0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Foto Khoder al-Zaanoun / AFPFoto Khoder al-Zaano...

Wojnami i innym zbrojnymi konfliktami też rządzą prawa. W średniowiecznej Europie mieliśmy kodeks rycerski, teraz mamy międzynarodowe konwencje. Mówią one, co jest dopuszczalne, a co jest wojenną zbrodnią i stanowią podstawę do osądzenia winnych tychże.

Z dr. Mateuszem Piątkowskim, prawnikiem, adwokatem i adiunktem w Katedrze Prawa Międzynarodowego i Stosunków Międzynarodowych na Uniwersytecie Łódzkim, autorem publikacji o prawie konfliktów zbrojnych, zwanym też prawem humanitarnym, rozmawiamy o sytuacji w Strefie Gazy, ale także o wojnie ukraińsko-rosyjskiej i II wojnie światowej:

  • i Hamas, i władze Izraela podlegają prawu humanitarnemu;
  • Izrael miał prawo ruszyć na Gazę, by zneutralizować przeciwnika;
  • straty wśród ludności cywilnej podczas zbrojnego konfliktu w pewnych warunkach mogą być niemożliwe do uniknięcia, ale muszą być przypadkowe i proporcjonalne do korzyści wojskowej z ataku;
  • sytuację w Gazie oprócz bardzo gęstego zaludnienia utrudnia fakt, że Hamas w przeszłości „ekranował" swoje cele wojskowe, umieszczając je w szkołach albo szpitalach;
  • pozbawienie ludności Gazy wody pitnej czy żywności byłoby zbrodnią wojenną;
  • zbrodnią wojenną jest także ostrzeliwanie przez Hamas Izraela bez rozróżnienia między celami wojskowymi i cywilnymi;
  • zagadnienie ludobójstwa jest bardzo złożone.

Miłada Jędrysik, OKO.press: Kiedy słyszymy, że w jakimś konflikcie giną cywile, wielu z nas myśli: to jest zbrodnia wojenna. Tymczasem prawo konfliktów zbrojnych, czyli inaczej prawo humanitarne dopuszcza takie straty. Praktycznie bowiem nie da się prowadzić wojny „sterylnej”, która nie zaszkodzi ludności cywilnej.

Dr Mateusz Piątkowski: Prawo humanitarne jedynie ogranicza skutki wojny. Ogranicza cierpienia uczestników wojen do takiego rozmiaru, jaki jest możliwy do osiągnięcia.

Niestety, dopóki zjawisko wojny będzie istniało, dopóty będzie nam potrzebne międzynarodowe prawo humanitarne. Na wojnie dochodzi do aktów zniszczenia, do śmierci, do zranień.

Ale musi to się dziać w granicach prawa – to znaczy, że dopuszczalna jest tylko i wyłącznie taka destrukcja, takie zniszczenie, takie cierpienie, które jest do pogodzenia z legalnym celem konfliktu zbrojnego. A legalnym celem konfliktu zbrojnego nigdy nie powinno być wyniszczenie przeciwnika, tylko pokonanie jego sił zbrojnych.

Atakowanie ludności cywilnej nie tylko jest sprzeczne z prawem, ale też uważa się, że z wojskowego punktu widzenia jest nieefektywne. To marnowanie sił i środków potrzebnych do prowadzenia walki. Poza tym może prowadzić do takich reakcji, jakie spotkały Rosję po zbrodniach w Buczy i w Irpieniu, kiedy światowa opinia publiczna zjednoczyła się wokół sprawy ukraińskiej.

Prawa humanitarnego po prostu nie opłaca się nie przestrzegać.

Ale rzeczywiście to, że giną cywile, nie musi jeszcze oznaczać, że mamy do czynienia ze zbrodnią wojenną.

W prawie humanitarnym mamy rozróżnienie na dwie gałęzie – to podział historyczny, ale wciąż aktualny. Pierwsze to tak zwane prawo genewskie, które dotyczy ofiar konfliktów zbrojnych. Drugie to prawo haskie (więcej o prawie haskim w dalszej części wywiadu – red.).

Obejmuje naruszenia związane z tym, że sprawca panuje w jakiś sposób nad ofiarą, czyli na przykład zbrodnie popełnione na obszarze okupowanym – tak jak te rosyjskie w Buczy, albo Hamasu w stosunku do izraelskich cywili 7 października podczas rajdu na terytorium Izraela.

Terroryści, ale sądzeni jak wojskowi

Państwo palestyńskie zostało uznane przez Narody Zjednoczone – choć spór co do jego statusu wciąż się toczy. Także Hamas, mimo zwycięstwa w wyborach w Autonomii Palestyńskiej w 2006 roku (potem przejął pełnię władzy w Gazie w wyniku zamachu stan) uważany jest przez wiele stron za podmiot niepaństwowy, organizację terrorystyczną. Czy w takim przypadku też podlega konwencjom genewskim, których stronami są państwa?

Tak, ponieważ mamy dwa typy konfliktów zbrojnych. Są konflikty międzynarodowe jak agresja Rosji na Ukrainę. Tam ma zastosowanie pełne spektrum prawa humanitarnego, czyli Regulamin Haski 1907 roku, cztery konwencje genewskie z 1949 roku i protokół dodatkowy z 1977 roku. Przystąpił do nich zarówno Izrael (choć tylko częściowo), jak i Palestyna (do wszystkich).

Ale na mocy prawa zwyczajowego ich postanowienia są przeniesione także na konflikty niemiędzynarodowe, których stronami może być państwo i zorganizowana grupa zbrojna.

Hamas jest stroną takiego konfliktu i spoczywają na nim obowiązki wynikające z prawa humanitarnego.

Istnieje spór co do tego, czy w Strefie Gazy mamy do czynienia z konfliktem międzynarodowym, czy niemiędzynarodowym, bo część ekspertów twierdzi, że Gaza jest pod izraelską okupacją.

To skomplikowany temat, ale dla naszych rozważań nie ma on znaczenia, bo te same zasady obowiązują w obu typach konfliktów.

Czyli można by przywódców Hamasu postawić przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym za atak z 7 października?

Tak, ponieważ MTK stwierdził, że ma jurysdykcję w przedmiocie tego, co się dzieje w Palestynie. Uznał, że w rozumieniu jego statutu Palestyna jest państwem (uchylając się od pełnej odpowiedzi na to pytanie w świetle prawa międzynarodowego).

Mimo że część zachodnich państw-stron statutu rzymskiego to kwestionowała.

Ciekawa jest też kwestia, czy Strefa Gazy to terytorium okupowane, bo przecież Izrael wycofał się stamtąd w 2005 roku. Miałbym problem, żeby stwierdzić, że dzisiaj Strefa jest okupowana przez Izrael, to znaczy przed 7 października.

Izrael się wycofał, ale zachował kontrolę nad przestrzenią powietrzną i wodami terytorialnymi.

Ale okupacja to żołnierze gotowi do interwencji, jakaś jurysdykcja, jakaś władza. Sama kontrola z powietrza moim zdaniem nie stanowi okupacji zbrojnej. Tu toczy się spór.

Natomiast MTK orzekł, że jednak ma tam jurysdykcję, czyli mógłby sądzić i przywódców Hamasu i szeregowych żołnierzy. A także zbrodnie popełnione przez siły izraelskie w Gazie.

Mimo że Izrael, w odróżnieniu od Palestyny, nie jest stroną statutu rzymskiego.

Obok Rosji, Stanów Zjednoczonych i jeszcze paru innych państw. Tu są dokładnie te same problemy, co w przypadku wojny w Ukrainie – Izrael nie ma obowiązku współpracy z Trybunałem, tak jak nie ma go Rosja. Oczywiście utrudni to Trybunałowi pracę, nie mówiąc o wydaniu podejrzanych.

Przeczytaj także:

Bomby i proporcje strat

Czy Siły Obronne Izraela popełniają w Gazie zbrodnie wojenne? W świetle prawa Izrael miał prawo tak odpowiedzieć na atak i spróbować wyeliminować zagrażającego mu przeciwnika, ale pojawia się pytanie, czy koszt tego nie jest za wysoki dla ludności cywilnej.

To również skomplikowana kwestia, ale wydaje się, że praktyka przesądza, że także w przypadku takich niepaństwowych grup można się powoływać na konieczność samoobrony. I tu pojawia się kwestia proporcjonalności i niezbędności działań odwetowych.

Siłą międzynarodowego prawa humanitarnego jest to, że obowiązuje niezależnie od tego, czy ktoś jest agresorem, czy też ofiarą agresji. W kontekście Izraela mamy problem z tą drugą gałęzią prawa, czyli tak zwanym prawem haskim.

W prawie haskim decydujący jest nie tyle skutek ataku, tylko pytanie o to, co było jego przedmiotem w chwili podejmowania decyzji. Na przykład bombardowań z powietrza nie powinniśmy oceniać z perspektywy skutku. Trzeba zadać szereg pytań: jaki był cel ataku, jaki był zamiar, jaka broń została użyta.

Strona, która dokonuje ataku lotniczego, nie kontroluje terytorium, na którym on się odbywa.

To utrudnia precyzyjne określenie celu. Poza tym mogą mieć miejsce sytuacje – z których Hamas jest znany – że obiekty cywilne są wykorzystywane do tzw. ekranowania swoich pozycji. Rozmieszcza się tam oddziały, magazyny, punkty dowodzenia, wyrzutnie.

Jest to oczywiście naruszeniem prawa humanitarnego, ale sama walka w mieście nie jest zakazana, tak samo, jak bombardowanie powietrzne.

Jeżeli bojownicy Hamasu ukrywają się w szpitalu, to taki szpital traci status obiektu chronionego, którego nie wolno atakować?

Ze szpitalami sprawa jest o tyle bardziej złożona, że mają specjalną ochronę na gruncie konwencji genewskich. Może ona wygasnąć tylko w wyjątkowych sytuacjach, kiedy faktycznie są wykorzystywane przez nieprzyjaciela i ta działalność wyrządza szkody stronie przeciwnej.

Jednak taki atak musi zostać poprzedzony wyraźnym ostrzeżeniem, które da cywilom czas na ewakuację. A nawet jeśli taki szpital traci ochronę, bo są tam bojownicy uznawani za legalne cele, pozostaje problem proporcjonalności, czyli korzyści wojskowej z ataku.

Czyli dopuszcza się wyrządzenie szkód cywilom, obiektom cywilnym, ale musi być to usprawiedliwione wyraźną korzyścią militarną dla atakującego. Dlatego na przykład w Iraku każda operacja, w której mogło zginąć lub zostać rannych więcej niż 30 osób cywilnych, musiała być autoryzowana przez Sekretarza Obrony USA.

Tylko z regułą proporcjonalności jest taki problem, że ona jest w pewnym stopniu subiektywna, bo mówi o oczekiwanych stratach. Zakazane są ataki, które świadomie spowodują rozległe straty wśród ludności cywilnej, ale zakres tych strat nie jest precyzyjnie określony.

Protokół dodatkowy I z 1977 roku posługuje się słowem „nadmierne”, a status rzymski mówi o „wyraźnie nadmiernych” stratach w stosunku do oczekiwanej, bezpośredniej korzyści wojskowej. I to bardzo trudno oszacować.

Na przykład mamy szansę wyeliminować dziesięciu generałów, ale zginie przy tym stu cywili. Gdyby tych stu cywili było ceną za życie dziesięciu szeregowych, to na pewno straty byłyby nieproporcjonalne. A w przypadku dziesięciu generałów, których brak wpłynie na sprawność sił zbrojnych przeciwnika?

Drezno, Mariupol, Dżabalija

Izraelczycy zaatakowali obóz w Dżabaliji – gęsto zabudowany, bo miał tam przebywać wysoki rangą dowódca Hamasu. Uderzyli w cywilne budynki, ofiary zapewne można liczyć w setkach – choć do liczb podawanych przez sam Hamas należy podchodzić z dystansem. To był proporcjonalny atak, czy nie?

Budzi bardzo poważne kontrowersje. Wiemy, że był zamierzony, przyznał to sam IDF (izraelskie siły zbrojne). Na wojnie zdarzają się błędy i z reguły po takim nalocie nie zna się powodów, które stały za podjęciem decyzji.

Coś, co może się wydawać zbrodnią wojenną, okazuje się później nią nie być, bo strona atakująca miała wiarygodne informacje wywiadowcze, że tam znajduje się centrum dowodzenia albo magazyn broni.

Decyzja o podjęciu takiego ataku wymaga analizy nie post factum, tylko ante factum. To jest właśnie ta ogromna trudność w ocenie naruszeń prawa haskiego.

Izrael wskazał, że dokonał tego ataku rozmyślnie, czyli usunął wątpliwości co do zamiaru.

Można z pewną ostrożnością stwierdzić, że ten atak jednak proporcjonalny nie był i spowodował rozległe straty i zniszczenia. I one były oczekiwane, zakładane już w momencie podjęcia decyzji o ataku. To prawdopodobnie jedna z najbardziej kontrowersyjnych akcji IDF w czasie tego konfliktu.

Kontrowersyjny był również atak na Uniwersytet w Gazie, który według strony izraelskiej szkolił kadry Hamasu. Tutaj trudno mówić o korzyści wojskowej, bo normalną rzeczą jest to, że uniwersytet kształci ludzi. Nie ma bezpośredniego związku przyczynowo-skutkowego pomiędzy tym faktem a tym, co się dzieje z tymi ludźmi po zakończeniu kursów.

Mówimy o poszczególnych atakach, a jak patrzeć na sam fakt prowadzenia działań wojennych w tak gęsto zaludnionym terenie jak Strefa Gazy? To czynnik, który znacząco wpływa na liczbę ofiar.

Prawo humanitarne nie zakazuje oblężenia i nie zakazuje walk w mieście, natomiast nakazuje selektywność w działaniach zbrojnych. Dlatego na przykład Międzynarodowy Czerwony Krzyż wzywa, by nie używać pewnych rodzajów broni w walkach miejskich. Jednak przy sile dzisiejszych współczesnych środków rażenia często trudno jest taką selektywność zachować.

Na marginesie, Hamas, który wystrzeliwuje rakiety w kierunku Izraela na oślep, narusza zakaz ataków bez rozróżnienia. Atak rakietowy bez zamiaru trafienia w cel wojskowy jest niedopuszczalny. To byłby powrót do II wojny światowej, kiedy Niemcy bombardowali Londyn jak leci.

Ale wobec tego alianckie naloty dywanowe na Drezno również byłyby zbrodnią wojenną.

Tak, tylko mieliśmy wtedy znacząco odmienny stan prawny.

Faktycznie, konwencje genewskie to 1949 rok.

Gdybyśmy zastosowali dzisiejsze prawo międzynarodowe do wydarzeń II wojny światowej, na pewno taki atak byłby uznany za nielegalny.

A zbombardowanie teatru w Mariupolu? Czy znamy więcej szczegółów, wiemy na przykład, czy lotnik zrzucający bomby widział napis „Dzieci” przed budynkiem?

Wszystko wskazuje na to, że był to atak zamierzony. Uzasadnienie strony rosyjskiej jest oczywiście klasyczne, że tam był jakiś cel wojskowy. Jednak komisje, które badały rosyjskie działania na terytorium Ukrainy, podkreślały, że jest wysokie prawdopodobieństwo, że był to atak nielegalny, ale też, że nie mogą sformułować ostatecznej konkluzji. Niestety z uwagi na to, że Mariupol jest okupowany, nie mamy pełnej relacji z wydarzeń.

Wracając do Gazy: jak oceniać decyzję, w której się zresztą częściowo już Izrael wycofał, żeby zamknąć Gazie dostęp do wody i też nie nie dostarczać paliwa, które jest potrzebne do odsalania wody, bo 80 proc. wody w Strefie tego wymaga? I czy jakąś różnicę robiłoby tu uznanie, że Gaza jest okupowana albo że jest oblężona?

Potencjalnie mogłaby to być nawet zbrodnia przeciwko ludzkości – systematyczny, rozległy atak na ludność cywilną. Okupujący ma obowiązek zezwolenia na dostawy przynajmniej pomocy humanitarnej dla uwięzionej ludności, oblegający może zgodzić się na takie dostawy.

Jednak to, co było legalne w czasie II wojny światowej, czyli głodzenie ludności cywilnej, jak na przykład podczas blokady Leningradu, dziś jest absolutnie niedopuszczalne (choć dopuszczalne jest już na przykład głodzenie garnizonu).

Ale trzeba też pamiętać, że na konwoje humanitarne musi być zgoda każdej ze stron. Organizacje humanitarne nie mają własnej armii i muszą działać na zasadzie konsensusu – inaczej ryzykują życiem swoich pracowników.

Jeszcze za mało na ludobójstwo?

Państwa arabskie oskarżają Izrael o to, że dąży do wypędzenia wszystkich mieszkańców Strefy Gazy. Czy to kwalifikowałoby się jako ludobójstwo?

Nie jestem ekspertem, jeśli chodzi o stosowanie Konwencji o karaniu i zapobieganiu zbrodni ludobójstwa. Ale jak najbardziej ludobójstwem może być nie tylko eksterminacja grupy lub części grupy narodowej, etnicznej czy wyznaniowej, lecz stworzenie warunków niepozwalających jej na funkcjonowanie: deportacje, odcinanie dostępu do żywności i wody, wymordowanie elit.

Pojawia się też dość okrutny problem liczby ofiar. W Srebrenicy bośniaccy Serbowie wymordowali ponad 8 tys. bośniackich Muzułmanów i ta zbrodnia została uznana za akt ludobójczy między innymi ze względu na liczbę zabitych.

Było też wiele dyskusji na temat tego, czy w Ukrainie dochodzi do ludobójstwa. Tu trzeba by postawić pytanie o zamiar, czy było to działanie w celu wyniszczenia. Zwraca się uwagę, że Putin i rosyjscy politycy często mówili, że nie ma narodu ukraińskiego, w związku ukraińskie państwo powinno przestać istnieć.

Czy strona izraelska w takich oficjalnych swoich deklaracjach mówi coś podobnego? Dzisiaj słyszałem komunikat rzecznika IDF, który zapewniał, że ludność cywilna w Gazie absolutnie nie jest celem.

To temat bardzo złożony.

Za mało wiemy, za mało mamy danych, a to jednak jest w prawie międzynarodowym zbrodnia najwyższego gatunku.

Żeby ją orzec, musi zaistnieć zamiar ludobójczy i próba wcielenia go w życie. Ale trzeba też pamiętać o domniemaniu niewinności – nie można nikogo nazwać zbrodniarzem bez wyroku sądowego.

A czy atak Hamasu z 7 października mógłby zostać zakwalifikowany jako ludobójstwo? Przecież gdyby agresorów nie powstrzymano, mordowaliby jeszcze długo.

Wydaje mi się, że grupa niepaństwowa też może popełnić zbrodnię ludobójstwa – mamy tu przykład bośniackich Serbów w Srebrenicy. I ze strony Hamasu słyszymy nawoływania do mordów, ale czy towarzyszy temu ludobójcza sprawczość, trudno powiedzieć. Znów bowiem pojawia się to brutalne pytanie o liczbę ofiar. Na pewno była to zbrodnia wojenna.

Hamas z reguły prowadzi działania wojenne w sposób, który uderza we wszystkich obywateli Izraela – przeprowadza zamachy terrorystyczne, ostrzeliwuje terytorium. Ale podejrzewam, że sędziowie jednak patrzą na ludobójstwo jako na coś rozległego, poważnego o szerokim oddziaływaniu i gdzie zamiar ludobójczy był jednoznacznie wyrażony.

Jak ktoś kiedyś powiedział o Srebrenicy – to była zbrodnia polegająca na odarciu świata z różnorodności.

Sytuacja w Gazie i w Izraelu jest bardzo dużym wyzwaniem dla MTK.

Trybunał postawił sobie dość wysoką poprzeczkę wydaniem nakazu aresztowania Putina, a teraz mamy z kolei konflikt, w którym jedno z państw, które może być przedmiotem zainteresowania sądu, jest częścią szeroko pojętego Zachodu.

Chyba w Hadze nikt się nie spodziewał, że zaraz po wojnie na Ukrainie wybuchnie konflikt o takiej dużej intensywności, w którym Trybunał znowu będzie musiał zająć stanowisko. Aczkolwiek główny prokurator MTK Karim Khan na przejściu granicznym w Rafah bardzo ostro zadeklarował, że Trybunał będzie ścigać zbrodnie zarówno Izraela, jak i Hamasu.

W Ukrainie problemem jest to, że nie mamy dostępu do miejsc, których potencjalnie doszło do zbrodni. Czy w Strefie Gazy MTK będzie miało taki dostęp? Trudno powiedzieć, na pewno nie w fazie aktywnych walk.

Będzie jednak duże oczekiwanie, zwłaszcza ze strony krajów Bliskiego Wschodu, Afryki czy tak zwanego Globalnego Południa, żeby ścigać zbrodnie „Zachodu” z równą determinacją.

Kiedy Kali mordować...

Król Jordanii Abdullah już zarzucił Zachodowi z tej okazji, że stosuje podwójne standardy – patrzy przez palce na zbrodnie wojenne, które popełnia Izrael, natomiast nie odpuszcza tym, którzy do jego drużyny nie należą. Wykorzystują to politycy, którzy się prawem humanitarnym nie przejmują, jak Hassan Nasrallah, szef Hezbollahu, który w swoim przemówieniu dotyczącym Gazy praktycznie je wyśmiał.

Jakie to może mieć konsekwencje?

Zbrodnia jest zbrodnią, nieważne, kto ją popełnia i w jakim kontekście. Taki powinien być standard prawny. Natomiast patrząc bardziej PR-owo, wydaje się, że Zachód trochę źle tę kwestię rozgrywa. Może na tym ucierpieć przede wszystkim sprawa ukraińska.

W jaki sposób?

Ukraina stara się o powołanie specjalnego Trybunału do spraw agresji. Jednym ze sposobów na jego powołanie mogłaby być rezolucja Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Ale tam trzeba mieć poparcie 2/3 państw, a więc także globalnego Południa, które nie patrzy na wojnę ukraińską w taki sposób jak my. Dla nas to wojna niepodległościowa, dla nich starcie Zachodu z Rosją.

Tymczasem podczas głosowania w Zgromadzeniu Ogólnym na temat rezolucji dotyczącej sytuacji w Strefie Gazy, która była wezwaniem do pomocy humanitarnej i odwoływała się do prawa humanitarnego, Zachód wstrzymał się od głosu.

Nie znalazłem w tej rezolucji niczego bardzo kontrowersyjnego. Chodziło o to, że Kanada zgłosiła poprawkę z wyraźnym potępieniem Hamasu jako organizacji terrorystycznej, co wywołało oburzenie państw arabskich. Emocje wzięły górę.

Pojawia się jednak pytanie, czy Zachodowi nie będzie się wypominać, że w przypadku zbrodni arabskich używa bezwzględnych słów, a w stosunku do Izraela nie jest tak kategoryczny.

Administracja amerykańska chyba też już zaczęła zauważać ten problem i nieco zmienia retorykę w stosunku do działań Izraela w Strefie Gazy.

Ale oczywiście na słowa Nasrallaha zgodzić się nie można. Patrzymy na prawo humanitarne tylko przez pryzmat tego naruszeń – zauważamy, że istnieje, kiedy gdzieś dojdzie do zbrodni. Nie zauważamy go natomiast, jeśli działa – i powstrzymuje strony konfliktu przed popełnianiem zbrodni.

Także w Izraelu przynajmniej formalne przywiązanie do przestrzegania prawa humanitarnego jest duże. Istnieje korpus doradców prawnych, który doradza siłom zbrojnym. Można mieć wątpliwości co do rzetelności pracy tego korpusu, ale wkład Izraela w rozwój prawa humanitarnego jest naprawdę duży.

I prawników pochodzenia żydowskiego w jego tworzenie, żeby wymienić tylko Rafała Lemkina, twórcy pojęcia ludobójstwa. Im najbardziej zależało, żeby Zagłada już się nie powtórzyła.

Na pewno prawo humanitarne, które współtworzyli, jest przestrzegane i ogranicza ilość strat ludzkich. Wydaje się, że międzynarodowy ostracyzm wobec tych, którzy je naruszają, ma sens. Zwróćmy uwagę, że Rosja już tak chętnie nie atakuje elektrowni i nie przeprowadza innych rozległych ataków. Moim zdaniem poza kwestiami ściśle wojskowymi to może być wynik presji, której to państwo zostało poddane.

W Izraelu wielu prawników ma różne zdanie co do przebiegu operacji w Gazie i pozostaje mieć nadzieję, że poważny wkład tego państwa i jego doktryny w rozwój prawa międzynarodowego wpłynie na to, że prawo przeważy.

Na zdjęciu: ciała zabitych w izraelskim nalocie w szkole w Strefie Gazy. Według źródeł palestyńskich z gruzów wyciągnięto około 50 ciał – to mieszkańcy, którzy schronili się tam przed bombardowaniami.

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem), bo niestety politycy i polityczki coraz częściej kłamią, kręcą, konfabulują. Cofamy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. Zapraszamy wreszcie ekspertów, żeby powiedzieli, co w danej dziedzinie dzieje się naprawdę, a co nam się tylko wydaje.

;

Udostępnij:

Miłada Jędrysik

Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".

Komentarze