0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: 22.02.2022 Olsztyn , al. Pilsudskiego . Protest pracownikow ratusza , zadajacych podwyzszenia pensji . Fot . Robert Robaszewski / Agencja Wyborcza.pl22.02.2022 Olsztyn ,...

Niestety, dane o wynagrodzeniach są coraz gorsze. Z pozoru może wydawać się, że jest inaczej: średnia pensja w stosunku do października 2021 wzrosła o 13 proc. i wynosi 6687,92 zł.

Na początek musimy wykonać jednak podstawowe założenie.

Dane, o których mówimy, nie dotyczą całej gospodarki. Mówimy o sektorze przedsiębiorstw – firmach zatrudniających powyżej dziewięciorga pracowników. Dotyczą około 40 proc. rynku pracy, a średnia płaca w tym sektorze jest wyższa niż wśród wszystkich pracowników.

Wśród wszystkich pracowników ujemna dynamika płac z pewnością pojawiła się już wcześniej. Niektóre grupy pracownicze są pod kreską od dawna. To choćby urzędnicy, którym rząd odmawia godnych podwyżek. W tym roku ich płace wzrosły o 4,4 proc. (ale kwota bazowa pozostała zamrożona, wzrósł tylko fundusz płac, więc podwyżki mogą być nierówne), w przyszłym rząd obstaje przy propozycji 7,8 proc. podwyżki, chociaż nawet w budżecie na 2023 rok zapisana jest wyższa inflacja. Rząd więc świadomie skazuje swoich pracowników na ubożenie.

Pół roku pod kreską

Wróćmy już teraz do liczb. Comiesięczne dane z GUS o płacach w sektorze przedsiębiorstw są mimo tych problemów istotne. Bo nie mamy innych danych, które otrzymywalibyśmy tak często. Możemy więc zauważyć, co się w płacach dzieje.

Nawet w ograniczonej kategorii przedsiębiorstw przez ostatnie pół roku mieliśmy zaledwie jeden miesiąc z realnie (czyli po odliczeniu inflacji) rosnącymi pensjami. A ten jeden miesiąc wydarzył się przede wszystkim przez anomalie statystyczne. W lipcu, przez bardzo wysoki jednorazowy wzrost płac w górnictwie i leśnictwie, spowodowany jednorazowymi premiami. Tę hipotezę potwierdza opracowanie GUS, gdzie dowiadujemy się, że najwyższe spadki miesięczne dotyczyły właśnie tych branż.

Faktycznie więc mamy już pół roku ze średnim realnym spadkiem płac w sektorze przedsiębiorstw.

Gdy wyłączyć lipiec, mamy do czynienia z w miarę stałym nominalnym wzrostem płac w okolicy 13-14 proc.

W ujęciu realnym – czyli po uwzględnieniu inflacji – wygląda to bardzo kiepsko. Na wykresie uśredniamy trzy ostatnie miesiące, żeby wyeliminować efekty sezonowe i chwilowe wahania. Jeżeli weźmiemy tylko październik, mamy do czynienia ze spadkiem aż o 4,9 proc. A analitycy banku Pekao uważają, że na początku przyszłego roku może to być nawet 10 proc.

W ujęciu trzymiesięcznym widać, że realne pensje zauważalnie rosły w 2021 roku, w trakcie pocovidowego odbicia gospodarczego. A od czerwca 2021 trend jest jednoznaczny i nie widać jego końca. Z jednym wyjątkiem – między listopadem 2021 a kwietniem 2022 trend się wstrzymał i realny wzrost (przypominamy: średnia trzymiesięczna) utrzymywał się w okolicach dwóch procent. Od tego momentu zaczął się ostry spadek. W październiku jesteśmy już na poziomie -3,7 proc. Na wykresie obejmujemy ostatnich 18 lat. Nigdy w tym okresie nie było tak źle.

Co dalej?

Perspektywy na przyszły rok są trudne.

„To będzie prawdopodobnie najważniejsze w najbliższym roku zjawisko makroekonomiczne w Polsce. Głęboki spadek realny płac, który już się zaczął i się pogłębia. Może doprowadzić do konfliktów społecznych, zmiany władzy, ale też uratować krótkookresowo kilkaset tysięcy miejsc pracy” – pisze główny ekonomista „Pulsu Biznesu” Ignacy Morawski.

Większość analityków przewiduje, że inflacja szczyt osiągnie w okolicach lutego. A NBP ostatnio sam przyznał, że spadek będzie powolny. Jeżeli więc wzrost pensji utrzyma się na obecnym bądź niższym poziomie – a wszystko na to wskazuje – czeka nas naprawdę długi okres ze spadającymi realnie pensjami.

I w tym miejscu wypada ponownie przypomnieć dane, o których mówiliśmy powyżej, dotyczą 40 proc. rynku pracy, i chodzi o tę część, w której zarabia się więcej. A to oznacza, że spora część polskich pracowników traci już od dłuższego czasu niż pół roku. I będą tracić dłużej niż osoby z przeciętnymi zarobkami.

Przeczytaj także:

Rząd ignoruje budżetówkę

Dotyczy to szczególnie tych pracowników, których zatrudnia rząd. Sfera budżetowa ma w przyszłym roku otrzymać zaledwie 7,8 proc. podwyżki, co w żadnym stopniu nie zrekompensuje im strat inflacyjnych. Rząd powtarza, że jest gotowy do rozmów, ale jednocześnie sam podjął decyzję o wysokości podwyżek i nie przejawia realnej chęci ich zwiększenia.

„My uznajemy »Solidarność« za bardzo ważnego partnera, jeżeli chodzi o związek zawodowy, bardzo duży związek zawodowy, i będziemy rozmawiać na ten temat. Jedna strona zgłasza swoje postulaty, druga próbuje szukać rozwiązań, ale nie zawsze to się udaje zrobić, bo musimy jeszcze brać pod uwagę stabilność sektora finansów publicznych” – mówił bardzo mało konkretnie Piotr Müller 15 listopada. „Solidarność” planowała wówczas protest płacowy na dwa dni później w Warszawie, ale odwołała go po tym, gdy tego samego dnia doszło do eksplozji w Przewodowie i nie znaliśmy jeszcze ich przyczyny.

„Solidarność” i inne centrale związkowe domagają się od rządu 20 proc. podwyżki w 2023 roku dla pracowników sfery budżetowej. Niewiele jednak wskazuje na wolę do zmiany decyzji ze strony rządu.

To z pewnością wpłynie na napięcia społeczne i potencjalnie jeszcze pogorszy notowania rządu w przyszłym roku. Ci, którzy zarabiają niewiele będą borykać się z problemem rezygnacji z najbardziej podstawowych potrzeb, będą ubożeć. Duża część realnej poprawy w sferze ubóstwa z pierwszej kadencji PiS w latach 2015-2019 może zostać zniweczona.

Zatrudnienie wciąż rośnie

Dobrą wiadomością w nowych danych jest natomiast to, że zatrudnienie wciąż rośnie. W stosunku do września zaledwie o 0,1 proc., w stosunku do października 2022 – o 2,4 proc. W październiku zanotowano w sektorze przedsiębiorstw 6,5 mln etatów. Według cytowanego wcześniej Ignacego Morawskiego wiele zależy od tego, jak szybko spadać będzie inflacja. Jeśli realny spadek płac obniży popyt, a efekty szoku energetycznego zaczną wygasać i inflacja zacznie spadać szybciej, niż dziś przewidujemy, to możemy przejść przez ten kryzys suchą stopą.

Jeżeli jednak wysoka inflacja się utrwali – co jest bardzo możliwe – możemy mieć problemy również w przypadku spadku zatrudnienia i wzrostu bezrobocia, a w konsekwencji bardzo niskiego wzrostu gospodarczego. Bardzo wysokie bezrobocie, podobne do tego na początku XXI wieku, gdy zbliżało się do 20 proc., prawie na pewno nam nie grozi. Chroni nas zupełnie inna struktura demograficzna niż 20 lat temu. Ale nie odwołuje to alarmu na trudny przyszły rok.

W Europie jeszcze gorzej

To oczywiście marne pocieszenie dla osób, które realnie tracą. Ale warto odnotować, gdzie znajdujemy się na tle Europy. I okazuje się, że w danych za trzeci kwartał 2022 – gdzie w Polsce mieliśmy już przecież realny spadek pensji – jest lepiej niż w większości krajów europejskich.

Wśród odnotowanych krajów OECD jedynie Węgry były na plusie. Natomiast Węgrzy nie mają się z czego cieszyć, bo ich gospodarka jest w trudnej sytuacji. Postanowili walczyć z inflacją między innymi za pomocą kontroli cen niektórych podstawowych produktów, co skończyło się brakami w sklepach. A inflacja w październiku drugi miesiąc z rzędu przekroczyła 20 proc. Pomimo bardzo wysokich wzrostów pensji w połowie roku, obecnie realne pensje Węgrów są już pod kreską.

Polska wśród 32 krajów jest w trzecim kwartale roku na ósmym miejscu z niecałymi dwoma procentami na minusie. Najtrudniej wygląda sytuacja pracowników w Meksyku, Estonii, Słowenii i Czechach, gdzie realny spadek w trzecim kwartale osiąga lub przekracza osiem procent. Trudno się jednak tym pocieszać, bo są to zupełnie inne gospodarki, które idą innymi torami. Bardzo możliwe, że Estonia i Słowenia – zgodnie z przewidywaniami Komisji Europejskiej – znacznie szybciej niż Polska zbiją obecną inflację. W przyszłym roku rządowi może zabraknąć krajów do uspokajających porównań.

;

Udostępnij:

Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze