0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Agata KubisAgata Kubis

"Są na bardzo wąskim pasie ziemi, około 10-12 metrów pomiędzy dwoma szpalerami służb mundurowych" - relacjonuje poseł Maciej Konieczny (Lewica, Razem), który pojechał na polsko-białoruską granicę w pobliżu wsi Usnarz Górny. To właśnie tam od ponad tygodnia przebywa grupa osób najprawdopodobniej z Iraku i Afganistanu, próbując dostać się do Polski.

Polska Straż Graniczna - według wcześniejszych doniesień - sama podawała im wodę i pożywienie. Teraz jednak już tego nie robi. Jak mówił poseł Konieczny w porannej rozmowie z Polsatem, "padł rozkaz z góry, że nie można im dawać jedzenia". Mieszkańcy okolicy, zaniepokojeni sytuacją grupy osób na granicy, przywieźli im zupę, chleb i pizzę. Straż przejęła te produkty i ułożyła niedaleko obozowiska. Nie pozwoliła ich przekazać dalej.

Straż Graniczna włącza silniki

Konieczny korzystając ze swojego immunitetu, został dopuszczony do osób przebywających na granicy. Razem z Fundacją Ocalenie przekazał im śpiwory, środki higieniczne i pełnomocnictwa do podpisania. Dzięki temu po przekroczeniu polskiej granicy będą mieli zapewnioną opiekę prawną. Na miejscu jest też tłumaczka. Za jej pośrednictwem osoby chcące dostać się do Polski, mogły się swobodnie porozumieć z kimś z zewnątrz - prawdopodobnie po raz pierwszy od tygodni. Choć "swobodnie" nie jest tutaj odpowiednim słowem. Podczas rozmowy Straż Graniczna włączyła silniki samochodów, by utrudnić kontakt z osobami w obozowisku.

W środę 18 sierpnia), gdy na miejscu byli nasi reporterzy Maciek Piasecki i Agata Kubis, przy polskiej granicy koczowało około 50 osób. Jak wynika z najnowszych doniesień, Białorusini zabrali z tej grupy część kobiet z dziećmi. Nie wiemy, gdzie są i co się z nimi stało. Maciej Konieczny wyliczał w piątek (20 sierpnia) rano, że na wejście do Polski czekają 32 osoby. Niektórzy z nich wymagają pomocy medycznej. Jedną z osób jest piętnastolatka.

Przeczytaj także:

Integralność granicy czy łamanie prawa?

Czy strażnicy mają prawo utrudniać grupie przekroczenie granicy?

"My jako Straż Graniczna jesteśmy od obrony integralności granic naszego kraju" - powiedziała Polskiej Agencji Prasowej podpor. Anna Michalska, rzeczniczka Straży. "Poważne, suwerenne państwo chroni swoje granice zewnętrzne" - komentował premier Mateusz Morawiecki.

To, że osoby nie mogą przejść na polską stronę jest nielegalne - przekonuje z kolei Stowarzyszenie Interwencji Prawnej (SIP), które poprosiliśmy o opinię w tej sprawie.

"Osobie, która wyraźnie artykułuje, że chce ubiegać się o ochronę międzynarodową, funkcjonariusze muszą umożliwić złożenie właściwego wniosku. Jeśli dzieje się to na granicy, to w celu złożenia wniosku trzeba tego człowieka wpuścić. Niezależnie, czy wchodzi na teren naszego kraju w wyznaczonym przejściu, czy przez »zieloną granicę«"

- tłumaczy Aleksandra Chrzanowska z SIP.

Przez "zieloną granicę" rozumie miejsca, w których nie ma oficjalnych przejść. Tak, jak tam, gdzie obecnie znajduje się obozowisko.

Wyjątkowa sytuacja

Informacja o tym, że ktoś chce starać się o ochronę międzynarodową, może zostać przekazana w dowolnym języku i w dowolny sposób. Nawet krzykiem. Z doniesień z polsko-białoruskiej granicy wynika, że taka informacja została już wielokrotnie przekazana strażnikom. Poseł Konieczny relacjonował, że podchodził do funkcjonariuszy razem z młodym mężczyzną, który po angielsku mówił, że chce ubiegać się o azyl. Zagrozili, że jeśli podejdzie bliżej, porażą go paralizatorem.

„Ubieganie się o ochronę międzynarodową jest wyjątkową sytuacją, w której przekroczenie granicy w miejscach niedozwolonych nie powinno być penalizowane. Osoby wchodzące w tym wypadku do Polski nie muszą mieć nawet dokumentów uprawniających do wjazdu czy takich, które potwierdzają ich tożsamość. W pierwszej kolejności trzeba ich wpuścić, przyjąć od nich wniosek o ochronę, a dopiero potem rozpocząć czynności prowadzące do tego, by ustalić tożsamość i stwierdzić, czy ta osoba naprawdę potrzebuje ochrony. To drugie to już zresztą kompetencje Szefa Urzędu do Spraw Cudzoziemców, a nie Straży Granicznej.

Podczas trwania tych procedur uchodźcy mają prawo przebywać na terenie kraju, w którym poprosili o pomoc i w którym toczą się przewidziane prawem procedury”

– wyjaśnia Chrzanowska.

"W obecnej sytuacji przetrzymywanie grupy osób na granicy z Białorusią jest niezgodne z prawem" - dodaje.

Nie ma ziemi niczyjej

Jak zaznacza Aleksandra Chrzanowska, żadna z tych osób nie znajduje się obecnie na "ziemi niczyjej".

"Nie istnieje żaden pas międzygraniczny. Granicę wyznaczają niewielkie monolity. Po jednej stronie jest Polska, po drugiej Białoruś, nie ma nic pomiędzy. Ona oczywiście nie jest linią prostą, więc laikowi trudno określić dokładnie, które miejsce należy do Polski, a które do Białorusi. Ale Straż Graniczna to doskonale wie. Z naszych informacji wynika, że obozowisko znajduje się po białoruskiej stronie" - tłumaczy.

Dodaje, że w związku z tym większość obowiązków spada na białoruską straż. Czyli zapewnienie tym osobom jedzenia i picia, dachu nad głową, ubrań czy dostępu do toalety. Tymczasem grupa głoduje, pije wodę z pobliskiego strumyka i je liście oraz chwasty. Nie ma zapewnionego miejsca, w którym może załatwiać potrzeby fizjologiczne.

"To, że obozowisko jest po białoruskiej stronie, nie zdejmuje jednak odpowiedzialności z polskich funkcjonariuszy, w sytuacji, gdy ci ludzie wyraźnie proszą o ochronę.

Ustawa o Straży Granicznej mówi o tym, że w toku wykonywania czynności mają obowiązek przestrzegania praw człowieka i poszanowania godności. Dopuszczając do przedłużania się sytuacji, w której nie mają zapewnionego jedzenia czy toalety, łamią prawo” – zaznacza Aleksandra Chrzanowska.

„Zdaję sobie jednak sprawę, że wpuszczenie lub nie tych osób to jest polityczna decyzja, a sama straż ma zapewne ograniczone pole manewru, bo wykonuje polecenia szefostwa, czyli MSWiA. Wiemy, jaki mamy klimat polityczny i jak wypowiada się rząd. Te polityczne wytyczne to nie mniej poważny problem, niż łamanie przepisów przez Straż Graniczną” – ocenia.

Najpierw wniosek, potem procedury

Co, jeśli jednak osoby szukające azylu, zostałyby wpuszczone do Polski?

Po pierwsze, wyjaśnia Chrzanowska, Straż Graniczna powinna we właściwej miejscowo placówce przyjąć wniosek o udzielenie ochrony międzynarodowej. Potem przekazuje go Szefowi Urzędu do Spraw Cudzoziemców w Warszawie. To właśnie on prowadzi postępowania uchodźcze.

"Takie osoby po złożeniu wniosku powinny trafić do jednego z ośrodków prowadzonych przez szefa Urzędu do Spraw Cudzoziemców. To są otwarte ośrodki dla uchodźców, zapewniające zakwaterowanie, wyżywienie i opiekę medyczną. Takie, do których trafiły osoby, które właśnie rząd sprowadził z Kabulu.

W szczególnych sytuacjach, np. kiedy osoby nie mają dokumentów potwierdzających tożsamość i trzeba ją ustalić, Straż Graniczna może zawnioskować do sądu o umieszczenie w strzeżonym ośrodku.

Tam należy przeprowadzić konieczne czynności i jak najszybciej zwolnić taką osobę do ośrodka otwartego” – dowiadujemy się od Aleksandry Chrzanowskiej.

Praktyka jest inna w przypadku, gdy Straż Graniczna zatrzymuje osoby, które w sposób nieuregulowany przekroczyły granicę. Z doświadczenia SIP wynika, że nawet jeśli zatrzymane osoby od razu deklarują wolę ubiegania się o ochronę międzynarodową, strażnicy najpierw wszczynają postępowania karne i powrotowe, związane z nielegalnym przebywaniem na terenie Polski. Wnioskują też do sądu o umieszczenie w detencji i dopiero w ośrodku zamkniętym umożliwiają złożenie wniosku o ochronę.

Jak zakończyć ten kryzys?

„Nawet takie rozwiązanie byłoby lepsze od przetrzymywania ludzi na granicy, choć nie wydaje się w tym przypadku konieczne” – mówi Chrzanowska.

„W opinii SIP wszczynanie procedury karnej i powrotowej jest niepotrzebne, jeśli osoba deklaruje zamiar złożenia wniosku o ochronę. Nie należy karać osób za to, że w każdy możliwy sposób przedostają się do bezpiecznego kraju, gdy ich życie jest zagrożone. Nie ma też sensu prowadzić postępowania o zobowiązanie do powrotu wobec osoby, która ma zamiar ubiegać się o ochronę międzynarodową. Podczas trwania postępowania uchodźczego takiej osoby i tak nie można deportować. Co więcej, nie można trzymać w zamkniętych ośrodkach osób, wobec których zachodzi domniemanie, że były ofiarami przemocy. U uchodźców przemoc jest niestety częstym doświadczeniem” – tłumaczy.

Na pytanie, jak kryzys na granicy powinien się skończyć, Aleksandra Chrzanowska odpowiada bez zastanowienia: "Jest jedno słuszne prawnie oraz humanitarnie rozwiązanie - trzeba tych ludzi wpuścić".

;

Udostępnij:

Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Komentarze