Sejmowa większość wycofuje się z kontrowersyjnych zmian i wyeliminuje „wrzutkę” o wiatrakach w ustawie o cenach prądu. Sytuację próbuje wykorzystać odchodzący rząd. PiS bezlitośnie wypunktował i wyolbrzymił niedociągnięcia projektu ustawy, która miała przybliżyć wiatraki do domów
Tekst uzupełniliśmy, uwzględniając informacje z popołudnia 5 grudnia 2023, różni się więc od pierwotnej wersji.
Afera wiatrakowa – tak sprawę „wrzutki” dotyczącej farm wiatrowych w projekcie ustawy o zamrożeniu cen energii nazywa prawica na tydzień przed oddaniem władzy sejmowej większości. Do jej posłów najprawdopodobniej doszło, że problemy wynikające z kontrowersyjnego projektu nie rozpłyną się w powietrzu z dnia na dzień. Kłopotliwe dla przyszłej koalicji sklejenie wątków wiatrakowych z tymi dotyczącymi cen energii to już przeszłość – przekonywał we wtorek marszałek Sejmu Szymon Hołownia. Dokument ma być podzielony na dwie osobne ustawy, ale sprawa energetyki wiatrowej nie zostanie odłożona na półkę – zapowiedział lider Polski 2050.
Wątpliwości wobec rozwiązań dla branży wiatrakowej jednak pozostają. Przypomnijmy: dokument zakłada, że elektrownie wiatrowe będą mogły stawać w odległości 300 metrów od zabudowań jednorodzinnych i 400 metrów od budynków wielorodzinnych.
To wartości dla najnowocześniejszych i najcichszych turbin – te głośniejsze zostaną odsunięte od terenu zabudowanego. W praktyce jednak większość nowych wiatraków spełni te wymagania. Nawet najbardziej zagorzali zwolennicy odnawialnej energii i przedstawiciele branży (którym zależy przecież na postawieniu jak największej liczby turbin) przyjęli ten postulat z niedowierzaniem. Sektor energii wiatrowej domagał się przybliżenia elektrowni do zabudowań na 500 metrów.
To podstawowy zarzut wobec projektu, w którym znalazły się jednak i inne zaskakujące punkty. Dyskusję wzbudziła też proponowana minimalna odległość od rezerwatów i parków narodowych (zaledwie 300 metrów) oraz możliwość stawiania wiatraków w parkach krajobrazowych.
Odchodzący rząd wskazuje też inne niebezpieczeństwa, które mają nieść propozycje KO i Polski 2050 – bo to te dwie polityczne siły miały stać za autorstwem projektu. Jedno z nich to opcja wywłaszczeń pod farmy wiatrowe. Zarówno przedstawiciele branży, jak i posłowie większości zapewniają, że nie ma takiego ryzyka, a zapisy dotyczące takiej formy pozyskiwania gruntów dotyczą wąskich pasów sieci przesyłowej. Mimo to PiS próbuje podgrzewać narrację i kierować uwagę wyborców w tę stronę.
„Afera wiatrakowa to realne zagrożenie dla mieszkańców wsi i mniejszych miejscowości. Wspólnie z samorządowcami będziemy stanowczo sprzeciwiać się wszelkim próbom wywłaszczeń i budowy wiatraków w pobliżu domów” – pisał w mediach społecznościowych (wciąż obecny) minister obrony Mariusz Błaszczak.
Sprawę jasno postawił też premier Mateusz Morawiecki, domagając się powołania komisji śledczej dotyczącej – to kolejne określenie ukute przez odchodzący rząd – „lex Kloska”.
„To jest jeden z największych bubli prawnych wyprodukowanych przez ostatnich 30 lat, dlatego domagamy się komisji śledczej, która sprawdzi, kto wpisał te przepisy do »lex Kloska«” – mówił Morawiecki.
Przyszła opozycja straszy również zalewem Polski zużytymi łopatami i wiatrakami zagranicy, a konkretnie – z Niemiec. Zwrócił na to uwagę (w momencie pisania tekstu wciąż obecny) wiceszef MSZ Paweł Jabłoński. Trzeba przyznać, że wskazywany przez niego punkt rzeczywiście stwarza takie ryzyko i można mieć jedynie nadzieję, że był fatalną pomyłką autorów projektu. Według niego do modernizacji elektrowni wiatrowej można będzie użyć jedynie urządzeń... starszych niż 48 miesięcy. Z głosów w przyszłej koalicji wynika, że to niedociągnięcie, które będzie poprawione w toku prac nad ustawą. Ostatecznie chodzi o to, by elementy użyte do modernizacji farm nie były zbyt stare.
Sytuację – i być może własną polityczną przyszłość – próbuje ratować firmująca projekt Paulina Hennig-Kloska z Polski 2050. Posłanka ugrupowania Szymona Hołowni jeszcze w zeszłym tygodniu była murowaną kandydatką na ministrę klimatu. Według poniedziałkowych przecieków po wiatrakowej wtopie może pożegnać się z nadziejami na rządowe stanowisko. W poniedziałek 4 grudnia rano sugerował to Mariusz Gierszewski z Radia ZET. Może być to koniec kandydatury, co do której od początku były wątpliwości.
Hennig-Kloska uczestniczyła w pracach komisji środowiska, z wykształcenia jest jednak ekonomistką, a jej dokonania dla ochrony środowiska i transformacji energetycznej pozostają nieznane. Mimo to Szymon Hołownia nie chce odpuścić ministerstwa klimatu, którego ochrona była ważnym postulatem jego ugrupowania od samego początku istnienia. Według doniesień medialnych ministrem może zostać Michał Gramatyka. Trudno powiedzieć, by i ten członek Polski 2050 poświęcił swoją karierę tematyce ochrony środowiska i klimatu, jednak w poprzedniej kadencji wielokrotnie wypowiadał się na przykład na temat powstania elektrowni atomowej w Polsce czy ustawy o OZE.
We wtorek głosy z przyszłej koalicji wskazują jednak na ciągłą dyskusję o przyszłości ministerstwa klimatu i środowiska, a nastroje próbuje tonować między innymi Barbara Nowacka.
„Nie mamy żadnej afery ani nawet wielkiej awantury. Jest duże zamieszanie w mediach, wywołane przez polityków PiS, którzy zobaczyli okazję, że można poszumieć. Zresztą w ich ulubionym temacie, czyli w blokowaniu energetyki wiatrowej” – mówiła w Polsacie News.
Hennig-Kloska i inni politycy sejmowej większości zapowiadają szybkie załatanie ustawy – zapewne już odklejonej od spraw cen energii – w miejscach, gdzie budzi wątpliwości. Zarówno posłanka ugrupowania Hołowni, jak i Władysław Kosiniak-Kamysz i Borys Budka mówili jednym głosem: końcową odległością minimum będzie 500 metrów, nie ma mowy o wywłaszczeniach. Posłowie w ostatecznej wersji ustawy uwzględnią ochronę terenów cennych krajobrazowo i przyrodniczo oraz „doprecyzowanie” przepisów wywłaszczeniowych – by nikt nie obawiał się, że straci swoją działkę przez plany postawienia na niej elektrowni wiatrowej.
„My chcemy się zajmować nie skutkami, ale i przyczynami wysokich cen energii. By je obniżyć, naszym zdaniem trzeba uzupełnić brakujące moce, zwłaszcza wśród odnawialnych źródeł energii i rozpocząć proces transformacji” – mówiła polityczka Polski 2050 w poniedziałek 4 grudnia. W ten sposób odniosła się do kolejnego poważnego zarzutu wobec projektu ustawy – czyli zszycia punktów mówiących o ułatwieniach dla wiatraków i tych skupiających się na zamrożeniu cen energii na kolejne pół roku od stycznia 2024. Kloska stwierdziła też, że autorami ustawy są posłowie Platformy Obywatelskiej, ona jednak naniosła w nim znaczące poprawki.
Premier Morawiecki po tej wypowiedzi wyczuł, że może wskazać na przerzucanie się winą pomiędzy członkami przyszłej koalicji.
„Lewica mówi, że nie poprze tego projektu, KO mówi, że to projekt Polski 2050, Polska 2050 – że to projekt Koalicji Obywatelskiej, a PSL mówi, że ten projekt należy poprawić” – powiedział premier. Jego wypowiedź trzeba jednak sprostować: lewicowi posłowie zapowiadali, że poprą projekt po obiecanych poprawkach.
Nic dziwnego, że w sprawę zaangażował się Donald Tusk – przekonując, że ustawy nie pisali lobbyści, jak sugerowali politycy PiS. Afera wiatrakowa to wymysł polityków obecnego rządu – sugerował lider KO.
„To jest projekt poselski, są pod nim podpisy. Bardzo bym prosił, żeby nie budować takiej atmosfery tajemniczości. Żeby nie było takich wpadek, jak zanotowali niektórzy komentatorzy i politycy PiS-u, że pracownik Kancelarii Sejmu został uznany za tajemniczego lobbystę. Musimy zachować powagę. Tutaj chodzi o zamrożenie cen energii. Po drugie, w tym projekcie chodzi o uwolnienie blokowanych procesów na rzecz taniego i czystego prądu” – mówił lider Koalicji Obywatelskiej. Rzeczywiście – część komentujących wskazywało na podejrzane nazwisko wymienione osoby według strony Sejmu odpowiadającej za autorstwo ustawy – dyskusję zapoczątkowali jednak nie politycy PiS-u, ale dziennikarze i analitycy obecni na portalu X (twitter.com).
Po koalicyjnych rozmowach wiadomo już, że w projekcie będzie sporo zmian – zapowiada w rozmowie z OKO.press Urszula Zielińska z partii Zieloni, wchodzącej w skład Koalicji Obywatelskiej.
"Powiem szczerze, że już przy złożeniu druku wiedziałam, że jako Zieloni będziemy zgłaszać dalsze poprawki, ale to jest normalne w procesie legislacyjnym” – mówi nam posłanka, przekonując, że jego kolejna wersja nie będzie budziła kontrowersji – “Autopoprawki do ustawy będą doprecyzowujące, uspokajające. Zadbamy między innymi o to, żeby nie można było instalować w Polsce przestarzałych turbin wiatrowych, tak zwanych szrotów. O wywłaszczeniach nie ma mowy, a zapisy zostały doprecyzowane tak, żeby to było jasne i klarowne. Specjalistą od wywłaszczeń jest PiS” – mówi przewodnicząca Zielonych.
Oprócz korekt dotyczących odległości i utrzymania odniesienia do norm hałasu chodzi też o zadbanie o tereny cenne przyrodniczo. Wiatraki według postulatów Zielińskiej mają być oddalone o 1500 metrów od parków narodowych i rezerwatów oraz 500 metrów od parków krajobrazowych i obszarów Natura 2000. Można się spodziewać, że przejdą one również do nowej wersji ustawy wiatrakowej, rozdzielonej z częścią dotyczącą mrożenia cen.
„Przede wszystkim jednak nie możemy dopuścić do sytuacji, w której ludzie dostają od stycznia 80-, lub nawet 100-procentowe podwyżki cen energii, a w takiej sytuacji postawił nas obecny rząd” – wskazuje Zielińska. Jak wyjaśnia, rozwiązania przeciwdziałające takim wzrostom rachunków trzeba było opracowywać szybko – stąd w projekcie mogły znaleźć się niedociągnięcia. Pośpiech wynika z jednej strony z wymagań Unii Europejskiej – „Bruksela do końca roku daje nam czas na zgłoszenie rozwiązań chroniących odbiorców energii, a z drugiej strony z faktu, że rząd PiS-u sam nie przygotował nas czas ani własnych rozwiązań, ani tym bardziej ich finansowania w złożonym do Sejmu projekcie budżetowym” – zwraca uwagę posłanka.
Czy jednak nie można było wprowadzić ułatwiania dla branży wiatrakowej osobną ustawą? Na to zwracał uwagę między innymi Związek Pracodawców i Przedsiębiorców, nazywając część ustawy dotyczącą energii wiatrowej „wrzutką”.
„Postawienie na energię wiatrową w realny sposób doprowadzi do obniżenia cen energii. Lądowe farmy wiatrowe dziś są najtańszym źródłem elektryczności” – twierdzi Zielińska. – „Jednocześnie przywracamy obligo giełdowe, dzięki czemu zyskamy przejrzystość cen na rynku energii” – mówi Zielińska. Obligo, zniesione przez PiS, zmusi spółki energetyczne do sprzedawania energii na wolnym rynku i po rynkowych cenach. To może – choć nie musi – wpłynąć na ich obniżenie dla konsumenta.
Przewodnicząca Zielonych zwraca uwagę, że głosy sprzeciwu wobec projektu mogą w części być inspirowane przez Orlen. Koncern zarządzany przez Daniela Obajtka w 2022 roku został wyłączony z podatku od nadmiarowych zysków, obciążającego resztę spółek energetycznych. "Ta ustawa to naprawia – dla konsumenta, obywatela obniża ceny, utrzymując je na rozsądnym poziomie. Koszty pokrywają ci, którzy nadmiarowo zarobili na podwyżkach cen energii w wyniku wybuchu wojny w Ukrainie. To głównie te pieniądze sfinansują zamrożenie cen i to wreszcie jest sprawiedliwe” – mówi nam Zielińska.
Jaka będzie przyszłość energetyki wiatrowej w nowym Sejmie? W środę pierwotny projekt ustawy po autopoprawkach miał trafić do pierwszego czytania na sali plenarnej, a potem pójść do prac komisyjnych. Możliwe, że projekt zostanie obcięty o kwestie dotyczące umiejscowienia turbin, a procedowane będą jedynie przepisy umożliwiające utrzymanie niższych cen prądu.
Liderka Zielonych przekonuje, że zamieszanie nie będzie wpływało na proces tworzenia nowego rządu: „Byłabym spokojna, nie możemy dać się zwariować. Ustawa po autopoprawkach jeszcze przed pierwszym czytaniem jest dobra. Nie możemy się dać zastraszyć hejtowi, który nakręca PiS. To są dobre, potrzebne zmiany” – podsumowuje Zielińska.
To jednak nie koniec problemów z projektem, który uważnie przejrzeli działacze Fundacji Greenmind. Wiatrakowa „wrzutka” nadaje status inwestycji celu publicznego farmom wiatrowym, ale i elektrowniom wodnym o mocy powyżej 1MW. Oznacza to, że według wersji projektu sprzed pierwszego czytania również te drugie będą mogły powstawać w cennych przyrodniczo terenach parków krajobrazowych.
Mimo to można spodziewać się, że Paulina Hennig-Kloska ma szanse na zachowanie szans na rządowe stanowisko. A polityczna burza wokół wiatraków może być lekcją dla przyszłego rządu. Politycy PiS w opozycji wykorzystają każdą okazję, by bezlitośnie punktować niedociągnięcia i buble, zapewne wyolbrzymiając zagrożenia związane z niektórymi z nich. „Afera wiatrakowa” może być jedynie tego przedsmakiem, a koalicja KO, Trzeciej Drogi i Lewicy musi wyciągnąć z niej wnioski.
Ekologia
Paulina Hennig-Kloska
Mateusz Morawiecki
afera wiatrakowa
elektrownie wiatrowe
odnawialne źródła energii
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Komentarze