Po uchyleniu wyroku Roe vs. Wade przez USA przetacza się lawina protestów, pozwów i dramatycznych historii. Życie Elizabeth z Teksasu było zagrożone, ale lekarze zalecili modlitwę, bo "serce płodu bije". Stan Georgia wprowadził ulgę od podatku na 6-tygodniowy płód. Jednocześnie w referendum w konserwatywnym Kansas aż 65 proc. zagłosowało za aborcją
Na zdjęciu: na spotkaniu Grupy Zadaniowej ds. Dostępu do Reprodukcyjnej Opieki Zdrowotnej w Białym Domu wiceprezydentka USA Kamala Harris pokazuje mapę prawa aborcyjnego w USA, 3 sierpnia 2022.
Uchylenie przez zdominowany przez konserwatywnych sędziów Sąd Najwyższa wyroku w sprawie Roe vs. Wade nie zdelegalizowało przerywania ciąży w USA, ale dało wszystkim stanom wolną rękę do wprowadzania własnych praw.
Natychmiast skorzystały z tego najbardziej konserwatywne regiony, zakazując aborcji niemal całkowicie, w wielu przypadkach nie robiąc wyjątku dla nawet dla nieletnich ofiar gwałtu.
Stany rządzone przez Demokratów zabezpieczają prawo do aborcji w swoich konstytucjach; niektóre wprowadziły też ustawy solidarnościowe, ułatwiające przerywanie ciąży na swoim terenie mieszkankom konserwatywnych regionów. W kilku stanach status aborcji jest jeszcze niepewny, w najbliższych tygodniach zadecydują o nim sędziowie, politycy lub obywatele w referendum.
Stanowe przepisy zmieniają się tak szybko, że Instytut Guttmachera, think tank badający prawa reprodukcyjne, nie nadąża z aktualizowaniem mapy.
Na ten moment zakazy weszły w życie w 10 stanach, głównie na republikańskim południu -
w Teksasie, Oklahomie, Luizjanie, Arkansas, Missisipi i Alabamie, a także w Missouri, Południowej Dakocie, Wisconsin i Kentucky.
6 sierpnia 2022 nowe, bardzo restrykcyjne prawo weszło w życie w Indianie.
W Utah, Ohio, Tennessee i Georgii przerywanie ciąży jest zabronione po szóstym tygodniu, a na Florydzie – po 15. Sytuacja jest dynamiczna, bo w kilku stanach zakazy zostały zaskarżone w sądach i chwilowo zablokowane, inne wygrały już z blokadami, a jeszcze inne – “zadowalają się” chwilowym ograniczeniem aborcji do 6 tygodni, pracując jednocześnie nad projektem zupełnego zakazu.
„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to nowy cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie.
Delegalizacja aborcji w najbardziej “czerwonych” [konserwatywnych] stanach była do przewidzenia, podobnie jak prawne umocnienie praw reprodukcyjnych w stanach “niebieskich” [demokratycznych]. Nie wiadomo jednak, jak potoczy się sytuacja w niektórych “swing states”, takich jak Pensylwania, Karolina Północna, czy Michigan. Aborcja jest tam chwilowo legalna, ale front anti-choice już zapowiedział walkę o zmiany w prawie.
Wiele zależy od składu ław sędziowskich i struktury władzy – np. w Pensylwanii, republikański parlament zapowiedział, że podda pod głosowanie projekt zakazu aborcji, ale demokratyczny gubernator obiecał, że go zawetuje.
Odwrotnie w Nebrasce, gdzie parlament pogrzebał projekt zaostrzenia prawa, a gubernator ogłosił już zwołanie specjalnej sesji, by ponownie go rozpatrzyć.
Z kolei, w stanie Michigan istniał aborcyjny “trigger law’, czyli prawo tymczasowo zamrożone, mające wejść w życie po uchyleniu Roe vs. Wade. Zostało jednak natychmiast zablokowane przez sąd, a gubernator i prokurator generalny przychylili się do tej decyzji, uchwalając jednocześnie prawo, które ochroni lekarzy i kliniki aborcyjne przed pozwami.
Ruch pro-choice patrzy z nadzieją na Kansas, w którym 2 sierpnia odbyło się referendum w sprawie pozostawienia prawa do aborcji w stanowej konstytucji. Był to pierwszy, od czasu uchylenia Roe vs. Wade tak powszechny pomiar nastrojów społecznych wokół aborcji, dodatkowo przeprowadzony na niezbyt rokującej próbie – Kansas to konserwatywny stan, tradycyjnie głosujący na Republikanów.
Referendum towarzyszyły liczne akcje dezinformacyjne, środowiska anti-choice i kościół rozprowadzały materiały o rzekomym ryzyku powikłań i śmierci po aborcji, a dyskutowaną poprawkę do konstytucji nazwano “Value Them Both” (“Oboje są wartością”).
Tym większym zaskoczeniem był wynik referendum – ponad 65 proc. mieszkanek i mieszkańców Kansas opowiedziało się za pozostawieniem prawa do aborcji w konstytucji.
Demokraci i aktywistki okrzyknęli referendum sukcesem i nadzieją dla innych stanów. To też znak dla Republikanów – jeśli w stanie, w którym Trump pokonał Bidena przewagą 15 proc., niechęć do zaostrzania prawa aborcyjnego jest tak powszechna, to być może będą musieli przemyśleć swoją strategię przez zaplanowanymi na listopad wyborami.
Komentatorzy sceny politycznej również są zdania, że uchylenie Roe vs. Wade wpłynie na decyzje przy urnach – zarówno u osób wahających się, jak i tych tradycyjnie wiernych Republikanom, którym nie podoba się tak drastyczna ingerencja władz w życie prywatne.
Na razie jednak Republikanie nie starają się niuansować swoich postaw wobec prawa aborcyjnego. 4 sierpnia gubernator Florydy Ron DeSantis zawiesił stanowego prokuratora Andrew Warrena, który zadeklarował, że jego urząd nie będzie ścigał aborcji jako przestępstwa i kryminalizował kobiet, ani lekarzy.
Powodem zawieszenia prokuratora, sprawującego ten urząd już drugą kadencję, DeSantis podał zaniedbanie obowiązków i niekompetencję oraz “dawanie sobie prawa do weta wobec państwa prawa”. Tak radykalne działania kluczowych polityków republikańskich (DeSantis jest wymieniany jako potencjalny kandydat Republikanów w wyborach prezydenckich za dwa lata) mogą sprawić, że dyskusja i działania polityczne wokół prawa do aborcji będą się coraz bardziej polaryzować.
Zdecydowaną postawę przyjął także urzędujący prezydent. W środę 3 sierpnia podpisał rozporządzenie, na mocy którego Medicaid – ubezpieczenie zdrowotne dla osób o niskich dochodach – będzie mogło pomagać kobietom w przerywaniu ciąży tam, gdzie jest to legalne.
Departamenty Zdrowia poszczególnych stanów będą mogły wnioskować o zgodę na użycie funduszy Medicaid do pokrycia kosztów zabiegów u pacjentek w trudnej sytuacji ekonomicznej.
Rozporządzenie to może stać się prawnym wyzwaniem, bo amerykańskie prawo zakazuje finansowania przerywania ciąży z funduszy federalnych, z wyjątkiem sytuacji, gdy zagrożone jest życie kobiety albo ciąża jest wynikiem gwałtu.
Rzeczniczka prasowa Białego Domu Karine Jean-Pierre powiedziała jednak, że federalny Departament Zdrowia będzie zachęcał stany, w których aborcja jest legalna, do ubiegania się o zgodę na finansowanie jej z Medicaid.
To odpowiedź na potwierdzone licznymi badaniami obawy, że zakaz najmocniej uderzy w osoby o niższych dochodach, które są najliczniejszą grupą pacjentek klinik aborcyjnych. Już wcześniejsze restrykcje wprowadzane w ostatnich latach przez konserwatywne stany zwiększały koszt przerywania ciąży nawet kilkakrotnie, a po uchyleniu Roe vs. Wade, NGOsy zostały wręcz zalane prośbami o pomoc finansową i logistyczną.
Grupy pomocowe starają się pokrywać koszty zabiegu, noclegu i podróży, ale skala potrzeb zaczyna przerastać ich możliwości.
Coraz więcej kobiet szuka też pomocy w Meksyku. Jeszcze kilka lat temu kierunek turystyki aborcyjnej był odwrotny – to Meksykanki jeździły do klinik w południowych Stanach. Sytuacja zaczęła zmieniać się niedawno:
W 2021 Meksyk zdekryminalizował aborcję, a Teksas ograniczył możliwość jej wykonywania do 6 tygodnia ciąży. Aktywistki z Monterrey zaczęły odbierać telefony od Amerykanek, które potrzebowały pigułki aborcyjnej. Jak twierdzą, przed uchyleniem wyroku zgłaszało się do nich tygodniowo 5-7 osób, obecnie – 70-100. Większość przyjeżdża do Monterrey z Teksasu, ale też z Oklahomy, Ohio, czy Florydy.
Niektóre kobiety podróżują do Meksyku same, innym towarzyszą aktywistki, a tym, które nie mogą sobie pozwolić na wyjazd, dostarcza się tabletki.
Aktywistki rozprowadzają je przez swoje sieci kontaktów, bo Teksas zakazał ostatnio wysyłania pigułek aborcyjnych pocztą pod karą więzienia.
Najbardziej konserwatywni politycy wspominają już o planach zakazu międzystanowych podróży w celu przerywania ciąży. Parlament Missouri rozpatrywał ostatnio projekt ustawy, która pozwalałaby na pozywanie w cywilnych procesach osób pomagających w przekraczaniu granicy stanów na zabieg aborcji.
W projekcie, wzorowanym na prawie w Teksasie (prywatni obywatele mogą tam pozywać lekarzy i osoby pomagające w aborcji i mają de facto gwarancję wygranej) pojawiają się m.in. argumenty o „seksualnym stosunku, który odbył się na terenie stanu” i „poczęciu dziecka na terenie stanu”. Ostatecznie ustawa nie została przegłosowana, ale politycy i ruchy pro-choice ostrzegają, że takich pomysłów będzie więcej.
Choć grupy pomocowe i inicjatywy liberalnych polityków starają się wypełnić lukę spowodowaną przez zakaz aborcji, to w wielu przypadkach nie dotrą do pacjentek w najbardziej krytycznej sytuacji. Osoby z komplikacjami ciążowymi, hospitalizowane, w stanie zagrażającym ich zdrowiu będą zdane na decyzję lekarzy, którzy mogą obawiać się konsekwencji prawnych, jeśli zdecydują o terminacji ciąży.
Departament Sprawiedliwości USA zaskarżył niedawno w sądzie niemal całkowity zakaz aborcji w Idaho, wykazując jego sprzeczność z imperatywem ratowania życia. Władze Idaho odpierały zarzuty, tłumacząc, że w sytuacjach kryzysowych zawsze ratuje się życie matki.
Przeczą temu jednak relacje lekarzy i pacjentek, którzy coraz częściej spotykają się z przypadkami odmowy aborcji w stanie zagrożenia zdrowiu – nawet w tak skrajnych przypadkach jak ciąża pozamaciczna, czy sepsa. Już teraz lekarze odwlekają terminację do momentu, gdy stan pacjentki jest naprawdę krytyczny.
“The Texas Tribune” opisywał ostatnio historię 26-letniej Elizabeth Weller z Teksasu, u której w 18-tym tygodniu ciąży doszło do pęknięcia błon płodowych.
W szpitalu usłyszała, że straciła prawie cały płyn owodniowy i “sytuacja nie wygląda dobrze”, zalecono jej pozytywne myślenie i modlitwę.
Jeden z lekarzy przyznał, że choć szanse na przeżycie dziecka są zerowe, to “serce płodu jeszcze bije” i zasugerował wywołanie porodu dopiero za sześć tygodni, czyli w momencie, gdy płód ma szansę na przeżycie poza organizmem matki.
Weller usłyszała też, że przetrzymanie ciąży może grozić rozwinięciem się infekcji – zapalenia błon płodowych i łożyska, a nawet sepsy – ale zanim do tego dojdzie, lekarze mogą jedynie monitorować jej stan. W kolejnych dniach pacjentka krwawiła, wymiotowała, dostała skurczy i gorączki, lekarze twierdzili jednak, że objawy nie są wystarczające.
Rodzina Weller dzwoniła po wszystkich szpitalach, prosząc o pomoc – ostatecznie, w innej części Teksasu znaleźli lekarza, który zgodził się zakończyć męczarnię kobiety.
Podobną sytuację opisywał już w czerwcu "The New York Times". 22-letnia Madison Underwood z Tennesee była w 17-tym tygodniu ciąży, gdy dowiedziała się, że o letalnej wadzie płodu. Lekarze ostrzegli ją, że próba donoszenia ciąży może zagrażać jej życiu i zalecili terminację.
Umówiony zabieg aborcji został odwołany, gdy pacjentka leżała już na fotelu ginekologicznym – lekarz nie był pewien czy uchylone przed chwilą Roe vs. Wade wpłynęło już na prawo w Tennessee i polecił Madison, by spróbowała udać się do sąsiedniej Georgii. Zasugerował pośpiech, bo i tam prawo miało być lada dzień zaostrzone.
Socjolożka, kulturoznawczyni i dziennikarka freelance. Publikowała m.in. w "Gazecie Wyborczej", "Newsweeku" i "Balkan Insights". Na stałe mieszka w Madrycie.
Socjolożka, kulturoznawczyni i dziennikarka freelance. Publikowała m.in. w "Gazecie Wyborczej", "Newsweeku" i "Balkan Insights". Na stałe mieszka w Madrycie.
Komentarze