0:000:00

0:00

„Wszystkim historykom, osobom manipulującym prawdą, dedykujemy wers z Ewangelii Mateuszowej: »Każde drzewo, które nie wydaje dobrego owocu będzie wycięte i w ogień wrzucone«” – tymi słowy zwrócili się do dr. Mariusza Sawy działacze Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej Okręg Zamość.

Była to reakcja na wywiad w „Gazecie Wyborczej".10 marca 2021, w rocznicę zbrodni w Sahryniu. 10 marca 1944 roku oddziały AK i Batalionów Chłopskich spaliły wioskę Sahryń i wymordowały jej mieszkańców, wg szacunków IPN zginęło od 150 do 300 ukraińskich cywilów (do podobnych mordów cywilów doszło w tym czasie również w innych wsiach powiatu hrubieszowskiego).

Dr Sawa krytykował w wywiadzie prezesa Okręgu Zamojskiego Związku Żołnierzy AK, jednocześnie wpływowego posła PiS Sławomira Zawiślaka m.in. za manipulowanie faktami na temat polskiego sprawstwa tej zbrodni.

12 dni po udzieleniu wywiadu dr Mariusz Sawa został zwolniony z IPN, czego – jak mówi w rozmowie z OKO.press – spodziewał się od jakiegoś czasu. Wcześniej pozwał bowiem swojego pracodawcę o odszkodowanie za nierówne traktowania w zatrudnieniu i o zadośćuczynienie za naruszenie prawa do warunków pracy wolnych od czynów mobbingowych. (Pozew został złożony 18 października 2019 roku. Kolejna rozprawa zaplanowana na maj).

Teraz historyk złożył drugi pozew (12 kwietnia 2021 roku): domaga się przywrócenia do pracy.

W IPN dr Sawa pracuje jeszcze do czerwca. Pisze książkę o zbrodni w Sahryniu - pieniądze na jej wydanie zbiera Fundacja Kalyna. Szczegóły pod koniec tekstu.

Przeczytaj także:

Dlaczego historyk pozwał IPN?

Dr Mariusz Sawa był związany z IPN od 2011 roku. Od 2016 tworzył Biuro Upamiętnienia Walk i Męczeństwa w lubelskim oddziale Instytutu: organizował jego pracę i potrzebny sprzęt. Przez dwa lata - do 2018 roku - przygotował 154 opinie i przeprowadził 114 kontroli. Był inicjatorem renowacji prawosławnego cmentarza w Werbkowicach. Prowadził działalność popularyzatorską – przygotowywał materiały na stronę IPN, publikował w „Karcie” i „Tygodniku Powszechnym”.

W 2018 dostał zapewnienie od Adama Siwka, dyrektora Biura Upamiętniania Walk i Męczeństwa w centrali Instytutu w Warszawie, że zostanie naczelnikiem lubelskiego Biura Upamiętnienia.

Ale kilka miesięcy później Siwek oznajmił, że na awans nie zgadza się dyrektor lubelskiego oddziału IPN Marcin Krzysztofik. Historyk próbował dowiedzieć się, czy ma chociaż szansę na awans na wyższe stanowisko urzędnicze. Krzysztofik mu nie odpowiadał, a także zablokował korespondencję, którą Sawa kierował w tej sprawie do centrali w Warszawie.

W pozwie o przywrócenie do pracy Sawa chce dowieść, że spełniał ustawowe kryteria awansu i powołuje się ustawę o pracownikach urzędów państwowych. Jej na art. 21 pkt 2 stanowi, że „urzędnik państwowy, który wykazuje inicjatywę w pracy i sumiennie wykonuje swoje obowiązki, powinien być awansowany do wyższej grupy wynagrodzenia lub na wyższe stanowisko”.

Przedmiotem pozwu są również dyskryminujące - w ocenie Sawy - działania dyrektora Oddziału. Zarzuca, że poprzez plotki stworzył wokół niego atmosferę wrogości. Podważał jego dorobek naukowy, mówił, że ma korzenie ukraińskie, krytykował kontakty z promotorem doktoratu, prof. Rafałem Wnukiem, historykiem dla polityki historycznej PiS bardzo niewygodnym.

Krzysztofik ukarał także upomnieniem Sawę za to, że po podróży służbowej pojechał do domu, choć były jeszcze godziny pracy. Nie chciał uwzględnić, że jego pracownik zajmował się wtedy chorą córką, co udokumentował to zwolnieniem lekarskim i obiecał ten czas odpracować.

Innym razem, przez 10 godzin na korytarzu IPN kserował dokumentację wszystkich spraw, jakimi zajmował się w pracy, bo takie polecenie, chcąc go skontrolować, wydał Krzysztofik.

Wątpliwe zwycięstwo szwoleżerów Piłsudskiego

Pozew dotyczy również sytuacji z 2018 roku: dr Sawa przygotował ekspertyzę, której słuszność potwierdziło Biuro Upamiętniania Walk i Męczeństwa w centrali IPN, ale nie spodobała się ona lokalnemu środowisku narodowemu, co nagłośnił „Nasz Dziennik”,

Krzysztofik uznał ją za błędną i odrzucił. Kilkukrotnie żądał od historyka wyjaśnień, a nawet miał sugerować, że dokonał on sabotażu. A chodziło o poprawki w projekcie napisu, na tablicy upamiętniającej bitwę 1 Pułku Szwoleżerów Józefa Piłsudskiego z wojskami Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej 10 grudnia 1918 roku. „Nasz Dziennik” uznał to za „kwestionowanie polskiego zwycięstwa”.

Bo Sawa zwrócił uwagę na to, że nauka historyczna nie potwierdza jednoznacznie, że Polacy bitwę wygrali. Zaproponował więc formułę, która honowałaby udział w starciu, bez podania niepotwierdzonej informacji o sukcesie polskiego oręża.

Podczas ostatniej rozprawy, która miała miejsce 25 marca 2021, dyr. Krzysztofik zeznał, że w tej sprawie – pomimo potwierdzenia opinii Sawy przez BUWiM w centrali - naciskał na niego prezes IPN Jarosław Szarek.

Mariusz Sawa został od sprawy odsunięty, a na tablicy ostatecznie znalazł się napis w pierwotnej wersji bez poprawek, a więc informujący o zwycięstwie Polaków.

Przypomnijmy, że trzy lata temu z kierowanego przez Krzysztofika lubelskiego oddziału IPN w atmosferze szykan odszedł Adam Puławski, który zajmował się stosunkiem polskiego państwa podziemnego do Zagłady. Pisaliśmy o tym w OKO.press.

„Każde drzewo, które nie wydaje dobrego owocu będzie wycięte”

22 marca dr Mariusz Sawa został zwolniony (ma trzymiesięczny okres wypowiedzenia, więc na stanowisku pozostaje do czerwca). Ponieważ nie uznaje podanych w treści uzasadnienia powodów – utrata zaufania i uchybienie obowiązkom – za rzeczywiste, 12 kwietnia w Sądzie Rejonowym Lublin-Zachód (VII Wydział Pracy Ubezpieczeń Społecznych) złożył pozew: chce wrócić do pracy.

Zwolnienie historyka poprzedzał atak, który przypuścił Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej Okręg Zamość, którego prezesem jest poseł PiS Sławomir Zawiślak.

Jak pisałam wyżej, chodziło o wywiad opublikowany 10 marca w „Gazecie Wyborczej”, m.in. o manipulowaniu faktami o zbrodni w Sahryniu dokonanej przez oddziały AK i BCh.

Dr Sawa w w tym wywiadzie krytycznie odniósł się do działań podejmowanych przez Przemysława Czarnka, byłego wojewodę lubelskiego, a także posła Zawiślaka: wbrew ustaleniom historyków stoją na stanowisku, że zamordowane ofiary (choć cywilne) były uzbrojone, lub kreują obraz, że akcja wymierzona była nie w cywilów, a ukraińskich nacjonalistów.

Trzy lata temu, będąc wojewodą lubelskim, dr hab. Przemysław Czarnek złożył zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa z art. 133 kodeksu karnego (Kto publicznie znieważa Naród lub Rzeczpospolitą Polską, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3) przez dr. Grzegorza Kuprianowicza, historyka i prezesa Towarzystwa Ukraińskiego w Lublinie. Chodziło o przemówienie wygłoszone przez Kuprianowicza 10 lipca 2018 roku podczas uroczystości w Sahryniu, w których udział wziął m.in. ówczesny prezydent Ukrainy Petro Poroszenko.

„Ta zbrodnia przeciwko ludzkości popełniona została przez członków narodu polskiego – partyzantów Armii Krajowej, będących żołnierzami Polskiego Państwa Podziemnego” – mówił Kuprianowicz.

To nie spodobało się Czarnkowi, który doszukiwał się w przemówieniu próby zaprzeczania zbrodniom ukraińskich nacjonalistów na Polakach, bo… Kuprianowicz o nich nie wspomniał.

Ale 28 listopada 2018 roku Prokuratura Okręgowa w Zamościu umorzyła śledztwo. Wcześniej prokurator IPN nie dopatrzył się wypełnienia art. 55 ustawy o Instytucie i nie wszczął własnego śledztwa (Kto publicznie i wbrew faktom zaprzecza zbrodniom, o których mowa w art. 1 pkt 1 [m.in. zbrodniom ukraińskich nacjonalistów na obywatelach Polski - od red.], podlega grzywnie lub karze pozbawienia wolności do lat 3. Wyrok podawany jest do publicznej wiadomości), choć jednocześnie zgodził się z krytyką wypowiedzi Kuprianowicza sformułowaną przez Czarnka.

Z kolei poseł Sławomir Zawiślak – o czym dr Mariusz Sawa przypomniał w wywiadzie dla „Wyborczej” – Sahryniem „interesuje” się od 2008 roku. Złożył wówczas interpelację ws. prywatnego upamiętnienia na lokalnym cmentarzu: nie spodobał mu się napis, który przygotowały rodziny ofiar, bo informował, że ich krewni zginęli z rąk AK.

Kiedy zaś w 2017 roku lokalny portal opublikował relacje Ukraińców z Sahrynia, którzy przeżyli, zorganizował spotkanie w hrubieszowskim domu kultury, na którym zaprezentowano propagandowy film o wydarzeniach sprzed 77 lat; zainicjowano list w obronie Zenona Jachymka, dowódcy oddziałów AK, które brały udział w zbrodni.

Krótki czas po wywiadzie, a przed zwolnieniem dr. Sawy, na stronie Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej Okręg Zamość pojawiło się oświadczenie, które broniło posła Zawiślaka i ministra Czarnka, a dr. Sawę oskarżało o fałszowanie historii stosunków polsko-ukraińskich podczas II wojny światowej w celu „dyskredytowania prawdy historycznej o dziejach naszej Ojczyzny”. To nie pierwszy atak na historyka.

„Jak Pan Sawa nie przestanie kłamać to podamy go do sądu, dość już tych kłamstw (pseudo IPN-u) na temat Wołynia, albo niech wyp…a na Ukrainę!!!” i „Nasi rodacy ginęli w straszny sposób (…) A Pan Mariusz Sawa twierdzi, że nic takiego nie było. Dlaczego zatrudniamy Ukraińców w IPN?” – takie komentarze pod jego adresem pojawiły się na Facebooku w sierpniu 2020 roku. Pojawiły się w dyskusji o zbrodni wołyńskiej, podczas której historykowi przypisano kłamliwie jej negowanie.

Ich autorami – odpowiednio – byli Franciszek Łasocha, syn żołnierza AK i członek społecznego komitetu poparcia Jarosława Kaczyńskiego, i Tomasz Ożóg, sekretarz gminy Werbkowice i radny powiatu hrubieszowskiego (nie należy do PiS, ale startował z listy tej partii), o czym poinformował „Kurier Lubelski”.

Dr Sawa zwrócił się na piśmie do dyrektora oddziału IPN w Lublinie Marcina Krzysztofika – z pytaniem, na jaką pomoc może liczyć w obliczu takiego ataku. Nie otrzymał odpowiedzi.

Kiedy Sawa opublikował materiały o Sahryniu na YouTube, doświadczył gróźb śmierci, które zgłosił na początku roku na policję.

„Pociski jak paciorki różańca”

„Wiadomość o wyrzuceniu mnie z pracy przyjąłem ze spokojem. Od złożenia pozwu przeciwko IPN liczyłem się z tym, że mogę zapłacić taką cenę. Przeczuwałem, że dyrektor Krzysztofik będzie chciał się zemścić. Zwłaszcza teraz, przed wyborami prezesa Instytutu, gdy nie jest pewne, że kierująca nim ekipa utrzyma się i czy dyrektor lubelskiego oddziału będzie musiał wykazać się zasługami przed nowym szefem” – mówi w rozmowie z OKO.press historyk.

„Od dnia, w którym mnie wyrzucono, spotykam się z wieloma słowami wsparcia. To nie pozwala mi na użalanie się nad sobą i mobilizuje do pracy nad książką o zbrodni polskiego podziemia dokonanej na Ukraińcach w Sahryniu, którą piszę w ramach stypendium fundacji »Kalyna«”.

Kalyna to Polsko-Ukraińsko-Kanadyjska Fundacja Stypendialna. Sawa współpracuje z nią od października 2020 roku. Pisze książkę o Sahryniu, tytuł roboczy "Pociski jak paciorki różańca”. Trwa internetowa zbiórka na jej wydanie. Chętnie mogą wesprzeć historyka TUTAJ.

Do IPN skierowaliśmy w sprawie dr. Mariusza Sawy pytania o okoliczności i powody wstrzymania awansu, a potem wypowiedzenia, o podawane przez historyka przypadki mobbingu, oraz czy były naciski polityczne spoza IPN na jego zwolnienie.

Kiedy tylko otrzymamy odpowiedź, dołączymy ją do tego tekstu.

Udostępnij:

Estera Flieger

Dziennikarka, przez blisko cztery lata związana z „Gazetą Wyborczą”, obecnie redaktorka naczelna publicystyki w portalu organizacji pozarządowych ngo.pl, publikowała w „The Guardian”, „Dzienniku Gazecie Prawnej”, „Newsweeku Historii” i serwisie Notes From Poland.

Komentarze