0:000:00

0:00

Amber Gold jako niebankowa instytucja finansowa działał w latach 2009–12. Oficjalnie był to pierwszy polski „dom składowy”, w którym można było zakupić drogocenny kruszec i uzyskiwać z tego tytułu zyski nawet do 14 proc. rocznie. Nieoficjalnie – piramida finansowa prowadzona przez wielokrotnie karanego dwudziestokilkulatka, Marcina Plichty, wraz z żoną.

Według gdańskiej prokuratury twórca firmy:

  1. „Prowadził bez zezwolenia działalność polegającą na gromadzeniu środków pieniężnych innych osób fizycznych w celu udzielenia pożyczek”.
  2. „Prowadził działalność gospodarczą kupna i sprzedaży wartości dewizowych bez wpisu do rejestru działalności kantorowej”.
  3. Nie składał sprawozdań finansowych.
  4. Podrabiał dokumenty.

Afera wybuchła latem 2012 r., kiedy okazało się, że w powiązanym kapitałowo z Amber Gold bankrutującym OLT Express pracował syn Donalda Tuska. Według krytyków Platformy Obywatelskiej afera obciąża byłego premiera i jego formację polityczną.

Jak to działało?

Amber Gold zostało okrzyknięte „piramidą finansową”. Co to takiego? Według publikacji Komisji Nadzoru Finansowego z lata 2012 r. „Piramida w czystej postaci sprowadza się do struktury, w której zysk danej osoby zależy od wpłat osób znajdujących się niżej w tej strukturze. Działalność piramidy polega zatem na obiecywaniu zysków uczestnikom, przede wszystkim za zwerbowanie do udziału w tej strukturze nowych osób, [a nie] świadczeniu rzeczywistych usług inwestycyjnych”.

Według prokuratury Plichtowie gromadzili środki, ale nie zamierzali ich inwestować. Złota, które rzekomo kupowali klienci, było tyle co nic, poniżej 10 proc., wszystkiego 57 kg, wartego ok. 8-9 mln zl.

Co z resztą pieniędzy? Plictowie wyprowadzali je z firmy (także za granicę), a nowe wpłaty przeznaczali na bieżącą działalność. Tak finansowane było także OLT Express.

Do 2016 r. złożono w sądach pozwy domagające się od Amber Gold zwrotu środków na ponad 65 mln zł. Całość zobowiązań, które pozostały po zamknięciu „domu składowego”, to ok. 500 mln zł.

Syndykowi udało się zabezpieczyć majątek (m.in. złoto) w wysokości zaledwie 40 mln zł. Co się stało z resztą - ponad 90 proc. środków Amber Goldu? Nie wiadomo. Ma to wyjaśnić prokuratura. Zresztą, według Komisji Nadzoru Finansowego to ona ponosi znaczną część odpowiedzialności za to, że Plichtowie działali tak długo.

Przez trzy lata pod okiem gdańskiej prokuratury wyrosła piramida finansowa przypominająca dziki okres polskiego kapitalizmu – lata 90.

Komisja Nadzoru Finansowego już w grudniu 2009 złożyła zawiadomienie o łamaniu prawa przez AG. Dopiero w sierpniu 2012 r. Plichta usłyszał zarzuty.

Gdyby proceder powstrzymano wcześniej, poszkodowanych byłoby wielokrotnie mniej.

Przeczytaj także:

Czy Amber Gold zagrażał polskiej gospodarce?

Pieniędzy nie odzyskało 1112 tys. osób. 0,5 mld zł to niemal cztery tysiące razy mniej niż PKB Polski (ok. 2 bln) i dwa tysiące razy mniej niż polski dług publiczny. Straty spowodowane przez Amber Gold nie stanowią zagrożenia systemowego dla polskich finansów.

Piramida ta była klonem działającej w Niemczech piramidy World Trading System. W 1993 roku WTS wprowadził do Polski Mariusz K. System zawalił się w Niemczech już dwa lata później, ale zaradny polski biznesmen szybko stworzył nową piramidę pod nazwą Skyline. Do 1997 roku udało mu się dzięki niej zgromadzić równowartość aż 4,5 mln marek niemieckich. Na spotkaniach, podczas których werbowano uczestników piramidy, wmawiano im, iż są szczęśliwymi wybrańcami. Przedstawiono im dobrze ubranego mężczyznę, który opowiadał o tym, jaki sukces finansowy osiągnął dzięki Skyline. Podkreślano, iż rezygnacja z udziału w grze jest bezpowrotnie straconą szansą na duży zysk. W Polsce uczestniczyło w piramidzie około 38 tys. osób. Większość straciła swoje oszczędności. Mariusz K. nie zdążył jednak skorzystać ze zgromadzonych pieniędzy. Zamordowała go Violetta Z., kochanka i właścicielka konta bankowego, na którym przechowywane były środki pochodzące z piramidy (Mariusz K. nie mógł nim zarządzać sam ze względów podatkowych jako obywatel Niemiec). W czerwcu 2000 roku Violetta Z. została skazana na 15 lat więzienia. Między morderstwem a aresztowaniem zdołała wydać część pieniędzy pochodzących ze Skyline.

Źródło: Komisja Nadzoru Finansowego

Od afer z lat 90. Amber Gold odróżnia nowoczesna fasada. Logo nawiązujące stylistyką do Alior Banku, przyjazna obsługa i placówki w centrach największych miast.

Profesjonalny wizerunek, a jednocześnie oferta 14 proc. zysku z zainwestowanych środków. Bajkowa propozycja w czasach krachu światowych finansów.

Gra na nierównych zasadach

Symbol globalnego szwindlu finansowego, Bernie Madoff, inwestor skazany w USA w 2009 r.na 150 lat więzienia, należał do śmietanki Wall Street. Przez dekady pełnił wysokie funkcje, wspierał polityków i cieszył się szacunkiem. Jego przestępstwo polegało na celowym posługiwaniu się skomplikowanym algorytmem, na podstawie którego klienci mieli otrzymywać wysokie zyski, a ryzyko miało być małe.

Zaawansowana inżynieria finansowa miliardera współzałożyciela NASDAQ-u różni się od prostackiego pomysłu nieznanego dwudziestokilkulatka bez matury, który obiecuje ponad 10 proc. zysku za to, że przechowa się u niego złoto.

Żądza zysku, która przesłania krytyczne myślenie, jest jednym ze stałych wątków krytyki sektora finansowego.

Z punktu widzenia inwestora zawodowego decyzja o włożeniu środków w Amber Gold jest lekkomyślna. Kłopot w tym, że nie każdy majętny obywatel ma wystarczającą wiedzę finansową, aby takie zagrożenia widzieć.

Noblista z ekonomii George Akerlof wprowadził termin asymetrii informacji. W prawdziwej gospodarce firmy i ludzie nie mają równego poziomu wiedzy o podejmowanych decyzjach. Właśnie dlatego ustawodawcy nakładają na banki i inne instytucje finansowe dodatkowe obowiązki związane np. z informowaniem klienta o zagrożeniach. W przypadku firm, które świadczą usługi parabankowe (czyli udzielają pożyczek i prowadzą konta i lokaty bez spełnienia bankowych wymogów prawnych), klienci pozbawieni są takiej ochrony.

To państwo musi zagwarantować równe zasady gry w sektorach. Dlatego zasadne jest pytanie, czemu aż tyle lat zajęło prokuratorom postawienie zarzutów.

Dlaczego Polki i Polacy dali się nabrać?

Gwarantowany wysoki zysk w środku światowego kryzysu gospodarczego? Brzmi niewiarygodnie. Tym bardziej, że media i instytucje nadzorcze informowały o wielu podejrzanych zjawiskach w sektorze finansowym. Obok sprawy tzw. kredytów frankowych wiele kontrowersji budzi sytuacja (prawna i finansowa) SKOK-ów, a także ryzykowne instrumenty finansowe, takie jak „polisolokaty”.

Według badań NBP w latach 2012–15, czyli tuż po aresztowaniu Plichtów, nastąpił duży (15 punktów proc.) przyrost wiedzy ekonomicznej Polaków, której źródłem są osobiste doświadczenia.

To smutny wniosek: Polacy uczą się dopiero na własnych błędach.

Zaufanie do sektora bankowego w Polsce rośnie i jest wyższe niż przed kryzysem 2008 r. Najwięcej pozytywnych reakcji budzi Narodowy Bank Polski, przed bankami prywatnymi czy KNF–em. Zupełnie inaczej jednak wygląda stosunek do innych firm z dziedziny finansów. SKOK-om nie ufa 63 proc. badanych, firmom oferującym chwilówkom – aż 80 proc.

Udostępnij:

Filip Konopczyński

Zajmuje się w regulacjami sztucznej inteligencji, analizami polityk cyfrowych oraz badaniami biznesowego i społecznego wykorzystania nowych technologii. Współzałożyciel Fundacji Kaleckiego, pracował w IDEAS NCBR, NASK, OKO.press, Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Publikował m.in. w Rzeczpospolitej, Gazecie Wyborczej, Polityce, Krytyce Politycznej, Przekroju, Kulturze Liberalnej, Newsweeku czy Visegrad Insight. Prawnik i kulturoznawca, absolwent Uniwersytetu Warszawskiego.

Komentarze