Podczas wizyty w Yad Vashem wiceminister spraw zagranicznych Jan Dziedziczak zauważył w opisie wystawy informację o udziale w Holocauście granatowej policji, którą uznał za błąd. Stanowczo zaczął się domagać jej usunięcia, zagroził interwencją dyplomatyczną. „Co za hucpa” - komentuje dla OKO.press historyk
Sprawę opisał dziennik „Times of Israel” 15 marca, powołując się m.in. na Radio Maryja. Dziedziczak miał rozmawiać z radiem jeszcze z Izraela, gdzie pojechał wraz z pielgrzymką „weteranów walk o niepodległość Polski i polskich Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata” jako oficjalny członek polskiej delegacji rządowej.
Nie znaleźliśmy opisu tego epizodu w relacji Radia Maryja, którą można przeczytać na stronie internetowej rozgłośni o. Rydzyka. Radio za to cytowało wiceministra Dziedziczaka, który mówił, że ten wyjazd to „bardzo ważny moment w relacjach” polsko-izraelskich. Mówił:
„Założenie nasze było takie, iż ta pielgrzymka, to taka wyciągnięta dłoń, to wyjazd z ambasadorami polskiej sprawy”.
Dodawał także, że będzie nowy ambasador Polski w Izraelu, jak się wyraził „znakomity kandydat” (według nieoficjalnych informacji zostanie nim b. dziennikarz „Gazety Wyborczej”, później publicysta różnych pism prawicowych, a obecnie wiceminister spraw zagranicznych Marek Magierowski). Według PAP pielgrzymkę do Ziemi Świętej zorganizował Urząd ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych.
Miała ona na celu uhonorowanie przypadających w 2018 roku trzech rocznic: stulecia odzyskania przez Polskę niepodległości, 75-lecia powstania 2. Korpusu Polskiego, który okrył się chwałą na polach bitewnych kampanii włoskiej, a także 65-lecia powstania Instytutu Yad Vashem w Jerozolimie.
Ideę przewodnią pielgrzymki wiceminister Dziedziczak wyraził jasno: żołnierze armii gen. Andersa oraz Polacy ratujący Żydów w czasie wojny mieli wypowiadać się o relacjach polsko-żydowskich jako „świadkowie historii”, którzy „w trudnym momencie zachowali się jak trzeba”.
Jeśli rząd PiS chciał w ten sposób zmienić klimat w relacjach polsko-izraelskich, to zakończyło się to spektakularnym fiaskiem.
Według „Times of Israel” minister wyraził oburzenie jednym z opisów na wystawie w Yad Vashem, który odnosił się do „polskiej policji” w czasach okupacji. Opis informował, że „polska policja” pilnowała wejścia do getta w Łodzi (Niemcy uwięzili w nim 200 tys. Żydów). Według izraelskiej gazety Dziedziczak mówił w Radiu Maryja:
„Kiedy zobaczyłem ten napis, poprosiłem naszą ambasadę w Izraelu o natychmiastową interwencję. Nie zostawimy tej sprawy i zrobimy wszystko, żeby zmienić ten napis niezwłocznie”.
Wiceminister powiedział także, że będzie to pierwsze z wielu działań w celu „przywrócenia prawdy”
Miał rację czy nie miał? To nie jest proste.
Jak mówi OKO.press prof. Barbara Engelking, dyrektor Centrum Badań nad Zagładą Żydów PAN, policji „granatowej” w Łodzi rzeczywiście nie było. W 1939 roku Łódź została bowiem wcielona bezpośrednio do Rzeszy Niemieckiej, a polska policja „granatowa” działała tylko na terenach Generalnego Gubernatorstwa. Prof. Engelking:
„W 99 proc. przypadków w GG policja pomagała jednak Niemcom w pilnowaniu gett, a później także w ich likwidacji. Odegrała fatalną rolę, pomagając Niemcom w Zagładzie i popełniając wiele zbrodni”.
Dodajmy, że po wojnie wielu „granatowych” policjantów (w 1944 roku było ich aż 12 tys.) trafiło w szeregi Milicji Obywatelskiej. Wielu historyków Zagłady, takich jak np. prof. Jan Grabowski, podkreśla złowrogą rolę, którą odegrała polska policja podporządkowana okupantowi. Według Yad Vashem policja, w której służyli Polacy, okazała „absolutne oddanie” niemieckim władzom i pomagała Żydom tylko w „bardzo nielicznych przypadkach”.
Subtelne rozróżnienie pomiędzy ziemiami wcielonymi do Rzeszy i Generalnym Gubernatorstwem umknęło jednak dziennikarzowi izraelskiej gazety, który cytował historyków i historyczki piszących o zbrodniach polskiej policji w GG popełnianych na Żydach (m.in. Sylwii Szymańskiej-Smolkin z Uniwersytetu w Toronto, która napisała o tym doktorat). Z punktu widzenia izraelskiej opinii publicznej minister domagał się zmiany prawdziwej informacji.
Wiceminister Dziedziczak wypowiadał się już wcześniej niezbyt szczęśliwie na temat stosunków polsko-żydowskich. W czerwcu 2017 roku opisywaliśmy, jak wychwalał pomoc udzieloną Żydom przez żołnierzy armii Andersa – nie wspominając o powszechnym w niej antysemityzmie, o którym piszą zachodni historycy.
Urodzony w 1981 roku działacz harcerski Jan Dziedziczak dostał się w 2007 roku pierwszy raz do Sejmu. Należał wtedy do najmłodszych zawodników w drużynie Jarosława Kaczyńskiego. Młody wiek nadrabiał zaangażowaniem: był asystentem prasowym Jarosława Kaczyńskiego, a kiedy Kaczyński został premierem, był rzecznikiem prasowym jego rządu w latach 2006-07. Dziś jest posłem (po raz trzeci) i wiceministrem spraw zagranicznych, zajmującym się m.in. sprawami Polonii oraz polityką historyczną.
„Domaganie się zmian na wystawie w Yad Vashem w takim momencie przez przedstawiciela tego rządu to gigantyczna hucpa” - mówi OKO.press prof. Engelking.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Komentarze