0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Grzegorz Celejewski / Agencja GazetaGrzegorz Celejewski ...

Na Śląsku ludzie są przekonani, że do epidemii w kopalniach musiało prędzej czy później dojść. Dla rządu opanowanie górniczego koronawirusa to ważna próba. Od tego będzie zależeć, czy my wszyscy będziemy mogli pożegnać się z restrykcjami, przynajmniej na jakiś czas. Podczas gdy reszta kraju oddycha już trochę spokojniej, krzywa zachorowań na Górnym Śląsku nie zmienia kierunku.

W poniedziałek rano przypadków SARS-CoV-2 w województwie śląskim było 492 – na 595 w całym kraju.

Większość to górnicy z pięciu kopalń. W związku z epidemią zamknięte zostały kopalnie:

  • Bobrek,
  • Murcki-Staszic,
  • Jankowice
  • i Sośnica.
  • W kopalni Pniówek do pracy mogą przychodzić tylko ci, którzy mają negatywny wynik testów na koronawirusa.

Przed podaniem popołudniowej porcji danych o zakażeniach minister aktywów państwowych Jacek Sasin, który przyjechał na Śląsk, informował, że na terenie województwa śląskiego jest prawie 4 tys. osób, u których stwierdzono zakażenie koronawirusem, wśród nich 799 górników i 650 członków ich rodzin. Według Sasina zdecydowana większość górników przechodzi koronawirusa całkowicie bezobjawowo albo z niewielkimi objawami. Hospitalizowano jest tylko 26 pracowników kopalń.

Masowe testowanie okazuje się możliwe

O wadze problemu świadczy, że w przypadku Śląska rząd zdecydował się na działania, których od początku epidemii jeszcze w Polsce nie przeprowadzano.

Od piątku 8 maja do środy 13 maja w utworzonych przy szpitalach i kopalniach punktach górnicy mogą się przebadać na obecność wirusa.

Te masowe badania, do których wytypowano 15 tys. pracowników kopalń, były największym jak do tej pory programem profilaktycznych testów przesiewowych na SARS-CoV-2.

Jak mówi OKO.press Tomasz Głogowski, rzecznik Polskiej Grupy Górniczej, do której należą zamknięte kopalnie Sośnica, Jankowice i Murcki-Staszic, testy są nieobowiązkowe, ale zainteresowanie nim bardzo duże.

Wiceminister zdrowia Waldemar Kraska zapowiedział również, że od wtorku 12 maja będą badane szeroko również rodziny górników.

Na Śląsku w kwarantannie przebywa już 20 tys. osób, na potrzeby górników przygotowano izolatoria, żeby nie zarażali rodzin.

Wojewoda śląski Jarosław Wieczorek zaapelował do mieszkańców województwa, by pozostawali w domach i stosowali się do obostrzeń sanitarnych.

Pewną panikę w województwie wywołała wypowiedź Jana Bodnara, rzecznika głównego inspektora sanitarnego w Polskim Radio 24, że z powodu trudnej sytuacji na Śląsku „nie jest wykluczony scenariusz, w którym pewne obszary kraju będą otwierane troszkę wcześniej w odróżnieniu od innych”.

Z kolei resort zdrowia przyznał, że rozważany jest powrót do niektórych obostrzeń w województwie śląskim. Wzbudziło to żywą reakcję prezydenta Sosnowca, który zapytał: „Czy byłby sens zamykać całe województwo z powodu dużej liczby zachorowań wśród górników w śląskiej części, a w szczególności w Rybniku?"

W województwie śląskim jest tylko osiem laboratoriów, jak zapewnia wojewoda, dziewiąte zostanie otworzone w środę, a jedno z istniejących będzie miało znacznie wzmocnione moce. W związku z tym próbki zostały porozsyłane również po laboratoriach w innych województwach.

Czy można było tego uniknąć

Odcinek 1. „Władze"

Operacja „testy" przyniosła zaskakujące rezultaty – minister zdrowia Łukasz Szumowski powiedział w poniedziałek 11 maja w Polsat News, że 97 proc. zakażonych górników przechodzi infekcję praktycznie bezobjawowo. (We wtorek 12 maja minister Sasin skorygował to na „bezobjawowo lub z lekkimi objawami").

Nawet jeśli weźmiemy pod uwagę, że w kopalniach pracują ludzi w sile wieku, to i tak tak duży odsetek osób bez wyraźnych symptomów jest szokujący na tle danych ze świata, z których wynika, że bezobjawowo przechodzi chorobę około jedna czwarta zakażonych.

Trzeba chyba w tej sytuacji założyć, że albo ministrowie minimalizują samopoczucie chorych przebywających poza szpitalami, albo przyjąć, że testy wyłapały moment, kiedy wirus zaczął się rozprzestrzeniać na bardzo szeroką skalę i duża część zakażonych w ciągu następnych kilku dni się rozchoruje, a dokładniej te pozostałe trzy czwarte (bez 3 proc.).

Zobaczymy wtedy, czy podstawy miał optymizm Głównego Inspektora Sanitarnego Jarosława Pinkasa, który podczas wizyty na Śląsku stwierdził, że tylko 1 proc. górników i ich bliskich zakażonych koronawirusem to pacjenci wymagający leczenia szpitalnego. Pozostałe osoby „gładko przechodzą infekcję”.

Czy sytuacja jest już opanowana – okaże się za kilka dni albo tygodni. Jak zauważa Andrzej Sośnierz, poseł Porozumienia ze Śląska i były szef NFZ, zwolennik jak najszerszego testowania, można było zapobiec aż tak dużemu rozprzestrzenieniu się wirusa:

"Gdyby wcześniej szerzej robiono testy, nie doszło by do takiej skali zakażeń. Na początku tych zakażonych górników nie mogło być dużo. Wtedy nie trzeba by było też zamykać kopalni" – mówi OKO.press Sośnierz.

Jak zwraca uwagę nasz informator, lekarz z południa Polski:

„Wirus prawdopodobnie szerzy się poprzez małżeństwa pielęgniarek i górników, które są tu bardzo częste. Gdyby przegłosowano cykliczne badanie personelu medycznego, prawdopodobnie by do tego nie doszło”.

Wirus mógł również rozprzestrzenić się poprzez przykopalniane ambulatoria – albo w jakiś zupełnie inny sposób, bo jest bardzo zjadliwy, ale hipoteza ze służbą zdrowia, która jest najbardziej narażona na zakażenie, jest najbardziej prawdopodobna.

Przeczytaj także:

"Rodziny górnicze są tradycyjne, wielopokoleniowe. Wielu z nich mieszka ze starszymi rodzicami. Ci ludzie nie będą przechodzić infekcji tak lekko" – martwi się Dariusz Kos, aktywista obywatelski z Żor.

Pan Kos zaalarmował OKO.press i Rzecznika Praw Obywatelskich, że system odpowiedzi na epidemię na Śląsku zupełnie się załamał pod ciężarem coraz to nowych przypadków.

Rzeczywiście, na początku maja powiatowe Sanepidy nie były w stanie obsłużyć rosnącej rzeszy klientów. Portal rybnik.com.pl opublikował 5 maja dramatyczny list górnika, który martwił się, że nikt się nie interesuje nim i jego rodziną, mimo że on ma dodatni wynik testu, a reszta domowników symptomy choroby. Do sanepidu nie sposób się dodzwonić, decyzji o kwarantannie nie ma, nie wiadomo wobec tego, czy nieobecność w pracy jest legalna.

Podobne sytuacje zdarzają się w całym kraju, bo Państwowa Inspekcja Sanitarna od lat boryka się z problemem niedofinansowania i brakami kadrowymi. W żadnym jednak regionie nie doszło do tej pory do takiego wysypu zakażeń jak na Śląsku.

"Sanepid w Rybniku rok temu informował, że nie ma obsady, która pozwoliłaby mu prowadzić normalną działalność" – mówi Dariusz Kos.

Wojewódzki Inspektorat Sanitarny w Katowicach nie odpowiedział nam na pytanie, czy załogi powiatowych inspektoratów w rejonach najbardziej zakażonych zostały wzmocnione. Jednak Polska Grupa Górnicza, do której należą trzy z zamkniętych w tej chwili kopalń, 6 maja oddelegowała pracowników jednej z kopalń do pracy w stacji w Rybniku.

Odcinek 2. „Kopalnie"

Wszyscy nasi rozmówcy ze Śląska są przekonani, że zakażeniom w kopalniach nie dało się zapobiec.

"Zobaczysz, że za jakiś czas się zacznie, powiedział mi emerytowany górnik. Przecież oni zjeżdżają na dół szolą, czyli windą, ściśnięci jak sardynki w puszce" – opowiadał jednej z autorek tego tekstu mieszkaniec Śląska.

„To wynika z technologii i charakteru pracy" - mówił na antenie TOK FM w rozmowie z Jakubem Janiszewskim były wiceminister gospodarki i ekspert górniczy Jerzy Markowski.

„Trzeba mieć świadomość, że w jednym czasie pod ziemią znajduje się od siedmiuset do tysiąca ludzi. Pod ziemią nie jest tak komfortowo jak na powierzchni. Zaczynając od ciasnego szybu w klatce, gdzie ludzi na jednym piętrze jest 22, w całej klatce 88 i nie ma tego komfortu odległości. Ludzie są obok siebie, w pociągach też siedzą obok siebie, w ścianach czy przodkach też obok siebie. Do tego w ciągłym hałasie, komunikacja jest trudna, muszą do siebie krzyczeć" - tłumaczył Markowski.

W połowie marca były wiceminister aktywów państwowych Adam Gawęda nakazał spółkom węgłowym przygotowanie procedur mających na celu zapobieżenie rozprzestrzenianiu się wirusa. Na początku jednak z przestrzeganiem norm sanitarnych nie zawsze było różowo.

Pod koniec marca czytelnik przysłał do portalu tujastrzebie.pl zdjęcie, na którym widać górników tłoczących się w kolejce do wejścia na teren kopalni Knurów Szczygłowice należącej do Jastrzębskiej Spółki Węglowej.

Kopalnia najpierw broniła się, że ta sytuacja miała miejsce już poza terenem zakładu, potem jednak wymalowała na chodniku znaki pokazujące, jaki powinien być właściwy odstęp w kolejce.

„Prawda jest taka, że górnicy chojraczą"– mówi OKO.press rybnicki dziennikarz. – „W tej kulturze trzeba pokazać, że niczego się nie boi, tym bardziej jakiegoś wirusa".

Główną winę za nieprzestrzeganie obostrzeń sanitarnych ponosi jednak kierownictwo kopalni. Dalej list górnika z portalu rybnik.com.pl: „Nie potrafię wybaczyć dyrektorom KWK Jankowice i prezesom za to, że narazili nas – pracowników i rodziny na takie piekło. Dla nich nie liczył się człowiek, tylko ekonomia. Jako pracownik widziałem, jakie niby »środki bezpieczeństwa« były stosowane... Mierzenie temperatury naprawdę nic nie da, ja jej prawie w ogóle nie miałem, sporo ludzi, z którymi mam kontakt nie ma gorączki... Maseczki, niby były, ale z początku nikt ich nie nosił".

Rzecznik PGG Tomasz Głogowski zapewnia, że w kopalniach ściśle przestrzegane są normy sanitarne, zwłaszcza zachowanie odpowiedniego dystansu pomiędzy pracownikami. Na stronie PGG czytamy, że kopalnie są codziennie dezynfekowane, a górnicy muszą nosić maseczki przeciwpyłowe także na powierzchni. Mniej ludzi może jednocześnie kąpać się w łaźniach, mniej jechać tą samą windą.

Można odnieść wrażenie, że i tak już sterroryzowani groźbą zamknięcia kopalń górnicy bardzo się obawiają, że ta cała sytuacja spowoduje, że nacisk na zlikwidowanie tej gałęzi przemysłu, już silny w związku z kryzysem klimatycznym i kosztem dopłat do węgla, będzie narastał.

Bardzo trudno było nam porozmawiać z górnikami – odmawiali wypowiedzi i nawet anonimowo starali się być bardzo ostrożni. Udało nam się dotrzeć do dwóch pracowników kopalń oraz jednego specjalisty współpracującego z kopalniami.

Mówi pracownik jednej z kopalń należących do PGG:

O zabezpieczeniach wprowadzonych w kopalni już na początku trwania epidemii w Polsce: „Wprowadzono procedury, żeby uniemożliwić wejście zakażonej osoby na teren zakładu. Na wejściu wszystkim mierzona jest temperatura, stosuje się kamery termowizyjne, które precyzyjnie badają temperaturę wchodzących pracowników.

Każdy stosuje maskę, a ilość rezerwowych pozwala na wymianę w ciągu dnia pracy. Zresztą, górnicy przyzwyczajeni są do noszenia masek skuteczniejszych niż te, które widzimy na ulicach. Starają się też zachowywać właściwe odległości.

Kopalnie są zautomatyzowane, dzięki temu też zachowywanie odpowiednich odległości jest łatwiejsze”.

O stosowaniu się do procedur: „Górnicy i reszta pracowników kopalni to osoby bardzo zdyscyplinowane, mają to we krwi. Pracują zgodnie z poleceniami i procedurami, są do tego przyzwyczajeni przez charakter tej, potencjalnie niebezpiecznej, pracy. Nie lekceważą warunków bezpieczeństwa.

Mają też przekonanie, że trzeba utrzymać zakład i miejsca pracy. Wiedzą, że jeśli przyjdą do pracy chorzy i zakażą innych pracowników, może to sparaliżować kopalnię.

Starają się więc robić wszystko tak, żeby do tego nie dopuścić”.

Mówi inny pracownik jednej ze śląskich kopalni:

Podejście pracowników: „Ludzie są zdyscyplinowani, wiedzą jak się mają zachowywać. Noszą maseczki, nie tłoczą się. Zresztą, ta praca wymaga konsekwencji i żelaznych zasad. Takie podejście towarzyszy Ślązakom od pokoleń. Górnicy idąc do pracy, mają zadanie do wykonania, które chcą zrobić jak najlepiej, a co za tym idzie, najbezpieczniej. Żeby wrócić do domów do rodzin. A w obecnej sytuacji epidemii wszyscy się pilnujemy, żeby nie zagrozić zdrowiu innych”.

Środki bezpieczeństwa: „Po pierwsze, stosowana jest prewencja: maseczki i pomiary temperatury, zachowanie odległości między pracownikami w miejscach, gdzie jest duże skupisko ludzi. Osoby, które są przeziębione lub wykazują inne objawy choroby mają jasne wskazania do pozostania w domu i kontaktu z lekarzem.

Kolejna rzecz to środki dezynfekcji, dozowniki są rozlokowane na każdym kroku. Wszystkie powierzchnie, po których się poruszają pracownicy, są profesjonalnie dezynfekowane kilka razy na każdą zmianę: korytarze, klatki schodowe, łaźnie, sanitariaty, chodniki, dojścia do szybów, kolejki transportowe na dole kopalni.

Windy (tzw. szole) są dezynfekowane przed każdym zjazdem. Zmniejszono też o co najmniej połowę liczbę osób podczas jednego zjazdu. Ponadto budynki pracowników biurowych również podlegają dezynfekcji w tym: drzwi, klamki, biurka, całe pomieszczenia. Wprowadzono zakaz palenia na powierzchni (pod ziemią zakaz palenia obowiązuje zawsze), żeby uniknąć zgromadzeń, a w konsekwencji zwiększenia ryzyka zakażenia. Na bieżąco kierownictwo kopalni wprowadza nowe lub aktualizuje dotychczasowe zarządzenia lub wytyczne celem poprawy bezpieczeństwa wszystkich pracowników z uwagi na panującą sytuację”.

Kopalnie nie są specjalne pod kątem zakażeń: „Nie można generalizować, że problem zakażeń wiąże się tylko z kopalniami. Podobny problem może dotyczyć przecież centrów handlowych, komunikacji publicznej, ale także innych miejsc pracy, gdzie są równie wielkie skupiska ludzi”.

Inżynier budownictwa – osoba nadzorująca roboty budowlane pod ziemią (posiadająca kwalifikacje do wykonywania czynności niższego dozoru ruchu w specjalności budowlanej):

O ryzyku zakażeń: „Z doświadczenia z pracy na kopalni, ze zjazdów pod ziemię, wiem, że w warunkach czynnej kopalni, nawet przy zachowaniu zmniejszonej liczby załogi i wprowadzonych restrykcjach i środkach ochrony osobistej, bardzo trudno się nie zarazić.

Miejscami, gdzie takie ryzyko jest w mojej ocenie najwyższe, są przed wszystkim łaźnie – z ze względu na liczbę osób, które z nich korzystają jednocześnie. To nawet kilkadziesiąt osób w jednym dużym pomieszczeniu.

Gdy zmniejszy się liczbę korzystających z łaźni na raz, nie da się jednak całkowicie wykluczyć zakażenia.

Kolejne miejsca to te, gdzie wydawane są elementy osobistego wyposażenia górników (lampy, aparaty ucieczkowe) oraz transport do miejsc pracy, czyli windy (tzw. szole) i kolejki podziemne”.

Jak wyglądają windy górnicze można zobaczyć na poniższym filmie, sprzed epidemii, z zabytkowej kopalni węgla Guido w Zabrzu. Windy są współczesne:

Inżynier dodaje: „Dodatkowo, na kopalniach pracują nie tylko etatowi pracownicy, ale także firmy zewnętrzne świadczące usługi specjalistyczne, które mogą obsługiwać kilka zakładów– co ułatwia transfer wirusa między nimi. Na początku trwania epidemii ograniczono jednak napływ osób z zewnątrz, wchodzili tylko ci, którzy bezpośrednio byli potrzebni do niezbędnych dla działania (ruchu) kopalni prac.

Uważam, że jedyną metodą zapobiegania zarażenia w takich zakładach pracy są badania przesiewowe. Powinno się je robić od początku epidemii, a nie dopiero teraz”.

O zachowywaniu procedur: „Po wypadku w KWK Wujek-Ruch Śląsk w Rudzie Śląskiej w 2009 roku, kiedy zginęło 20 górników, poszerzono procedury bezpieczeństwa, co zmniejszyło wypadkowość. Na kopalniach JSW, gdzie miały miejsce moje zjazdy do prac pod ziemią, jest bardzo duży porządek i dyscyplina. Mało prawdopodobne wydaje mi się więc, żeby górnicy ignorowali zalecenia dozoru w sprawie zakażeń”.

Udostępnij:

Hanna Szukalska

Psycholożka, dziennikarka i architektka. Współpracuje z OKO.press i Fundacją Dajemy Dzieciom Siłę. W OKO.press pisze głównie o psychiatrii i psychologii, planowaniu przestrzennym, zajmowała się też tworzeniem infografik i ilustracji. Jako psycholożka pracuje z dziećmi i młodzieżą.

Miłada Jędrysik

Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".

Komentarze