Film Seana Bakera „Anora" triumfował podczas gali rozdania Oscarów. Pokazuje problemy społeczne, które do tej pory nie miały reprezentacji w kinematografii. Reprezentację w Hollywood zyskują dzięki niemu też rosyjscy aktorzy, których wita się tam z otwartymi ramionami
Film Seana Bakera to historia tancerki erotycznej, Anory właśnie, której klientem jest syn rosyjskich bogaczy. Chłopak proponuje jej układ: tydzień pracy tylko dla niego za 15 tysięcy dolarów. Przez pierwszą część filmu oglądamy, jak Anora z Iwanem bawią się w drogich hotelach, tańczą na imprezach, uprawiają seks, a w końcu biorą spontaniczny ślub w Las Vegas. Po kilku dniach małżeństwa do ich drzwi pukają mafiozi wynajęci przez rodziców Iwana, którzy mają zmusić młodych do unieważnienia ślubu. Fabułę porównywano do komedii z lat 90. „Pretty Woman”, choć w „Anorze” bajka nie ma happy endu.
Film Bakera zakończył oscarową noc z pięcioma statuetkami: za montaż, scenariusz oryginalny, reżyserię, główną rolę kobiecą (dla Mikey Madison) i tę najważniejszą, za najlepszy film. „Anora” jest jednak problematyczna, a Hollywood postanowiło to kompletnie zignorować. Dwie bardzo ważne role – syna oligarchów Iwana i jednego z mafiozów, Igora – grają rosyjscy aktorzy Mark Eidelstein i Jura Borisow. Aktywni w rosyjskim kinie, popularni w Rosji, a nawet występujący w propagandowych filmach. Żaden z nich nie wypowiedział się w sprawie wojny w Ukrainie. W całym sezonie nagród, których „Anora” zebrała sporo, nie było z ich strony ani jednego gestu solidarności wobec narodu, który Rosja brutalnie napadła.
Za krytykę reżimu w Rosji grożą kary. Obowiązuje ustawa o dyskredytacji sił zbrojnych, według której karane jest wszystko, co nie odpowiada oficjalnej wersji Kremla. Za pierwszym razem dostaje się karę pieniężną. Za drugim można trafić na wiele lat do więzienia. Artyści krytyczni wobec Putina uciekli z Rosji po agresji na Ukrainę. Ci, którzy chcą kontynuować karierę w kraju, omijają temat wojny.
„Zaproszenie na scenę rosyjskich aktorów jest zgrzytem w moich oczach i uszach” – komentował po Oscarach krytyk filmowy Jakub Demiańczuk w podcaście „Polityki”. „Nie ekspatów, nie imigrantów, a rosyjskich aktorów z Rosji, w czasie kiedy trwa wojna w Ukrainie. Bardzo mnie to uwiera, szczególnie po tym potwornym widowisku, jakie urządził Trump w Białym Domu podczas spotkania z Zełenskim” – dodał. W tym samym podcaście Katarzyna Czajka-Kominiarczuk, znana w mediach społecznościowych jako Zwierz Popkulturalny, mówiła: „To dowodzi, że my możemy mówić, powtarzać, tłumaczyć naszą perspektywę, a trzy lata wystarczą, żeby wszyscy przestali nas słyszeć”.
„Bardzo podobała mi się »Anora«, ale mimo tego mam nadzieję, że przegra na Oscarach” – pisał jeszcze przed galą Michael Idov, pisarz i scenarzysta z Łotwy, w “New York Times'ie”. Podkreślał, że „Anora” nie jest ani prorosyjska, ani antyrosyjska. „Ale jej nominacje do Oscara, zwłaszcza za najlepszą rolę drugoplanową dla Jury Borisowa, zostały przez niektórych w Rosji okrzyknięte zwycięstwem narodowym” – komentuje Idov.
„Sukces filmu nieświadomie odzwierciedla sukces putinizmu w ogóle. 18 lutego prezydent Trump stwierdził, że Ukraina ponosi winę za wojnę; sześć dni później, w trzecią rocznicę rosyjskiej inwazji, Stany Zjednoczone stanęły po stronie Korei Północnej, głosując przeciwko rezolucji ONZ potępiającej Rosję. A gdy Jura Borisow i Mark Eidelstein, dwaj apolityczni obywatele Rosji, stoją obok amerykańskiej aktorki Mikey Madison na kolejnych galach rozdania nagród, trudno nie zauważyć, że to również promuje wizerunek Rosji jako naszego skomplikowanego, ale strawnego partnera” – dodaje.
Mark Eidelstein (w innej wersji Eydelshteyn), grający młodego i bogatego Iwana, do tej pory brylował jedynie w rosyjskich filmach. „Teraz, gdy tak dużo podróżujemy z »Anorą«, mogę spotykać tylu międzynarodowych artystów, pisarzy, reżyserów, aktorów – cały świat, naprawdę. Mój świat przed tym wszystkim był bardzo mały, bardzo przytulny. To był mój dom i go kochałem. Ale był mniejszy i teraz czuję, że eksploruję nową przestrzeń na tej ogromnej mapie” – mówił w rozmowie z Harpers Bazaar.
Młody, bo 23-letni aktor liczy, że ta rola będzie dla niego trampoliną do sukcesu – pojawiły się plotki, że zagra w serialowym remake'u „Pana i Pani Smith” produkcji Amazona. Temat wojny omija szerokim łukiem, a dziennikarze, którzy rozmawiali z nim przed Oscarami, powstrzymali się od zadawania niewygodnych pytań.
Jednak to nie Eidelstein jest najważniejszym elementem rosyjskiej kontrowersji. Jest nim Jura Borysow, który dostał nominację do Oscara za drugoplanową rolę męską. Pierwszą nominację dla Rosjanina od lat. Igor, którego gra w „Anorze”, to nieco nieporadny rosyjski mafiozo, przez większość filmu pozostający w tle. Widzimy go na drugim planie, siedzi na tylnym fotelu samochodu, przygląda się głównym bohaterom. W scenach, w których Igor wychodzi na pierwszy plan, Borysow elektryzuje. Jest skupiony, uważny, widz mu wierzy, a w końcu może go nawet polubić. Jest też ważnym elementem emocjonalnego i poruszającego zakończenia.
Sean Baker chciał Borisowa do tej roli. Zachwycił się nim po obejrzeniu fińskiego filmu „Przedział nr 6”. Wcześniej Jura Borisow grał przede wszystkim na własnym, rosyjskim podwórku. Kilka lat temu zagrał naiwnego żołnierza w sponsorowanym przez Kreml filmie „Czerwony duch” i w obrazie biograficznym o Michaile Kałasznikowie, konstruktorze najpopularniejszego karabinu automatycznego świata.
„Od czasu nominacji do Oscara Borisow był krytykowany za role w kontrowersyjnych filmach akcji o II wojnie światowej. Jeden z nich został nakręcony na okupowanym Krymie i oskarżono go o próbę usprawiedliwienia agresywnej polityki zagranicznej Rosji” – pisała niezależna i antyputinowska rosyjska „Nowaja gazieta”. Grywał również w produkcjach, które Kremlowi mogły się nie spodobać – na przykład w „Mamo, jestem w domu”, filmie pokazującym ukrytą wojnę Kremla o wpływy na Bliskim Wschodzie. New York Times zwraca uwagę, że po inwazji Rosji na Ukrainę w 2022 roku przestał grać w filmach o tematyce militarnej. Nie przestał jednak walczyć o angaże w Rosji. Z gali rozdania Oscarów wróci do Moskwy, gdzie pracuje nad filmem o Aleksandrze Puszkinie, w którym gra główną rolę.
Jest więc aktorem niejednoznacznym. Przywitanym przez Zachód z otwartymi rękami, a jednocześnie wciąż niewykluczonym przez rosyjskie kino. Nigdy nie wypowiedział się w sprawie wojny. „Może jest po prostu bardzo mądry albo myśli, że nie jest wystarczająco mądry, żeby wybierać stronę” – powiedział NYT Anton Dolin, rosyjski krytyk filmowy mieszkający obecnie na Łotwie. I choć w Rosji Hollywood uważane jest za zgniły Zachód, zagraniczny sukces Borysowa spowodował wybuch „Juromanii”.
„Jego publiczne występy były uważnie śledzone przez fanów w mediach społecznościowych, a on sam stał się tematem niezliczonych internetowych memów Wielu Rosjan uznało nominację Borisowa za dowód na to, że kraj przełamuje »mur kulturowy« wzniesiony wokół Rosji przez złowrogi Zachód” – pisał NYT. Sama „Anora" jest w Rosji wielkim hitem. Produkcje dużych wytwórni, takich jak Disney, nie trafiają do rosyjskich kin od 2022 roku. Dostaje się do nich za to od czasu do czasu niezależne kino, a takim jest „Anora”. Film miał nie tylko szeroką dystrybucję kinową, ale też został kupiony przez Kinopoisk, czołową rosyjską platformę streamingową. Obejrzało go tam ponad 2,4 miliona subskrybentów.
Nowaja gazieta zwraca uwagę, że Kremlowi nominacja dla Borisowa jest bardzo na rękę, bo pokazuje zmianę nastrojów. „Zachód odszedł od początkowo emocjonalnej reakcji na rosyjską inwazję na Ukrainę, w ramach której postawiono Rosji ultimatum, na rzecz podejścia bardziej racjonalnego, ze wzrastającą świadomością, że reżim kremlowski nadal się rozwija, a ostracyzm rosyjskich osobistości kulturalnych nie przyczynia się w najmniejszym stopniu do przyśpieszenia zmian politycznych w Rosji” – czytamy.
Krytyczka filmowa Kaja Klimek w rozmowie z OKO.press zaznacza, że twórcy „Anory”, jak i całe Hollywood, nabrali wody w usta: „Sean Baker, odbierając swoje statuetki, mówił o miłości do kina, o swoim dzieciństwie, o Quentinie Tarantino i Bóg wie jeszcze o czym, ale nie odnosił się w żaden sposób do tematyki swojego filmu.
Okazuje się, że dla Hollywood druga prezydentura Trumpa to nie przelewki. Stawka jest za wysoka.
Połączenie mocy konglomeratów medialnych i polityki już jest tak ścisłe, a uwikłanie tak wysokie, że kina i polityki nie da się oddzielić. Gala oscarowa sama w sobie jest komentarzem w tej sprawie. Tylko Daryl Hannah powiedziała »Slava Ukrainie« i to było jedyne odniesienie do wojny. Całe szczęście statuetkę wygrał film palestyńsko-izraelski »No Other Land«, a twórcy, odbierając nagrodę, odnieśli się do sytuacji w Palestynie. Poza tym: ani krztyny komentarza o charakterze politycznym” – relacjonuje.
Subtelnymi nawiązaniami do prezydentury Trumpa był też żart prowadzącego galę Conana O’Briena, który stwierdził, że „Anora” odnosi sukcesy, bo widzowie chcą wreszcie zobaczyć, jak ktoś z Ameryki stawia się Rosjanom. W otwierającym monologu zwrócił uwagę Adamowi Sandlerowi, który siedział wśród publiczności w dresie.
„Co ty masz na sobie?” – udawał poirytowanie prowadzący, nawiązując do uwag Trumpa dotyczących stroju Wołodymyra Zełenskiego podczas wizyty w Białym Domu. Ale to są subtelności.
Czy będziemy witać rosyjskich twórców na czerwonych dywanach bez wątpliwości? – pytamy Kaję Klimek.
„Myślę, że każdy z nas te wątpliwości będzie miał. Nie ma tu jednoznacznej odpowiedzi, nie możemy z ręką na sercu powiedzieć, że to jest w porządku. Nie sądzę, że nagle zobaczymy Rosjan w głównych rolach w Hollywood. Od »Anory« oczekiwałoby się wyraźnego komentarza w tej sprawie – a nie taktycznego milczenia” – dodaje krytyczka.
Przypadek „Anory” wpisuje się w dyskusję o tym, jak traktować Rosjan w szeroko pojmowanym przemyśle rozrywkowym. Różne organizacje reagują na ich obecność w odmienny sposób. Na arenie sportowej bywają wykluczani (jak w rozgrywkach piłkarskich) lub tolerowani przy rezygnacji z występowania pod flagą własnego kraju (jak w przypadku Igrzysk Olimpijskich i turniejów tenisowych). Bywa, że urodzeni w Moskwie czy Petersburgu zawodnicy sięgają po swoje drugie obywatelstwa, na przykład niemieckie, kazachskie czy amerykańskie. Niezależnie od tego, ich obecność przyciąga przed telewizory i na trybuny kibiców, generuje zyski. Wyczyny rosyjskich (i białoruskich) zawodników i zawodniczek budzą zachwyty komentatorów, informacje o ich triumfach często sąsiadują w serwisach internetowych z wieściami o rosyjskich nalotach na ukraińskie miasta.
W nieco inny sposób Rosjan potraktował popkulturowy establishment. W 2022 roku kraj został usunięty z Europejskiej Unii Nadawców, a co za tym idzie – również z uczestnictwa w konkursie piosenki Eurowizji. Rosja do tej pory mogła uchodzić za jedno z eurowizyjnych mocarstw, niemal rokrocznie wprowadzając swoje utwory do czołówki konkursu. Wysuwane przez rosyjskiego nadawcę państwowego propozycje czterokrotnie plasowały się na drugim miejscu. W 2008 roku pierwsze zajął Dima Biłan, dzięki czemu rok później wydarzenie gościło w Moskwie.
Nie znaczy to jednak, że Rosjanie zupełnie zniknęli z międzynarodowego przemysłu muzycznego. Na Zachodzie nadal koncertują niedoszli reprezentanci Rosji na Eurowizji 2020, Little Big. Para liderów zespołu po rozpoczęciu pełnoskalowej inwazji jasno opowiedziała się po stronie Ukrainy i wyjechała do USA, gdzie kontynuuje karierę. Bywa jednak, że obecność Little Big w normalnym obiegu koncertowym budzi kontrowersje. Po protestach ukraińskiej diaspory odwołano koncert zespołu w Krakowie trzy lata temu. Głosy sprzeciwu budzą też planowane na ten rok występy zespołu IC3Peak, choć eksperymentujący, elektroniczny duet jasno sprzeciwia się polityce Kremla, przez co członków spotykają represje.
Z cenzurą i szykanami bardzo często spotykają się również filmowcy i aktorzy, a każdy z rosyjskich twórców musi odpowiedzieć sobie na pytanie o to, jaką postawę przyjąć wobec kremlowskiego reżimu. Kaja Klimek mówi OKO.press:
„Są tacy, którzy wybrali Putina, jak Nikita Michałkow. Bardzo krytyczni wobec Zachodu i bardzo proputinowscy, więc mają się świetnie. Są tacy, którzy są bardzo krytyczni wobec Putina i wyjechali z kraju, czasami ryzykując brak angażu. Bo ilu aktorów o rosyjskim akcencie albo mówiących po rosyjsku potrzebuje kino światowe czy seriale? Mamy przypadek Maszy Maszkowej, która zerwała relację z proputinowskim ojcem, również aktorem, wyjechała, gra w zachodnich produkcjach. Trzecia droga to droga Jury Borisowa. On nie wypowiada się przeciwko Putinowi, ale nie opowiedział się za Zachodem czy Ukrainą i faktycznie funkcjonuje w tych dwóch światach. Jest bardzo popularny w Rosji, tam przecież mu kibicowano. »Anora« miała tam doskonałe wyniki również ze względu na jego rolę. Jego postać w końcu można odbierać pozytywnie” – zwraca uwagę Klimek.
„Są więc aktorzy, którzy jasno sprzeciwili się polityce Putina, nie mogą w dotychczasowy sposób funkcjonować w zawodzie. To są ludzie odważni. Ale czy ktoś, kto takiej decyzji nie podejmuje, jest gorszy? Czy takie postępowanie należałoby potępiać? ” – zastanawia się Klimek.
Ciekawy w tym kontekście jest przypadek urodzonego w Kijowie, lecz tworzącego przede wszystkim w Rosji Aleksandra Rodnianskiego, producenta między innymi oscarowego „Lewiatana”. Po 24 lutego 2022 roku wycofał się z rosyjskiego rynku kinematograficznego. „Nie widzę możliwości, by pozostawać częścią rosyjskiej społeczności twórców, która zostanie obciążona zadaniami ideologicznymi i będzie musiała się do nich dostosować. Nie chcę być podatnikiem w takiej Rosji, ponieważ bycie częścią rosyjskiej gospodarki oznacza dziś napędzanie machiny wojennej” – mówił Rodnianski pismu Variety. Jednocześnie wezwał Zachód do ciągłego wsparcia rosyjskich filmowców niezależnych i odwodził od bojkotu rosyjskiej kinematografii.
O tym, że do całkowitej marginalizacji Rosji nie doszło, może świadczyć choćby Oscar dla „Nawalnego”, filmu dokumentalnego z 2022 roku opowiadającego o czołowym rosyjskim opozycjoniście więzionym przez reżim Putina. I w tym przypadku nie obyło się jednak bez kontrowersji. Ukraińscy twórcy przypominali, że bohater filmu Aleksiej Nawalny długo widział Krym jako część Rosji.
Niektórzy z trudem pogodzili się z nagrodzeniem rosyjskiego filmu zaraz po rozpętaniu wojennej pożogi przez Moskwę, wskazując na normalizowanie obecności Rosjan w światowej kinematografii. „Anora” – niezależnie od oceny postępowania aktorów występujących w filmie Bakera – jest kolejnym krokiem do ich powrotu na czerwone dywany. Obaj rosyjscy aktorzy występujący w nagrodzonym w Dolby Theater filmie mogą liczyć, że zostaną tam ciepło przyjęci.
„Przecież Eidelstein jest przedstawiany jako »zapasowy Timothée Chalamet«. Przypadek »Anory« pokazuje, że polityka może wpływać na kulturę, a poprzez nią można w miękki sposób wpływać na to, jak dany kraj jest postrzegany w świecie – poprzez obecność twórców czy aktorów, nacisk na to, by przyjąć postawę »Make Russia cool again«” – mówi Klimek, jednocześnie zaznaczając, że „Anora„ zasługuje na uwagę kinomanów. – „Szczególnie że to naprawdę świetny film, który opowiada nie tylko o walce i nierównościach, ale i o solidarności”.
Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.
Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Komentarze