0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: A man holds the Russian national flag in front of a Wagner group military vehicle with the sign read as "Rostov" in Rostov-on-Don late on June 24, 2023. - Rebel mercenary leader Yevgeny Prigozhin who sent his fighters to topple the military leaders in Moscow will leave for Belarus and a criminal case against him will be dropped as part of a deal to avoid "bloodshed," the Kremlin said on June 24. (Photo by STRINGER / AFP)A man holds the Russ...

Julia Theus, OKO.press: Gdzie znajdują się dokładnie członkowie Grupy Wagnera w Białorusi i ilu ich jest?

Kamil Kłysiński, ekspert od Białorusi w Ośrodku Studiów Wschodnich: Grupa Wagnera mieszka w obozie we wsi Cel pod Osipowiczami w obwodzie Mohylewskim. To teren dawnej niewielkiej bazy wojskowej wojsk rakietowych z czasów radzieckich. Białoruski rząd rozstawił tam około 300 namiotów. Maksymalnie może zmieścić się w nich 8 tys. ludzi. To obliczenia na bazie zdjęć satelitarnych. Teraz mieszka w nich prawdopodobnie do 5 tys. członków Grupy Wagnera. Myślę, że ich liczba już znacząco nie wzrośnie, choć możliwe są przyjazdy kolejnych kolumn zmotoryzowanych z Rosji.

Czy to możliwe, że około stu członków Grupy Wagnera przemieszcza się w okolice Przesmyku Suwalskiego, niedaleko Grodna na Białorusi, że mają zbliżać się do polskiej granicy?

To nieprawda. Te informacje pochodzą z niesprawdzonych kanałów i kont na Telegramie. Kanały białoruskie, które zajmują się ruchami kolumn wojskowych czy parawojskowych w kraju, nie informują o poruszaniu się wagnerowców w stronę jednej czy drugiej granicy.

Przeczytaj także:

Trudno mi również uwierzyć, że mają być przebrani w mundury białoruskiej straży granicznej. Nie widzę w tym sensu ani dla Białorusi, ani dla wagnerowców. Jak wagnerowcy mieliby się pochwalić, że weszli na granicę, skoro byliby przebrani? A władze białoruskie i tak już skutecznie organizują kryzys na granicy, dlaczego więc mieliby oddawać mundury w ręce obcych formacji, spoza Białorusi?

To przede wszystkim gra informacyjna, która ma wzbudzić lęk i strach.

Atak byłby absurdem

Amerykański Instytut Studiów nad Wojną (ISW) ocenił, że siły najemników, które przebywają na Białorusi, nie stanowią zagrożenia militarnego dla Polski ani dla Ukrainy, o ile nie zostaną wyposażone w ciężką broń. Czy to możliwe, żeby wagnerowcy zostali w taką broń wyposażeni na Białorusi?

Łukaszenka mógłby wtedy od razu ogłosić, że oddaje władze. To byłby niezrozumiały gest dla jego bezpośredniego otoczenia jak też zwolenników wśród zwykłych obywateli. Wagnerowcy na Białoruś przyjechali bez ciężkiego sprzętu, bez ciężkiej broni, bez czołgów, dział, systemów rakietowych. Cały sprzęt oddali jeszcze w Rosji. Być może mają broń strzelecką i zwiadowcze drony. Na pewno mają ze sobą samochody ciężarowe, osobowe i terenowe. A także kilkanaście pojazdów opancerzonych bez ciężkiego uzbrojenia.

To sprzęt pomocniczy. Tak wyposażona Grupa Wagnera nie zdobyłaby nawet dobrze uzbrojonej wsi. Przy tym, co mają, nie są w stanie teraz atakować korytarza Suwalskiego czy granicy ukraińskiej. Atak wagnerowców na

polską, litewską lub ukraińską granicę byłby absurdem.

Musimy patrzeć na to racjonalnie. Mamy mocne siły przy granicy i wagnerowcy o tym wiedzą.

Ale pojawiają się sygnały, które niepokoją. Łukaszenka twierdzi, że członkowie Grupy Wagnera prosili o pozwolenie do "ruszenia na Zachód”, że chcą „zrobić wycieczkę do Warszawy i Rzeszowa”. Te słowa padły podczas rozmowy z Władimirem Putinem w Petersburgu, tydzień temu.

Uważam, że w ten sposób Łukaszenka wyraził strach i troskę. Zasugerował Putinowi, że Wagner jest elementem ryzyka, nie wiadomo, jaki wykona ruch. Łukaszenka na razie powstrzymuje tę formację wojskową przed gwałtownymi działaniami. Ale nie wiadomo, na jak długo.

Łukaszenka w Petersburgu powiedział do Putina jeszcze ważne zdanie:

„Ja ich na razie trzymam w centrum kraju, tak, jak się umawialiśmy”.

Oznacza to, że Putin i Łukaszenka zawarli wcześniej (chyba) ustną umowę – prawdopodobnie w czerwcu 2023 roku po buncie Prigożyna – że wagnerowcy będą przebywali z daleka od granicy polskiej, litewskiej czy ukraińskiej. To kolejny dowód na to, że teraz nic nam nie zagraża.

Łukaszenka się boi?

Twierdzi pan, że Łukaszenka wyraził „strach i troskę”. Oznacza to, że sam boi się Grupy Wagnera?

Moim zdaniem Aleksandr Łukaszenka nie chciał Grupy Wagnera na Białorusi i został przymuszony do jej przyjęcia. Teraz na terytorium państwa ma ludzi, których trudno kontrolować. To wykwalifikowani wojskowi, którzy niedawno podjęli w Rosji próbę puczu. Dlaczego nie mieliby powtórzyć zamachu stanu na Białorusi? To osoby skłonne do awantur i awanturniczych przedsięwzięć. Słuchają Jewgienija Prigożyna i swoich dowódców na niższych szczeblach. Ale Łukaszenka nie ma gwarancji, że będą posłuszni białoruskim gospodarzom.

Wpuszczając wagnerowców podważył monopol podległych sobie struktur na bezpieczeństwo, kontrolę i obronę kraju. To nie jest regularna jednostka armii rosyjskiej, która na terenie Białorusi przebywa w ramach współpracy sojuszniczej.

Do kraju Łukaszenka wpuścił najemników wojskowych. To coś zupełnie innego. Tym ruchem stracił częściowo twarz, osłabił swój wizerunek. Jego najbliższe otoczenie zobaczyło

słabego prezydenta, któremu Rosja narzuca wpuszczenie Grupy Wagnera.

A on to robi i ma problem. Teraz gra, by przetrwać. Musi wytłumaczyć swojemu otoczeniu i mieszkańcom Białorusi, dlaczego Grupa Wagnera jest w jego kraju.

To część propagandy?

Tak. W białoruskich mediach rozwinął kampanię informacyjną o ćwiczeniach Grupy Wagnera z armią białoruską. Wagnerowcy są fotografowani podczas szkoleń z żołnierzami, ich zdjęcia pojawiają się na koncie Telegram białoruskiego Ministerstwa Obrony. Państwowa Agencja Prasowa BiełTA publikuje z nimi nagrania. Materiały wideo pojawiają się też w serwisach informacyjnych i na wszystkich kanałach telewizji państwowej. To stanowczo za dużo jak na zwykłe szkolenia.

Mam wrażenie, że ludziom na siłę wmawia się, że Wagner nikomu nie zagraża i ma co robić na Białorusi. A tym zajęciem nie są gwałty, grabieże ludności czy napady na sklepy z alkoholem. Tylko szkolenia. Łukaszenka przedstawia wagnerowców jako fachowców, którzy mają umiejętności praktyczne nabyte w walkach pod Bachmutem czy w innych gorących punktach na Ukrainie. Propaganda białoruska przekonuje, że to profesjonaliści, którzy pracują na rzecz białoruskiej armii i podnoszą poziom zawodowy żołnierzy. To główna oś przekazu, który płynie z reżimowych mediów.

Co będzie dalej z Grupą Wagnera?

Białoruś ma dość surowy klimat, najpóźniej od listopada robi się zimno i wilgotno. Grupa Wagnera mieszka w płóciennych namiotach. Rozumiem, że mają zaprawę frontową, ale nie przetrwają zimy na Białorusi w takich warunkach bez buntów czy protestów. Tymczasem nie ma żadnych informacji o tym, że mają zostać wybudowane dla nich całoroczne koszary.

Część wagnerowców prawdopodobnie zostanie wysłana do Afryki. Ich dowódcą na Białorusi jest Sergiej Czubko, który urodził się na Ukrainie i ma pseudonim „Pionier”. Większość „kariery zawodowej” w Grupie Wagnera spędził w Republice Środkowoafrykańskiej, w Mali, Libii. Być może jego zadanie to zorganizowanie przerzutu do Afryki. Właśnie dzięki swoim kontaktom.

W połowie lipca 2023 roku, kiedy Prigożyn przyjechał na Białoruś, wygłosił przemówienie do wagnerowców. Przypomnijmy, że Prigożyn nie mieszka na Białorusi. To kolejny mit. Większość czasu spędza w Rosji. Na spotkaniu z wagnerowcami też mówił o Afryce. Mają szkolić białoruskich żołnierzy, a potem przemieszczą się do Afryki. Nie mówił nic o granicy polskiej, litewskiej czy ukraińskiej. Prigożyn spotykał się też z Afrykańskimi dowódcami w Petersburgu i chętnie to eksponował w mediach społecznościowych.

Nie zapowiada się na to, by Grupa Wagnera została na Białorusi dłużej. Nie leży to w interesie Łukaszenki.

;

Udostępnij:

Julia Theus

Dziennikarka, absolwentka Filologii Polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, studiowała też nauki humanistyczne i społeczne na Sorbonie IV w Paryżu (Université Paris Sorbonne IV). Wcześniej pisała dla „Gazety Wyborczej” i Wirtualnej Polski.

Komentarze