy z 2 kwietnia 2014 roku (2014/45/UE) w sprawie okresowych badań pojazdów, choć i tak minister zaczął nad tym pracować z półrocznym opóźnieniem. A przepisy ostatecznie i tak nie zostały przyjęte. W efekcie,

"pojazdy z niesprawnymi bądź usuniętymi elementami wyposażenia odpowiedzialnymi za oczyszczanie spalin, wskutek braku odpowiednich rozwiązań prawnych, umożliwiających identyfikację takich pojazdów, są przez diagnostów nadal dopuszczane do ruchu drogowego".

Smutną egzemplifikacją takiego stanu rzeczy były pomiary emisji spalin, które w 2019 roku przeprowadzono w Krakowie. Zbadano ponad 60 tys. samochodów osobowych i dostawczych: "Stwierdzono, iż 57 proc. przebadanych pojazdów nie spełniało norm z zakresie tlenków azotu, 48 proc. emisji tlenku węgla, 45 proc. - węglowodorów, a 40 proc. - pyłów". Największe przekroczenia limitów pyłów odnotowano oczywiście dla aut starszych.

Sieć pomiarowa, która niewiele mierzy

Badaniem wpływu transportu drogowego na jakość powietrza w dużych miastach zajmują się funkcjonujące w ramach Państwowego Monitoringu Środowiska stacje pomiarowe, których jest blisko 300.

Okazało się jednak, że spośród tej liczby:

  • tylko 16 stacji zlokalizowano w bezpośrednim sąsiedztwie ulic;
  • w części stacji pomiary są realizowane w ograniczonym zakresie - np. nie mierzy się stężeń tlenków azotu (NOx), bądź pyłów PM2,5 i PM10.

A na dodatek w połowie województw w ogóle nie prowadzi się badań stanu powietrza przy wykorzystaniu stacji komunikacyjnych. Takich stacji nie ma 25 spośród największych polskich miast (powyżej 100 tys. mieszkańców).

Tymczasem, jak czytamy w raporcie, "dla prawidłowej oceny wpływu transportu drogowego na jakość powietrza w dużych aglomeracjach miejskich istotne znaczenie ma usytuowanie urządzeń pomiarowych oraz liczba tych urządzeń".

Dziurawy nadzór miast

Kontrola wykazała również, że kuleje system nadzoru prezydentów miast nad Stacjami Kontroli Pojazdów. Ta kontrola jest szczególnie ważna właśnie z tego powodu, że większość aut w Polsce to pojazdy ponad dziesięcioletnie.

Wykazano następujące nieprawidłowości:

  • część kontroli przeprowadzano z naruszeniem wymaganej częstotliwości (raz w roku) lub w niepełnym zakresie, a niektórych stacji nie kontrolowano nawet przez trzy lata;
  • w Krakowie i Warszawie nie sprawdzono w każdej z nadzorowanych stacji wykonywania przez diagnostów badań technicznych pojazdów (w Warszawie było to aż 60 proc. Stacji Kontroli Pojazdów).

Wiele do życzenia pozostawiały również same badania aut w Stacjach Kontroli Pojazdów - "ponad połowę badań poddanych oględzinom diagności przeprowadzili nieprawidłowo, z naruszeniem obowiązujących przepisów", m.in.:

  • używali przyrządów kontrolno-pomiarowych nieposiadających stosownego dopuszczenia do eksploatacji;
  • nieprawidłowo kontrolowali emisję szkodliwych składników spalin w blisko 40 proc. pojazdów poddanych kontroli - połowę z tych aut dopuszczono do ruchu, choć mogły one stanowić zagrożenie dla środowiska.

Słabe kontrole Policji

Niestety, badanie NIK wykazało, że na wysokości zadania nie stanęły również Policja i Inspekcja Ruchu Drogowego.

"Kontrole drogowe pojazdów [...] nie zapewniały eliminowania z ruchu drogowego pojazdów, których stan techniczny naruszał wymagania ochrony środowiska. Czynności w tym zakresie prowadzone były niesystematycznie, w dodatku nie w ramach codziennej służby" - piszą autorzy.

Wskazano m.in. następujące uchybienia:

  • często do kontroli kierowano osoby nieposiadające odpowiedniego przeszkolenia specjalistycznego z zakresu ruchu drogowego;
  • do oceny zanieczyszczeń spalin sporadycznie wykorzystywano posiadany sprzęt pomiarowy;
  • wykorzystywano też urządzenia, które nie zostały poddane obowiązkowej, okresowej kalibracji.
;
Na zdjęciu Robert Jurszo
Robert Jurszo

Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.

Komentarze