0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Cezary Aszkielowicz / Agencja GazetaCezary Aszkielowicz ...

Były wiceminister pracy w rządzie PiS napisał 24 listopada na Twitterze:

W kolejnym tweecie dodał: „Dlatego trzeba dodatkowo się zabezpieczać. Dbać o zdrowie, kształcić, oszczędzać (PPK to idealny produkt), mieć więcej dzieci, przygotować się na dłuższą pracę”.

Marczuk straszy niskimi emeryturami w ZUS i w ten sposób reklamuje usługę, którą zajmuje się należąca do Skarbu Państwa spółka, a on jest jej wiceprezesem. Byłoby to bulwersujące, gdyby nie fakt, że to nic nowego: politycy od lat podważają wiarę w publiczny system ubezpieczeń społecznych, choć mogą wpłynąć na jego kształt.

Wypowiedź Marczuka jest tego doskonałą ilustracją.

Coraz niższa stopa zastąpienia

Zacznijmy od podstaw. Gdy pracownik przechodzi na emeryturę, wysokość pierwszego świadczenia jest z reguły niższa niż ostatnia otrzymana wypłata. Stopa zastąpienia, o której pisze Marczuk, pokazuje stosunek przeciętnej emerytury do przeciętnej pensji.

Marczuk podaje rzeczywiste dane. Podawana przez ZUS stopa zastąpienia od kilku lat spada. W 2014 roku wynosiła 61,8 proc., rok później – 61,5 proc. W zeszłym roku było to 56,4 proc. Według danych, które podaje Marczuk na rok 2019, to spadek o aż 2,6 punktu procentowego rok do roku.

Do obecnej średniej emerytury wciąż wliczają się względnie wysokie świadczenia, naliczane według starego systemu. W dużym uproszczeniu: emerytura osób urodzonych przed 1949 rokiem tylko pośrednio zależy od wpłacanych składek, zasadnicze znaczenie ma staż pracy - to tzw. stary system. Dla tych, którzy urodzili się później, wysokość emerytury zależy przede wszystkim kwoty wpłaconych składek.

To między innymi dlatego stopa zastąpienia spada. Eksperci wskazują, że to bezpośredni skutek reformy emerytalnej z 1999 roku.

"System emerytalny to jest decyzja społeczna i polityczna o tym, jak dzielimy dochód narodowy między tych, co pracują, a tych, co pracować nie mogą, w tym emerytów. W systemie zdefiniowanego świadczenia (starym systemie - przyp. red) tak konstruuje się jego parametry, żeby ludziom zapewnić akceptowalne emerytury” - mówiła OKO.press ekonomistka prof. Leokadia Oręziak z SGH, autorka książki „OFE. Katastrofa prywatyzacji emerytur w Polsce”.

Przeczytaj także:

„Wiadomo, że w obecnych warunkach demograficznych nie dałoby się utrzymać stopy zastąpienia (emerytury do ostatniego wynagrodzenia – przyp. red.) rzędu 70 proc., jak to było w starym systemie, ale nie musiałaby ona wynosić mniej niż 30 proc., jak wynika z systemu funkcjonującego od 1999 roku".

Stopa zastąpienia faktycznie będzie spadać przez kolejne lata. Tutaj również Marczuk ma rację, choć prognozowanie jej wysokości w 2080 roku jest trochę wróżeniem z fusów – to zbyt odległy termin.

Marczuk ostrzegał, zanim został wiceministrem

Problem z cytowaną na początku wypowiedzią nie polega na tym, co Bartosz Marczuk mówi, ale kim jest i w jakim kontekście to mówi. Przez trzy lata (2015-2018) był wiceministrem w ministerstwie rodziny, pracy i polityki społecznej. Ministerstwo to odpowiada między innymi za system emerytalny. Najważniejszą zmianą w kwestii emerytur, jaką ministerstwo przeprowadziło, gdy pracował tam Marczuk, było obniżenie wieku emerytalnego mężczyzn z 67 do 65 lat i kobiet z 65 do 60.

Co ciekawe, Marczuk, zanim został wiceministrem, miał zupełnie inne poglądy na ten temat. W 2014 był przeciwnikiem obniżania wieku emerytalnego:

Ta zmiana bezpośrednio wpłynęła na przeciętną wysokość obecnych i przyszłych emerytur. W końcu, jeżeli wysokość emerytur zależy od wysokości opłaconych składek, to skrócenie okresu składkowego o 5 lub o 2 lata musi wpłynąć na wysokość świadczenia.

Przejście na emeryturę zaraz po osiągnięciu wieku emerytalnego nie jest obowiązkowe, jednak państwo daje taką możliwość. Bardzo często nie zapewnia jednak choćby skromnej, ale wystarczającej do przetrwania emerytury tym, którzy odchodzą na emeryturę w pierwszym możliwym terminie.

Jak wskazaliśmy wyżej, obniżenie wieku emerytalnego to nie jedyna przyczyna spadającej stopy zastąpienia (główne przyczyny to demografia i założenia reformy z 1999 roku), ale jest to jeden z istotnych czynników.

Marczuk, choć był znaczącym politykiem obozu władzy, nie bierze za to odpowiedzialności: dramatycznym tonem obwieszcza, że emerytury będą niskie i zaraz potem mówi, że dobrym uzupełnieniem emerytury jest oszczędzanie w Pracowniczych Planach Kapitałowych. Od listopada 2018 Marczuk jest wiceprezesem Polskiego Funduszu Rozwoju.

PPK bez wielkiego zainteresowania

Pracownicze Plany Kapitałowe to plan oszczędnościowy rządu, zarządzany przez PFR. Marczuk straszy więc niskimi emeryturami w ZUS i w ten sposób reklamuje usługę, którą zajmuje się spółka, w której jest wiceprezesem.

PPK nie jest emeryturą. Zgromadzone środki na koncie PPK można wypłacać po 60. roku życia, ale jest to system dobrowolny i można je również wycofać wcześniej w całości. Środki zgromadzone przez PPK mogą być zarządzane przez prywatne fundusze inwestycyjne.

Program i tak nie cieszy się zainteresowaniem, na jakie liczyli rządzący. Od lipca objął firmy, które zatrudniają ponad 250 pracowników. Pracownicy są do niego zapisani automatycznie, ale mogą się z niego wypisać. Z raportu „Poziom partycypacji w Pracowniczych Planach Kapitałowych” Instytutu Emerytalnego oraz Kancelarii Prawa Pracy Wojewódka i Wspólnicy wynika, że z PPK na starcie wypisało się 60 proc. pracowników. Rząd nie jest z tych liczb zadowolony. Szef PFR Paweł Borys zasugerował, że będą sprawdzać, dlaczego w niektórych firmach partycypacja w programie jest niska.

Według informacji RMF FM rząd rozważa wprowadzenie kary więzienia dla pracodawców zniechęcających pracowników do przystąpienia do Pracowniczych Planów Kapitałowych. Ten pomysł pojawił się już w projekcie ustawy o PPK w 2018 roku, ale został złagodzony pod naciskiem organizacji pracodawców - obecnie kara jest wyłącznie finansowa. Tych doniesień trudno nie wiązać z rozczarowaniem rządu niską popularnością planów.

ZUS zostaje

Jeszcze raz prof. Oręziak:

„Oczernianie ZUS i podważanie wiarygodności publicznego systemu emerytalnego to był, i dalej jest, główny kierunek zwolenników OFE, a teraz także PPK, zainteresowanych przyciągnięciem składek emerytalnych na rynek finansowy.

Nieustannie powtarzają, że Polacy muszą gromadzić dodatkowe oszczędności na emeryturę, bo emerytury z ZUS będą bardzo niskie. A przecież to polscy neoliberałowie tak zreformowali w 1999 roku system emerytalny, że emerytury obniżono o ponad połowę, o czym Polacy zaczęli dowiadywać się dopiero kilka lat temu".

Marczukowi trzeba oddać, że choć straszy niskimi emeryturami, to nie mówi upadku ZUS. W Polsce od lat jednak nie brakuje polityków i ekonomistów wieszczących bankructwo tej instytucji. W 2006 roku dla „Faktu” Robert Gwiazdowski mówił, że ZUS upadnie w 2015 roku. W 2014 roku rektor uczelni Łazarskiego Krystyna Iglicka-Okólska mówiła:

„ZUS jest bankrutem i nie da go się uratować. Zbankrutuje w roku 2022 i totalnym absurdem są kolejne próby ratowania polityki fiskalnej naszego państwa”.

Tymczasem raport Instytutu Badań Strukturalnych autorstwa Jakuba Sawulskiego, Igi Magdy i Piotra Lewandowskiego pod tytułem „Czy polski system emerytalny zbankrutuje?” z maja 2019 odpowiada na to pytanie inaczej.

Według autorów ZUS pozostanie wypłacalny, a do 2060 roku wydatki państwa na emerytury w stosunku do PKB będą się utrzymywać na podobnym poziomie. Będzie się tak działo, ponieważ wysokość emerytur będzie spadać. Spadek stopy zastąpienia będzie największy w Unii Europejskiej.

IBS w swoim raporcie pisze o stopie zastąpienia na poziomie 24 proc. w 2060 Roku. Marczuk – 24,9 proc. Liczby u Marczuka się zgadzają. Jego intencją nie jest jednak analiza wydolności polskiego systemu emerytalnego, ani refleksja nad tym, co zrobić, by rozwiązać problem rosnącego ubóstwa wśród emerytów.

Jego celem jest namówienie pracowników do gromadzenia środków w PPK, które nadzoruje i zrzucenie odpowiedzialności za przyszłe emerytury wyłącznie na nich.

;

Udostępnij:

Bartosz Kocejko

Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.

Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze