28-29 października aktywiści z całej Europy – w tym Polski – przerwali policyjny kordon i zablokowali kopalnię w Nadrenii Północnej-Westfalii. Protestowali przeciw dalszemu wydobywaniu węgla i niszczeniu lasu Hambach przez koncern RWE. Masowa akcja nieposłuszeństwa obywatelskiego pokazuje, że walka aktywistów o klimat przybiera nowe, ponadnarodowe formy
Policja użyła pałek, armatek wodnych i gazu, ale aktywiści przedostali się do kopalni i zablokowali ją na ponad dobę. W tym czasie ani jedna grudka węgla nie opuściła kopalni. Tegoroczna mobilizacja była największym aktem obywatelskiego nieposłuszeństwa w obronie klimatu w Europie. W legalnej demonstracji szło 6500 aktywistek i aktywistów, a w blokadzie, która nastąpiła potem, wzięło udział ok 2500 osób.
„Akcja była w październiku, w trudnych warunkach pogodowych, nie miała charakteru miłego hippisowskiego pikniku na plaży. I w tym widzę jej ogromny potencjał" – mówi Monika Sadkowska, aktywistka klimatyczna i jedna z liderek polskiego „Obozu dla Klimatu”, która dojechała tam specjalnym pociągiem z grupą aktywistów z Polski. „Udowodniliśmy, że jesteśmy w stanie bez względu na warunki zebrać się w ważnej dla nas sprawie".
Serce akcji – goszczący 6500 osób obóz Ende Gelände – znajdował się w Zagłębiu Ruhry, między Kolonią a Akwizgranem. To przemysłowy rejon Niemiec, gdzie wydobywa się węgiel brunatny. Tutejsze elektrownie są łącznie największym miejscowym źródłem emisji gazów cieplarnianych w Europie.
Większość uczestników dojechała na własną rękę. Zorganizowano też pociąg, który przywiózł 1000 aktywistów z czeskiej Pragi, Berlina i innych niemieckich miast. Na terenie obozu stanęło kilka tysięcy namiotów i niezbędna infrastruktura: polowa kuchnia, w której przygotowywano wegańskie posiłki, i zbiorowe namioty – ze strefą odpoczynku, informacyjny, cyrkowy do zebrań i koncertów, a także zbiorowa sypialnia, gdzie osoby bez własnego namiotu mogły przygotować sobie posłanie ze słomy i koców termicznych. Obóz jak i cały kolektyw Ende Gelände zarządzany był niehierarchicznie, w oparciu o konsensus i samoorganizację mniejszych grup. Co kilka godzin ich przedstawiciele spotykali się na plenum, na którym mogli przedstawić swój punkt widzenia. Gotowaniem, sprzątaniem czy budowaniem zajmowali się ochotnicy.
Mimo luźnej atmosfery, celem obozu nie był beztroski camping, ale wyrażenie sprzeciwu wobec polityki energetycznej Niemiec, bierności rządzących wobec zmian klimatycznych i pazerności biznesu.
W polityce energetycznej niemieckie rządy postawiły sobie ambitne cele: obniżenie emisji gazów cieplarnianych o 40 proc. w roku 2020 względem 1990. Niemcy przez kilka lat sprawiały wrażenie lidera w produkcji energii odnawialnej. Między 2007 a 2017 rokiem pozyskiwanie energii elektrycznej ze źródeł odnawialnych wzrosło z 14 proc. do 33 proc.
Po Fukushimie priorytetem w niemieckiej energetyce stało się też odejście od energii nuklearnej – przy poparciu większości niemieckiego społeczeństwa. Trudno jednak pogodzić to z równoczesnym odejściem od węgla i ograniczeniem emisji gazów cieplarnianych. Energia jądrowa wraz z energią odnawialną ma bowiem najkrótszy ślad węglowy.
Tymczasem, Niemcy, aby utrzymać swój przemysł i konsumpcję energii na tym samym poziomie, pozostają największym producentem węgla brunatnego na świecie. 37 proc. energii elektrycznej pochodzi z węgla, a jego spalanie odpowiada za 80 proc. emisji gazów cieplarnianych z sektora energetycznego kraju.
Tak silne uzależnienie od tego surowca sprawiło, że – jak już dziś wiadomo – planowana redukcja emisji o 40 proc. do 2020 jest niemożliwa, a plan całkowitej redukcji emisji do 2050 jest poważnie zagrożony. Porażka czwartej największej gospodarki świata – poza fatalnymi bezpośrednimi skutkami – będzie demotywująca dla innych krajów starających się zmniejszyć swój ślad węglowy.
Żeby wyjść z impasu i wizerunkowego blamażu na początku tego roku rząd powołał „Komisję ds. wzrostu, zmian strukturalnych i zatrudnienia” zwaną Komisją Węglową. Organ ten ma za zadanie zalecić alternatywne rozwiązania ekonomiczne dla regionów polegających na węglu (ze szczególną troską o miejsca pracy i bezpieczeństwo energetyczne), możliwe sposoby załatania dziury w planie redukcji emisji w 2020 oraz przedstawić termin ostatecznego odejścia Niemiec od węgla.
Nie czekając na ustalenia komisji, we wrześniu koncern RWE rozpoczął przygotowania do wycinki ostatniego skrawka lasu Hambach w celu poszerzenia potężnej kopalni węgla brunatnego. Działania te spotkały się z ogromnym sprzeciwem aktywistów i aktywistek, ale i reszty niemieckiego społeczeństwa. Ostatecznie sąd nakazał zatrzymanie wycinki.
Akcja rozpoczęła się rano w sobotę 28 października 2018. Tysiące aktywistów przebrało się w białe kombinezony, zaopatrzyło się w foliowe koce termiczne, transparenty oraz kolorowe akcesoria (czapki, chustki) i ruszyło na legalną, dziesięciokilometrową demonstrację z obozu pod kopalnię. Większość zabrała ze sobą karimaty i śpiwory planując opuszczenie legalnej demonstracji i przedarcie się do kopalni lub na tory łączące kopalnię z elektrownią. Każdy samodzielnie decydował, na jakie działanie czuje się gotowy.
Po kilku kilometrach marszu w legalnej demonstracji, uczestnicy na umówiony znak przedarli się w stronę infrastruktury kolejowej i do kopalni. Zbiorowy bieg przez pola uprawne i lawirowanie między policjantami pokazały sens białych identycznych strojów – zachowanie anonimowości i wizualne podkreślenie ogromnej liczby protestujących. Mimo starań policji, która używała pałek, armatek wodnych i gazu, około 2500 osób przedostało się na tory i do kopalni blokując je przez ponad dobę. Przez ten czas ani jedna grudka węgla nie opuściła kopalni. Wśród demonstrantów zapanowała euforia, bo choć niektórym nie udało się dotrzeć do celu fizycznie, to jednak osiągnęli go jako potężna grupa. Tegoroczna mobilizacja była największym dotychczas aktem obywatelskiego nieposłuszeństwa w obronie klimatu w Europie. W legalnej demonstracji szło 6500 aktywistek i aktywistów.
Koalicja Ende Gelände (co znaczy po polsku „tutaj i ani kroku dalej”) zrzesza różne środowiska i osoby, które nie godzą się na gospodarkę opierającą się na węglu i oczekują od rządu zdecydowanych działań na rzecz ochrony klimatu. Motto ruchu brzmi „Potrzebna jest zmiana systemu, a nie klimatu!”. Choć udział w akcji wymaga odwagi, to koalicja Ende Gelände dysponuje silnym zespołem prawników, którzy szkolą demonstrantów, informują o konsekwencjach, doradzają oraz bronią ludzi, którym grożą prawne konsekwencje za uczestnictwo w akcji. Dzięki takiej organizacji wiele osób ma odwagę realizować swoją potrzebę sprawczości i brać udział w protestach.
Skąd się bierze międzynarodowe zainteresowanie ruchem? Aktywistów coraz częściej czują potrzebę inwestowania energii w bezpośrednie akcje. Nie chcą tylko oprotestowywać kolejnych szczytów klimatycznych.
„Ruch sprawiedliwości klimatycznej uniezależnił się od szczytów klimatycznych, ustalił własny terminarz i własne dni protestów przeciwko paliwom kopalnianym. Dzięki temu Ende Gelände, choć nie zaprzecza klimatycznej dyplomacji, to jednak nie wspiera jej" – mówi Conrad Kunze, socjolog i aktywista w Ende Gelände.
Wielu uczestników nie ma złudzeń – akcja nie przyniesie nagłej zmiany systemu i natychmiastowego zaprzestania wydobywania paliw kopalnianych w Niemczech. Wśród nich jest Kunze: „Jest bardzo mała szansa, że RWE zamknie kopalnię lub, że rząd będzie działał pod wpływem Ende Gelände, ale ruch odgrywa istotną rolę w kształtowaniu dyskursu publicznego, medialnego i z pewnością inspiruje NGO-sy, a także ma wpływ na Komisję Węglową".
Zwraca jednak uwagę, że być może Ende Gelände ma istotniejszą rolę do odegrania na arenie europejskiej: „Podczas gdy kapitał i duże korporacje stały się międzynarodowe i korzystają z Unii Europejskiej, ruchy społeczne utkwiły w XIX-wiecznych ramach narodowych i nie udało im się stać międzynarodowymi. Być może Ende Gelände zostanie jednym z pierwszych miejsc do walki o europejskie sprawy. Bo jeśli w Niemczech odniesiemy sukces to jest bardzo prawdopodobne, że to wpłynie na pozostałe europejskie państwa".
Zarówno Sadkowska jak i Kunze dostrzegają też znaczenie akcji na poziomie jednostkowym – w edukacji obywatelskiej, inspiracji poprzez spotkania z innymi aktywistami, doświadczeniu samoorganizacji i niehierarchicznym zarządzaniu.
Obecnie, jak mówi Kuzne, ruch rozwija inne, poza-węglowe grupy zainteresowań jak np. branża motoryzacyjna, prawa zwierząt. Oddolne grupy powstają też w różnych miejscach. Choć Ende Gelände jest wielką inspiracją do naśladowania, Sadkowska zapewnia, że bezrefleksyjne kopiowanie nie ma sensu:
„Każdy kraj ma inny profil, inną strukturę, musi walczyć o coś innego i działania oddolne muszą być do tego dostosowane. Nie można ruchu aktywistycznego kopiować, a jedynie się nim inspirować".
W Polsce pierwszy „Obóz dla klimatu” odbył się w lipcu 2018 nieopodal Konina i był połączony z protestem przeciwko kopalni odkrywkowej węgla brunatnego. Jak mówi Sadkowska, liczba uczestników znacznie przerosła oczekiwania organizatorów. Dzięki poobozowym kontaktom i samoorganizacji aktywiści z Ende Gelände odwiedzili dziewięć polskich miast, zachęcając do udziału w październikowej mobilizacji. Czas pokaże jaką formę przybierze rosnący w Polsce ruch klimatyczny.
Komentarze