„Zmiany w sądzie oceniam jako wprowadzenie Misiewicza” - powiedział jeden z sędziów Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka w raporcie, który powstał po rozmowach z 20 odwołanymi prezesami i wiceprezesami sądów. "Głównym celem nowelizacji ustawy o ustroju sądów powszechnych nie było usprawnienie pracy sądów, lecz dogłębna wymiana kadrowa" - stwierdza Fundacja
Czystki przeprowadzone przez Zbigniewa Ziobrę pogłębiły problem braków kadrowych w sądach, a przez to jeszcze spowolniły ich pracę. Wymiany prezesów nie poprzedzała analiza sytuacji w sądach i rzetelna ocena pracy dotychczasowych prezesów. Prezesów nie odwoływano ze względów merytorycznych - powody wymyślano ad hoc.
Nowi prezesi są niedoświadczeni, czasem mają na koncie postępowania dyscyplinarne. Nowe kierownictwo nie wprowadziło dotąd żadnych zmian, które by usprawniły pracę sądów. W sądach panuje dziś niepewność i marazm.
Takie są wnioski z ujawnionego wczoraj raportu Helsińskiej Fundacji Praw człowieka. Raport powstał na podstawie ankiet z 20 sędziami odwołanymi z funkcji prezesów (14) i wiceprezesów (6) oraz na podstawie informacji prasowych. Fundacja nie podaje nazwisk sędziów, by chronić ich tożsamość. Wiadomo, że pracują w 14 miastach. Średni staż pracy tych sędziów w sądach to 20 lat.
Z ankiet jakie przeprowadziła z tymi sędziami Fundacja wynika, że do lipca 2017 roku, czyli do czasu rozpoczęcia czystek na stanowiskach prezesów sądów, podległe im sądy (duże i małe)
borykały się głównie z niedostateczną liczbą pracowników administracyjnych (asystentów, urzędników sądowych) oraz sędziów orzekających.
Sędziów brakowało, bo ministerstwo zamroziło konkursy na kilkaset wolnych stanowisk. W ówczesnej procedurze obsadzania wakatów ministerstwo miało mały wpływ na proces wyboru kandydatów na konkretne stanowiska i dlatego ich nie obsadzano.
Obecna władza wprowadziła też zmiany w przepisach emerytalnych (minister zaczął decydować czy po 65. roku życia sędzia może nadal orzekać), zabierano też sędziów z sądów na delegację do ministerstwa. Zdaniem byłych prezesów to właśnie
nieobsadzone stanowiska sędziowskie w największym stopniu przyczyniły się do spowolnienia pracy sądów, a wręcz doprowadziły do zapaści pracy w niektórych wydziałach.
Problemem w sądach była też przewlekłość postępowań i współpraca z ministerstwem sprawiedliwości. Problemy dotknęły zarówno sądy niższej instancji, jak i wyższych. Te ostatnie często braki kadrowe uzupełniały sędziami delegowanymi z sądów niższych instancji.
Za ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry to się zmieniło. Często wnioski z sądów o delegowanie sędziów potrzebnych do usprawnienia pracy były załatwiane przez ministerstwo negatywnie, bez żadnego uzasadnienia. „Przychodziło jednozdaniowe pismo: nie! Nie wiadomo było, czy nie, bo nie ten kandydat, czy nie, bo nie? I nie można było, niestety, dowiedzieć się, jakie były przyczyny odmowy” – powiedział w badaniu Helsińskiej Fundacji jeden z byłych prezesów. „Z informacji przekazanych przez rozmówców wynika, że
brak odpowiedniej liczby sędziów i możliwości pełnego wykorzystania przydzielonych do sądów etatów był jednym z najważniejszych systemowych problemów sądownictwa.
W wielu przypadkach brak odpowiedniej obsady sędziowskiej mógł prowadzić do spowolnienia pracy lub przewlekłości postępowania – a to właśnie te czynniki były podawane jako kryteria negatywnej oceny prezesów przy ich odwoływaniu” – stwierdza w raporcie Fundacja.
Część odwołanych prezesów narzekało na współpracę z ministerstwem sprawiedliwości. Ocenili ją negatywnie. „Moja współpraca z panem wiceministrem Łukaszem Piebiakiem od początku układała się bardzo źle. Poza tym, trudno było nawiązać z panem Piebiakiem kontakt – pewnie też rozliczne obowiązki służbowe powodowały, że nie miał na to czasu” – wyznał jeden z byłych prezesów.
Wiceministrowi Piebiakowi podlega nadzór nad sądami. Fundacja stwierdza, że część byłych prezesów było sfrustrowanych współpracą z resortem Ziobry. Rozmówcy zwracali uwagę na niejednolite standardy w komunikacji z Ministerstwem. „O ile np. pisma dotyczące wakatów sędziowskich były tygodniami nierozpatrywane, o tyle korespondencja dotycząca skarg na sędziów lub działanie sądu była przekazywana w ciągu tygodnia” – zauważa Helsińska Fundacja.
Byli prezesi wskazywali, że w ostatnich latach rola prezesa sądów zmniejszyła się, „a on sam staje się niepisanym urzędnikiem ministerstwa sprawiedliwości (...) Jednocześnie, rozmówcy zwracali również uwagę na przekraczanie granic nadzoru zewnętrznego sprawowanego przez ministerstwo i przypadki zwracania się przez ministerstwo z żądaniem informacji o konkretnych postępowaniach”.
„Od czasów aktualnego ministra to się zmieniło o tyle, że więcej jest takiego bezpośredniego nadzoru – nie nadzoru nad prezesem, ale nadzoru nad sądem. Minister sobie przypisuje więcej kompetencji” - stwierdził w ankiecie jeden z byłych prezesów.
Fundacja zapytała też byłych prezesów sądów, jak wyglądało ich odwołanie. Aż 12 sędziów z badania Fundacji spodziewało się tego. „Gdybym się nie spodziewała odwołania, to byłabym idiotką i nie umiała czytać przepisu ustawy ze zrozumieniem. Skoro powstał taki przepis, skoro taka możliwość jest, to brakiem rozsądku byłoby myślenie, że nic się nie wydarzy” – powiedziała Fundacji była prezes.
Fundacja podaje przykłady odwołań np: „Gdy nowe przepisy ustawy weszły w życie, sędzia otrzymał pięć telefonów od innych sędziów, którzy informowali go, że kontaktowały się z nimi osoby powołujące się na kontakty w ministerstwie sprawiedliwości, proponujące im objęcie jego stanowiska. Każda z tych pięciu osób odmówiła (...) Dwóch kolejnych rozmówców wskazywało, że spodziewali się odwołania jako swoistego rodzaju kary za ich dotychczasową działalność (...) W tych przekazywanych sobie pocztą pantoflową informacjach również pojawiał się wątek nieformalnych kontaktów osób powołujących się na kontakty w ministerstwie sprawiedliwości z kandydatami na nowych prezesów”.
Tak przeprowadzona wymiana prezesów sądów pogorszyła atmosferę pracy w sądach. „Brak transparentności w podejmowaniu decyzji oraz niepewność co do tego, kiedy zostaną one przez Ministerstwo ogłoszone, powodowały, że niektórzy rozmówcy odbierali cały proces wymiany kierownictwa w kategoriach zakulisowych rozgrywek lub wręcz pewnej formy spiskowania przeciwko nim” – napisano w raporcie.
Były prezes: „To było czekanie na faks [z ministerstwa z odwołaniem – red.] – może przyślą w piątek, może w poniedziałek?”. Fundacja stwierdza to, o czym pisaliśmy wiele razy w OKO.press, że
prezesów odwoływano nie ze względów merytorycznych, bo resort by uzasadnić dymisję powoływał się na wyrwane z kontekstu, niekorzystne dane statystyczne.
„Prezesi byli odwoływani zazwyczaj wtedy, gdy wytypowany był już kandydat na nowego prezesa” – stwierdza Fundacja.
Większość prezesów odwołano faksem. Po kilku dniach przychodziły kurierem oryginały odwołania. Wręczało je nowe kierownictwo. Były prezes wspomina: „Była to, jak ja to nazywam Uroczystość Wręczenia Oryginału Odwołania. Odbyliśmy z panem prezesem [nowym – red.] całkiem miłą rozmowę, w trakcie której pan prezes podziękował mi za bardzo dobrą pracę i wyniki pracy sądu. Kiedy odpowiedziałem, że ministerstwo ma inną ocenę tych wyników, to atmosfera spotkania znacznie się pogorszyła”.
Inny odwołany sędzia: „Trudno nie odnieść wrażenia, że ministerstwo sprawiedliwości nie dokonywało obiektywnej oceny pracy sądów, lecz
szukało najsłabszych punktów w ich działalności, po to, by w jakikolwiek sposób uzasadnić wprowadzane zmiany kadrowe”.
Fundacja napisała w raporcie, że z informacji od jednego z rozmówców wynika, że nowy prezes sądu wprost przyznał, że komunikaty ministerstwa o przyczynach odwołania i przedstawione w nich informacje były tylko pretekstem do odwołania prezesów.
„Stąd, nie budzi zdziwienia fakt, że rozmówcy oceniali komunikaty ministerstwa jako »zmanipulowane, cyniczne, nierzetelne« lub »głęboko niesprawiedliwe«” – podkreśla raport.
A jak dawni prezesi oceniają nominatów ministra Ziobry? Że mogą oni nie mieć jeszcze kwalifikacji na to stanowisko lub ich nie mają. „W przypadkach wskazanych przez rozmówców, jedynie trzech nowych prezesów wcześniej pełniło jakąkolwiek funkcję w sądach. Funkcje prezesów obejmowali m.in. najmłodsi stażem sędziowie lub sędziowie, których kandydatury były wcześniej negatywnie opiniowane w procesie wyboru na inne stanowiska w sądzie” – pisze Fundacja. Zdarzali się też nowi prezesi z dyscyplinarkami lub groziły im postępowania dyscyplinarne.
Były prezes: „Zmiany w sądzie oceniam jako wprowadzenie Misiewicza”.
Na przykład w Sądzie Rejonowym w Wałbrzychu nowym prezesem została sędzia, która urząd sędziego sprawowała od niespełna dwóch lat. Nowa prezes 52 razy startowała w konkursach na sędziego.
Prezesem Sądu Okręgowego w Suwałkach został sędzia, który kilka miesięcy wcześniej uchylił uniewinniający wyrok działaczy KOD. A nowy prezes Sądu Rejonowego dla Krakowa-Śródmieścia był w przeszłości karany dyscyplinarnie za przewinienia służbowe, w tym m.in. nieuzasadnione przewlekanie postępowań.
Według byłych prezesów „o wyborze sędziego na stanowisko prezesa lub wiceprezesa sądu mogły decydować względy inne niż merytoryczna ocena”, a wręcz „zażyłość z przedstawicielami ministerstwa”. „Przede wszystkim były to osobiste znajomości podsekretarza stanu w ministerstwie. Pan podsekretarz stanu [wiceminister Łukasz Piebiak – red.] zajmował się wieloma pozasądowymi aktywnościami – wszelkie rajdy, narady, szkolenia [...] zna mnóstwo ludzi w całej Polsce, z wieloma osobami był w kontakcie, a jako podsekretarz tych kontaktów nie zerwał” – ocenił były prezes.
Fundacja stawia mocną tezę: „Nominacje nowych prezesów sądów połączone z dość wybiórczą analizą sytuacji w sądach oraz oceną efektywności ich pracy wskazują, że
w praktyce głównym celem nowelizacji ustawy o ustroju sądów powszechnych [pozwoliła na wymianę prezesów – red] nie było usprawnienie pracy sądów, lecz dogłębna wymiana kadrowa.
I jeszcze jeden mocny cytat z raportu: „Wymiana kierownictwa sądów była również przedstawiana przez ministerstwo jako jeden z etapów osiągnięcia tego celu. Jednak zdecydowana większość rozmówców pytana o to, jakie zmiany wprowadzili nowi prezesi w kierunku usprawnienia prac odpowiadała, że nie wprowadzono żadnych zmian i „wszystko działa tak jak do tej pory”.
Co więcej, w niektórych przypadkach nowi prezesi chwalili dotychczasową pracę były prezesów i zapowiadali kontynuację wytyczonych przez nich kierunków rozwoju sądów. (...) Z upływem czasu od odwołania wprowadzone zmiany zaczęły wpływać negatywnie na atmosferę pracy w sądach. Rozmówcy pytani o to, jakie są obecnie nastroje wśród sędziów, mówili o panującym rozczarowaniu, przygnębieniu czy zniechęceniu.
Były prezes: „Obecnie panuje marazm. Marazm pod każdym względem”.
Część ankietowanych uważa, że zmiany nic nie dadzą, a jedynie stwarzają zagrożenie dla niezawisłości sędziów i pole do nacisków na sędziów.
Sędzia: „Ja do tej pory czułam, że państwo jest po mojej stronie. Od 2011 roku to się zaczęło powoli zmieniać, ale wciąż miałam poczucie, że państwo mnie jako sędziego chroni. Teraz wszystko się zmieniło – teraz mam wrażenie, że państwo staje przeciwko nam, a sędziowie mają stać się urzędnikami”.
Fundacja zauważa, że niektórzy sędziowie boją się o swoją przyszłość w zawodzie. Były prezes: „Widzę, że koledzy się boją, mają rozterki: co mogą nam zrobić? Co się stanie, jeśli spłaszczą strukturę sądów [zamiast trzech szczebli sądów będą dwa i dzięki temu będzie można wtedy zweryfikować wszystkich sędziów – red.], a władza wprowadzi nominację na sędziego sądu powszechnego i nie wszystkim wręczą taką nominację?”
Inny sędzia: „Te zmiany spowodują, że sędziowie przestaną być sędziami, a zostaną urzędnikami państwowymi”.
I jeszcze dwie wypowiedzi z raportu Fundacji:
„Ciężko jest stwierdzić, czy każdy sędzia ma tak silny kręgosłup, żeby się tym naciskom nie poddać – to może być różnie”.
„Widzę przyszłość wymiaru sprawiedliwości w czarnych barwach. Przewietrzy się środowisko, autorytety będą traciły na znaczeniu, stracimy punkty odniesienia, a konformistyczne postawy będą bardziej dolegliwe dla naszego środowiska”.
Dzięki niekonstytucyjnej nowelizacji ustawy o sądach resort ministra Ziobry wymienił 130 prezesów i wiceprezesów, w tym w najważniejszych sądach.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Komentarze