Tylko wyborcy PiS uważają, że rząd dobrze radzi sobie z problemami gospodarczymi, w tym z inflacją. Elektoraty każdej innej partii pokazują rządowi Morawieckiego czerwoną kartkę. A to wszystko przed szczytem inflacji i kolejnymi miesiącami ze spadającymi płacami realnymi
Prawie połowa z nas uważa, że rząd z trudnościami gospodarczym radzi sobie „zdecydowanie źle”. Ogółem działania rządu w sprawie inflacji źle ocenia 68 proc. badanych.
W sondażu zadaliśmy pytanie:
"Jak Pana/Pani zdaniem rząd Mateusza Morawieckiego radzi sobie z trudnościami gospodarczymi, np. ze wzrostem cen?"
Różnice w odpowiedziach według płci są niewielkie, choć kobiety są nieco bardziej krytyczne. Odpowiedzi „raczej źle” i „zdecydowanie źle” wybiera 71 proc. kobiet wobec 64 proc. mężczyzn.
Z wiekiem rośnie odsetek odpowiedzi pozytywnie oceniających reakcję rządu na trudności gospodarcze.
W grupie osób 18-29 lat ani jedna osoba nie powiedziała, że rząd radzi sobie zdecydowanie dobrze. Wśród osób powyżej 60. roku życia to już aż 17 proc. To jednak przede wszystkim funkcja poparcia dla partii. Im starszy przedział wiekowy, tym więcej osób popiera Prawo i Sprawiedliwość.
Spójrzmy więc na odpowiedzi w elektoratach:
Wyborcy partii demokratycznej opozycji są niezwykle zgodni. W elektoracie Polski 2050, Koalicji Obywatelskiej i Lewicy odpowiedzi dobrze oceniające rząd w walce z problemami gospodarczymi są statystycznie nieistotne, prawie wszyscy są bardzo krytyczni. Wśród wyborców PSL (5 proc. odpowiedzi w sondażu wyborczym) dobrze ocenia rząd jedynie 10 proc.
Nieco więcej pozytywnych ocen rząd ma wśród wyborców z Konfederacji (poparcie 6 proc. w sondażu wyborczym) - 17 proc.
Najciekawsze jednak są odpowiedzi wyborców PiS.
85 proc. ocenia rząd dobrze, 11 proc. - źle, a dodatkowo cztery proc. nie ma zdania. Pamiętajmy, że to spora grupa. W tym samym sondażu na pytanie o preferencje wyborcze wciąż największa grupa badanych wskazuje na PiS – 32 proc. wyborców. 10 proc. w tej grupie oznacza 3,2 punktu procentowego, 15 proc. – 4,8 punktu procentowego.
Mówiąc prościej – jeśli wszystkie niezadowolone z pracy rządu w sferze gospodarczej osoby popierające PiS odwróciłyby się od tej partii, wyborczy wynik sondażowy zamiast 32 proc. wynosiłby 27 proc.
To oczywiście ogromne uproszczenie, bo decyzje wyborcze podejmowane są na podstawie bardzo wielu różnych czynników. Niemniej pokazuje to skalę osób niezadowolonych z rządu PiS, które wciąż deklarują głosowanie na partię Jarosława Kaczyńskiego. Ich decyzja wyborcza za rok może być inna, mogą też zrezygnować z udziału w wyborach.
Wyniki w innych elektoratach pokazują też, że PiS ma bardzo ograniczone pole manewru w szukaniu poparcia wśród obecnych wyborców innych partii. Większość osób poza zwolennikami PiS jest z podejścia rządu do gospodarki bardzo niezadowolona i wątpliwe, by w wyborach zdecydowali się oni na PiS. Szczególnie że w każdym innym elektoracie niż PiS odpowiedzi „zdecydowanie źle” znacząco przeważają nad „raczej źle”.
Dla rządu te wyniki to oczywiście fatalna wiadomość. Choć można argumentować, że to bank centralny w większym stopniu niż rząd odpowiada za walkę z inflacją, jednak NBP i jego szef Adam Glapiński są wizerunkowo sklejeni z partią rządzącą. To zupełnie zrozumiałe, bo przed wejściem do NBP Glapiński był aktywnym politykiem, w latach 90. współtworzył Porozumienie Centrum, partię braci Kaczyńskich. Był doradcą ekonomicznym prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
I samo w sobie nie oznacza to, że szef NBP jest politykiem rządu lub jakiejkolwiek innej partii. Poprzednim szefem naszego banku centralnego był Marek Belka, który wcześniej był przecież premierem z ramienia SLD. Trafił on jednak na spokojniejsze czasy, gdy inflacja była znacznie niższa. Sam nie dawał też powodów do kpin, a konferencje Glapińskiego aż się o nie proszą.
Nie ma oczywiście dowodów, że decyzje, które podejmuje Adam Glapiński, są dyktowane przez PiS. Ale jednocześnie wszystkie głosowania w Radzie Polityki Pieniężnej pokazują, że członkowie wybrani przez Sejm i przez prezydenta głosują tak, jak głosuje prezes. Rząd nie krytykuje NBP, a z NBP nie płyną sygnały o negatywnej ocenie polityki PiS. Trudno się więc dziwić, że opinia publiczna może sklejać tę teoretycznie niezależną instytucję z rządem.
Rząd nie docenia tymczasem tego, jak bardzo Polacy obawiają się inflacji. Ciekawych danych dostarcza nam globalne badanie firmy Ipsos. Firma co miesiąc sprawdza, co najbardziej przejmuje obywateli 29 krajów świata na wszystkich kontynentach.
Wśród tej dwudziestki dziewiątki, to właśnie Polacy w październiku najbardziej przejmują się inflacją.
Odpowiada tak aż 70 proc. badanych w Polsce, tymczasem średnia w całym badaniu to 42 proc. Wyprzedzamy nawet Argentyńczyków (66 proc.) i Turków (52 proc.).
Te dwa kraje są istotne, bo mają one znacząco wyższą inflację niż Polska. W Argentynie we wrześniu inflacja wyniosła 83 proc. Turcy w październiku przekroczyli 85 proc., ale wielu specjalistów podaje w wątpliwość oficjalne dane i sugeruje, że rzeczywisty wskaźnik może wynosić nawet 176 proc.
Argentyńczykom trzeba oddać, że do bardzo wysokiej inflacji się przez lata przyzwyczaili, więc mogą na to zagrożenie patrzeć inaczej niż my. Jednak nawet gdybyśmy nie porównywali się do innych krajów, to wynik badania jest jasny: bardzo obawiamy się wysokich cen.
Ipsos bada też strach przed bezrobociem. To obawa zaledwie 12 proc. z nas i mniej od nas boją się tylko Brytyjczycy, Niemcy i Holendrzy. Dodajmy, że spośród trzynastu badanych obaw, żadna nie zbliża się dla Polaków do inflacji. Drugi najwyższy wynik dla Polski to konflikt zbrojny, obawia się go 32 proc. z nas.
Czyli Polacy bardzo obawiają się konsekwencji inflacji i jednocześnie w większości reakcję rządu na to oceniają źle lub bardzo źle. Pomimo utrzymania dyscypliny wśród własnych wyborców.
Nie da się tego ująć w tak krótkim pytaniu, ale badani różnie mogą wyobrażać sobie „radzenie sobie” z trudnościami gospodarczymi. Wiele osób najpewniej wyobraża sobie to jako spadającą inflację i np. spadające ceny paliw na stacjach benzynowych. Jednak sposób dojścia do tego stanu może być różny. Niektórzy mogą oczekiwać reakcji na inflację w postaci ostrożnej polityki fiskalnej lub nawet silnej polityki pieniężnej w postaci podnoszenia stóp (jeśli łączymy NBP z rządem). Inni mogą w tym widzieć mądrą politykę rekompensat dla najuboższych w czasach silnie rosnących cen.
Tak czy inaczej, większość z nas, poza elektoratem PiS, ocenia rządzących źle. A to właśnie sprawy gospodarcze wybiły się w ostatnich miesiącach na jeden z czołowych tematów wiadomości telewizyjnych, gazet i portali. Gospodarka rozumiana jako ceny i płace ma też tę przewagę nad np. sprawą sądownictwa czy sporu z Unią Europejską, jako że ma szybkie i czasem dotkliwe przełożenie na życie gospodarstw domowych.
Ostatnio poznaliśmy najnowsze dane dotyczące płac w sektorze przedsiębiorstw. Płace wciąż rosną, ale znacznie poniżej poziomu inflacji, a ta wciąż rośnie i najpewniej będzie rosnąć jeszcze przynajmniej przez kilka miesięcy. To oznacza, że realnie tracimy. PiS nie ma na to odpowiedzi. Najważniejsze powinno być szybkie zahamowanie inflacji. Dlatego łatwo wyobrazić sobie, że za kilka miesięcy w podobnym pytaniu wyniki byłyby jeszcze gorsze. Kluczowe jest teraz, ile znieść może elektorat PiS. Na razie wyborcy partii rządzącej zdają się przyjmować tłumaczenia rządu. Jak długo?
Sondaż Ipsos dla OKO.press metodą CATI (telefonicznie) 7 – 9 listopada 2022 r. na ogólnopolskiej reprezentatywnej próbie dorosłych Polaków N=1015
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze