"Czułem się surrealistycznie. Trudno sobie wyobrazić coś bardziej niesłychanego niż antysemicki spęd akurat w tym dniu. To był ogromny wstyd. Przechodzili tamtędy ludzie, którzy chcieli upamiętnić ten dzień i patrzyli z niedowierzaniem na to, co się działo" - Gabriela i Tomasz opowiadają o tym, co wydarzyło się wczoraj przed Muzeum Auschwitz
W niedzielę 27 stycznia 2019 na terenie Muzeum Auschwitz odbywały się uroczystości 74. rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz-Birkenau. Tego samego dnia ulicami Oświęcimia przemaszerowali narodowcy pod wodzą Piotra Rybaka. Wznoszono antysemickie hasła,
Przeczytaj: "Pokażcie napletek". Tak narodowcy antysemity Rybaka czcili rocznicę wyzwolenia Auschwitz
Na miejscu pojawiła się kilkuosobowa grupa kontrmanifestantów. Gabriela Lazarek i Tomasz Grabowski z Cieszyna, chwilę później dołączył do nich Stanisław Sarnowski. Musiał dojechać z Katowic. Trójka miała ze sobą baner z napisem "Faszyzm stop" oraz flagę Izraela. Później dołączyła do nich jeszcze jedna kobieta.
"Od początku pojawiały się hasła w naszą stronę: Czego wy tu z tym śmieciem?! Z tą szmatą żydowską?!" - relacjonuje Gabriela Lazarek w rozmowie z OKO.press. "W tym czasie Rybak nawoływał to przepędzenia Żydów z Polski i polonizacji Auschwitz" - dodaje Tomasz Grabowski.
"Później oni się przenieśli na drugą stronę ulicy. Policja nie pozwoliła nam tam iść. Mówili, że zgromadzenie jest legalne, a my zakłócamy. Za co zresztą zostaliśmy spisani" - dodaje Gabriela.
Z dworca pod bramę muzeum obozu Auschwitz-Birkenau szli jakieś 15-20 minut. "Zgłaszaliśmy policji, że padają antysemickie hasła. Że zgromadzenie trzeba rozwiązać. Policja powiedziała, że mamy dzwonić do prezydenta miasta. Nie dali mi numeru, miałam sama znaleźć sobie kontakt" - opowiada Gabriela Lazarek.
Próbowała dzwonić do Urzędu Miasta, bezskutecznie. Jej zdaniem na zgromadzeniu nie było żadnego przedstawiciela samorządu.
A jednak zgromadzenie nie trwało długo.
"Gdy zbliżaliśmy się do bramy dostałam telefon od policji, że zgromadzenie jest rozwiązane" - dodaje Lazarek. Policjanci odprowadzili trójkę pod bramę parkingu, powiedzieli, że od tego miejsca bezpieczeństwem zajmuje się już ochrona Muzeum. I sobie poszli.
Ale narodowcy zostali, z całym ekwipunkiem - flagami Narodowych Sił Zbrojnych, Ruchu Narodowego, z napisami "Bóg Honor Ojczyzna". Szli parkingiem w stronę bramek do wejścia na teren Muzeum.
"Pod samym obozem zrobili sobie na koniec wiec. Taki antysemicki sabat" - opowiada Tomasz Grabowski. Zaczęli okrążać czwórkę protestujących. "To był wulgarny, gwałtowny antysemityzm. Wyzwiska, groźby. »Pokaż napletek«, »Pokaż pejsy«. »Mieliście szczęście, że nie poszliście z dymem poprzednim razem«" - relacjonuje Grabowski.
W trakcie tego zamieszanie cała grupę minęło trzech policjantów. Kontrmanifestanci poprosili ich o pomoc, pytali, dlaczego nie interweniują. Policjanci mieli ich zignorować.
Gabriela Lazarek: "To był ogromny wstyd. Przechodzili tamtędy ludzie, którzy chcieli upamiętnić ten dzień i patrzyli z niedowierzaniem na to, co się działo. Tomek tłumaczył po angielsku, żeby ludzie wiedzieli, co tu jest grane".
"Krzyczałem, chciałem, żeby świat zdawał sobie sprawę do czego tutaj się dopuszcza. Patrzcie, to polscy faszyści, to hańba, to skandal" - dodaje Tomasz Grabowski.
"Czułem się surrealistycznie. Trudno sobie wyobrazić coś bardziej niesłychanego niż antysemicki spęd akurat w tym dniu i w tym miejscu. Przechodziło dużo młodzieży, głównie Włochów. Mijali tych narodowców, nie rozumieli, co się dzieje. Zatrzymywali się, dopytywali. Jestem załamany, dla mnie to hańba dla narodu polskiego. Próbowałem im wyjaśniać, że nie wszyscy Polacy tak myślą, że są Polacy współczujący".
Z relacji trójki kontrmanifestantów, z którymi rozmawiało OKO.press wynika, że w najbardziej intensywnym momencie zgromadzenia (teoretycznie rozwiązanego) nie pilnował nikt. Ani strażnicy, ani policja.
Jakiś czas później Rybak ze swoją grupą weszli na teren obozu. Przez nikogo nie niepokojeni, jako osoby prywatne. Strażnicy kazali im tylko zostawić drzewce z flag. Resztę zabrali ze sobą i weszli.
Gabriela Lazarek: "O 13.00 zamykali bramkę z nie wiadomo jakiego powodu i myśmy już się nie dostali na teren obozu".
[0]=68.ARB3o6_A_XRql2Vopd7dnlY0s9qZjC0fMone50oNawsJO5U9ACWBUHcGg0q9nsI5-2GqymQkVjzZbpb2Qikp3ZGYNb2zb7e_kC3aBkTlWvwkdWzOQN-Svn5l2JeoNOxVsmQB3hspRPR238qjKiFCsRrAgzmzPRlwZyZTTNLACJgWaw1agIXmssKXqg0hTSVmqS78ZhrANYunGkO3dIu3qRdWeACxQzUQ8t6-8JaXL-LnyuGbzBdRkd8O6B61h7MFhLcjQs7W0X4Y9eATtIdHpzftDmLCKDZgwuxcZ10ux53vMH2lm2YqVTPyaNNyH6WQaCG634S7RCmIWY1Xab0Im9G5jXYcmbyoEzE&__tn__=FC-R
OKO.press zwróciło się do rzecznika prasowego Muzeum Auschwitz z pytaniami dotyczącymi przebiegu wydarzeń 27 stycznia. Artykuł zostanie zaktualizowany po otrzymaniu odpowiedzi.
Początkowo pojawiły się opinie, że odpowiedzialny za incydent może być małopolski wojewoda. To on wydaje decyzje w sprawie zgromadzeń na terenie Pomnika Męczeństwa w Oświęcimiu i w jego strefie ochronnej.
Ale według komunikatu ze strony wojewody, jedynym zgromadzeniem zgłoszonym na ten dzień na terenie byłego Auschwitz-Birkenau były oficjalne uroczystości organizowane przez Muzeum.
Zgromadzenie Rybaka zatwierdzał prezydent Oświęcimia, zatem to miasto odpowiadało za przebieg wydarzenia. W poniedziałek Urząd Miasta przesłał komunikat do PAP.
Ciekawe, że miasto nie zwróciło uwagi na publiczne zapowiedzi demonstracji antysemickiej - Piotr Rybak reklamował je sieciach społecznościowych wiele dni wcześniej. Urzędnicy zastosowali wygodny unik, by nie narażać się na kłopoty - nic nie wiedzieliśmy i nic nie widzieliśmy.
Miasto wysłało na zgromadzenie swojego przedstawiciela, a policja wszystko rejestrowała. Urzędnicy powiadomili, że "nie było podstaw do rozwiązania zgromadzenia", ale jednocześnie "część materiału, która budziła jakiekolwiek wątpliwości, została przesłana do prokuratury w celu dalszej analizy".
Policja poinformowała, że wszczęte zostało śledztwo, a materiał zabezpieczony. Do godzin wieczornych w poniedziałek 28 stycznia jednak żadne służby nie kontaktowały się z Gabrielą Lazarek, Tomaszem Grabowskim ani Stanisławem Sadowskim. Nikt nie zwrócił się z prośbą o materiał zarejestrowany przez nich.
Co więcej, policja oraz władze miasta zgodnie twierdzą, że nie doszło do żadnej demonstracji na terenie Muzeum Auschwitz. Nie doszło, bo zgromadzenie planowo rozwiązano jeszcze przed bramą.
Wszystko, co działo się później, jest najwyraźniej prywatną inicjatywą, niezwiązaną ze wcześniejszym marszem.
I tak nikt z oficjalnych przedstawicieli lokalnych władz nie poczuwa się do odpowiedzialności, antysemicki skandal.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Komentarze