0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Ilustracja: Iga Kucharska / OKO.pressIlustracja: Iga Kuch...

Jakub Wojtaszczyk, OKO.press: Litera „A” w akronimie LGBTQAI+ oznacza osoby aseksualne, w skrócie „asy”. To część społeczności queerowej, która, jak piszesz w swojej książce „Asy. Czego może nas nauczyć aseksualność”, jest często ignorowana. Skąd ten opór przed asami?

Okładka książki Angeli Chan „Asy”, z rysunkiem kwiatów ciemniejących o góry
Okładka książki Angeli Chan „Asy”, z rysunkiem kwiatów ciemniejących o góry

Angela Chen*: Historia aseksualności jest dość krótka. Długo nie mieliśmy odpowiedniego języka do zrozumienia tej orientacji. Gdy brak słów, trudniej o rozmowę i zwiększanie świadomości. Dopiero na początku lat 2000. zaczęto definiować aseksualność jako doświadczania niewielkiego pociągu seksualnego lub jego braku.

Aseksualność jest też błędnie odbierana jako stojąca w opozycji do celów polityczno-kulturowych queerowej społeczności. Asy mają piętnować osoby uprawiające seks, a tym samym wyznawać tradycyjne czy konserwatywne wartości.

W rzeczywistości jednak aseksualność to doświadczenie seksualne. Nie opiera się na krytykowaniu, tylko na zachęcaniu każdej osoby do zastanowienia się nad rolą seksu w naszym życiu i presją związaną z jego uprawianiem.

Zostańmy na chwilę przy języku. Osoby aseksualne, które muszą opisać pociąg seksualny, opisują de facto coś, czego nigdy nie doświadczyły, prawda?

Myślę, że to jedna z największych trudności, jaka stoi przed asami. Skoro nie doświadczyłeś pociągu seksualnego, skąd masz wiedzieć, czym on jest? Zatem główkują: „Czy to, co czuję do bliskiej osoby, to ochota na seks?”. „Skoro uważam celebrytę lub celebrytkę za atrakcyjnych, to oznacza, że czuję pociąg seksualny?”. Odpowiedź na te pytania jest trudna, zwłaszcza wtedy, kiedy jesteś osobą aseksualną i nie odczuwasz wstrętu do seksu.

Osoba aseksualna, która uprawia seks – to dość zaskakujące połączenie słów.

Tak, bo mówimy o spektrum aseksualności. Są asy, które seks brzydzi. Ale są też osoby, które nie czują tego wstrętu. Świadomie się na seks decydują. Powody mogą być różne, np. bo kochają drugą osobę, albo ktoś im się po prostu podoba. Albo sama idea zbliżenia jest dla nich interesująca. Mogą też chcieć poczuć się atrakcyjne, a to daje im seks z partnerem/partnerką, nawet jeśli nie odczuwają pociągu seksualnego.

Czasami jednak może być asom trudno określić, czy to, co je do seksu pchnęło, było popędem czy motywacja leżała gdzieś indziej. Natomiast pamiętajmy, że osoby alloseksualne [czyli odczuwające pociąg seksualny – red.] uprawiają seks z najróżniejszych powodów, nie tylko motywowanych pociągiem seksualnym. Na przykład z nudów, z chęci poczucia się atrakcyjnymi czy po prostu zbliżenie jest dla nich czymś ekscytującym. Zdziwienie, o którym wspomniałeś, wynika właśnie z niezrozumienia, czym aseksualność jest.

Presja na seks

Kiedy zrozumiałaś, że aseksualność to twoja orientacja?

Najpierw poznałam termin. Miałam 14 lub 15 lat. Nigdy nie uprawiałam seksu. Natomiast zakochiwałam się i rozmawiałam z osobami przyjacielskimi, kto nam się podoba. Byłam przekonana, że pewnego dnia do zbliżenia dojdzie. Dlaczego zatem miałabym być aseksualna? Nie czułam, że ten termin mnie opisuje.

Zaczęłam mieć wątpliwości po dwudziestce. Co prawda miałam za sobą kilka związków romantycznych, w których nie unikałam seksu, ale do końca nie wiedziałam, co oznacza pociąg seksualny, o którym mówią alloseksualne osoby znajome. Wciąż je pytałam: „Jak czujesz się, kiedy pragniesz uprawiać seks?”, „Co się do niego motywuje?”, „Jak silna to potrzeba?”.

Oczywiście, nie uzyskałam jednej odpowiedzi. Natomiast rozumiałam, że inaczej odbieram świat relacji romantycznych. Kiedy dla innych uprawianie seksu było czymś ważnym, ja nigdy nie byłam do niego dostatecznie „zmotywowana”. Odkrycie, że jestem asem, otworzyło mi oczy na niektóre zachowania i wyobrażenia na temat tego, dlaczego „trzeba” chodzić z kimś do łóżka.

Czujemy presję, aby być seksualni i uprawiać seks.

Jednocześnie nie przepadam za słowem „aseksualny”. Brzmi dla mnie dość klinicznie. Mam też wrażenie, że nie do końca oddaje to, kim jestem jako osoba, które nie żyje w całkowitym celibacie. Może nie doświadczam pociągu seksualnego w taki sposób, jak większość ludzi, ale posiadam seksualność. Mam wrażenie, że określenie „as” jest lepsze, bo – przynajmniej dla mnie – mniej ograniczające.

Wspomniałaś o presji uprawiania seksu. W książce zauważasz, że wynika ona z przymusowej seksualności, która definiuje nas jako społeczeństwo. Co to za idea?

Bazuje na przymusowym heteroseksualizmie, terminie ukutym przez Adrienne Rich. Mówi on o tym, że z założenia każdy/a jest heteroseksualny/a. Ma być to jedyna słuszna i wartościowa orientacja. Zatem dorastamy w przekonaniu, iż zarówno ja, jak i wszystkie osoby wokół, jesteśmy hetero. Musimy włożyć bardzo dużo wysiłku, by zacząć kwestionować „wtłoczoną” orientację i dotrzeć do tej prawdziwej.

Analogicznie, przymusowa seksualność zakłada, iż wszystkie „normalne”, zdrowe dorosłe osoby są istotami seksualnymi. Przyciągają się do siebie i chcą uprawiać seks. Jednak nie chodzi tylko o zachowanie, ale i o oczekiwanie. Przecież zdajemy sobie sprawę, że ludzie mogą nie uprawiać seksu z różnych powodów, lecz nie zmienia to faktu, że wciąż mają go pragnąć.

Przymusowa seksualność dotyczy właśnie pociągu i żądzy. Czujemy presję, by uprawiać seks, bo inaczej czegoś nam braknie, nie będziemy uważani za zdrowe, pełne jednostki…

Najlepiej widać to w filmach dla nastolatków, w których bohaterowie i bohaterki osiągają dorosłość przez utratę dziewictwa. Jeśli nie uprawiają seksu, są infantylizowane. Takie podejście widoczne jest też w prawdziwym życiu.

Z kolei będąc w związkach romantycznych, zastanawiamy się, czy na pewno uprawiamy wystarczającą ilość seksu. Inaczej nie jesteśmy „normalni”. Zamiast skupić się na tym, co daje naszej relacji spełnienie, poddajemy się regułom narzuconym przez przymusową seksualność. Pamiętajmy, że walka z nią nie oznacza, że wszystko trzeba odseksualizować, wymaga bowiem poszanowania praw także drugiej strony.

Przeczytaj także:

Jak powiedzieć nie

Piszesz też o politycznym wymiarze transgresyjnego seksu, który rozumiany jest jako opór stawiany patriarchatowi. W takim przypadku aseksualność może być „skutkiem ubocznym” ucisku…

Uważam się za postępową feministkę. Natomiast często spotykam się z narracją, która sugeruje, że ilość uprawianego seksu świadczy o wyzwoleniu i niepoddawaniu się patriarchatowi. W przeszłości oczekiwano od kobiet, że nie będą „odczuwać” pragnienia seksualnego, nie będą uprawiać przygodnego seksu, poniekąd wyrzekną się seksualności. Feminizm słusznie się temu sprzeciwił. Kobiety głośno mówiły o podwójnych standardach, o prawie do wyrażania pragnień seksualnych i uprawiania seksu bez wstydu, tak jak mężczyźni.

Myślę jednak, że w pewnym momencie ta idea przerodziła się w przekonanie, iż wszystkie kobiety pragną seksu, a jeśli jest inaczej – po prostu jeszcze się „nie obudziły” i nadal są represjonowane. Tym samym wykluczono aseksualność. Tak więc seksualność nie istnieje sama w sobie. Jest rezultatem patriarchatu.

Tymczasem możemy nie uprawiać seksu, ale nadal być zaangażowanymi politycznie i działać na rzecz kobiet. Postuluję, by poddawać w wątpliwość narzucone ramy. Pytać siebie: „Czy naprawdę wszyscy mamy te same pragnienia seksualne?”, „Czy rzeczywiście chcemy uprawiać seks tylko w taki, a nie inny sposób?”. Jestem przekonana, że wiele osób, bez względu na orientację, uprawia więcej seksu, niż by chciała, tylko dlatego, iż poddają się wywieranej presji, tak zewnętrznej, jak i wewnętrznej.

W tym kontekście warto odnieść się do tematu zgody i „wystarczająco dobrego” powodu, by powiedzieć: „Nie mam ochoty na seks”. Kiedy można odmówić zbliżenia?

Dobrym powodem jest choroba, brak odpowiedniego nastroju, albo niespotykane okoliczności. Albo gdy umawiamy się z nową osobą na randkę, która nie kończy się one-night standem. Tak bywa. Nie widzimy w tym niczego nienaturalnego.

Problem pojawia się w zaangażowanych, długoletnich związkach. Jeśli nie jesteś chory, nie borykasz się z depresją, jakąś traumą, dlaczego miałbyś nie zgodzić się na seks? Ponownie wkraczamy na temat przymusowej seksualności. Skoro, wedle niej, każda osoba jest istotą seksualną, a w naszym związku wszystko gra, zbliżenie jest czymś oczekiwanym. Partner/ka, którym się odmawia, mogą odebrać to personalnie. Zaczynają kwestionować własne „umiejętności” seksualne. Albo spychać odpowiedzialność na drugą osobę, z którą na pewno jest „coś nie tak”.

Brak ochoty na zbliżenie powinien być wystarczającym powodem odmowy. W związku warto też negocjować. Przecież możemy mieć różne potrzeby.

Kwestionowanie binarnego podziału

Przymusowa seksualność nie służy też mężczyznom. Wpycha ich w sztywne ramy męskości. Facet ma być zawsze gotowy na seks. Jednocześnie pojawia się przekonanie, że mężczyzna, który unika zbliżenia, to incel…

Tak, ale już z definicji jest to błędne podejście. Incel oznacza mężczyznę, który żyje w mimowolnym celibacie. Natomiast stereotypy dotyczące mężczyzn są jak najbardziej prawdziwe. Oczekuje się, że faceci będą nieustannie pragnąć seksu, czy to heteroseksualnego, czy homoseksualnego. Jeśli więc ktoś „odstaje” od normy, bo seks nie jest dla niego priorytetem, albo określa się jako as, często jest postrzegany jako niemęski, „zniewieściały”.

Stereotypy ograniczają facetów, tworzą obraz tego, jaki powinien być „prawdziwy mężczyzna”.

W tym kontekście przypomniała mi się historia Huntera, jednego z bohaterów „Asów”. Wychował się w konserwatywnej społeczności. Czekał z seksem do ślubu, wierząc, że wtedy stworzy się superwięź między nim a żoną. Rzeczywistość była zupełnie inna…

Hunter dorastał w bardzo religijnym otoczeniu. Zewsząd słyszał, że seks jest święty, że tworzy specjalne połączenie między kobietą a mężczyzną. Miał to być największy dar małżeństwa. Po ślubie, gdy poszedł z żoną do łóżka, nie poczuł niczego szczególnego, ani tym bardziej „świętego”. Był zaskoczony. Wiedział, że postępuje zgodnie z zasadami. Kocha swoją żonę. Zaczął zastanawiać się, co z nim jest nie tak? Nie miał problemów medycznych. Jego małżeństwo było w porządku. Musiało minąć sporo czasu, nim odkrył swoją aseksualność.

Historia Huntera jest ciekawa też z punktu widzenia religijności. Spotkałam się z założeniami, że katolikom czy generalnie chrześcijanom łatwo jest być asem. Wierząc, opierają się pokusom. Seks teoretycznie jest mniej ważny. Natomiast podprogowo przekazuje się im ideę, że gdy po ślubie będziesz już mógł uprawiać seks, będziesz musiał tego pragnąć cały czas. To również przykład przymusowej seksualności.

Komfortowo czujemy się z myślą, że nasza potrzeba seksu będzie się pogłębiać. Ale już dużo trudniej zaakceptować nam tego przeciwieństwo…

Czy tym przeciwieństwem może być związek romantyczny, który nie jest seksualny?

Bardzo interesuje mnie to, jak seksualność kwestionuje pojęcie tego, czym jest uczucie miłosne i platoniczne. Dla większości osób podział jest prosty: to pierwsze będzie skierowane do osoby, z którą chcemy sypiać. Jeśli natomiast kochasz na przykład swojego przyjaciela, ale nie chcesz uprawiać z nim seksu, mówimy o uczuciu platonicznym.

Związki miłosne plasuje się wyżej w hierarchii ważności. Słyszymy sformułowania takie jak: „jesteśmy tylko przyjaciółmi” lub „czymś więcej niż przyjaciółmi”. Przyjaźń to uczucie gorsze, niepełne.

Tymczasem osoby aseksualne nie doświadczają pociągu seksualnego. Jednocześnie mówią, że chcą umawiać się na randki, tworzyć związki. Czy zatem ich relacje są miłosne, czy platoniczne? Jeśli nie seks, co te relacje od siebie różni? Nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Co z kolei pokazuje, że gdy zaczniemy kwestionować sztywny binarny podział, mamy przestrzeń na wszelkiego rodzaju relacje – zarówno seksualne, jak i platoniczne, które mogą być równie bogate i skomplikowane.

Wolność aseksualnego życia

W „Asach” podsuwasz pomysł na „queerowanie granic społecznych”. Czy to niweluje binarną sztywność?

Kwestionowanie struktur społecznych i zastanawianie się nad tym, czego tak naprawdę pragniemy, może być zbawienne. W książce opowiadam o mojej pierwszej poważnej relacji. Partner zaproponował mi otwarty związek. Wtedy nie byłam na niego gotowa, ale zmusiłam się, bo miałam wrażenie, że tak powinna zachować się osoba prawdziwie liberalna, feministka. Nieustannie jednak męczyłam się pytaniami: „Co ze mną jest nie tak?”, „Dlaczego nie czuję tego poliamorycznego związku?”.

10 lat później wciąż myślę o tamtej decyzji. Przez ten czas zadałam sobie mnóstwo pytań. Wiele zrozumiałam. Co prawda nie jestem monogamiczna, ale nadal nie chcę otwierać relacji. Już się tego nie wstydzę! Pozwólmy sobie na dokładne przeanalizowanie naszych opcji, a nie poddawajmy się oczekiwaniom, założeniom. Dotyczy to też tych mniej „konserwatywnych” jak bycie poli czy wybieranie konkretnego kinku [niekonwencjonalnej formy zbliżenia seksualnego – red.]. Czy wreszcie zrozumienie, że seks nie jest dla ciebie.

Wyraźnie pamiętam reakcję Lucid, osoby bohaterskiej twojej książki, kiedy odkryłu, że „po prostu nie musi uprawiać seksu”. Doświadczyłu uczucia wyzwolenia. Czy to przykład radości aseksualnego życia?

Nawet szerzej – wyraz pełnej wolności! Być może zabrzmi to trywialnie, ale lubię porównywać to uczucie do nagłego przypływu ulgi, która towarzyszy nam, gdy wydarzenie, na które szykujemy się wbrew własnej woli, niespodziewanie zostaje odwołane. Z zaskoczeniem przyznajemy: „Nie wiedziałem/am, że tak bardzo mnie to obciążało psychicznie”. Napięcie w ciele i umyśle stopniowo nas opuszcza. Aseksualny coming out daje to rzadkie poczucie autonomii w sferze seksualności.

Miejsce dla asów

Z badań wynika, że ilość asów na świecie stanowi 1 proc. społeczeństwa. Podejrzewasz jednak, że – zważywszy na mity i stereotypy – rzeczywista liczba może być większa. Dużo częściej jako asy określają się cis kobiety niż cis mężczyźni. Zazwyczaj są to młode białe osoby.

Według sondażu z 2016 roku średni wiek asów wynosi 23 lata. Młode osoby częściej i sprawniej korzystają z internetu. To tam dowiadują się o istnieniu seksualności. Spotykają też inne osoby podobne do nich. Statystycznie też więcej asów identyfikuje się jako osoby transpłciowe lub nieidentyfikujące się z żadną płcią. Gros asów to też osoby nieneurotypowe.

Fakt, że kobiety częściej dokonują coming outu jako asy częściowo wynika ze stereotypów płciowych, o których rozmawialiśmy. Mężczyźni obawiają się łatki „niemęskich”. Znam też osoby, które wolą myśleć, że mają zaburzenia seksualne niż zaakceptować się jako aseksualne.

Połączenie koloru skóry z aseksualnością również jest bardzo skomplikowane…

Często osoby o innym niż biały kolorze skóry postrzegane są jako hiperseksualne, a białe, zwłaszcza kobiety, jako seksualnie czyste. Osobom niebiałym, przynajmniej w Ameryce, bardzo trudno jest zdeklarować się jako aseksualne, bo kojarzy im się to ze skutkami seksizmu czy rasizmu.

Jak w kulturze i społeczeństwie zrobić miejsce dla asów?

Na pewno pomaga reprezentacja. W popkulturze mieliśmy zaledwie kilka przykładów [np. Todd Chavez z „BoJack Horseman” – red.].

Najczęściej są to jednak biali cis mężczyźni. Nadal też jedynym rodzajem opowiadanej historii jest odkrywanie swojej seksualności. Pora wykroczyć poza ten temat. Osoby chciałyby dostać opowieści o nawigowaniu w aseksualności, jej wpływie na relacje z innymi.

Spójrzmy też szerzej na kwestie, które już od jakieś czasu dyskutowane są nie tylko w społeczności asów, ale i społeczeństwie. Dotyczą one m.in. znaczenia przyjaźni w naszym życiu, powodów i sensu przywiązywania tak wielkiej wagi do relacji romantycznych i seksualnych, a nawet sposobów opiekowania się dziećmi przez rodziców niebędących ze sobą w romantycznej relacji. To właśnie rozmowy na te tematy, które sięgają znacznie szerzej, pomagają zdemontować skostniałe struktury.

Portret Angeli Chan
Angela Chen, Fot. Sylvie Rosokoff

*Angela Chendziennikarka naukowa, redaktorka „Wired”. Wcześniej publikowała na łamach wielu pism m.in. „The Wall Street Journal”, „The Verge”, „MIT Technology Review”, „The New York Times”, „The Atlantic”, „The Guardian”, „Paris Review”, „Chronicle of Higher Education”, „National Geographic”. Jej książka Asy. Czego może nas nauczyć aseksualność została uznana za jedną z najlepszych książek roku w rankingach „Electric Literature”, „Them” i National Public Radio.

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, niepokoją, zaskakują właśnie.

;
Na zdjęciu Jakub Wojtaszczyk
Jakub Wojtaszczyk

pisarz i dziennikarz. Autor „Cudownego przegięcia. Reportażu o polskim dragu” (Wydawnictwo Znak). Współpracuje z m.in. Vogue.pl, magazynem „Replika”, portalem Kultura u Podstaw.

Komentarze