0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Łukasz Cynalewski / Agencja Wyborcza.plFot. Łukasz Cynalews...

Demokratyczna strona sporu politycznego w Polsce z wielką uwagą śledzi wypowiedzi polityków obozu rządzącego. Można by powiedzieć, że nic w tym dziwnego, że w końcu obóz rządzący rządzi, to więc, co mówi taki dajmy na to premier, albo minister, ma dla nas wszystkich ogromne znaczenie. Gdy jednak sprawie przyjrzeć się uważniej, to okazuje się, że to nie wypowiedzi dotyczące konkretnych rozwiązań czy projektów – w które na dodatek rzadko kto wierzy – wywołują najwięcej komentarzy, koncentrują uwagę i emocje.

Nie, demokratyczna strona skupia się najczęściej na obelgach, którymi obrzuca ją Kaczyński a za nim jego akolici, na głupawych porównaniach, prostackich argumentach ad personam – jak te Glapińskiego, czy wreszcie sardonicznych uśmieszkach tego, czy innego działacza PiS.

Zbyt często, jak twierdzę. Wygląda to trochę jak uzależnienie.

Oczywiście, niektóre wypowiedzi powinny być przez opozycję nagłaśniane. Sądzę, że słynne słowa o „kobietach, które dają w szyję” warte były rozpropagowania, choć dla wielu kobiet ważniejsze jest to, że dzięki 500+ mogą kupić dzieciom buty, a nie to, że prezes coś tam mówi o ich domniemanym dawaniu w szyję.

Przypominania warta jest też wypowiedź o pań „prawie do życia”. Nadal jednak sądzę, że poddawanie dyskusji każdej obelgi i każdej złośliwości, formułowanej przez rządzących przypomina reakcję osoby poddawanej przemocy – werbalnej – która w pewnym momencie o niczym innym nie może już myśleć, poza tym, co wywrzeszczał jej krzywdziciel, jak ohydnie się zachował i jak jest podły. I ostatecznie cały czas o nim myśli. Urasta on do jakichś potwornych rozmiarów, a wszystko inne zaczyna karleć i znikać w cieniu.

Paradoksalnie, to owego agresora wzmacnia.

Nie na darmo w show-biznesie krąży powiedzenie: „mówią o nas dobrze, czy mówią źle, byleby mówili!”.

Nie znaczy to, że nie należy rozbijać różnego rodzaju fałszywych twierdzeń, przez polityków partii rządzącej formułowanych. Ale naprawdę, poświęcanie czasu programach informacyjnych temu, że ktoś ryknął „do Berlina!”?

Przeczytaj także:

Zajmowanie tego rodzaju sprawami ma jeszcze dwie konsekwencje.

Po pierwsze, jest wielu takich, którzy uważają, że ten, kto głośniej huknie, ten mocniejszy. Ale siłę wrzeszczącego wzmacniają w ich oczach jęki i skargi „okrzyczanej” ofiary. Słynne „salon ryknął” jest właśnie politycznym wyrazem takiego postrzegania ludzi.

Im bardziej więc strona demokratyczna oburza się i skarży na „poziom sporu politycznego”, sięgającego jej zdaniem dna, tym bardziej sardoniczne uśmieszki pojawiają się na obliczach rządowych „harcowników”.

Wiedzą, że tak naprawdę budują w ten sposób obraz słabej opozycji i mocnej partii władzy.

Druga konsekwencja jest gorsza. Przysłonięcie pola widzenia przez rozdętą postać obelżywego agresora uniemożliwia zajęcie się tym, jaką opozycją demokraci w tym kraju chcą być. Dlaczego w ogóle się spierają? Czym się różnią w swoich wizjach, a w czym się zgadzają? Niedawno byłem świadkiem takiego sporu w TVN, młodzi ludzie swoimi pytaniami do dość młodych polityków opozycji pokazywali różnicę pomiędzy Polską kredytu mieszkaniowego i Polską mieszkań na wynajem…

Nie polegało to na czytaniu długich i nudnych programów, było ciekawe, pozwalało wyrobić sobie zdanie, ale trwało 10 minut. Po chwili znowu tematem głównym stało się to, jak bardzo niedobry jest PiS. Ostatecznie, to skupienie na partii rządzącej pozwala więc uniknąć wypracowania języka i myśli, która w bezpośredni sposób pozwoliłaby kształtować przesłanie opozycji.

*Andrzej Leder, psychoterapeuta i filozof z Instytutu Filozofii i Socjologii PAN. Autor książek „Nieświadomość jako pustka” oraz „Nauka Freuda w epoce Sein und Zeit”. Wielką dyskusję wzbudziła jego „Prześniona rewolucja. Ćwiczenie z logiki historycznej” (2015) o brutalnej rewolucji, jaka dokonała się w Polsce w latach 1939-1956, tworząc warunki do ekspansji miejskiej klasy średniej i odejścia od reguł życia i myślenia, określonych przez wieś i folwark. Leder twierdzi, że ta rewolucja pozostaje nieobecna w świadomości społecznej. I wciąż do pewnego stopnia żyjemy zanurzeni w mentalności sarmackiej, według praw folwarku.

;

Komentarze