0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Foto Eyad BABA / AFPFoto Eyad BABA / AFP
  • Osoby, które nawołują do oporu i walki przeciwko Izraelowi na Zachodzie, nie muszą żyć z konsekwencjami ich narracji. Większość Palestyńczyków chciałoby móc pracować w Izraelu, a ci z paszportem chcą móc chodzić na izraelskie uniwersytety. Nie w ich interesie jest więc akademicki i gospodarczy bojkot Izraela.
  • Gdy obserwuję protesty w USA czy Europie przeciwko wojnie w Gazie, to przypominają one bardziej grupową terapię i masowe virtue signaling niż przemyślaną strategię, co robić, by w dłuższej perspektywie poprawić jakość życia Palestyńczyków.
  • Palestyńczycy zasługują na to, żeby być z nimi szczerymi – nigdy nie dojdzie do masowego powrotu potomków uchodźców z Wojny w 1948 roku; więc dlaczego powtarzamy w kółko, że nasze domy w Gazie są tylko przystankiem na drodze powrotnej do domu?

Ahmed Fouad Alkhatib to palestyńsko-amerykański pisarz i aktywista pokojowy, założyciel i szef projektu Realign for Palestine, działającego przy Atlantic Council, gdzie promuje radykalny pragmatyzm, niestosowanie przemocy i rozwiązanie dwupaństwowe. Pisał dla The Atlantic, Haaretz, The Wall Street Journal. Od wybuchu wojny w Gazie stracił wielu członków bliższej i dalszej rodziny.

Co to jest palestyński pragmatyzm

Kacper Max Lubiewski: Jesteś przewodniczącym Realign for Palestine, amerykańsko-palestyńskiego think-tanku reprezentującego pogląd, który nazywacie palestyńskim pragmatyzmem – co kryje się za tym terminem?

Ahmed Alkhatib: Na moje wartości miało oczywiście wpływ moje dzieciństwo – dorastałem w Gazie i uczyłem się w szkołach prowadzonych przez UNRWA [Agencja ONZ ds. uchodźców palestyńskich]. Na własnej skórze odczułem optymizm i nadzieję procesu pokojowego lat 90. – otwarcie lotniska w Gazie, palestyński paszport i rozwój gospodarczy.

Widziałem też bolączki okupacji i konfliktu – izraelski nalot zabił trzech moich przyjaciół i sprawił, że straciłem słuch w lewym uchu, gdy miałem 11 lat. To było krótko po wybuchu Drugiej Intifady i serii zamachów terrorystycznych w Izraelu.

Od bardzo młodego wieku byłem świadom, że palestyńskie społeczeństwo musi wybrać: czy podążać ścieżką pokoju lub ścieżką przemocy. Zawsze było dla mnie jasne, że Palestyńczycy są tak naprawdę w konflikcie i z tymi Izraelczykami, którzy odmawiają im człowieczeństwa, jak i z fundamentalistycznymi palestyńskimi organizacjami, które żerują na konflikcie.

„Palestyński pragmatyzm” jest wizją koegzystencji opartej na wyciągniętej dłoni do Izraelczyków, bez względu na to, jak trudne będzie to zadanie, bo tylko to przyniesie Palestyńczykom dobrobyt i godność.

Mało który Palestyńczyk marzy o koegzystencji z Izraelczykami od wybuchu brutalnej wojny w Gazie.

Rzadko się o tym mówi, ale z mojej perspektywy tragedia w Gazie jest fundamentalnie o Palestyńczykach i naszej politycznej porażce. Dużo mniej o Izraelu.

Jesteśmy dzisiaj w miejscu, w którym jesteśmy po części ze względu na izraelski radykalizm i militaryzm, ale także przez nierozsądną decyzję o odrzuceniu Porozumienia z Camp David przez Arafata, przez przyzwolenie na przejęcie wszystkich instytucji przez Hamas i przez islamizację palestyńskiego społeczeństwa i naszej narracji.

Palestyńscy radykałowie sprawili, że słowo pokój zaczęło kojarzyć się ze słabością i zdradą, a opór z dumą i pryncypiami.

Ale gdzie nie spojrzeć, tam opór przyniósł kompletną porażkę – Izraelczycy jak byli, tak są, ziemi mamy coraz mniej, a wizja palestyńskiego państwa jest coraz bardziej odległa. Mam po prostu dosyć narracji mówiącej, że jedynym możliwym wyborem dla Palestyńczyków jest zawsze przemoc, bojkot czy radykalizacja.

ISRAEL-PALESTINIAN-CONFLICT-GAZA
Izraelscy żołnierze patrzą na zrujnowane budynki w Strefie Gazy, 13 sierpnia 2025. Fot. Jack GUEZ/AF

Atak 7 października był w interesie Iranu

Przeraża mnie, że atak 7 października jest rekonstruowany jako konieczność, a nie psychopatyczny i egoistyczny plan Hamasu działającego w interesie Islamskiej Republiki Iranu.

Wrócimy jeszcze kwestii źródeł konfliktu, ale zostańmy jeszcze na chwilę przy radykalizacji. Czy Palestyńczycy i Izraelczycy muszą wyjść z tej wojny jeszcze bardziej oddaleni od wizji pokoju? Jak to się stało, że sam wyszedłeś z tego błędnego koła?

To bardzo smutne, że doszło do tego w ten sposób, a nie inny, ale

wielu Gazańczyków wskutek wojny straciło jakiekolwiek zaufanie wobec Hamasu.

Nie tylko ze względu na sam atak 7 października, który ściągnął na nich tę tragiczną wojnę, ale też sposób, w jaki Hamas zupełnie porzucił palestyńskie społeczeństwo po nim, jak nie był w stanie obronić najsłabszych przed izraelską ofensywą, czy jak nadal brutalizował niewinnych i dbał tylko o swój interes.

Gazańczycy nie są dzisiaj proizraelscy, ale domagają się końca Hamasu jako organizacji i widzą ją jako głównego winowajcę. Zauważ, że zupełnie co innego mówią zachodni aktywiści i Palestyńczycy, którzy dorastali w diasporze – to od nich dużo częściej słyszę zarzuty o bycie agentem Mossadu, czy zdrajcą. Ludzie, którzy dorastali na ziemi między rzeką a morzem, są, z mojego doświadczenia, dużo bardziej skorzy do kompromisu i pokoju.

Jak to?

To proste – osoby, które nawołują do oporu i walki przeciwko Izraelowi na Zachodzie, nie muszą żyć z konsekwencjami ich narracji. Większość Palestyńczyków chciałoby móc pracować w Izraelu, a ci z paszportem chcą móc chodzić na izraelskie uniwersytety. Nie w ich interesie jest więc akademicki i gospodarczy bojkot Izraela.

Moje poglądy wcale nie są rzadkie, rzadkie jest to, że mówię o nich głośno; nikt nie chce przecież zostać nazwany zdrajcą swojego narodu. Ale każdego dnia dostaję wiadomości od Palestyńczyków dziękujących mi za to, że publicznie sprzeciwiam się Hamasowi.

Przeczytaj także:

Hamas jest sojusznikiem Netanjahu

Co więc osoby spoza Palestyny i Izraela mogą zrobić, żeby faktycznie pomóc Palestyńczykom i żeby stać się częścią pozytywnej zmiany?

Zachodni aktywiści i aktywistki muszą zdać sobie sprawę, że można mieć rację, albo mieć wpływ – dotychczas wszyscy woleli mieć rację. Nie wiem, co mam myśleć, gdy obserwuję protesty w Stanach Zjednoczonych czy Europie przeciwko wojnie w Gazie, bo przypominają one bardziej grupową terapię i masowe virtue signaling niż przemyślaną strategię, co w dłuższej perspektywie może poprawić jakość życia Palestyńczyków.

Fundamentalnie należy potrafić sprzeciwić się przemocy i brutalności niezależnie od jej źródła. Wielu z nich jest tak zajętych humanizacją Palestyńczyków, że odczłowieczają Izraelczyków – to także błąd. Hamas i inne islamistyczne grupy są sojusznikami Netanjahu w anihilacji projektu narodowego Palestyńczyków – tak powinien zaczynać i kończyć się każdy protest na rzecz Gazy.

Pozwól, że zaproponuję pewną metaforę: jeśli zobaczyłbyś, że twój przyjaciel jest pijany i planuje wsiąść do samochodu, to jeśli jesteś dobrym przyjacielem, musisz go zatrzymać dla jego własnego dobra. Nawet jeśli będzie się z tobą nie zgadzał, to musisz wyrwać mu kluczyki z dłoni.

Tymczasem propalestyńscy aktywiści i aktywistki na Zachodzie, w dużej mierze, choć nie wszyscy, zdają się wciskać nam w dłoń kolejną butelkę. Tylko opór! J**ać syjonistów! Izrael to kolonizatorzy! – krzyczą. Bycie dobrym sojusznikiem oznacza pomóc nam chronić się przed najbardziej radykalnymi elementami naszego społeczeństwa.

Gazańczycy są wściekli na Hamas

W ostatnim czasie przeprowadziłeś ok. 50 wywiadów pogłębionych z Gazańczykami, którzy są nadal w Gazie. Co wynika z twoich badań? O czym mówili twoi rozmówcy i rozmówczynie?

Są zniechęceni, zmęczeni i absolutnie wściekli na Hamas i państwa arabskie, które niby są sojusznikami w ich sprawie, a nie zrobiły tak naprawdę nic, żeby im pomóc.

Ludzie są źli także na siebie nawzajem – wojna zmieniła ich społeczeństwo ze szczodrego i kolektywistycznego na skrajnie indywidualistyczne i niesprawiedliwe.

Wielu chce opuścić Gazę, być może na zawsze, nie chcą być amunicją w pistoletach terrorystów. Co najważniejsze, ich gniew jest tak wielki, że pozwala na zerwanie ze wieloma dotychczasowymi tabu: ludzie publicznie sprzeciwiają się Hamasowi, rozważają emigrację i negocjacje z Izraelczykami. Przypomina mi to lata 90. i wczesne 2000. – wtedy słowo opór było dużo szersze i pojemniejsze.

Oporem wobec Izraelczyków i konfliktu było założenie rodziny, wybudowanie domu, czy płacenie podatków; oporem było budowanie państwa i narodu.

Hamas zawęził opór jedynie do oporu militarnego oraz zastąpił wizję przyszłości kultem śmierci i zbiorowego samobójstwa w imię wiecznej wojny.

Z drugiej strony słyszymy, że Hamasowi udaje się rekrutować tysiące młodych mężczyzn, a także że ich popularność rośnie na Zachodnim Brzegu. Czy można więc powiedzieć, że Palestyńczycy faktycznie zrywają z Hamasem?

Po pierwsze należy podkreślić, że Hamas nadal jest w stanie szantażować i grozić Gazańczykom, więc wielu nie podejmuje decyzji o walce z Izraelczykami świadomie czy swobodnie. Ostrzegłbym też zagranicznych czytelników, że gdy słyszą o nowych rekrutach wśród Hamasu, to muszą wiedzieć, że są to zazwyczaj biedni i głodni ludzie, którzy otrzymali minimalny trening i często nie są ideologicznie związani terrorystami.

Nawet jeśli Hamas twierdzi, że odbudowuje swoje wojsko, to różni się ono fundamentalnie od tego sprzed początku wojny; nikt też nie wie tak naprawdę, które liczby są prawdziwe – Hamasowi na rękę są plotki o tym, że są popularni i mają wielką armię.

Na Zachodnim Brzegu sytuacja faktycznie zdaje się inna. Są obszary, gdzie zwolennicy Hamasu to większość. Bardzo trudno mi więc wyobrazić sobie system, w którym przyszłość Gazy jest zależna od przyszłości Zachodniego Brzegu, bo są między nami bardzo głębokie różnice kulturowe i polityczne.

Narracja w szkołach UNRWA cementuje złudzenia

Jak wyobrażasz sobie transformację narracji oporu i męczeństwa w narrację koegzystencji i pokojowi? Co musi się stać, żeby etos Palestyńczyków się zmienił?

Wierzę, że będzie to miks realpolitik i odważnych przywódców i przywódczyń. Musimy poważnie zainwestować w edukację dzieci i dorosłych, bo narracja szerzona w szkołach UNRWA cementuje złudzenia, które zaogniają konflikt.

Palestyńczycy zasługują na to, żeby być z nimi szczerymi – nigdy nie dojdzie do masowego powrotu potomków uchodźców z Wojny w 1948 roku; więc dlaczego powtarzamy w kółko, że nasze domy w Gazie są tylko przystankiem na drodze powrotnej do domu?

Jako Palestyńczycy musimy też zmierzyć się z wagą naszych błędów – oczywiście, że między nami a Izraelem jest przepaść, jeśli chodzi o sprawczość, ale to nie oznacza, że powinniśmy brać odpowiedzialności za terror, do którego dochodzi w naszym imieniu i odrzucane propozycje pokoju, które są podpisywane naszą krwią.

Czy to wszystko może się stać zmianą w stosunku Izraelczyków do Palestyńczyków?

Izraelczycy też mają przed sobą dużo pracy: przede wszystkim, muszą zwalczać kulturę dehumanizacji Palestyńczyków, która w Izraelu jest reprezentowana na najwyższych szczeblach.

To też budzi we mnie wiele gniewu – my musimy stawić czoła organizacji terrorystycznej, ale Izraelczycy mają demokratyczny system rządów i wiele narzędzi partycypacji politycznej; dlaczego są więc tak nieudolni w walce z własnymi faszystami?

Ekspansjonistyczne i ekstremistyczne narracje w Izraelu i Palestynie napędzają siebie nawzajem; nie sposób pokonać jednej, bez sprzeciwiania się tej drugiej.

Ale pozwolisz, że wrócę do roli Palestyńczyków – szczerze wierzę, że naszym zadaniem po wojnie będzie udowodnienie, że Gaza może być przykładowym palestyńskim państwem. Zmarnowaliśmy naszą szansę przez ostatnie 20 lat, nie możemy zmarnować jej teraz.

Palestinians and Hamas fighters attend a funeral ceremony for 40 militants and civilians killed during the war with Israel, at the Shati camp for Palestinian refugees north of Gaza City on February 28, 2025, amid the current ceasefire deal in the war between Israel and Hamas. Many of the remains of the deceased were reportedly found under the rubble of destroyed buildings while others were exhumed from temporary graves in order to be properly buried. (Photo by BASHAR TALEB / AFP)
Żołnierze Hamasu podczas ceremonii pogrzebowej 40 ofiar wojny z Izraelem, obóz Shati, na północ od miasta Gaza. 28 lutego 2025. Fot. BASHAR TALEB/AFP

Blokada Gazy była skutkiem konfliktu między Izraelem a Hamasem

Wielu zwróciłoby uwagę teraz na fakt, że Izrael blokował i kontrolował Gazę od zewnątrz, więc Palestyńczycy nigdy nie mieli fair szansy na rozwój.

I myliliby się. Blokada Gazy była skutkiem, a nie przyczyną konfliktu między Izraelem a Hamasem. Hamas brutalnie przejął władzę zaraz po wycofaniu się Izraelczyków, wypędził z Gazy Fatah, zaczął szmuglować broń i wystrzeliwać rakiety na izraelskich cywili.

Izrael zacieśniał blokadę wtedy, gdy Hamas stanowił większe zagrożenie i rozluźniał ją, gdy słabł. Netanjahu oczywiście wspierał Hamas w ten czy inny sposób, ale to jest dokładnie to, co mam na myśli, gdy mówię o palestyńskiej odpowiedzialności.

Sam fakt, że Netanjahu zastawił na nas pułapkę, nie oznacza, że naszym obowiązkiem jest w nią wpaść, a jednak wpadamy raz za razem.

Nic dziwnego, że nadal nie mamy własnego państwa, jeśli wszystkie instytucje, które budujemy zostają przejęte przez islamistów i jesteśmy zmuszeni żyć z międzynarodowej jałmużny. Musimy udowodnić sobie i światu, że jesteśmy w stanie zbudować państwo własnymi rękami.

Jaką przyszłość ma Gaza?

Jak widzisz więc przyszłość Gazy po zakończonej wojnie?

Regularnie rozmawiam z członkami administracji i przewodniczącymi organizacji humanitarnych i wśród nich wszystkich panuje przekonanie, że musi być to ostatnia wojna w Gazie. Nikt nie chce zainwestować w budowanie systemu na miejscu, jeśli nie będzie jasnego zobowiązania wszystkich stron, że tak będzie.

Ta inwestycja musi być dwojaka: z jednej strony musimy rozwinąć potencjał Gazy, ten gospodarczy, kulturalny i rolniczy. To oczywiście zajmie wiele lat, ale Gaza stała się zbyt ważna dla międzynarodowej opinii publicznej, żeby ją zostawić samej sobie; spodziewam się gigantycznego wsparcia z zagranicy.

Drugi typ inwestycji to ten skupiony na kapitale ludzkim, tu przede wszystkim chodzi mi o edukację. Równie ważne wydaje mi się, żeby przynajmniej częściowo i tymczasowo rozdzielić proces odbudowy w Gazie od zarządzania Zachodnim Brzegiem. Nie ma powodu, dla którego radykałowie w Nablusie czy Ramalli powinni mieć wpływ na przyszłość Gazańczyków.

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY„ to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie.

;
Na zdjęciu Kacper Max Lubiewski
Kacper Max Lubiewski

Autor publikacji „Smolanim - Leftists. Voices of the Israeli Left in a post-October 7th world", aktywista klimatyczny i pokojowy, student historii i socjologii na Uniwersytecie Humboldta.

Komentarze