0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Daniel ROLAND / AFP)Fot. Daniel ROLAND /...

Piotr Beaupré, prezes Neo Energy Group, która od 2004 roku zajmuje się rozwijaniem projektów i spółek z zakresu OZE, w tym budową i sprzedażą farm wiatrowych, mówi OKO.press, że propozycja większości sejmowej (KO i TD) zbulwersowała nie tylko polityków, ale cały biznes wiatrakowy.

„Jest ogromne poruszenie w naszej branży. Nikt nie rozumie, co się wydarzyło” – mówi Beaupré. "Chcę jasno oświadczyć, że

nie znam nikogo, żadnej organizacji branżowej, która zajmuje się wiatrakami, ani żadnej firmy, która oczekiwałaby od parlamentu takich zapisów".

Biznesmen jest oburzony „zapisami wiatrakowymi” poselskiego projektu Koalicji Obywatelskiej i Trzeciej Drogi ustawy zamrażającej ceny energii. Zgłoszona 29 listopada i przedstawiona na konferencji w Sejmie 30 listopada (m.in. przez Borysa Budkę z KO i typowaną na ministrę klimatu Paulinę Hennig-Kloskę) ustawa w głównej części mówi o niezmiennych cenach prądu na 2024 rok, ale zapowiada też zmiany innych aktów prawnych, w tym „ustawy odległościowej”, regulującej zasady, na jakich stawia się w Polsce wiatraki.

„Wrzutka” o wiatrakach do ustawy o zamrożeniu cen energii zakłada:

  • możliwość stawiania najcichszych wiatraków (emitujących dźwięk poniżej 100 db(A), a więc 100 decybeli z uwzględnieniem charakterystyki fali dźwięku) już 300 metrów od domów jednorodzinnych i 400 metrów od zabudowań wielorodzinnych;
  • odsunięcie głośniejszych i mniej nowoczesnych turbin dalej. W przypadku 110 db(A) będą to już 2 kilometry. Według danych amerykańskiej firmy General Electric starsze modele turbin bezpośrednio przy łopacie wiatraka emitują hałas o natężeniu 105 db(A). Większość nowoczesnych turbin emituje dźwięk głośny na ok. 100 db(A), a więc mogłaby stawać 300 lub 400 metrów od zabudowań;
  • możliwość budowy elektrowni wiatrowych 300 metrów od parków narodowych i rezerwatów (choć w uzasadnieniu dla ustawy mowa już o 500 metrach) oraz na terenie parków krajobrazowych;
  • zmianę kompetencji samorządu w sprawie OZE – miejsce na wiatraki według projektu mogłoby być wyznaczane uchwałą rady gminy, nie – jak dotychczas – zmianą planu miejscowego.

Kto wymyślił 300 metrów?

Beaupré podkreśla, że nikt nie proponował odległości 300 m. „Od wczoraj rozmawiam z kolegami, jeszcze w nocy wymienialiśmy się mailami, jesteśmy zdumieni, że ktoś mógł zgłosić taką propozycję”.

„Nasza branża ma nadzieję na powrót do ustawy odległościowej w granicach 500 m, ewentualnie wprowadzenia obiektywnego elementu środowiskowego, jakim jest hałas generowany przez turbinę, taki pomiar w funkcji suwaka przysuwałby lub odsuwał wiatraki od zabudowań” – mówi Beaupré.

Zdaniem biznesmena, poselski projekt robi to wrażenie,

jakby ktoś chciał wsadzić na minę nie tylko demokratyczną większość, ale także całą branżę wiatrakową.

„Propozycja ustawy prowadzi do eskalowania lęków i potwierdza najgłupsze stereotypy o tych złych kapitalistach, którzy chcą budować wiatraki z krzywdą zwykłych ludzi. I na dodatek – kosztem polskiej przyrody”.

Beaupré jest przekonany, że ustawa zostanie sensownie poprawiona.

„Mamy nareszcie demokratyczne państwo, więc jestem pewien, że to nie będzie tak, jak w poprzedniej kadencji, że pojawia się niby poselski projekt i natychmiast jest przegłosowywany. Za pomocą naszych organizacji i stowarzyszeń byliśmy obecni w komisjach sejmowych za poprzednich rządów i na pewno będziemy także tym razem zgłaszać swoje uwagi. Naszym głosem był i jest Lewiatan, który reprezentuje też wiele innych biznesów. Lewiatan pełni rolę pasa transmisyjnego dla całej branży OZE, nie tylko wiatraków” – mówi Beaupre.

I dodaje: „Jako biznesmen i obywatel wiem, że OZE jest wielką polską szansą, a takie wydarzenie jak projekt ustawy wiatrakowej, czy raczej antywiatrakowej, psuje klimat wokół całej zielonej energii”.

Jak się wyplątać?

Sejmowa większość próbuje wyplątać się z tarapatów, w które wpadła po publikacji projektu. W kampanii wyborczej ugrupowania prodemokratyczne zapowiadały przybliżenie elektrowni wiatrowych do zamieszkałych terenów, ale zrobiły to w sposób, który budzi konsternację nawet największych entuzjastów OZE.

„Postulowaliśmy i postulujemy wprowadzenie minimalnej odległości 500 m od zabudowy mieszkalnej jako wypracowanego wcześniej kompromisu z szerokim gronie interesariuszy samorządowym i ekologicznym” – komentuje Janusz Gajowiecki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej (PSEW).

Wątpliwości ma również zaangażowany od dawna w sprawę wiatraków Związek Przedsiębiorców i Pracodawców. Jego członkowie sprzeciwili się potraktowaniu ważnego tematu jako „wrzutki” do ustawy z nim niezwiązanej. Według nich takie działanie sejmowej większości tworzy „niepotrzebne wątpliwości wokół wprowadzanych w tym trybie propozycji i uniemożliwia merytoryczną dyskusję nad tak istotnym zagadnieniem, jak przyspieszenie inwestycji w lądową energetykę wiatrową”.

View post on Twitter

Społecznicy i komentatorzy – między innymi z Fundacji Basta – zauważali też niebezpieczeństwo wywłaszczeniami pod elektrownie wiatrowe. Według firmującej ustawę Pauliny Hennig-Kloski z Polski 2050 nie ma takiego ryzyka. Podobnie twierdzą władze PSEW, przekonując, że regulacje mogą ułatwiać wywłaszczenia jedynie pod elementy sieci przesyłowych. Mimo to, autorzy ustawy „doprecyzują” ten punkt – przekonywali w czwartek Borys Budka z Koalicji Obywatelskiej, Władysław Kosiniak-Kamysz z PSL i typowana na ministrę klimatu Hennig-Kloska. W trakcie konsultacji w komisjach sejmowych wiatraki mają być też odsunięte od zabudowań na minimum 500 metrów, a sejmowa większość chce uważnie wysłuchać argumentów strony społecznej.

#Afera wiatrakowa, czyli spełnienie marzeń PiS

Inicjatywa KO i Trzeciej Drogi jest prezentem dla PiS, które już w kampanii wyborczej 2015 roku używało „wojny z wiatrakami” do mobilizowania swego elektoratu. Dużą rolę odgrywała w tym Anna Zalewska, późniejsza ministra edukacji, która straszyła ludzi, mówiąc np., że „nie chce, aby pewnego dnia śmigło wielkości autobusu spadło mi na głowę”.

Teraz politycy Zjednoczonej Prawicy i media na czele z TVP Info, pomijają zapowiedzi, że ustawa zostanie poprawiona, i grzmią o „aferze wiatrakowej”. Taki hasztag pojawia się w tweetach Mateusza Morawieckiego.

„Bez konsultacji, bez analiz, bez przygotowania politycy Platformy Obywatelskiej i Polski 2050 chcą ustawić wielkie turbiny przy domach Polaków. Kto straci? Polacy. Kto skorzysta? Lobbyści” – pisze (wciąż) prezes Rady Ministrów.

View post on Twitter

W podobnym tonie wypowiadają się inni politycy prawicy – między innymi Beata Szydło i Marlena Maląg. Ta druga sugerowała, że ustawa została napisana pod interesy firmy Siemens, działającej między innymi w sektorze energetyki wiatrowej.

Na razie milczy pałac prezydencki, od którego będzie zależał los najprawdopodobniej poprawionej wiatrakowej wrzutki. Jego otoczenie polityczne do tej pory przeciwstawiało się poluzowaniu regulacji blokujących rozwój energetyki wiatrowej na lądzie. Sklejając ustawę wiatrakową z tą o zamrożeniu cen energii, sejmowa większość być może chciała zastawić pułapkę na Andrzeja Dudę, który wetując całość dokumentu, przyczyni się do wzrostu cen prądu dla indywidualnych odbiorców. Według prezesa Urzędu Regulacji Energetyki bez interwencji państwa mogą one wynieść nawet powyżej 50 procent, a nawet sięgnąć 70 proc.

;

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska i Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.

Komentarze