Według prognozy grupy MOCOS grozi nam potężna fala omikrona, która zatka szpitale. Ponad 200 tys. chorych wymagających hospitalizacji, w szczycie nawet 15 tys. dziennie. Nawet jeśli to się nie sprawdzi, to rząd szykuje się na czarny scenariusz. Tłumaczymy, co może nas czekać
Nowy wariant SARS-CoV-2, nazwany omikronem, jest bardziej zaraźliwy od poprzedniego - delty. Powoduje łagodniejszą chorobę - nie jest jeszcze jasne, czy to dlatego, że jesteśmy już częściowo na niego uodpornieni, czy też jest mniej zjadliwy. Przy takiej zakaźności i tak istnieje jednak niebezpieczeństwo, że zapcha szpitale - nie mówiąc o tym, że może się rozchorować duża część personelu medycznego.
Przypominający tsunami atak omikrona dociera i do nas - w tej chwili stanowi on ponad 10 proc. sekwencjonowanych próbek. Nie mamy szklanej kuli, więc nie wiemy, jak dokładnie wywołana nim 5. fala będzie przebiegać. Jeśli tak, jak prognozuje to wrocławski interdyscyplinarny zespół MOCOS, to sytuacja w najbliższych tygodniach może być bardzo zła.
Prezentację lidera grupy MOCOS prof. Tylla Krügera na temat ich prognozy można zobaczyć pod tym linkiem.
Na wykresie prezentowanym na stronie MOCOS ucina czerwoną przerywaną linią krzywą zakażeń w poziomie. To dlatego, że przewiduje załamanie systemu testowania - po prostu nie będziemy w stanie wykonywać więcej testów.
Wykres przedstawiony przez prof. Krügera na prezentacji pokazuje jednak całą prognozę
Już wiadomo, że fala będzie przesunięta w czasie w stosunku do tego slajdu. Pokazuje on jednak sytuację, w której rzeczywiste dzienne zakażenia sięgną 2,25 mln, w ciągu miesiąca zarazi się połowa mieszkanek i mieszkańców Polski. Fala opadnie równie szybko, jak urosła - praktycznie wszystko skończy się w ciągu miesiąca.
Z modelu MOCOS wynika, że opieki szpitalnej będzie wymagał ok. 1 proc. chorych, czyli ponad 200 tys. W szczycie przewiduje on nawet 15 tys. „przyjęć" do szpitala dziennie. „Przyjęć" w cudzysłowie, bo polski system ochrony zdrowia nie będzie w stanie sprostać takiemu wyzwaniu. Analitycy nie prognozują jednak, ile łóżek byłoby potrzeba w każdym dniu, bo nie ma wystarczających danych na temat długości pobytu w szpitalu przy omikronie.
W szczycie możemy się liczyć z 600 zgonami dziennie, w wersji pesymistycznej nawet z tysiącem. Liczbę zmarłych model prognozował na 18,7 tys. - a więc mniej niż w poprzednich falach.
Będziemy wiedzieć, jak już będzie po wszystkim. MOCOS bardzo dobrze przewidział dotychczasowy przebieg 4. fali, jeśli chodzi o zakażenia, ale np. nie doszacował zgonów.
Minister zdrowia Adam Niedzielski twierdzi, że pomoże nam fakt, iż jeszcze praktycznie nie wyszliśmy z 4. fali, która spowodowała, że wiele osób ma świeżo nabytą odporność. Nie ukrywa jednak, że sytuacja będzie katastrofalna - państwo przygotowuje się na 60 tys. chorych w szpitalach, bo na więcej nie jest w stanie.
A już te 60 tys. oznacza drastyczne ograniczenie usług dla innych pacjentów.
Także każde wprowadzone obostrzenie, np. zamknięcie szkół albo galerii handlowych spowodowałoby zmniejszenie liczby zakażeń, a co za tym idzie hospitalizacji i wydłużenie fali, która przy obecnych ograniczeniach błyskawicznie wspięłaby się do góry i równie szybko opadła. Stanie się tak również, jeśli przestraszymy się 5. fali i sami zaczniemy ograniczać nasze kontakty z innymi.
Próbując znaleźć odpowiedzi, nie powinniśmy się porównywać z krajami Europy Zachodniej, w których liczba zakażeń jest już wysoka, a hospitalizacje nie szybują tak w górę - tam bowiem są większe odsetki zaszczepionych, także 3. dawką, która daje bardzo dobrą ochronę przed ciężkim przebiegiem choroby (ale za to dzięki szczepieniom nie mieli tak wysokiej 4. fali, co może u nas wpływać na to, że 5. fala się „spóźnia").
Można - z zachowaniem wszelkich proporcji – patrzeć na Stany Zjednoczone, bo tam do tej pory dynamika epidemii była mniej więcej taka jak w Polsce. A w USA mamy już więcej hospitalizacji niż w poprzedniej jesiennej fali. W Nowym Jorku liczba pacjentów w stosunku do zeszłego roku się podwoiła.
Tak, jak w innych krajach, gdzie już dominuje wariant omikron – nawet jeśli zakażeń będzie mniej niż prognozuje MOCOS. Problemem będą duże absencje chorobowe, bo bardzo dużo ludzi zachoruje jednocześnie. Na przykład w amerykańskich liniach lotniczych Delta choruje w tej chwili jedna na 10 osób z personelu. Nowy Jork musiał z tego samego powodu zawiesić funkcjonowanie części linii metra.
Wiele krajów, w tym Wielka Brytania i Stany Zjednoczone skracają czas izolacji podczas zakażenia - nawet do pięciu dni, mimo że Światowa Organizacja Zdrowia rekomenduje 14 dni. To po to, żeby z powodu L4 nie stanął cały kraj.
Trzeba więc przygotować się na to, że możemy zachorować - przede wszystkim grozi to osobom niezaszczepionym, szczepionym tylko jedną lub dwoma dawkami.
Także ozdrowieńcy, którzy zakażenie przeszli wcześniej niż w 4. fali nie są dobrze chronieni przed reinfekcją - według analizy londyńskiego Imperial College tylko w 19 proc. Im dawniej, tym gorzej dla nas.
Może też zachorować duża część kolegów i koleżanek w pracy czy w szkole i w związku z tym to my, odporni, ostrożni albo po prostu mający szczęście będziemy mieć więcej pracy.
Z dostaniem się do szpitala ze schorzeniem innym niż COVID-19 może być gorzej niż w 4. fali. System ochrony zdrowia nie jest z gumy. A z racji tego, że tam łatwiej o kontakt z wirusem, personel szpitali i przychodni może zostać czasowo zdziesiątkowany.
Tu jest problem, bo rząd stara się zrobić jak najmniej, by nie zdenerwować przeciwników obowiązkowych szczepień i „segregacji sanitarnej". Problem 4. fali rozwiązał w ten sposób, że kazał szpitalom otwierać kolejne oddziały covidowe - podczas gdy np. kraje „starej" Unii wprowadzały kolejne ograniczenia, żeby nie obciążać szpitali i żeby uniknąć niepotrzebnych śmierci.
Z tego też powodu PiS nie jest w stanie przepchnąć przez Sejm nawet – spóźnionej, z wybitymi zębami – ustawy pozwalającej pracodawcom wymagać od pracowników negatywnego testu na COVID-19.
A mógłby np. zrobić jak w Niemczech, gdzie przed wejściem do restauracji czy teatru trzeba wykonać teraz test antygenowy. To w naszych warunkach spekulacja, bo zapewne opór społeczny, nie tylko „frakcji antysanitarnej", byłby zbyt duży. Ale ustępując jej władze wytrenowały nas podczas 4. fali koronawirusa, żebyśmy nie zdawali sobie sprawy z niebezpieczeństwa. Kilkadziesiąt tysięcy ludzi w szpitalach i 26 tys. osób zmarłych już podczas niej na COVID-19 nie spowodowały, że zaczęliśmy radykalnie pilnować dystansu, noszenia maseczek czy chronić osoby starsze lub schorowane.
Jeśli rzeczywiście zabraknie łóżek szpitalnych dla chorych na COVID-19, rząd najprawdopodobniej coś zamknie, żeby ograniczyć transmisję. Wizja ciężko chorych ludzi odbijających się od szpitalnych bram może już przeważyć w rachunku politycznych zysków i strat.
Jak napisali na początku 4. fali naukowcy z Zespołu ds. COVID-19 przy Prezesie PAN, w pandemii „zostaliśmy pozostawieni samym sobie". Na pewno warto się jeszcze zaszczepić - nawet 1. i 2. dawka w dwa tygodnie po szczepieniu daje przyzwoity poziom ochrony przed ciężkim przebiegiem choroby. Według badań brytyjskich efektywność szczepionek (AZ, Pfizera i Moderny razem) wobec omikrona przedstawia się następująco:
Dane z ostatnich dni pokazują, że w drugim roku masowych szczepień przeciwko COVID-19 zaczęły się decydować na nie kolejne osoby.
Na pewno nie warto rezygnować z maseczki. Największe do tej pory badanie z Bangladeszu pokazało, że noszenie maseczek chirurgicznych zmniejsza ryzyko zakażenia o 11 proc. Te z filtrem FFP2 lub FFP3 chronią jeszcze lepiej. Niestety maseczki z materiału w bangladeskim badaniu nie spełniły swojej roli - zmniejszały ryzyko tylko o 5. proc.
Osoby starsze lub przewlekle chore czy o obniżonej odporności powinny podczas 5. fali uważać szczególnie, bo statystycznie są pierwszymi kandydatami do szpitali. I choć wszystko wskazuje na to, że mają większą szansę wrócić z nich do domu, niż podczas 4. fali, to najlepiej tego doświadczenia uniknąć.
Już wkrótce opublikujemy przewodnik OKO.press po 5. fali, w którym doświadczony lekarz internista wytłumaczy krok po kroku, co robić, jeśli się zachoruje.
Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".
Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".
Komentarze