0:000:00

0:00

“Najgorsze, że on nas traktuje jak kretynów” – mówi mi taksówkarz, kiedy pytam o strajk. Kiedy po podróży, która trwała pięć godzin dłużej niż normalne cztery, wysiadam na Dworcu Północnym, taksówka jest jedyną opcją – 5 grudnia 2019 paryski transport publiczny nie wyjechał na ulicę. W istocie cały Paryż wygląda jak miasto-widmo.

Ogłoszony przez prezydenta Emmanuela Macrona plan zmian w systemie emerytalnym, zakładający m.in. na unifikację różnych istniejących we Francji systemów emerytalnych, wywołał masowy opór - strajk generalny i protesty uliczne. Federacja związków zawodowych CGT szacuje, że w czwartek 5 grudnia na ulice wyszło 1,5 miliona ludzi, rząd podaje liczbę ponad 800 tys. protestujących.

O francuskim systemie emerytalnym, złamanej obietnicy Macrona i solidarności między pracownikami pisze z Paryża Agata Czarnacka.

Odruchowa solidarność

Po ogromnym (według związków - ćwierćmilionowym) pochodzie, który zaczął się o 13:00 od wiecu między Dworcem Północnym a Wschodnim, a potem pomaszerował, jakżeby inaczej, przez Plac Republiki pod Bastylię, zostały tylko zwłoki balonów i śmieci. Zwykle oblegane restauracje świecą pustkami. Jest zimno, zimniej niż w Warszawie, jasne, że mało komu chce się wychodzić. Choć i samochodów jest relatywnie mało, to wiele ulic pozamykanych ze względu na przemarsz ciągle nie otwarto. Co chwila stajemy w mini korku.

Datę strajku generalnego wyznaczono dwa dni po tym, jak kupiłam bilet na samolot. Od tego czasu codziennie sprawdzałam, jak ja sobie w tym strajkującym Paryżu poradzę. Wiedziałam, że samoloty w rejsach międzynarodowych będą latać, ale AirFrance wstrzyma wszystkie loty krajowe.

Prezydent zapowiedział, że będzie starał się zrekompensować utrudnienia w przejazdach – miały pomóc tak zwane Macron-busy wystawione przez prywatnych przewoźników autokarowych.

Związki zawodowe zwróciły uwagę, że od 1958 roku prawo do strajku jest zapisane w konstytucji, i to w preambule, a do tego zakazuje się prób omijania strajkujących przez wynajmowanie tymczasowych zastępców.

Nie wspominając o tym, że przepisy transportowe zakazują wykorzystywania autokarów na odcinkach krótszych niż 40 kilometrów, więc na ulicach Paryża na żadne Macron-busy nie ma miejsca. I choć specjalna derogacja chwilowo uchyliła ten przepis, to prezydentowi postawiła się mer Paryża Anne Hidalgo, wykluczając możliwość korzystania ze zwykłych przystanków przez autokary. Ale plan Macrona spalił też z innego powodu: na cały Paryż udało się zmobilizować ledwie 20 autokarów. Cóż, jak strajk generalny, to strajk generalny.

Przeczytaj także:

Na szczęście na trasie RER B, szybkiej podmiejskiej kolejki, która obsługuje oba lotniska, Orly na południu i Charles de Gaulle na północy Paryża, i codziennie przewozi milion pasażerów, jeździł co piąty pociąg i mogłam jakoś dostać się do miasta.

“A pan jak odprowadza składki?” – pytam, ciekawa, mojego kierowcę. “Ja jestem w systemie ogólnym. Ale tym ludziom się to po prostu należy. Takie były reguły, kiedy szli do pracy. Nie można się teraz od nich wymigać”.

To powszechna postawa. Kiedyś mnie to dziwiło, dziś jestem pełna szacunku dla tej odruchowej francuskiej solidarności.

Prezydent może sobie mówić, że chodzi o ułatwienie ludziom życia i wyrównanie uprawnień tak, żeby nikt nie miał lepiej od płatników w systemie ogólnym, takich jak mój taksówkarz. Ale zerwany kontrakt społeczny dotyczy wszystkich.

Jeśli zabierze się np. motorniczym metra ich niższy wiek emerytalny, to kto będzie chciał spędzać całe dnie pod ziemią, bez widoku słońca? Kto będzie chciał się rozstawać z rodziną, żeby jeździć w długie trasy koleją? Kto podejmie specjalistyczną pracę elektryka, która grozi wypadkami i porażeniem prądem? A policjanci? Wojskowi? Marynarze? Śpiewacy operowi (sic!)?

Jak działa system

Takich specjalnych systemów emerytalnych jest we Francji 42, a do tego trzeba dodać różne historyczne kasy emerytalne plus emerytury dodatkowe, wypłacane jako bonusy w sektorze prywatnym. Jeszcze inaczej rozliczają się tak zwane wolne zawody czy rzemieślnicy i sklepikarze. Najczęściej stowarzyszają się w izbach, które pełnią służbę kas ubezpieczeniowych i obsługują emerytury. Francja ma też swój odpowiednik KRUS-u, czyli MSA. Również sektor publiczny rozlicza się ze swoimi emerytami na trzy różne sposoby. W sumie to 600 różnych kas i systemów tylko na poziomie podstawowym, nie licząc różnych ubezpieczeń komplementarnych! O konieczności jakiejś unifikacji mówi się już od dawna, szkopuł jednak w tym, że dla Francuzów (i, rzecz jasna, nie tylko dla nich) emerytury to naprawdę poważna sprawa.

Wcale nie jest pewne, czy Emmanuel Macron zostałby wybrany na prezydenta, gdyby nie zapewnił w kampanii, że nie będzie się dotykał do wieku emerytalnego.

“Czarno na białym stało w programie wyborczym” – przypominał jeszcze w marcu, kiedy zaczęto zapowiadać reformę, "Le Journal du dimanche". “Nie będziemy poruszać kwestii wieku emerytalnego ani naliczania emerytur”.

Tylko że rocznie do francuskich emerytur rząd musi dopłacać 5 miliardów euro, a to 2 promile francuskiego PKB. Wydaje się, że to niewiele? To tak, jakby co roku ścinał 10 proc. wymaganych przez NATO wydatków na obronność…

Ale jak na to może pomóc ujednolicenie systemów? We Francji, przynajmniej jeśli chodzi o emerytury z systemów publicznych, obowiązuje system solidarnościowy, emerytury wypłaca się z tego, co w danym roku wpłynie ze składek. Choć zastępowalność pokoleń jest we Francji raczej zapewniona, a więc - inaczej niż w Polsce - stosunek osób płacących składki do odbierających emerytury powinien być w miarę stały (w Polsce emerytów jest coraz więcej, a pracujących na nich – coraz mniej), to mocno dają się we znaki zaszłości wieloletniego kryzysu strefy euro.

W latach 2008-2014 bezrobocie młodych było bardzo wysokie, a państwo zaczęło wręcz dopłacać “premie za aktywność” do niskich pensji. Ci młodzi ludzie w większości wciąż nie nadrobili różnicy w wynagrodzeniach w stosunku do poprzedniej generacji w tym samym wieku.

Od niskich pensji odprowadza się niskie daniny, a dodatkowo we Francji sukcesywnie wydłuża się długość życia (choć wzrost ten ostatnio nieco zwolnił, jakość opieki zdrowotnej i poziom dostępu do niej są jednymi z najwyższych na świecie).

Zagadki reformy

Reżimy specjalne są jeszcze bardziej problematyczne. Proporcjonalnie liczą znacznie więcej emerytów na aktywnie pracujących niż system ogólny i choć oskładkowanie jest wyższe i po stronie pracownika, i pracodawcy, to uzależnione są od państwowych subwencji. Wrzucenie ich do wspólnego worka od razu poprawiłoby stan finansów publicznych; jednak żeby to zrobić, trzeba wypracować jednolity system rozliczania. Co wcale nie jest proste, choćby dlatego, że na razie w reżimach specjalnych oskładkowanie idzie nieco innym rytmem – żeby zagwarantować pełną emeryturę w niższym wieku, od 2007 roku wprowadzono np. 13. składkę…

O reformie emerytur na razie wiadomo tyle, że system naliczania emerytur byłby jednolity, ale uwzględniałby tak zwane punkty przyznawane za przepracowane lata. Dodatkowo reforma ma w zamyśle wprowadzić “drugi” wiek emerytalny, “wiek równowagi” wyliczony na 64 lata, uprawniający do pobierania emerytur w pełnej wysokości, w przeciwieństwie do “pierwszego” wieku emerytalnego – 62 lata – od którego przejście na emeryturę w ogóle byłoby możliwe. Jak w tym wszystkim miałyby się zmieścić przywileje emerytalne zasadzające się na wieku 60 czy nawet 50 lat? Nie wiadomo.

Poza tym przesunięcie o dwa lata nabycia pełni przywilejów emerytalnych de facto oznacza tyle, co podwyższenie wieku emerytalnego w ogóle.

“Najgorsze jest to, że on nas traktuje jak kretynów” – jak wzdychał wiozący mnie taksówkarz. Dla wszystkich jest jasne, że niewielu ludzi będzie stać na to, by zgodzić się na cząstkową emeryturę naliczaną tym, którzy uprą się przy dotychczasowym wieku 62 lat. Dla wszystkich – poza prezydentem i jego najbliższym otoczeniem.

“Macron bierze pensję prezydenta, a potem dostanie prezydencką emeryturę do końca życia. Skąd on ma wiedzie, jakie są realia? Mówią nam: zacznijcie oszczędzać na stare lata. Tylko z czego? Coraz więcej rodzin we Francji żyje od pierwszego do pierwszego…”

I tak gniew społeczny zatacza koło, bo przecież o to samo – życie z dnia na dzień, z ledwością dopinanie budżetu do pierwszego i wyłomy, jakie w portfelach robią nowe podatki, akcyzy paliwowe czy zrobiłoby podniesienie składek emerytalnych – chodziło rok temu Żółtym Kamizelkom. Które skądinąd dołączyły do strajku.

Macron przestał być wiarygodny

Czy można już mówić o porażce macronizmu?

"Tak. Sukces Macrona w 2017 roku wynikał z dostrzeżenia podwójnego upadku i prawicy, i lewicy. To go napędzało. Ale choć Emmanuel Macron jest bardzo utalentowanym i inteligentnym politykiem obdarzonym sporym refleksem, to wcale nie radzi sobie lepiej niż jego poprzednicy. (…) Jego celem, jak i wielu z tych, którzy go poprzedzali, jest dopasowanie Francji do międzynarodowej liberalnej normy. (…) Ale swoją politykę prowadzi bez odwoływania się do autorytetu, jakie daje ideologia. Zachowuje się jak szef przedsiębiorstwa”.

To komentarz filozofa i historyka Marcel Gauchet, w wywiadzie dla prestiżowego Le Nouvel Observateur. W sumie eleganckim językiem mówi to samo, co bardziej dosadnie ujmują taksówkarze:

Macron przestał być przekonujący dla kogokolwiek poza wielkim kapitałem. Rzucenie się na reformę emerytalną tylko to pogłębi – od kilkudziesięciu lat we Francji żaden rząd, który się zabrał za emerytury, nie wygrał następnych wyborów.

Tylko trudno się połapać co do jednego. Czy podjęcie tak trudnego wyzwania wynikało z głębokiej potrzeby, by rządzić zgodnie z liberalną dogmą o dyscyplinie finansów publicznych nawet kosztem stopy życiowej i jakości życia obywateli? Czy raczej Macron, nie po raz pierwszy, chce sobie i światu udowodnić, że jest w stanie przeprowadzić coś, czego nie umiał zrobić nikt inny?

Tymczasem na pochodach furorę robi hasło “All I want for Christmas is… a vraie retraite”, czyli "Jedyne, co chcę dostać na gwiazdkę, to godna emerytura”. Zaraz obok klasyków z maja ’68 roku, takich jak “(G)rêve général(e)” (gra słów wykorzystująca podobieństwo słów grève - strajk – i rève – marzenie generalne) czy najprostsze “Pouvoir au Peuple”, władza w ręce ludu.

Sobota była kolejnym dniem strajków. Trwają dyskusje, czy w poniedziałek nie powinna nastąpić kolejna fala mobilizacji.

;

Udostępnij:

Agata Czarnacka

Filozofka polityki, tłumaczka, działaczka feministyczna i publicystka. W latach 2012-2015 redaktorka naczelna portalu Lewica24.pl. Była doradczynią Klubu Parlamentarnego SLD ds. demokracji i przeciwdziałania dyskryminacji oraz członkinią Rady Polityczno-Programowej tej partii. Członkini obywatelskiego Komitetu Ustawodawczego Ratujmy Kobiety i Ratujmy Kobiety 2017, współorganizatorka Czarnych Protestów i Strajku Kobiet w Warszawie. Organizowała również akcję Stop Inwigilacji 2016, a także obywatelskie protesty pod Sejmem w grudniu 2016 i styczniu 2017 roku. Stale współpracuje z Gazetą Wyborczą i portalem Tygodnika Polityka, gdzie ma swój blog poświęcony demokracji pt. Grand Central.

Komentarze