0:000:00

0:00

Prawa autorskie: © Fred Dott / Greenpeace© Fred Dott / Greenp...

Według raportu specjalistów z Międzynarodowej Unii Ochrony Przyrody (IUCN) z 2015 roku, z dwóch tysięcy gatunków pszczół żyjących w Europie około 9 procentom grozi wyginięcie. Jedną z głównych przyczyn jest rolnicza chemia, przede wszystkim pestycydy.

Aż 3/4 wszystkich roślin uprawnych to rośliny zapylane przez owady. A ich plony zapewniają 1/3 globalnej wartości produkcji rolnej. W takiej sytuacji ochrona pszczół i innych zapylaczy staje się kwestią bezpieczeństwa.

Coraz więcej krajów opracowuje i wdraża strategie ochrony owadów zapylających m.in. Irlandia, Wielka Brytania i Norwegia. Żaden polski rząd jak dotąd nie wypracował takiej strategii. Narodową Strategię Ochrony Owadów Zapylających - w ramach akcji Adoptuj Pszczołę - przygotowała wspólnie z naukowcami Fundacja Greenpeace Polska.

"Liczebność, różnorodność i w ogóle istnienie owadów zapylających są kwestiami fundamentalnymi z punktu widzenia bezpieczeństwa ludzkości. Dlatego trzeba je uznać za zasób strategiczny. Bez nich, np. pszczół, po prostu stanie nam rolnictwo, bo nie jesteśmy w stanie ich całkowicie zastąpić" - mówi OKO.press dr hab. Hajnalka Szentgyörgyi z Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie, jedna z autorek strategii.

Organizacja zaapelowała do ministra środowiska Henryka Kowalczyka i ministra rolnictwa Krzysztofa Jurgiela, by wzięli udział we wdrażaniu Narodowej Strategii Ochrony Owadów Zapylających.

Dokument został opublikowany kilka dni przed pierwszym, wprowadzonym z inicjatywy ONZ, Światowym Dniem Pszczoły obchodzonym 20 maja.

Gdyby w Polsce zabrakło pszczół...

Prawie 90 proc. wszystkich roślin kwiatowych wymaga do produkcji nasion udziału zapylaczy. Najważniejszymi owadami zapylającymi są pszczołowate, są najlepiej przystosowane do zapylania roślin kwiatowych.

W Polsce najbardziej znana jest pszczoła miodna, choć jest tylko jednym z 470 gatunków pszczół żyjących w naszym kraju. A także trzmiel, który coraz częściej jest wykorzystywany do zapylania upraw szklarniowych. Ale zapylają też inne owady, np. motyle i muchówki oraz chrząszcze.

Trzmiel Bombus schrencki. Fot. Lech Krzysztofiak, Stowarzyszenie Człowiek i Przyroda

"Niestety w Polsce nie mamy danych o wpływie najbardziej szkodliwych czynników - intensywnego, wielkoobszarowego rolnictwa i urbanizacji - na liczebność poszczególnych gatunków owadów zapylających" - mówi OKO.press dr hab. Szentgyörgyi.

Mamy takie informacje z Europy Zachodniej, głównie z Wielkiej Brytanii i Holandii. I z nich - przez analogię - możemy wyciągnąć wnioski, w jaki sposób wspomniane i inne czynniki wpływają na stan populacji owadów zapylających w naszym kraju.

"A skoro wiemy, że za granicą przyczyniają się one do spadku ich liczebności i różnorodności gatunkowej, to podobne procesy zachodzą również w Polsce" - mówi badaczka.

Co by się stało, gdyby w Polsce znacznie spadła liczebność i różnorodność gatunkowa owadów zapylających? W pierwszej kolejności pojawiłby się problem z wielkością i jakością plonów uprawianych i dziko rosnących owoców.

"Co prawda, niektóre rośliny owocowe - jak np. truskawki - mogą zapylać się same. Ale badania naukowe dowiodły, że owoce uzyskane w drodze samozapylenia są mniejsze, słabsze, a nawet niedorozwinięte. Są też rośliny, które w ogóle nie radzą sobie bez zapylaczy. Jak np. koniczyna, ogórek, czereśnia, czy śliwa" - mówi dr hab. Szentgyörgyi.

Przeczytaj także:

Niepokojące przykłady ze świata

Mamy już przykłady na świecie, co się dzieje w rolnictwie, gdy zabraknie owadów zapylających. Najbardziej znany pochodzi z Chin. Inny zaś z USA.

W chińskiej prowincji Syczuan uprawia się owoce, ale intensywne stosowanie pestycydów w zasadzie zabiło na tym obszarze zapylacze.

"I tam ludzie muszą ręcznie zapylać drzewa owocowe, co generuje ogromne koszty i wpływa na cenę owoców. Bo pracownikom trzeba zapłacić, a owady zapylały za darmo. Właśnie dlatego zaliczamy zapylanie do usług ekosystemowych - takich, których sama przyroda nam dostarcza za darmo" - mówi dr hab. Szentgyörgyi.

Natomiast amerykańska Kalifornia jest największym na świecie producentem migdałów. Znajdują się tam wielohektarowe uprawy tych orzechów, na których nie rośnie nic innego. W efekcie zapylacze tam zaniknęły.

"Dlatego trzeba było wprowadzić pszczoły miodne, by zapylały migdałowce. Rocznie sprowadza się tam półtora miliona uli, co oczywiście podnosi cenę uprawy migdałów" - mówi uczona.

Dane szacunkowe mówią, że wkład pszczół i innych owadów zapylających w światową gospodarkę wynosi od 153 mld do nawet 265 mld euro (w zależności od metodologii oszacowań). Dla Polski nie mamy takich danych, ale autorzy strategii oceniają - na podstawie tylko najbardziej rozpowszechnionych upraw - udział owadów zapylających w wartości produkcji rolnej na 3 do 4 mld zł.

Kierunki na przyszłość

"Aby zatrzymać spadek różnorodności i liczebności zapylaczy, potrzeba szybkich działań.

Nie wystarczą jednak wyłącznie inicjatywy instytucji badawczych czy organizacji pozarządowych. Niezbędne jest zaangażowanie instytucji państwa i wszystkich obywateli. Tylko wspólnymi siłami możemy zatrzymać proces wymierania gatunków i populacji zapylaczy" - czytamy w dokumencie.

Dlatego strategia, obok diagnozy wskazującej na główne zagrożenia dla owadów zapylających w Polsce, zawiera również rekomendacje skierowane do różnych grup: rządu (państwa), samorządów, instytucji badawczych i szkół wyższych, NGO, przedsiębiorców, rolników i społeczeństwa.

Autorzy wskazują, że "następnym etapem pracy nad Strategią będzie dopracowanie kierunków działań z instytucjami i podmiotami, podparte deklaracjami współpracy oraz wskazanie obszarów prawodawstwa wymagających zmian pozwalających na osiąganie celów Narodowej Strategii Ochrony Owadów Zapylających".

Z całą strategią można się zapoznać tu.

;

Udostępnij:

Robert Jurszo

Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.

Komentarze