"Zatrzymanie nie miało żadnego celu procesowego, to zwyczajne represje" - komentuje prawnik aktywistki zatrzymanej w związku z plakatami oskarżającymi ministra Szumowskiego. Anna W. spędziła w areszcie prawie dwie doby, przesłuchano ją dopiero drugiego dnia
Aktywiści Anna W. i Bartosz S. (imiona ujawniamy za zgodą prawników) zostali zwolnieni z aresztu 10 czerwca ok. godziny 15:00. Ich telefony wciąż są przetrzymywane przez policję.
Anna W. spełniła w areszcie 41 godzin, a Bartosz S. ponad 20. Bez kontaktu z adwokatem.
"Policja twierdzi, że się tego kontaktu zrzekła, ale w protokole zatrzymania mamy wyraźnie napisane, że się go domagała" - komentuje dla OKO.press prawnik Anny W., mec. Radosław Baszuk.
W przypadku Anny policja z tzw. "czynnościami" zwlekała aż do popołudniowych godzin drugiej doby po zatrzymaniu. "A należało niezwłocznie przedstawić zarzuty, przesłuchać, pobrać odciski palców, zwolnić" - mówi Baszuk. "Nie mówiąc o tym, że samo zatrzymanie było bezzasadne. Nie miało żadnego celu procesowego, to zwyczajne represje".
Annę W. skuto w obecności rodziców i nieletniej córki. Jej ojca też wezwano na przesłuchanie w sprawie, choć policja wydawała się sama nie do końca wiedzieć jakiej. Relację z zatrzymania i przesłuchania przeczytacie tutaj:
Batrosza S. też wyprowadzono w kajdankach - zapiętych z tyłu. Była przy tym kamera OKO.press
"Spisali protokół, zabrali trochę rzeczy: pendrive’y, aparat, jakieś inne sprzęty. Wzięli też tysiąc złotych w gotówce na poczet strat, które miał wyrządzić mój mąż" - relacjonowała żona. Została sama z niemowlęciem, które właśnie odebrali ze szpitala.
Aktywiści zostali zatrzymani w związku z plakatami oskarżającymi ministra Szumowskiego, które rozwieszono w wiatach przystankowych w Warszawie. Wiaty należały do firmy AMS należącej do Agory, wydawcy "Gazety Wyborczej" , którą obóz władzy szybko oskarżył o szkalowanie ministra. Firma zaprzeczyła, że ma cokolwiek wspólnego z plakatami i zgłosiła włamanie.
Plakaty więcej się w zarzutach nie pojawiły. Policja aresztowała Annę W. i Bartosza S. pod zarzutem kradzieży z włamaniem.
Udało nam się porozmawiać z prawnikami aktywistów. Są zgodni: zarzut jest absurdalny.
"Nie ma mowy, żeby się ostał w sądzie" - mówi Baszuk i tłumaczy: "Żeby ukraść, trzeba zabrać cudzą rzecz w celu przywłaszczenia.
Nawet jeśli założymy, że moja klientka uczestniczyła w wywieszaniu plakatu, to jej cel byłby zupełnie inny. Można oceniać cel, ale na pewno nie wymyślać, że chodzi o kradzież".
Zdaniem prawnika sprawa powinna być błyskawicznie umorzona przez brak cech przestępstwa.
Prawnicy rozważają złożenie zażalenia na przeszukanie i zatrzymanie, które było ich zdaniem bezzasadne i nielegalne.
Dlaczego bezzasadne? "Bo nie zachodziła ani podstawa faktyczna, ani prawna. Jaka może zachodzić obawa zatarcia śladów przestępstwa 8 dni po zdarzeniu i w innym miejscu?" - tłumaczy Baszuk.
"Jeśli policja, mając pełną świadomość, że podstawa zatrzymania jest fikcyjna i tak pozbawia wolności, to możemy mówić, że zatrzymanie było też nielegalne".
Jeśli zażalenie zostanie rozstrzygnięte na korzyść aktywistów, mec. Baszuk zapowiada złożenie wniosku o zadośćuczynienie i odszkodowanie za bezprawne pozbawienie wolności.
Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).
Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).
Komentarze