0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Karen MINASYAN / AFPFot. Karen MINASYAN ...

„Jeśli Armenia nie doprowadzi swojego prawa do porządku, pokoju nie będzie” – tak podczas ceremonii inauguracyjnej 14 lutego 2024 roku powiedział wybrany po raz piąty prezydent Azerbejdżanu – Ilham Alijew. Nie była to pierwsza taka jego wypowiedź.

Już wcześniej, także podczas spotkania z Sekretarzem Generalnym Unii Międzyparlamentarnej Martinem Chungongiem, zaznaczył, że pokój będzie osiągalny, jeśli Armenia wprowadzi zmiany w konstytucji i zrzeknie się pretensji terytorialnych wobec Azerbejdżanu.

O konieczności zmian głośno mówi także premier Armenii – Nikol Paszynjan. Chce nowej ustawy zasadniczej i podaje w wątpliwość prawomocność obowiązującej konstytucji. Kwestionuje referenda, które odbywały się w Armenii do rewolucji w 2018 roku, która wydźwignęła Paszynjana do władzy.

Na zdjęciu u góry: entuzjaści podróży balonowych zwiedzają Armenię – w tle góra Ararat, obecnie w Turcji, jesień 2022 roku. (Fot. Karen MINASYAN/AFP)

Po co Armienii nowa konstytucja?

Konstytucja III Republiki Armenii została przyjęta 5 lipca 1995 roku. Od tego czasu w referendach dokonywano w niej zmian dwa razy: w listopadzie 2005 i w grudniu 2015 roku, kiedy z systemu prezydenckiego Armenia weszła w parlamentarny.

– Tak naprawdę premier Paszynjan mówił o potrzebach zmian w konstytucji już w 2019 roku, rok po dojściu do władzy – mówi Mikael Zoljan, analityk z Regional Studies Center w Erywaniu. – Planowano referendum, które miało dotyczyć zmian w trybunale konstytucyjnym. Została powołana komisja, ale wybuchła pandemia, a chwilę później zaczęła się 44-dniowa wojna o Karabach, którą przegraliśmy. Prac do dziś nie wznowiono.

Tyle że teraz nie idzie tylko o zmiany dotyczące trybunału konstytucyjnego.

Mówi się o zmianie całej konstytucji, a co za tym idzie – także symboli narodowych.

A to antagonizuje społeczeństwo, choć na razie nie napisano ani jednego zdania w nowym projekcie.

Ziemie utracone – Ararat i Archach

– Premier uważa, że powinniśmy się skupić na tym, co mamy, czyli na 29,8 tys. km2, a nie na tym, co straciliśmy. Chodzi o Ararat i niedawno Arcach/Górski Karabach – tłumaczy Laura Bagradasjan, dziennikarka portalu Hetq.am. – Jego zdaniem góra Ararat to symbol starej Armenii, która teraz należy do Turcji. My mamy swój szczyt – Agarac i na nim się skoncentrujmy. To uderza w armeńską tożsamość i pamięć historyczną. Można powiedzieć, że nas upokarza.

Ararat to święta góra Ormian, ich najważniejszy symbol, na który każdy mieszkaniec Erywania spogląda każdego dnia.

Ararat to też jeden z elementów pamięci o ludobójstwie, rzezi Ormian, której dokonano w Imperium Osmańskim w 1915 roku. Ormianie szacują, że w jej wyniku zginęło 1,5 mln ludzi. Ararat występuje w herbie Armenii, piszą o nim pieśni, wiersze, widnieje też na pieczątkach, które straż graniczna wbija do paszportów po przekroczeniu granicy. Turcji to nie przeszkadza i nie żąda od rządu Armenii, by przestała korzystać z tej symboliki.

Inaczej jest z Karabachem, który Ormianie nazywają Arcach. Oficjalnie przestał istnieć 1 stycznia 2024 roku, a zamieszkujący go Ormianie opuścili go trzy miesiące wcześniej.

19 września 2023 roku, po dziesięciu miesiącach blokady regionu, Azerbejdżan zbrojnie przejął pełną kontrolę nad Karabachem. 100 tys. zamieszkujących go Ormian opuściło swoje domy i udało się do Armenii, mimo że azerbejdżańskie władze namawiały ich do pozostania i przyjęcia obywatelstwa azerbejdżańskiego. Zdecydowało się na to niewielu; szacuje się, że około 30 osób.

Przeczytaj także:

Ziemie utracone żyją w preambule

Tymczasem w preambule konstytucji Armenii jest nawiązanie do deklaracji niepodległości z 1990 r., w której mowa o zjednoczeniu Armenii z Arcachem. Dla Azerbejdżanu ten zapis jest jednoznaczny z roszczeniami terytorialnymi.

– Dlatego uważam, że cała ta dyskusja, która teraz toczy się w Armenii, jest pokłosiem presji Baku. Władze starają się przeprowadzić jednak te zmiany pod hasłami „nowego myślenia”, bo to doskonały podkład pod ważniejsze życiowo zmiany – mówi Tigran Grigorjan, analityk i szef Regional Center for Democracy and Security w Erywaniu.

Modyfikacje miałyby dotyczyć także herbu Armenii z górą Ararat i herbami historycznych armeńskich księstw. Nie podoba się też hymn, choć wobec niego, jak i wobec herbu, nikt nie zgłasza postulatów zmian.

– Twierdzą, że coś jest nie tak z melodią, ponoć jest zbyt mało armeńska – mówi Tigran Grigrojan. – Treść też nie pasuje, bo jest zbyt pesymistyczna. Hymn kończy się słowami, że człowiek umiera tylko raz, „ale błogosławiony niech będzie ten, kto ginie za wolność swojego narodu”.

Tak naprawdę chodzi o coś innego. Ten hymn to nawiązanie do I Republiki Armenii, która istniała od 1918 do 1920 roku, a III Republika, powstała po upadku ZSRR jest jej kontynuatorką. Paszynjan jest pierwszym rządzącym, który nie ma nic wspólnego z politykami, którzy tworzyli III Republikę. Kiedyś nawet powiedział, że należy powołać IV.

Czy państwo może istnieć bez mitu?

III Republika powstała na micie karabachskim. Zrodziła się z Ruchu Karabachskiego, z którym związane były niemal wszystkie posowieckie elity Armenii. Powstał on w czasie głębokiego komunizmu i miał na celu oderwanie Karabachu od Azerbejdżańskiej SRR i przyłączenie go do Armeńskiej SRR. Na tym micie, w zasadzie na konflikcie zbudowano kręgosłup armeńskiej państwowości i tożsamości.

– Ale w Nowej Armenii Paszynjana nie ma już miejsca dla Karabachu – mówi Tigran Grigorjan, który sam urodził się w jego stolicy, Stepanakercie i nie potrafi się pogodzić z utratą.

Są też tacy, którzy uważają, że zmiany są konieczne

– Zdaję sobie sprawę, że polityka pamięci jest niezwykle ważna, ale wiem też, że tożsamość jest płynna i podlega zmianom – tłumaczy Mikael Zoljan. – Kiedy jakiś naród walczy o niepodległość, poziom nacjonalizmu wzrasta, ale kiedy już ją osiągnie – zaczyna się stabilizować i wchodzi na poziom obywatelski, skupia się bardziej na sobie, nie na wrogu. Armenia potrzebuje się skupić na sobie, na tym, co ma. Kłopotem jest jednak inteligencja, zwłaszcza ta stara posowiecka, oraz diaspora. Oni skupiają się na symbolach, piszą artykuły o zamachu na naszą tożsamość, chodzą na protesty. Gdybyśmy jednak zapytali, co o zmianach myślą zwykli ludzie, jestem pewien, że by je poparli. Bo to oni biorą broń i giną w okopach, a nie erywańska inteligencja czy zagraniczna diaspora.

Kościół też ma swoją przeszłość

Na straży pamięci historycznej i tożsamości armeńskiej nie stoją jednak tylko inteligencja i diaspora, ale także Armeński Kościół Apostolski, który konsoliduje Ormian na całym świecie. Prowadzi szkoły, naucza języka armeńskiego, przekazuje wartości, utrwala historię. Poza granicami Armenii jest często jedyną instytucją, która dba o zachowanie armeńskiej kultury.

Jednak dziś w Armenii coraz bardziej oddala się od obozu rządzącego i potępia ideę zmiany konstytucji. Pod koniec 2020 roku po przegranej wojnie 44-dniowej, patriarcha Kościoła ormiańskiego katolikos Garegin II żądał nawet dymisji Paszynjana. Teraz Paszynjan stara się zmniejszyć znaczenie Kościoła, który zgodnie z konstytucją uważa się za oddzielną od państwa instytucję, ale przyznaje się jej wyłączną misję Kościoła narodowego w życiu duchowym narodu armeńskiego, w rozwoju jego kultury i zachowaniu tożsamości. Prócz tego, Kościół zwolniony jest z podatków.

– Za prezydentury Serża Sarkisjana (2008-2018) zawiązał się wielki sojusz państwa i kościoła – mówi Zoljan. – Wtedy w szkołach zaczęto uczyć „Historii Armeńskiego Kościoła” jako przedmiotu obowiązkowego. Warto pamiętać, że duchowni na czele z Katolikosem prowadzą naprawdę intratne biznesy i mają dość bogate życie prywatne. Zresztą sam Katolikos cieszy się opinią dobrego biznesmena, a złe języki szepczą nawet o jego udziale w narkobiznesie.

Brat Garegina jest głową rosyjskiej eparchii Armeńskiego Kościoła Apostolskiego. Zresztą, jak się popatrzy na historię tej instytucji, to często była tym elementem, który podminowywał naszą państwowość. Kościół współpracował z Bizancjum, z Turcją, z rosyjskim KGB – z obcymi służbami. Patrząc na rosyjskie powiązania dzisiejszych hierarchów, nie można wykluczyć, że nadal tego nie robi. Paszynjan chce świeckiego państwa, a Kościół zarzuca mu, że próbuje zniszczyć armeńską rodzinę i wartości.

Czy będzie referendum?

Aby wprowadzić realne zmiany, trzeba przeprowadzić referendum. A to nie jest takie proste. Aby było ważne, do urn musi się więc udać minimum 630 tys. Ormian, co – jak zgodnie twierdzą eksperci – jest trudne do zorganizowania.

– Po pierwsze dlatego, że nie wszyscy mieszkają w kraju – tłumaczy Tigran Grigorjan. – A nie jest dozwolone głosowanie poza granicami Armenii. Referendum może się więc okazać porażką i wtedy opozycja będzie żądała dymisji premiera. Dlatego pewnie przeprowadzą je razem z wyborami powszechnymi. Jeśli im się to uda, to prawdopodobnie okaże się bombą z opóźnionym zapłonem, bo Aljiew nie zatrzyma się na zmianie naszego ustawodawstwa. Kiedy przejrzy się azerbejdżańską prasę widać, że jego plany są dużo szersze: wciąż sporne granice i tzw. korytarz zangezurski, który ma połączyć azerbejdżańską eksklawę w Armenii, Nachiczewan, z Azerbejdżanem. Zmiana konstytucji nie pomoże w procesie pokojowym, a może wpłynąć na utratę władzy przez Paszynjana. Jeśli ją straci, kolejny rząd będzie uważał nową konstytucję za nieprawomocną, bo zmiany dokonano pod wpływem obcego państwa.

Ale są też tacy, którzy mają nadzieję na poprawę i w Nowej Armenii widzą szansę, jak Mikael Zoljan.

– Paszynjan chce, żeby Armenia stała się krajem ze społeczeństwem obywatelskim, coraz bardziej multikulturowym. Nie mieszkają już u nas tylko Ormianie, są też Irańczycy, Rosjanie, Hindusi. To ludzie, którzy tu pracują i tu płacą podatki, a kiedy wybuchnie wojna, będzie dotyczyć także ich. Jesteśmy w momencie zmiany światopoglądowej, nie mogę powiedzieć, że już to czujemy, ale to się dzieje. Zmiany mogłyby nam pomóc. Moglibyśmy odciąć się od mitów i skupić na teraźniejszości. Problem w tym, że wielu obwinia Paszynjana o utratę Karabachu i być może, gdyby tych zmian dokonywał ktoś inny, poszłoby lżej.

Nie wiadomo, jakie są prawdziwe motywacje Nikola Paszynjana

Tak naprawdę jedna i druga narracja zdają się być logiczne. Z jednej strony demokratyczny przywódca, jak chce widzieć siebie sam Paszynjan i jakim chce go widzieć Zachód, roztacza wizję zreformowania kraju, pracy nad zmianą mentalności jego obywateli, obudzenia w nich społeczeństwa obywatelskiego, które będzie czuło się współodpowiedzialne za współczesną Armenię.

I rzeczywiście, żeby móc skupić się na tym, co jest, a nie tym, co było trzeba zburzyć mity i symbole, przeczytać na nowo historię i zdać sobie sprawę z brutalnej realności. Z drugiej strony logicznym wydaje się także argument, który wsnuwają jego oponenci, mianowicie – uleganie naciskom Baku, by za wszelką cenę doprowadzić do pokoju między oboma krajami. Czy jednak zmiana konstytucji realnie może doprowadzić do pokoju na Południowym Kaukazie?

***

Tekst powstał we współpracy z Anetą Strzemżalską

;

Udostępnij:

Stasia Budzisz

Stasia Budzisz, tłumaczka języka rosyjskiego i dziennikarka współpracująca z "Przekrojem" i "Krytyką Polityczną". Specjalizuje się w Europie Środkowo-Wschodniej. Jest autorką książki reporterskiej "Pokazucha. Na gruzińskich zasadach" (Wydawnictwo Poznańskie, 2019).  

Komentarze