Czterech policjantów i dwóch wojskowych interweniowało na pl. Piłsudskiego, gdy dwie dziewczyny ulepiły ze śniegu kaczuszkę. Mundurowi kazali im ją natychmiast zabrać, bo „stwarza zagrożenie terrorystyczne”. Dla pomnika smoleńskiego
Siedmioosobowa grupa „Cień Mgły: oddolne wsparcie Strajku Kobiet” to aktywistki prodemokratyczne i – jak same mówią – „wkurwione kobiety”. 12 stycznia nagrały na pl. Piłsudskiego 2,5 minuty interwencji policji, która „zagrożenie terrorystyczne” widziała w ulepionej ze śniegu kaczuszce.
.
„Proszę to zabrać! Nie będę powtarzał 10 razy. Powiedziałem cztery i wystarczy!" – mundurowy zwracał się do dziewczyn, jak do dzieci.
„Bo stanowi to zagrożenie dla pomnika" – tłumaczył później.
„Możemy się zapytać pomnika, czy się boi" – ripostowała jedna z dziewczyn.
Filmik z barejowskimi wręcz dialogami wzbudził zainteresowanie w mediach społecznościowych (obecnie ponad 1 tys. udostępnień) .
Poprosiliśmy policję o rozmowę na temat procedur w sytuacji, gdy mundurowy dostrzega „zagrożenie terrorystyczne”. Chcieliśmy m.in. zapytać o to, co powinien zrobić policjant. Czy można takie „zagrożenie” przenosić z pustego miejsca przy pomniku do miejsca, gdzie chodzą ludzie? Czy ważniejsze w tym momencie jest bezpieczeństwo pomnika, czy ludzi? Oraz na jakiej podstawie mundurowy i jego koledzy na pl. Piłsudskiego uważali, że ulepiona pod ich oczami ze śniegu kaczka stanowi „zagrożenie terrorystyczne”?
Zespół Prasowy Komendy Głównej Policji nie odbierał od nas telefonów i nie odpowiedział na naszego maila. Zespół Prasowy Komendy Stołecznej Policji najpierw obiecał szybko pomóc wskazując kompetentną osobę do rozmowy, po czym się z tego wycofywał. „Sprawdzamy czy to leży w naszych kompetencjach" – usłyszeliśmy w KSP. Do momentu publikacji tego tekstu nie dostaliśmy odpowiedzi.
Poprosiliśmy też autorki nagrania, by opisały nam całą sytuację, bo nagranie ma 2,5 minuty, a wydarzenia zajęły ok. 40 minut. Dziewczyny nie chcą ujawniać swojej tożsamości, więc występują pod pseudonimami, pod jakimi są znane w środowisku aktywistek: Delicja i Kurczak.
Krzysztof Boczek, OKO.press: Jak to się stało, że pod pomnikiem smoleńskim ustawiłyście bałwanka w kształcie kaczki?
Delicja: Gdy spadł śnieg, wieczorem, tak między 19:00 a 20:00 koleżanka wyciągnęła mnie na spacer – chciała mi pokazać miasto – nie jestem z Warszawy. Od momentu, w którym pojawiłyśmy się na pl. Piłsudskiego, zaczęli chodzić za nami policjanci. Krok w krok. Dobre pół godziny.
Czemu?
Delicja: Podejrzewam, że dlatego, iż miałyśmy maseczki i przypinki z błyskawicą oraz byłyśmy ubrane na czarno. Nie miałyśmy żadnych transparentów.
Kurczak: Zazwyczaj jestem ubrana na czarno i policja często zwraca na mnie uwagę, ale nie spodziewałam się, że będą za nami chodzić krok w krok. Nawet pięć metrów od nas.
Delicja: Gdy przeszłyśmy spod pomnika Lecha Kaczyńskiego pod pomnik smoleński, policjanci przebiegli na czerwonym świetle, aby tylko być tuż za nami.
I tam ulepiłyście bałwana w kształcie kaczki. Czemu?
Kurczak: Spontaniczna decyzja – wcześniej już lepiłam takie bałwanki pod Sejmem. A wtedy spadł pierwszy śnieg, który dało się lepić. Policjanci stali z pięć metrów od nas i obserwowali, jak go lepimy.
Gdy go przeniosłyście i ustawiłyście przy zniczach pod pomnikiem, to mundurowy zareagował dość nerwowo. Dlaczego?
Delicja: Nie wiem. Bo nie wyniosłyśmy tego zza rogu, tylko lepiłyśmy na ich oczach. Widzieli, co robimy. Głośno to komentowałyśmy, śmiałyśmy się. Gdy bałwanka przeniosłyśmy, to zaczęła się rozmowa z policjantami. Ta, która jest nagrana na filmie.
Policjant wielokrotnie, z pełną powagą, każe wam zabrać bałwanka w kształcie kaczuszki, bo jak tłumaczy, stwarza on „zagrożenie terrorystyczne”. „Dla pomnika”. I tak przez 2,5 minuty. Nie zabieracie go. Ale interwencja trwała znacznie dłużej niż film. Co tam się jeszcze działo?
Delicja: Szybko pojawił się dodatkowy policjant i spod ziemi wyrosło dwóch wojskowych.
Cały czas było tak, jak na filmie: „zabierzcie tego bałwana” bo „zagrożenie terrorystyczne”. Kaczkę w pewnym momencie wzięli w kocioł.
Kurczak: Mówiłam, że nie mają podstawy prawnej. Zaczęłam się śmiać z tego zagrożenia terrorystycznego. Wtedy wezwali jeszcze swojego dowódcę, który siedział w suce.
Z 10 minut stali nad kaczką ze śniegu rozważając chyba, czy nie zadzwonić po antyterrorystów – tak wnioskuję z powagi, z jaką policjant do nas mówił, iż bałwanek stwarza „zagrożenie terrorystyczne”.
Szóstka mundurowych interweniujących wieczorem wobec dwóch dziewczyn - czy te działania jakoś was wystraszyły?
Delicja: Nie aż tak, abyśmy chciały uciekać. Ale dałyśmy znać grupie, by sprawdzali, gdzie jesteśmy na lokalizatorze, bo nie wiedziałyśmy co się stanie – czy nie zwiną nas na komendę.
Kurczak: Na tyle bałyśmy się, że nas wywiozą nie wiadomo gdzie, że przestałyśmy nagrywać całe zajście - nas było dwie, a ich było sześciu. Wykorzystując ich zastanawianie się nad kaczką, odeszłyśmy stamtąd i pojechałyśmy na Mickiewicza.
Pod dom Jarosława Kaczyńskiego?
Tak. Tam była kolejna akcja.
Też ze śnieżną kaczuszką?
Delicja: Też. Na obchodzie wokół domu Kaczyńskiego dostrzegłyśmy dwa auta, w każdym po dwóch tajniaków. Jednym była na pewno srebrna KIA. Kolejny tajniak chodził wokół domu Kaczyńskiego – przez Mickiewicza, Potocką, Solskiego. Non stop w ruchu były tam też dwa radiowozy – kręciły się po ulicach. Zwalniały, a nawet zatrzymywały się przy nas, by sprawdzić, co robimy.
Kurczak: Tajniacy w dwóch autach też się tak przestawiali, by nas cały czas widzieć.
Delicja: Ulepiłyśmy kaczuszkę i założyłyśmy jej pelerynkę Strajku Kobiet. Wtedy dwa radiowozy zatrzymały się na Mickiewicza, vis à vis domu Kaczyńskiego.
Kurczak: Wzięłam kaczkę i zaczęłam z nią iść, a policjanci wyskoczyli z aut, i biegiem przez ulicę. Nie doszłam nawet do płotu, bo otoczyli mnie tworząc mały kocioł. Kazali mi się wylegitymować. Zażądałam od nich tego samego, to pobiegli po dowódcę.
Delicja: Ten był w porządku. Mówił, że też się cieszy z pierwszego śniegu, bo nie może się doczekać, aż pójdzie z dziećmi na sanki. Twierdził, że nic złego nie robimy, nie naruszamy miru domowego, nie wieszamy niczego na płocie, tylko lepimy sobie bałwanka więc wszystko w porządku. Ostatecznie nie spisali nas.
A śnieżna kaczuszka?
Kurczak: Zostawiłam ją tam, gdzie mnie zatrzymali, ale z tego co wiemy, to policja ją szybko zepsuła. Zniszczyła.
Delicja: Zabiła!
Widziałyście to?
Kurczak: Nie. Ale nikt tam nie chodził, a 10 minut później jej już nie było.
Jakie wnioski wysnuwacie z tych dwóch sytuacji?
Kurczak: Że policja jest bardzo niewyedukowana i ośmiesza się wypełniając wszystkie rozkazy, jakie spodobają się politykom.
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Komentarze