0:00
0:00

0:00

Ponad 8 tys. zakażeń, ponad 130 osób zmarło - poinformowało ministerstwo zdrowia w środę 27 października. Według i tak już poluzowanych rządowych kryteriów obostrzenia powinny już obowiązywać w na Lubelszczyźnie i Podlasiu. Tymczasem nie dzieje się nic. O ile rok temu katastrofa zdarzyła się, bo mało kto ją przewidział, IV fala, która właśnie się wznosi tej jesieni, właściwie mieści się w planach rządu.

We wrześniu 2020 roku wszyscy, w tym rząd Mateusza Morawieckiego, padliśmy ofiarą złudnej nadziei – dzięki szybko wprowadzonemu lockdownowi udało się nam łagodnie przejść pierwsze uderzenie wirusa na wiosnę, podobnie jak innym krajom naszej części Europy. Dlaczego więc miało się nie udać jeszcze raz? O tak niszczącym dla gospodarki i więzi społecznym zamknięciu nie było już mowy, powstał więc pomysł, żeby „nas trochę pozarażać" – jak szczerze wyznał doradca premiera prof. Andrzej Horban. Tak, jak zrobiła Szwecja, która od początku pandemii liczyła na przejście jej w sposób jak najbardziej „naturalny".

Tekst publikujemy w naszym cyklu „Widzę to tak” – od czasu do czasu pozwalamy sobie na bardziej publicystyczne podejście do opisu rzeczywistości.

Niestety, Polska nie jest Szwecją – nie ma ani takiego systemu ochrony zdrowia, ani dbających o zdrowie własne i wspólne obywateli. Ma za to dużo schorowanych ludzi po sześćdziesiątce i słabe poczucie dobra wspólnego. Jesienna fala 2020 roku okazała się katastrofą – wirus dopiero wtedy uderzył z całą swoją siłą, zabijając dziesiątki tysięcy osób i powodując zapaść systemu ochrony zdrowia. Władze w pośpiechu tworzyły szpitale tymczasowe, z których większość gotowa była już po wszystkim.

Przeczytaj także:

W tamtej jesiennej fali wiele osób straciło najbliższych, zwłaszcza tych z niższym PESEL-em. Potem była fala wiosenna, na którą już przynajmniej przygotowano szpitale tymczasowe – i pojawiła się szczepionka. Rząd zabrał się do jej rozdysponowywania z werwą i cały system jakoś nieźle zadziałał, przez chwilę byliśmy nawet w europejskiej czołówce.

Do czasu, kiedy się okazało, że więcej ludzi się nie zaszczepi. Temu też nie należy się zbytnio dziwić, bo zaszczepiliśmy się tak, jak państwo leżące między Niemcami i Rosją mogło się zaszczepić: swoje zrobiła nieufność do władzy, podatność na teorie spiskowe, brak tradycji szczepień dorosłych i silna jeszcze na wschodzie tradycja medycyny ludowej. Dziwić się to jedno, ale działać to drugie. Niemrawa kampania promocji szczepień i loteria, o której dziwnie cicho, nie zmieniły postaw, podobnie jak koronasceptyczne wypowiedzi prezydenta.

No i mamy te zaszczepione 52 proc. populacji, a na wariant Delta to zdecydowanie za mało, skoro nawet brytyjskie 68 proc. nie chroni przed IV falą. Będzie bolało. Znowu otwierają się szpitale tymczasowe, oddziały w szpitalach zamieniają się na covidowe, odwoływane są planowane operacje.

Może nie będzie tak źle jak na Łotwie, która właśnie wprowadziła twardy lockdown, żeby zahamować największy na świecie wzrost zakażeń, a co za tym idzie - bardzo wiele śmierci. Może nie będzie tak źle jak w Rumunii, gdzie w pewnym momencie zabrakło łóżek na intensywnej terapii, ani jak w Bułgarii, która w desperacji wprowadziła zielone paszporty mimo zdecydowanej niechęci większości społeczeństwa do szczepień.

Może nie będzie, bo na Łotwie zaszczepionych co najmniej jedną dawką jest zaledwie 47 proc. osób powyżej 80. roku życia i 60 proc. powyżej 70. roku życia. W Rumunii to tylko 22 i 41 proc., a w Bułgarii 22 i 34 proc. W Polsce: 76 i 93 proc. (dane ECDC). Mimo że z wiekiem wzrasta ryzyko ponownego zakażenia i ciężkiego przejścia choroby, to jest ono jednak wyraźnie mniejsze dla zaszczepionych niż dla niezaszczepionych, szczególnie jeśli te osoby przyjmą dawkę przypominającą (według uśrednionych danych z USA szczepienie zmniejsza ryzyko zakażenia sześć razy, a śmierci 11 razy).

Jednak 48 proc. niezaszczepionych oznacza jeszcze ogromne pole działania dla SARS-CoV-2. 18 mln ludzi, z których według prognoz tysiące umrą, dziesiątki tysięcy trafią do szpitali.

I te 18 mln ludzi, z których miliony są immunologicznie naiwne, czyli nie przeszły jeszcze zakażenia, oznacza również, że więcej będzie chorować osób w pełni zaszczepionych – bo np. z każdą osobą zaszczepioną w rodzinie zmniejsza się ryzyko zachorowania innych.

Osoby, które zadbały o zdrowie swoje i swoich bliskich, znów będą narażone. Nie ze swojej winy.

A nawet jeśli będzie mniej zgonów i zajętych łóżek na intensywnej terapii niż jesienią 2020, to gospodarka też na tym ucierpi, bo ludzie będą chorować. W szkołach już zajęcia są w kratkę – coraz więcej nauczycieli i dzieci ma COVID.

Tymczasem rząd nie robi nic. O ile rok temu można było to jeszcze wytłumaczyć błędem poznawczym, utratą czujności z powodu sukcesu na wiosnę, jesienią 2021 roku takie tłumaczenie nie ma sensu.

Przeszliśmy przez doświadczenia poprzednich fal, wiemy też już dobrze, na co stać Deltę. Mimo to władze przesuwają w czasie zapowiedzi ostrzejszych ograniczeń, nie egzekwują przestrzegania noszenia maseczek i innych reguł sanitarnych. Nie uruchomiły również zawczasu paszportów sanitarnych, które – jak pokazał przykład Francji – są skutecznym narzędziem do nakłaniania obywatelek i obywateli do tego, żeby się jednak zaszczepili.

Otwierają tylko tymczasowe szpitale.

Przedstawiciele rządu mówią w zasadzie otwartym tekstem, że ich zdaniem jakiekolwiek obostrzenia spotkałyby się ze społecznym oporem. Minister zdrowia Adam Niedzielski, pytany o to, czy pracodawcy nie powinni mieć możliwości sprawdzania, czy dany pracownik jest zaszczepiony, odpowiada: „przy obecnej liczbie zakażeń, ten projekt ma na tyle duże koszty społeczne, wiązałby się z taką negatywną reakcją, że na razie nie dojdzie do jego wprowadzenia". Mantra o oporze społeczeństwa powtarzana jest przez członków rządu i w przypadku pytania o zielone paszporty, i o obowiązkowe szczepienia.

Tylko że tym samym władze, które nie obawiają się społecznego oporu w przypadku ustaw przeorywujących sądownictwo czy edukację, powtarzające, że są emanacją woli suwerena, stawiają na pierwszym miejscu niezaszczepioną mniejszość: mniej niż 40 proc. dorosłych mieszkańców i mieszkanek Polski.

To ich reakcji się boją, to ich bunt ich niepokoi.

Czy dlatego, że tak się składa, że w dużej mierze to elektorat Konfederacji, który można i trzeba przyciągnąć do PiS?

Najgorsze chyba jednak jest to, że można ten plan wprowadzać w życie – bo badania opinii publicznej po poprzednich śmiercionośnych falach pokazały, że obecni i potencjalni wyborcy Prawa i Sprawiedliwości przełkną jeden z największych odsetków nadmiarowych zgonów w Europie. Według najnowszych danych GUS ludność Polski w ciągu ostatnich 12 miesięcy zmniejszyła się o 204 tys. osób.

Nie bez przyczyny ten rząd i ten prezydent nie bierze przykładu z polityków innych państw i nie zorganizował żadnej uroczystości żałobnej upamiętniającej ofiary koronawirusa, których liczba zapewne przekroczyła już 100 tys.

Mówimy bowiem o władzy, która dba o życie nienarodzone, ale nie spędza jej snu z powiek koszmar wychowywania niepełnosprawnego dziecka i opieki nad niepełnosprawnym dorosłym, z minimalną pomocą ze strony państwa.

Mówimy też o społeczeństwie, które w dużej części nie przejmuje się smogiem i innymi zanieczyszczeniami, wyjeżdżając na ferie zimowe do zaśmierdłych kurortów albo budując sobie wymarzony dom z ogródkiem tuż przy wielkomiejskiej obwodnicy.

Ale to do państwa zależy kształtowanie postaw obywateli i opieka nad tym, żeby nie robili sobie krzywdy, bo nie mają obowiązku wiedzieć i rozumieć wszystkiego.

To państwo jednak wstało z kolan i sunie do przodu, zostawiając po drodze najsłabszych. Według włoskiego badania zdecydowana większość osób zaszczepionych, które mimo tego umierają na COVID-19, to osoby średnio w 85. roku życia, bardzo schorowane. A prawie połowa osób o obniżonej odporności, po przeszczepie czy przechodzących chemioterapię nie reaguje na szczepienie wytworzeniem odporności. Możemy ich ochronić tylko nie zarażając.

Tymczasem dla ministra Niedzielskiego „koszty społeczne" to niezadowolenie grupy najmniej chętnych do szczepień - zdrowych 30-latków.

;
Na zdjęciu Miłada Jędrysik
Miłada Jędrysik

Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".

Komentarze