0:000:00

0:00

Pan Witalij prosi, by zmienić jego imię i nie podawać nazwiska, mimo że od całego zdarzenia minął już rok. "Siedziałem w domu z młodszym synem, gdy do drzwi zapukali umundurowani policjanci. Zapytali, czy znam 13-letnią Katerinę, po czym przyprowadzili zakutą w kajdanki dziewczynkę".

Kajdanki

"Powiedzieli, że moja przyrodnia córka jest złodziejką i że mi ją zabiorą. Taka rozmowa trwała niemal kwadrans. Ja w tym czasie stałem wystraszony, nawet nie pytałem jak się nazywają. Chciałem tylko podpisać dokument, że odbieram dziecko i żeby zdjęli jej te kajdanki" - relacjonuje pan Witalij.

Do zdarzenia doszło w styczniu ubiegłego roku w Warszawie. Ochrona jednego ze sklepów należącego do popularnej sieci dyskontów spożywczych zatrzymała nieletnią dziewczynę pod zarzutem usiłowania kradzieży paczki prezerwatyw oraz żelu nawilżającego. Na miejsce wezwano patrol policji, który zakuł dziewczynę w kajdanki i odwiózł do domu. Sprawa trafiła do sądu, gdzie ostatecznie ją umorzono. Ale dla ojczyma dziewczynki to nie koniec.

"Jeśli córka zrobiła coś złego, to powinna za to odpowiedzieć – to jasne. Ja natomiast chcę wiedzieć, czy ochrona sklepu miała prawo tak się wobec córki zachować? A policja?" - pyta w rozmowie z nami, a następnie odtwarza przebieg zdarzeń.

Przeczytaj także:

Komentarze

Według relacji rodziców ochrona sklepu po zatrzymaniu dziewczynki zaprowadziła ją na zaplecze, gdzie wbrew jej woli została obfotografowana. Przy okazji usłyszała ksenofobiczne komentarze.

"Mówili, że powinna wracać na Ukrainę, że wszystkich nas trzeba wyrzucić z Polski" - mówi pan Witalij.

Sprawę w sklepie usiłowała wyjaśnić jego żona, również Ukrainka. Razem mieszkają w Polsce od kilku lat, nigdy nie mieli żadnych problemów z prawem. "Kierowniczka pokazała nagranie z monitoringu, ale nie pozwoliła go spokojnie obejrzeć: powiedziała: o, tu widać, jak córka kradnie i wyłączyła".

A skąd tak niewybredne komentarze w kierunku dziecka? "Powiedzieli, że chcieli ją postraszyć".

Pan Witalij miał w końcu okazję zapoznać się z nagraniem, gdy sprawa trafiła do sądu. Nagrania pokazać nam nie może, bo sprawa wobec zachowania policjantów jest w toku, ale opowiada, że widać na nim jak dziewczynka zostaje zatrzymana przed kasami, że jest wystraszona i że nie stawia żadnego oporu.

Skąd w takim razie kajdanki?

"Policjantka zapytała córkę ile ma lat. Gdy usłyszała, że 13 stwierdziła: skuwamy".

Wyjazd

Pan Witalij wie, że w Polsce można zastosować takie środki przymusu bezpośredniego wobec 13-letniego dziecka, gdy stwarza zagrożenie, ale nie wierzy, by córka komukolwiek mogła zagrozić.

"W domu stała jak słup soli, powtarzała tylko, że nic nie zrobiła" - opowiada. Do wersji dziewczynki ostatecznie przychylił się sąd, który sprawę kradzieży umorzył.

"To trwało kilka minut" - Pan Witalij wspomina rozprawę. - "Usłyszałem, że sklep wycofał oskarżenie i że sprawy nie ma".

Ale dla niego sprawa się nie kończy. Chce wiedzieć, czy policja oraz ochrona mogły tak potraktować jego dziecko. Pisał do Ambasady Ukrainy, do RPO, nawet do UNICEF-u.

Zgłosił też doniesienie do prokuratury, zaskarżając zarówno ochronę, jak i policję. Sprawą zajmuje się prokuratura w Otwocku.

Córka w tym czasie wyjechała do babci. W Polsce skończyła osiem klas, ale dłużej mieszkać tu nie chce. Boi się.

Agresja

Całą sprawą zainteresowało się Stowarzyszenie Interwencji Prawnej. Rozmawiamy z adwokatką Małgorzatą Jaźwińską z organizacji.

Przez cały rok trwały różne postępowania w tej sprawie, która nadal się toczy. Ojczym dziewczynki odezwał się do SIP dopiero niedawno.

"Niestety, to nie jest sytuacja jednostkowa, choć też nie mamy do czynienia z lawiną takich spraw. Ale docierają do nas co miesiąc pojedyncze sygnały" - mówi.

"Zaskakuje nas fakt, że o takich sprawach słyszymy często w kontekście dyskontów. Czy to kwestia przypadku, czy może szerszy problem z brakiem odpowiedniego uwrażliwienia pracowników? Tego jeszcze nie wiemy, ale będziemy się starali na to zwrócić większą uwagę" – zapewnia.

Zdaniem Jaźwińskiej duża część takich spraw kończy się na przemocy słownej, ale istnieje poważna obawa, że od słów do czynów droga jest krótka.

"To pierwsza sprawa dotycząca osoby nastoletniej, która do nas wpłynęła. Dla mnie równie bulwersujące jest to, jak dziewczynka została potraktowana przez ochronę, jak i przez policję. To nie była przecież osoba agresywna, a filigranowe dziecko. Ciężko jest mi uwierzyć, że policjanci mogli się poczuć zagrożeni".

"Policja przekroczyła kolejną barierę. Prowadzone jest postępowanie przygotowawcze. W Polsce jest problem z identyfikacją przestępstw związanych z mową nienawiści. Prokuratura i sądy są nieprzeszkolone i nie wiedzą jak takie sprawy badać. Wydaje się też, że prokuratura nie jest skora do piętnowania nadużywania przez policję środków przymusu bezpośredniego. To szerszy problem" - podkreśla Jaźwińska.

W podobnym tonie sprawę komentuje Myroslava Keryk, prezeska Fundacji “Nasz Wybór”, zajmującej się pomocą Ukraińcom w Polsce, a która skierowała sprawę 13-latki do organizacji zajmującej się przeciwdziałaniu dyskryminacji:

"Ukraińcy i Ukrainki coraz częściej spotykają się z agresją słowną i fizyczną w Polsce. Trudno jednak określić skalę zjawiska, ponieważ wielu migrantów i migrantek boi się zgłaszać sprawy na policję.

Obawiają się, że zostaną deportowani, gdy zaczną się dopominać o swoje. Poza tym, nie brakuje przypadków, gdy policja zgłoszeń od cudzoziemców po prostu nie przyjmuje".

Fundacja Miroslavy Keryk zwróciła się z prośbą o komentarz do komendy policji oraz sieci sklepów Biedronka. Dyskont poinformował, że sprawa została wyjaśniona rodzicom 13-latki w ubiegłym roku.

Fundacja otrzymała również dostęp do pisma z odpowiedzią, które Biedronka skierowała do Biura Rzecznika Praw Dziecka, również zajmującego się tą sprawą.

Czytamy w nim: „Po otrzymaniu skargi ze strony ojca klientki wszczęliśmy postępowanie wyjaśniające z udziałem pracowników tego sklepu – zwłaszcza świadka zdarzenia, czyli zastępcy kierownika sklepu – oraz pracownika firmy ochroniarskiej. Postępowanie objęło także analizę zapisów monitoringu oraz jego zabezpieczenie. W wyniku tej weryfikacji nie stwierdziliśmy uchybień po stronie pracownika ochrony, a zarzuty ojca klientki nie potwierdziły się (…) pracownik ochrony świadczy swoje usługi na rzecz JMP od 12 lat i do tej pory jego praca była oceniana wzorowo”.

Przemoc

Pan Witalij przeprosin od Biedronki nie usłyszał - wciąż o to walczy. Okazuje się jednak, że dyskont potrafi przyznać się do błędu, choć nie od razu i pod warunkiem, że sprawa staje się głośna w mediach.

Tak było w przypadku relacji pana Georgija Stanishevskiego, która obiegła media. Mężczyzna opisał ze szczegółami, na Facebooku, jak został potraktowany przez ochroniarza dyskontu.

"Spokojnie wszedłem do sklepu, zrobiłem zakupy na kasie samoobsługowej, żeby nie czekać w kolejce, dostałem paragon, zachowałem go (zawsze zachowuję paragon). Spokojnie wyszedłem ze sklepu i poruszałem się powoli w kierunku przystanku na ulicy Starowiślnej. Byłem już prawie na przystanku, kiedy poczułem trzy mocne uderzenia w plecy - obróciłem się, zobaczyłem grubego mężczyznę lat 25, który chwycił mnie za ręce i próbował coś z nimi zrobić" - pisał mężczyzna, z pochodzenia Gruzin, który przez pracownika został wzięty za Ukraińca.

"(...) Ten pan powalił mnie na ziemię, usiadł na moim kręgosłupie i zaczął zakładać na mnie kajdanki. Ja natomiast, wetknięty twarzą do chodnika, dalej wypytywałem, co się dzieje i prosiłem żeby mnie puścić" - i dalej: “Nikt mi nie pomógł. Dosłownie nikt. Krakowianie przechodzili obok mnie, nawet nie zwracając uwagi. I chociaż nie udało mi się uzyskać reakcji tłumu, reakcja kretyna, który mnie dusił, była błyskawiczna.

Co ważne: Warknął do mnie: „Zamknij się ty k**wa Ukraińcu”, po czym zalał moje oczy obfitą porcją gazu pieprzowego. I ja się zamknąłem, bo nie chciałem dostać jeszcze".

Po nagłośnieniu sprawy ochroniarz został zwolniony, a sklep mężczyznę przeprosił.

Wyzwiska

Takich sytuacji jest niestety więcej. Z agresją słowną ochroniarza spotkała się także na ulicach Warszawy pani Nadia - która usiłowała interweniować podczas brutalnej interwencji wobec bezdomnego mężczyzny. O sprawie w czerwcu ubiegłego roku pisała "Gazeta Wyborcza".

"Ochroniarz nazwał mnie ukraińską kur… Powiedziałam, że nie życzę sobie takiego traktowania, nie odpowiedział, bo wciąż szarpał leżącego mężczyznę. Kiedy poszkodowany próbował wyjąć telefon, ochroniarz wystrzelił w jego stronę z paralizatora. Bałam się, że zaatakuje też mnie, więc wsiadłam do autobusu i pojechałam – mówiła "Wyborczej" pani Nadia, która nie chciała podać nazwiska.

Według badań, prowadzonych przez Związek Ukraińców w Polsce, spraw karnych związanych z zachowaniami na tle szowinistycznym wobec Ukraińców jest coraz więcej. W latach 2016-2017 było ich 49, a w okresie 2018–-2019 – już 90.

Ukraińcy są dziś największą mniejszością w Polsce. Szacuje się, że przebywa u nas ponad milion obywateli Ukrainy, według danych firmy Selectivv – 1 250 000. Osobną grupą są obywatele Polski narodowości ukraińskiej, według narodowego spisu powszechnego z 2011 jest ich w Polsce prawie 40 tys.

Udostępnij:

Anna Mikulska

Dziennikarka i badaczka. Zajmuje się tematami wokół praw człowieka, głównie migracjami i uchodźstwem. Publikowała reportaże m.in. z Lampedusy, irackiego Kurdystanu czy Hiszpanii. Przez rok monitorowała sytuację uchodźców z Ukrainy w Polsce w ramach projektu badawczego w Amnesty International. Laureatka w konkursie Festiwalu Wrażliwego. Współtworzy projekt reporterski „Historie o Człowieku".

Komentarze