0:000:00

0:00

Na polsko-białoruskiej granicy rozgrywa się kryzys humanitarny. 32 Afgańczyków, tym co najmniej 5 kobiet, od kilkunastu dni pod gołym niebem czeka pomiędzy uzbrojonymi w długą broń służbami obydwu krajów na wysokości wsi Grzybowszyzna. Wcześniej były też małe dzieci, ale ich opiekunom pozwolono wycofać się na wschód.

„Wiemy, że mają problemy medyczne, potrzebują pomocy. Powiedzieli, że byli bici kolbami” - mówi OKO.press Tadeusz Kolodziej, prawnik z Fundacji Ocalenie.

Fundacja za pomocą megafonu i ze wsparciem tłumaczy języka dari nawiązała rozmowę z uwięzionymi ponad kordonem wojskowych i strażników granicznych. Nie trwała ona jednak długo. „Straż zasłoniła te osoby i zabroniła podnoszenia rąk w odpowiedzi na nasze pytania”.

Nie wiadomo, jak poważny jest stan ludzi na granicy. Wczorajsza noc (z 20 na 21 sierpnia) była deszczowa, po zachodzie słońca temperatura spada poniżej 10 stopni. Przed interwencją Fundacji Ocalenie 18 sierpnia ludzie nie mieli śpiworów i namiotów. Pracownicy fundacji próbowali wezwać pogotowie — otrzymali informację, że przyjazd jest niebezpieczny. Lekarki, które z własnej inicjatywy przyjechały na miejsce, nie zostały dopuszczone do chorych.

Straż łamie prawo

19 sierpnia z pomocą posła Lewicy Razem Macieja Koniecznego fundacji udało się odebrać pełnomocnictwa od obcokrajowców. Ich prośby o ochronę międzynarodową są jednak ignorowane z pogwałceniem prawa.

„Osobie, która wyraźnie artykułuje, że chce ubiegać się o ochronę międzynarodową, funkcjonariusze muszą umożliwić złożenie właściwego wniosku. Jeśli dzieje się to na granicy, to w celu złożenia wniosku trzeba tego człowieka wpuścić. Niezależnie, czy wchodzi na teren naszego kraju w wyznaczonym przejściu, czy przez »zieloną granicę«” - mówiła OKO.press Aleksandra Chrzanowska ze Stowarzyszenia Interwencji Prawnej (SIP).

Wczoraj głos zabrał Rzecznik Praw Obywatelskich. Dzień wcześniej przedstawiciele biura Rzecznika Praw Obywatelskich pojechali z wizytacją na granicę polsko-białoruską.

„Śpią na ziemi, nie mają dostępu do żadnych urządzeń sanitarnych czy bieżącej wody. Mają ograniczone ilości wody zdatnej do spożycia, żywności i środków higieny osobistej. Niezależnie od przyczyn, dla których cudzoziemcy znaleźli się na granicy polsko-białoruskiej, bez wątpienia znajdują się oni w sytuacji, która godzi w ich godność i podstawowe prawa człowieka” – napisał do Mateusza Morawieckiego Marcin Wiącek.

„Każda osoba, która przebywając na granicy, zgłosi funkcjonariuszowi Straży Granicznej zamiar przekroczenia granicy w celu ubiegania się w Polsce o ochronę międzynarodową, powinna zostać wpuszczona na terytorium Polski” – podkreślił RPO.

20 sierpnia próby dotarcia do uchodźców były już niemożliwe. Wojskowi zawracali nawet posłów. Dziś (21 sierpnia) na miejscu jest m.in. marszałkini Senatu Gabriela Morawska-Stanecka z Lewicy. Nie przepuszczono jej przez kordon ustawiony kilkaset metrów od granicy — żołnierze zatarasowali jej drogę.

"Z tego co widać, panowie mają obowiązek milczenia i nienawiązywania żadnych relacji, żadnych kontaktów. Jeszcze raz powtarzam. To jest przerażające. Jest mi wstyd, że doszło do czegoś takiego, że na polskiej granicy, przed polską granicą, tak w zasadzie nie wiadomo gdzie, na terytorium niczyim, ludzie potrzebują pomocy i nie dopuszcza się nawet lekarza, żeby im tej pomocy udzielił" - mówiła dziennikarzom Morawska-Stanecka.

Przeczytaj także:

Supraśl

Okoliczni mieszkańcy podejrzewają, że podobnych obozów może być wzdłuż ok. 400-kilometrowej granicy więcej, tylko o nich nie wiadomo. Niektórym grupom poszukujących pomocy udaje się jednak przejść lasami i bagnami, a nawet sforsować ogrodzenie z drutu kolczastego, systematycznie rozwijane przez służby. Na wysokości wsi Minkowce widzieliśmy pal wbity w taki sposób, by dało się przejść przez zasieki. W internecie krążą zdjęcia palet czy drabinek przerzuconych nad blokadą. Dziennikarze spekulują, że to celowe działania białoruskich służb, które czerpią profity z handlu ludźmi.

Jedną z grup, które przeszły granicę — najprawdopodobniej w sposób nieudokumentowany — widzieliśmy na przedmieściach oddalonego o ok. 30 km od granicy Supraśla. Policja i Straż Graniczna wspierane przez żołnierzy interweniowały wobec grupy kilkorga osób o ciemnej karnacji i włosach, w tym małych dzieci. Jedna z kobiet leżała na chodniku, młody mężczyzna słaniał się na nogach.

fot. Antoni Mantorski dla OKO.press
fot. Antoni Mantorski dla OKO.press
fot. Antoni Mantorski dla OKO.press
fot. Antoni Mantorski dla OKO.press
fot. Antoni Mantorski dla OKO.press
fot. Antoni Mantorski dla OKO.press
fot. Antoni Mantorski dla OKO.press
fot. Antoni Mantorski dla OKO.press
fot. Antoni Mantorski dla OKO.press
Przedstawiciele służb udzieli pierwszej pomocy, zaoferowali wodę i jedzenie, wezwali pogotowie. Nie udzielali jednak żadnych informacji, nie pozwolili zadać pytań ludziom z zatrzymanej grupy, a policjanci zasłaniali nasz obiektyw i bezprawnie używali siły, utrudniając filmowanie.

Wszystkie osoby zostały przewiezione na komisariat w Supraślu. Jak poinformował strzegący bramy policjant, na miejscu nie było oficera prasowego. Telefony rzeczników komend w Sokółce i Białymstoku milczały, podobnie jak podlaskiej Straży Granicznej.

"Nie radzę robić tu zdjęć"

Mieszkańcy informują, że zatrzymani obcokrajowcy najprawdopodobniej przewożeni są do strażnicy SG w Szudziałowie. W okolicy bez przerwy jeżdżą wojskowe ciężarówki ze zdjętymi lub zasłoniętymi numerami rejestracyjnymi. „Nie radzę robić tu zdjęć” - mówi zza płotu osoba w mundurze.

View post on Twitter

Można ich będzie uznać za szczęściarzy — jeśli zgodnie z prawem zawnioskują o ochronę, organy państwa muszą zweryfikować, czy należy im się ochrona przewidziana dla uchodźców w rozumieniu konwencji z 1951 roku bądź ochrona uzupełniająca. Z danych MSWiA wynika, że 2/3 osób, które w ostatnich tygodniach próbowało przekroczyć w nieudokumentowany sposób granicę z Białorusią, co zostało zawróconych.

„Widziałem już wielu tych ludzi. Nie da się ich wszystkich zatrzymać. Nawet nie ma jak podejść i pomóc, bo zaraz będzie oskarżenie, że się im pomaga. Na grzyby chodzę 5 kilometrów od domu, bo inaczej ciągle legitymowania” - mówi mieszkaniec okolicy.

„Dziś rano 5 samochodów jeździło w mojej okolicy. Od razu zaczęłam myśleć o tym, jak szukali tu Żydów” - ze łzami w oczach komentuje starsza Podlasianka.

Udostępnij:

Maciek Piasecki

Maciek Piasecki (1988) – studiował historię sztuki i dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, praktykował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej w Londynie. W OKO.press relacjonuje na żywo protesty i sprawy sądowe aktywistów. W 2020 r. relacjonował demokratyczny zryw w Białorusi. Stypendysta programu bezpieczeństwa cyfrowego Internews.

Komentarze