29 978 nowych przypadków zakażenia koronawirusem w środę 24 marca to rekord. Wynik o ponad 2 tys. większy niż dobowa najwyższa liczba nowych przypadków podczas jesiennej, drugiej fali epidemii (27 785). Trzecia fala rośnie, w tym tygodniu można spodziewać się kolejnych rekordów.
Co prawda są pierwsze sygnały, że dynamika wzrostu zakażeń lekko hamuje – dziś mamy 20 proc. wzrostu w porównaniu tydzień do tygodnia, w środę 17 marca było to 45 proc. – ale to wciąż dynamiczny wzrost liczby chorych. Co oznacza taka dynamika? Jeśli się utrzyma:
- w czwartek 25 marca możemy się spodziewać ok. 32,5 tys. zakażeń,
- w piątek 26 marca – ok. 31 tys. zakażeń,
- w środę 31 marca – ok. 35 tys. zakażeń.
Doszliśmy już do takiego poziomu drugiej fali, że bez gwałtownego zredukowania dynamiki zakażeń, będziemy notowali kolejne wzrosty, a przekroczenie granicy 40 tys. nowych przypadków jednego dnia jest niestety prawdopodobne.
A to dla systemu opieki zdrowotnej będzie katastrofa.
Sytuacja dramatyczna, Czarnek fantazjuje o szybkim powrocie do szkół
Już dziś liczba osób zakażonych Covid-19 w szpitalach (26 511) i pod respiratorami (2 537) jest bezprecedensowa.
Co najbardziej przygnębiające, w tej chwili w w ciężkim stanie znajdują się osoby, które zakaziły się ok. 7-10 dni temu, kiedy 7-dniowa średnia zakażeń była poniżej 20 tys. Dziś wynosi ponad 23 tys. i będzie rosła. A to oznacza, że największe obciążenie systemu ochrony zdrowia dopiero przed nami. Naturalną konsekwencją będzie po pierwsze, paraliż kolejnych segmentów systemu – bo liczba łóżek, respiratorów, a przede wszystkim lekarzy i pielęgniarek jest ograniczona. Po drugie, będzie więcej zmarłych – w środę poinformowano o 575 zgonach, o 122 więcej niż tydzień temu. A musimy się przygotować na jeszcze gorsze wiadomości.
W takim momencie epidemii minister edukacji Przemysław Czarnek był gościem „Sygnałów Dnia” w radiowej Jedynce, gdzie przedstawił tezę zdumiewającą:
„Jest szansa, że jeszcze w kwietniu stopniowo dzieci będą wracały do nauki stacjonarnej”.
Co jeszcze bardziej zdumiewające, wtóruje mu minister zdrowia Adam Niedzielski:
„Będę namawiał, i tu mamy bardzo podobne podejście z ministrem Czarnkiem, żeby jak najszybciej przywrócić edukację stacjonarną również w klasach wyższych” – stwierdził Niedzielski w rozmowie z Wirtualną Polską.
Ministrowie frywolnie igrają sobie ze zdesperowaną i skrajnie zmęczoną epidemią opinią publiczną, gadając, co im ślina na język przyniesie.
Czy powrót dzieci do szkół w kwietniu jest realny? Tak, ale przy bardzo, bardzo optymistycznym scenariuszu rozwoju wypadków, tak obecnie fantastycznym, że rozważanie go przez ministrów i mamienie nim Polaków jest – łagodnie mówiąc – nieodpowiedzialne.
Zapewne w pierwszej połowie kwietnia osiągniemy szczyt trzeciej fali, zwłaszcza jeśli rząd ogłosi w czwartek 25 marca nowe rygorystyczne obostrzenia – zapowiedział to już premier Mateusz Morawiecki. Mówi się o zamknięciu żłobków, przedszkoli, dalsze ograniczenia w handlu i ograniczenia w przemieszczaniu się obywateli.
Nowe zasady mają obowiązywać do 11 kwietnia, a więc rząd zakłada, że do tego czasu liczba nowych zakażeń zacznie powoli spadać. To realna perspektywa. Natomiast będziemy schodzić z pułapu ponad 30 tys. zakażeń dziennie, w sytuacji opieki zdrowotnej na skraju przepaści. To nie będzie łagodne zejście.
Pytanie także, jak społeczeństwo zareaguje na nowe obostrzenia, czy będzie ich przestrzegać. A z tym może być problem, bo nie poddajemy się nawet najmniej dolegliwym zasadom. Mówiła o tym OKO.press prof. Maria Gańczak, epidemiolożka:
„Moi studenci przeprowadzili w sobotę 20 marca badanie – w całym kraju obserwowaliśmy, ile osób nosi maseczki zarówno w przestrzeni otwartej, jak i zamkniętej. Wyniki na próbie ponad 1100 osób są zasmucające. Jedna czwarta rodaków w ogóle nie zakłada maski, a wśród tych osób, które je miały aż 37 proc. nosiło je nieprawidłowo” – relacjonowała prof. Gańczak.
Oznacza to, że nieco ponad połowa obserwowanych Polek i Polaków (52-53 proc.) nie zabezpieczała siebie i innych przed zakażeniem.
Ale nawet zakładając, że dyscyplina społeczna będzie coraz większa, od spadku zakażeń do względnego wytchnienia dla szpitali i lekarzy musi minąć ok. 10 dni – a więc głębiej będziemy mogli odetchnąć dopiero pod koniec kwietnia.
Podsumowując. Rząd Mateusza Morawieckiego w polityce wobec koronawirusa podjął już wiele niezrozumiałych decyzji, więc nie jest wykluczone, że chwilę po przejściu największego kryzysu zdrowia publicznego od początku pandemii, natychmiast wpuści dzieci z powrotem do szkół. Natomiast byłby to przepis na katastrofę.
„Dla mnie najgorsze jest to, że nie widzę w ogóle refleksji po tych 70 tys. nadmiarowych zgonów w zeszłym roku” – mówił OKO.press dr. inż. Piotr Szymański z Politechniki Wrocławskiej, członek grupy MOCOS, która zajmuje się analizami przebiegu epidemii w Polsce. Wskazywał, że w Polsce nie testujemy dzieci w szkołach czy przedszkolach. Ale taką analizę zrobiono w wielu krajach europejskich i grupą najbardziej zarażoną wariantem brytyjskim były dzieci. Cała rozmowa tutaj:
Średnia szczepień kolejny dzień w górę
Średnia szczepień po raz pierwszy od 11 marca przekroczyła 80 tys., co daje nadzieję, że proces szczepień po dwutygodniowej stagnacji znów się rozkręci.
Kluczem są dostawy szczepionek i rozwianie obaw Polaków przed szczepionką firmy AstraZeneca. Rząd poinformował, że według jego badań ponad 70 proc. chce się zaszczepić, ale sondaż Kantara dla OKO.press i „Gazety Wyborczej” z 17-18 marca nie był tak optymistyczny: tylko 17 proc. badanych zadeklarowało gotowość szczepienia się tym preparatem „bez obaw”, a aż 39 proc. stwierdziło, że nie stawiłoby się na szczepienie.
A szczepienia są kluczowe. Jak skuteczne mogą być, widać na przykładach dwóch krajów „prymusów”. Oto wykresy ze strony Worldometer pokazujące liczbę nowych przypadków w Izraelu, gdzie 100 osobom podano już 110 dawek szczepionki (pełne zaszczepienie oznaczałoby 200 dawek):
A tak wygląda spadek dobowych zakażeń w Wielkiej Brytanii (46 dawek szczepionki na 100 osób):
A czego można się spodziewać po pisowskim ministrze?
Czy wiecie, że Duda ma 150 doradców? Najwięcej od 1989r.
Liczba doradców jest odwrotnie proporcjonalna do poziomu intelektualnego tego osobnika.
>"..nie widzę w ogóle refleksji po tych 70 tys. nadmiarowych zgonów
>w zeszłym roku” – mówił OKO.press dr. inż. Piotr Szymański
>z Politechniki Wrocławskiej, członek grupy MOCOS, która
>zajmuje się analizami przebiegu epidemii w Polsce.
Szymański nie powiedział ile z tych 70K to śmiertelne ofiary COVID-19 a ile ofiary innych chorób, obecnie nie leczonych wskutek lockdownu szpitali.
Oczywiście liczba 50K zgonów COVID-19 może się wydawać alarmująca ale to nie jest nawet połowa rocznych zgonów na…..raka!!!! Dodatkowo, śmiertelność wśród zarażonych COVID-19, jak wynika nawet z przytoczonych przez autora statystyk (Suma zakażeń, zgonów i wyzdrowień) jest minimalna. Tymczasem przeżywalność LECZONEGO raka w Polsce wynosi średnio 50% a niektórych przypadkach zaledwie….14%. Zamknięcie przed tymi ludźmi służby zdrowia przez rządowych dyletantów, najwyraźniej w kwestii obostrzeń radośnie popieranych przez OKO, w tej chwili na ponad rok, oznacza dla wielu z tych ludzi, których można by uratować, wyrok śmierci. Niektórzy porównują obecny kryzys lecznictwa do stanu wojny. Wojna zmusza do trudnych wyborów: lekarze ratują tylko tych, których można uratować. Leczyć odpowiednio wcześnie rozpoznanego raka można, często z powodzeniem. Leczyć ciężkie przypadki COVID-19 nie ma jak, bo na tę chorobę nie ma leków. Służba zdrowia blokowana jest przez chorych, dla których nie ma ratunku, odprawiając z kwitkiem dużo ciężej chorych skazując ich na śmierć.
Trafne. ale kto zechce to zauważyć i coś z tym zrobić?
Panie Michale, cytat "Ale taką analizę zrobiono w wielu krajach europejskich i grupą najbardziej zarażoną wariantem brytyjskim były dzieci" jest sporym przekłamaniem. Link do badań dotyczy Anglii, nie wielu krajów, a we wspomnianym artykule była mowa dodatkowo jedynie o Niemczech, gdzie tak naprawdę jeden pan na podstawie tabelki zbiorczej wysnuł swoje wnioski i nazywał je dowodem…
Swoją drogą – kraje "prymusy" miały totalny lockdown, który też wpływa na wszystko. Dla odmiany moja ulubiona Szwecja szczepi nadal słabo, totalnego lockdownu nie miała i choć zakażeń jest sporo, to zgonów mało (co może się zmienić w ciągu na przykład dwóch tygodni, więc chwilowo zostawiam to jedynie ku rozwadze). Dlatego proszę nie sprowadzać wszystkiego jedynie do szczepień, obserwujmy co się stanie po zdjęciu obostrzeń, oczywiście trzymam kciuki, że epidemia w tych dwóch krajach faktycznie wygasa.
Proponuję zrobić ściepę narodową ( jak to mawiał Pan Smoleń w kabarecie ) i zafundować czarnkowi lobotomię. Może pomoże…
Panie Michale, proszę zebrać dane o % wyszczpionych w UK i nanieść je na wykres zachorowań. Jak Pan zobaczy gdy mieli ok 10% już im ta górka mocno spadała – to będzie rzetelne jeśli Pan zechce umieścić taka analizę. Ogólnie ostatnio mało się staracie 😛
Przykład higieny z wczorajszego dnia. Pan w maseczce (założonej prawidłowo) podszedł w supermarkecie do stoiska z gazetami, po czym zsunął maseczkę na brodę i zaczął przeglądać gazety. Przewracając strony, ślinił palce.
>(…)ile osób nosi maseczki zarówno w przestrzeni otwartej, jak i zamkniętej. Wyniki na próbie ponad 1100 osób są zasmucające(…)
Wyniki są w pełni zgodne z regulacjami prawnymi.
https://www.gov.pl/web/koronawirus/aktualne-zasady-i-ograniczenia
>(…)OGRANICZENIA W PRZEMIESZCZANIU SIĘ(…)
Obowiązek utrzymania co najmniej 1,5-metrowej odległości między pieszymi.(…)
Wyłączeni z tego obowiązku są:(…)
– osoby, które zakrywają usta i nos za pomocą maseczki.
W rozporządzeniu jest to ujęte jeszcze bardziej debilnie: "(…)osoby dochowujące obowiązku zasłaniania(…)"
Jeżeli z obowiązku zachowania odległości 1,5m są wyłączone osoby, które używają maseczki, to automatycznie oznacza to, że dopuszcza się w przestrzeni publicznej, w trakcie przemieszczania, występowanie osób, które owych maseczek nie noszą.
Wiem, to naprawdę durny zapis. Obowiązek albo jest albo go nie ma. Nie może być: "obowiązek, ale chyba nie". Niemniej jednak taki zapis prawny istnieje i proszę się nie dziwić, że ludzie potrafią czytać. To dlatego obserwujecie maseczki na brodzie na ulicy. Bo jak dystans jest zachowany, to na brodę, jak ktoś się zbliża, do na nos.