0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Photo by Eyad BABA / AFPPhoto by Eyad BABA /...

Niedzielny wieczór 26 maja 2024 wieczór mógł być dla międzynarodowego odbioru wojny w Gazie przełomowy. Izrael od miesięcy tracił poparcie dla swoich działań. Dziesiątki ofiar cywilnych i obrazy palących się namiotów wraz z ich dotychczasowymi mieszkańcami sprowokowały jedne z najsilniejszych potępień tej wojny.

Co stało się w niedzielę wieczorem w Rafah?

Kilkadziesiąt ofiar

Wieczorem 26 maja Izraelczycy uderzyli w okolice miejsca, gdzie gromadzili się uchodźcy w Tel as-Sultan w Rafah. Siły Obronne Izraela twierdzą, że w wyniku ataku zginęła dwójka ważnych dowódców wojskowych Hamasu – Jassin Rabia i Chaled Nagar. W wyniku ataku wzniecił się pożar, który objął tymczasowe namioty dla uchodźców.

Ostateczna liczba ofiar ataku nie jest jeszcze znana.

Obecnie palestyńskie Ministerstwo Zdrowia mówi o 45 potwierdzonych ofiarach śmiertelnych, organizacja pozarządowa ActionAid twierdzi, że ofiar jest co najmniej 50.

Przynajmniej 240 osób odniosło obrażenia, część z nich bardzo poważne, jak utrata kończyny. Zniszczone zostało około 120 namiotów, dziesiątki toalet i studnia.

Obóz kiedyś i dziś

Samo Tel as-Sutan nie jest obozem utworzonym podczas obecnej wojny. W Strefie Gazy status uchodźcy otrzymują uchodźcy po wojnie i czystce etnicznej z 1948 roku oraz ich potomkowie. Tel as-Sultan znajduje się zaraz obok obozu w Rafah, gdzie przed wojną mieszkały dziesiątki tysięcy uchodźców. W Strefie Gazy (a także na Zachodnim Brzegu) to, co nazywamy obozami dla uchodźców, nie oznacza ludzi koczujących w namiotach. Obozy wrosły w tkanki miejskie i trudno je odróżnić do normalnych miast. Tel as-Sultan jest jednym z takich miejsc, gdzie już pod koniec lat 40. XX wieku zaczęli przesiedlać się uchodźcy z obozu w Rafah.

Jest jednak jasne, że w bezpośrednim sąsiedztwie miejsca, gdzie uderzyły w niedzielę izraelskie rakiety, gromadzili się uchodźcy obecnej wojny — wśród namiotów i prowizorycznych budynków, szop. Miało to być miejsce bezpieczne dla cywili.

Ulotki o ewakuacji

Tydzień przed atakiem izraelska armia rozrzuciła w Rafah ulotki informujące, gdzie należy się udać, by znaleźć bezpieczeństwo od izraelskich rakiet. Kanadyjska stacja CBC News pokazała ulotki, na których jest napisane:

„Dla własnego bezpieczeństwa, Siły Obrony Izraela proszą, by natychmiast opuścić ten teren i przenieść się do znanych schronisk w Deir el Balah lub do strefy humanitarnej w Tel as-Sultan przez ulicę al-Raszid. I nie obwiniajcie nas po tym, jak zostaliście ostrzeżeni”.

Jeden ze światków nalotu, Abu Muhammed, powiedział dla Agence France Presse:

„Zrzucili ulotki, gdzie prosili nas, byśmy udali się do strefy humanitarnej w Tal as-Sultan, więc zastosowaliśmy się do zaleceń i tu przyszliśmy”.

„Płomienie, spalone ciała”

Abu Muhammad został przesiedlony na południe Strefy z jej północnej części pięć miesięcy wcześniej.

„Wczoraj, gdy jedliśmy kolację podczas zachodu słońca, nagle poczuliśmy, jak gdyby rozpoczęło się trzęsienie ziemi” – powiedział dziennikarzom AFP.

35-letni Mohammad al-Haila opowiadał z kolei dziennikarzom „Washington Post”:

„Zobaczyłem płomienie, spalone ciała, ludzi biegnących we wszystkich kierunkach i coraz głośniejsze nawoływania o pomoc. Byliśmy bezsilni, nie mogliśmy ich uratować”.

Haila stracił w ataku siódemkę krewnych. Najstarsza osoba miała 70 lat, czwórka to dzieci.

Pożar, który został wywołany uderzeniem, objął namioty uchodźców i spalił kilkadziesiąt osób żywcem. Izraelczycy bronią się, że miejsce uderzenia znajduje się 180 metrów od namiotów, które się spaliły.

„Córka mojego kuzyna, niespełna trzynastoletnie dziecko, jest wśród męczenników. Nie można było rozpoznać jej twarzy, bo rozerwały ją odłamki” – powiedział 24-letni Mohammed Hamad dla AFP.

Uważali, że są bezpieczni

Dziennikarze AFP rozmawiali z kilkoma osobami, które znajdowały się blisko miejsca, gdzie w niedzielę wieczorem spadły izraelskie rakiety. Wszyscy rozmówcy uważali to miejsce za strefę, która miała być bezpieczna od ataków.

W poniedziałek rano izraelska armia poinformowała, że atak miał miejsce poza strefą bezpieczeństwa. Mieszkańcy Gazy twierdzą, że atak miał miejsce w kwartale 2371. 6 maja izraelska armia informowała, że rozciągnęła strefę humanitarną między innymi do kwartału 2371. Z ówczesnego komunikatu nie jest jednak jasne, czy strefa ma obejmować dany kwartał, czy ma on jedynie stanowić granicę strefy. Problemy ze spójnym wyznaczeniem bezpiecznych stref humanitarnych podczas tej wojny są dobrze udokumentowane.

Wszystko wskazuje więc na to, że poziom komunikacji między izraelską armią a cywilami w Gazie jest niski. Wiele osób nie wie, gdzie dokładnie znajduje się granica strefy humanitarnej. W tym samym komunikacie z poniedziałku Izraelczycy przekazują, że wykonali wiele działań, by upewnić się, że nikt z cywili nie ucierpi od uderzenia. Osoby, które przesiedlają się do strefy humanitarnej, mówią jednak, że brakuje tam podstawowej infrastruktury i jest ona przeludniona. Niektóre rodziny po kilkukrotnym przymusowym przesiedleniu się, decydują, że wolą pozostać w Rafah i okolicy.

Zignorowany wyrok

Atak nastąpił dwa dni po wyroku Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości. W orzeczeniu MTS z piątku 24 maja czytamy:

„Trybunał uważa, że zgodnie ze swoimi zobowiązaniami wynikającymi z Konwencji o ludobójstwie, Izrael musi natychmiast zatrzymać ofensywę militarną i wszystkie inne akcje w muhafazie Rafah, które mogą narzucić palestyńskiej grupie w Gazie warunki życia mogące spowodować jej całkowite lub częściowe zniszczenie”.

Izraelczycy uznali, że ten fragment pozwala im kontynuować operację w Rafah, jeśli nie niesie ona za sobą ryzyka ludobójstwa. Nawet gdyby uznać, że jest to prawidłowa interpretacja, Izraelczycy zaledwie dwa dni później udowodnili, że nie są w stanie prowadzić tej wojny tak, by nie popełniać okrutnych zbrodni na ludności cywilnej.

Kolejna „tragiczna pomyłka”

Premier Izraela Benjamin Netanjahu odniósł się do uderzenia w Tel as-Sultan w poniedziałek 27 maja. Nazwał je „tragiczną pomyłką” i zapowiedział śledztwo, które ma wyjaśnić, jak do tego doszło.

„Tragiczną pomyłką” Izrael nazwał również zamordowanie siódemki pracowników humanitarnych w kwietniu i zamordowanie trójki izraelskich zakładników w grudniu. Tragiczne pomyłki wciąż się jednak powtarzają. Nie będziemy tutaj roztrząsać, czy wynika to z niekompetencji izraelskiej armii; z tego, że w Strefie Gazy nie da się prowadzić wojny, w której ofiarami są jedynie bojownicy i żołnierze; czy może dlatego – jak chcą niektórzy – że izraelska armia nie ma problemu z tysiącami ofiar cywilnych w Gazie i zbytnio się nimi nie przejmuje, planując swoje operacje.

Ważne tutaj jest jednak, że ten sposób tłumaczenia pojawia się w momencie, gdy mamy do czynienia z atakiem lub zbrodnią, której nie da się rozwodnić w morzu spekulacji ani jej zaprzeczyć. Wówczas Izraelowi nie pozostaje nic innego niż schylić głowę i przyznać się do błędu.

Zbrodnia wojenna?

Czy niedzielny atak to zbrodnia wojenna? Według tego prawa straty wśród ludności cywilnej podczas zbrojnego konfliktu w pewnych warunkach mogą być niemożliwe do uniknięcia, ale muszą być przypadkowe i proporcjonalne do korzyści wojskowej z ataku.

„Coś, co może się wydawać zbrodnią wojenną, okazuje się później nią nie być, bo strona atakująca miała wiarygodne informacje wywiadowcze, że tam znajduje się centrum dowodzenia albo magazyn broni. Decyzja o podjęciu takiego ataku wymaga analizy nie post factum, tylko ante factum. To jest właśnie ta ogromna trudność w ocenie naruszeń prawa haskiego” – mówił w wywiadzie dla OKO.press dr Mateusz Piątkowski, prawnikiem, adwokatem i adiunktem w Katedrze Prawa Międzynarodowego i Stosunków Międzynarodowych na Uniwersytecie Łódzkim.

Czy można wierzyć izraelskiej armii?

Mówiliśmy o oświadczeniu armii, w którym tłumaczy, jakie kroki podjęto, by uniknąć strat cywilnych. Oświadczenie to spełnia wiele warunków, o których mówi dr Piotrowski. Czy tak było naprawdę, nie dowiemy się w najbliższej przyszłości. Izraelska armia niejednokrotnie była w przeszłości przyłapana na kłamstwach, jak choćby w przypadku zamordowania palestyńskiej dziennikarki Szirin Abu Akili w 2022 roku w Dżeninie. Izraelczycy oświadczyli, że zginęła od zbłąkanej kuli bojownika Hamasu. Później przyznali jednak, pod presją dziennikarzy i opinii publicznej przyznali, że strzelali izraelscy żołnierze.

W trakcie obecnej wojny armia twierdziła, że pod szpitalem Asz-Szifa znajduje się centrum dowodzenia Hamasu, jednak po jego przejęciu nie była w stanie pokazać na to przekonujących dowodów. Już teraz, dzień po ataku na obóz w Tal as-Sultan, Christiaan Triebert, dziennikarz „New York Times’a” przekazał na podstawie wojskowych zdjęć satelitarnych, do których dotarł, że sekundy przed uderzeniem w okolicy celu uderzenia chodziły przynajmniej cztery osoby.

Przeczytaj także:

Proporcjonalność

Kwestia proporcjonalności jest kontrowersyjna – w prawie międzynarodowym nie ma matematycznych formuł na wyliczenie, ile żyć cywilów kosztuje jedno życie legalnego celu wojskowego. Izraelska armia w przeszłości uznawała, że za ważnego dowódcę wojskowego jest w stanie poświęcić nawet 300 cywili.

Odkładając na bok aspekty prawne, fakty są takie, że w konsekwencji izraelskiego uderzenia na południu Strefy Gazy w makabryczny sposób zginęło kilkadziesiąt, prawdopodobnie ponad 50 osób. Osoby te najpewniej wierzyły, że znajdują się w bezpiecznej strefie, wszystkie z nich przesiedliły się z innych, teoretycznie bardziej niebezpiecznych miejsc w Strefie.

Izrael traci kolejnych sojuszników

Dlatego w reakcji na niedzielny atak świat pokazuje, że ma już jednak dosyć kolejnych „tragicznych pomyłek”.

Egipskie MSZ oskarżyło Izrael o celowe uderzenie w obóz dla przesiedlonych. Szef dyplomacji Unii Europejskiej Josep Borrell napisał w mediach społecznościowych:

„Jestem przerażony wiadomościami z Rafah o izraelskim ataku, który zabił dziesiątki przesiedlonych, wśród nich małe dzieci. Potępiam to w najsilniejszym stopniu. Nie ma bezpiecznych miejsc w Gazie. Te ataki muszą natychmiast ustać”

Francuski prezydent Emmanuel Macron przekazał, że jest „wściekły” z powodu ataków. Niemiecki wicekanclerz Robert Habeck powiedział, że działania Izraela są „niezgodne z prawem międzynarodowym". Guido Crosetto, prawicowy włoski minister obrony przekazał, że jego zdaniem izraelskie działania wojenne „nie są już usprawiedliwione” i przypomniał, że społeczność międzynarodowa zgodziła się już, że wojna w Rafah powinna zostać powstrzymana.

Izrael stracił już nie tylko Hiszpanię czy Irlandię, gdzie przeważają głosy lewicowe, ale Niemcy – najsilniejszego sojusznika Izraela w UE, czy rządzone przez konserwatystów Włochy. Wciąż czekamy na jasny głos z najważniejszego globalnie sojusznika Izraela – Stanów Zjednoczonych. To głos najważniejszy, bo USA przekazują Izraelowi wartą miliardy dolarów pomoc wojskową.

Ale jasne jest dziś, że Izrael zmarnował globalną solidarność, jaką otrzymał 7 października po ataku Hamasu.

Izraelczycy brną w wojnę, która nigdy nie będzie ostatecznie wygrana. A koszt polityczny i najdramatyczniejszy koszt – w straconych ludzkich życiach – rośnie.

;
Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze