0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Jakub Porzycki / Agencja Wyborcza.plFot. Jakub Porzycki ...

Oficjalnie mamy w Polsce 31 tysięcy osób w kryzysie bezdomności. To tyle, ilu mieszkańców ma Sopot czy Nowy Targ. Używamy określenia „w kryzysie”, by podkreślić, że to nie cecha stała, a stan tymczasowy. Tyle że 40 procent z nich żyje na ulicy od pięciu do ponad dwudziestu lat. Podczas gdy systemowa pomoc ratuje kilkanaście procent osób, nowatorski program Housing First (Najpierw Mieszkanie) ma ok. 80-procentową skuteczność.

Od czterech lat jego uczestniczką jest 63-letnia Hanna, która niemal połowę życia spędziła na ulicy. Cierpi na niepełnosprawność intelektualną i zaburzenia psychiczne. Wielu rzeczy z dzieciństwa i młodości nie pamięta, ale wie, że alkohol był jak członek rodziny. Gdy w 2020 r. wchodziła do gdańskiego programu Najpierw Mieszkanie, picie denaturatu stanowiło jej codzienność. Mieszkała w pustostanach, na dworcu. Jak w przypadku każdej kobiety na ulicy, mężczyźni krążyli wokół niej niczym satelity. Z niektórymi była związana. To pomagało przetrwać.

Hanna nie mogła uwierzyć, że terapeuci oferują jej pomoc i mieszkanie. Bała się, że chcą ją oszukać.

- Strach to permanentny towarzysz na ulicy. Jej mieszkańcy próbują przetrwać, w nieuświadomionym napięciu planując cały dzień: skąd wziąć jedzenie, gdzie się umyć, jak opatrzyć cieknącą ranę, gdzie znaleźć dach nad głową, żeby się przespać. Brakuje poczucia bezpieczeństwa i wiary w zmianę. Im dłużej są na ulicy, tym mniej wierzą w to, że mogą jeszcze mieć dom – mówi Julia Wygnańska, badaczka bezdomności, prezeska Fundacji Najpierw Mieszkanie Polska.

Na zdjęciu: osoba bezdomna na krakowskich Plantach, 01.02.2023 r.

Liczby rosną, systemowa pomoc nie działa

Rząd cyklicznie próbuje policzyć osoby w kryzysie bezdomności. Próbuje, ale oficjalne dane obejmują tylko te osoby, do których udało się dotrzeć i zdiagnozować. Mieszkańcy nieodkrytych pustostanów, osoby, które często zmieniają miejsce przebywania, a także coraz liczniejsza grupa młodych, którzy jednego dnia śpią u kolegi, a drugiego na fotelu nocnego autobusu – to tylko przykłady osób, których zarówno system, jak i społeczeństwo nie widzą.

31 042 osoby nie mają w Polsce dachu nad głową – to najnowsze dane z Ogólnopolskiego badania liczby osób bezdomnych przeprowadzonego w lutym 2024 r. Pierwszy raz po pięciu latach przerwy. O ile bowiem przed pandemią COVID-19 ministerstwo rodziny, pracy i polityki społecznej zlecało to zadanie co dwa lata, o tyle od 2019 r. nie było realizowane ani razu.

W porównaniu do 2019 r. liczba osób w kryzysie bezdomności wzrosła o 712, a zmalała o ponad 2 tysiące w stosunku do 2017 r. Wzrósł odsetek kobiet – z 16,4 proc. (4961) w 2019 r. do 20 proc. (6162) w 2024 r. Ludzie poniżej 18. roku życia stanowią 5 proc. ogólnej liczby.

Podobnie jak w poprzednich latach, większość (76 proc., czyli 23,4 tys.) osób przebywa w placówkach instytucjonalnych, a 21 proc. na ulicach. 990 osób znajduje się z kolei w mieszkaniach chronionych i treningowych.

- Dane są zaniżone, ale tylko takie mamy – mówi Julia Wygnańska. – Zgodnie ze „Sprawozdaniem z realizacji działań na rzecz osób bezdomnych w województwach” w roku 2022 usamodzielniło się 2481 osób. To 8 procent łącznej liczby osób policzonych i korzystających ze wsparcia, a 10,6 procent z liczby osób przebywających w placówkach, czyli objętych systemowym wsparciem, które ma doprowadzić do zakończenia bezdomności. Zatem albo to wsparcie nie działa, albo jest skuteczne wyłącznie wobec wąskiej grupy. A zdecydowana większość tkwi w kołowrotku bezdomności – ocenia badaczka.

Przeczytaj także:

Są wymogi lokatorskie, nie ma wymogu abstynencji

Podczas gdy system zawodzi, eksperci przyglądają się i testują działania, które – choć mogą budzić kontrowersje – są bezsprzecznie skuteczne. W Stanach Zjednoczonych, gdzie psycholog Sam Tsemberis stworzył metodę Najpierw Mieszkanie, 80 proc. osób nie wraca na ulicę. W Finlandii dzięki niej bezdomność niemal nie istnieje.

W pilotażu programu realizowanym w latach 2019-2021 partnersko w trzech miastach: Gdańsku, Warszawie i Wrocławiu, skuteczność wyniosła 81 proc.

Podobnie w Krakowie, który osobno wdrażał metodę.

To przewrót w podejściu do bezdomności.

W systemowych rozwiązaniach króluje tzw. drabinka, czyli konieczność spełnienia kolejnych wymogów, by „zasłużyć” na szerszą pomoc, a w ostateczności – samodzielne mieszkanie. Pomoc za postępy. Powszechnym wskaźnikiem postępu jest zachowanie abstynencji.

W Najpierw Mieszkanie uczestnik na starcie dostaje miejsce w mieszkaniu i nie stawia się przed nim żadnych wymogów wstępnych dotyczących stanu zdrowia, uzależnienia czy pracy. Są trzy warunki lokatorskie: płacenie czynszu w wysokości do 30 proc. dochodu, przestrzeganie zasad porządku sąsiedzkiego, zakaz przyjmowania gości „na waleta”. Warunkiem kardynalnym jest pozostawanie w kontakcie z zespołem wspierającym i przyjmowanie jego członków minimum raz w tygodniu.

- Wszyscy mamy taką samą podstawową potrzebę poczucia bezpieczeństwa, a badania pokazują, że do jej zaspokojenia konieczne jest bycie w domu, czyli w miejscu, w którym mamy dach nad głową, prywatność i czujemy się „u siebie” – mówi Julia Wygnańska. – Dopiero po jej zaspokojeniu i zapewnieniu, że mieszkania nie traci się za złe decyzje dotyczące własnego zdrowia, osoby z doświadczeniem bezdomności znajdują w sobie motywację do pracy nad zdrowieniem, relacjami czy integracją społeczną. Przy fundamentalnym założeniu, że mogą decydować o sobie, mając realny wybór.

Uczestnicy Najpierw Mieszkanie odzyskują sprawczość. Sami decydują o tym, jak spędzają dzień – czy pójdą do pracy, posprzątają, zrobią zakupy. Nikt nie zmusza ich też do abstynencji. Asystenci pracują z nimi metodą redukcji szkód, czyli minimalizują negatywne konsekwencje szkodliwych zachowań związanych z nadużywaniem alkoholu czy narkotyków. Pomagają zauważać ciąg przyczynowo-skutkowy – np. im mniej pijesz, tym lepiej ogarniasz codzienność. W tym podejściu docenia się małe kroki w kierunku polepszenia życia. Efekty pracy przychodzą później, ale działają długofalowo.

- Nie zachęcamy do picia alkoholu, promujemy abstynencję, ale pracujemy inną metodą niż zakazy – tłumaczy Piotr Olech, koordynator Najpierw Mieszkanie w Gdańsku, ekspert i praktyk wdrażania tej metody, działacz Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta, współzałożyciel Ogólnopolskiej Federacji na rzecz Rozwiązywania Problemu Bezdomności. – Wbrew pozorom samo picie alkoholu nie jest w programie problemem. Są nim konsekwencje ciągu spożywania, np. dewastacje czy zakłócanie miru domowego. Potrafimy jednak z tym pracować. Przecież większość osób uzależnionych na świecie ma swój dom. Nauczyła się, lepiej lub gorzej, zarządzać życiem i piciem. Uczestnicy programu również to robią – dodaje.

Podkreśla, że mniej więcej jedna trzecia z nich robi to skutecznie, pijąc mało albo tylko sytuacyjnie, jedna trzecia w ogóle przestała pić, a reszta aktywnie spożywa, co stanowi wyzwanie do dalszej pracy.

Poczucie stabilności działa cuda

Redukcja szkód podziałała na pijącą denaturat 63-letnią Hannę z gdańskiego Najpierw Mieszkanie. Jej początki w programie były trudne. Cieszyła się z dachu nad głową, chciała o niego dbać. Jednak przez trzy miesiące asystentka odnajdowała ją na ławkach i w melinach, w których przebywała wcześniej. Nie pamiętała, że ma dom. Uzmysłowienie jej tego było na starcie największym wyzwaniem.

Asystenci wspierali ją w stawianiu każdego kroku. W nauce spania w łóżku. W obsłudze pralki. W próbach samodzielnego zrobienia zakupów. W rozpoznaniu drogi do mieszkania. W pracy nad uzależnieniem i rezygnacji z denaturatu.

- Hanna jest jednym z fenomenów programu – mówi Piotr Olech. – Po kilku miesiącach przestała wracać na ulicę. Odnowiła kontakty z rodziną. Zaczęła uczyć się pisać i czytać. Zrezygnowała z picia wysokoprocentowego alkoholu na rzecz jednego piwa, a okresowo utrzymuje abstynencję. Wypracowała strategie radzenia sobie z mężczyznami znanymi z ulicy, którzy nie dawali jej spokoju.

W Najpierw Mieszkanie biorą udział osoby w chronicznym kryzysie bezdomności, z zaburzeniami psychicznymi, uzależnione od alkoholu, narkotyków, często z przestępczą przeszłością. Po wielu latach spędzonych na ulicy pierwsze miesiące pod dachem to stanie w rozkroku pomiędzy bezdomnością a bezpiecznym kątem. Jeśli ktoś wcześniej mieszkał w schronisku, potrzebuje czasu, by nauczyć się, że dba o codzienność dla samego siebie, a nie dlatego, że wisi nad nim widmo kary wyrzucenia z mieszkania. Ono jest prawem. Gdy uczestnik to poczuje, zaczynają dziać się cuda.

- Nie wierzyłem, gdy usłyszałem propozycję wprowadzenia się jeszcze tego samego dnia – wspomina 63-letni Zdzisław z Gdańska, który po tym, jak spłonął mu rodzinny dom, przebywał na ulicy prawie 25 lat. Od 2020 r. jest w programie.

– Dotykałem wszystkiego w mieszkaniu po kilka razy. Nie mogłem spać. Bałem się, że następnego dnia ktoś mnie wyrzuci.

Zdzisław wcześniej mieszkał w pustostanach i piwnicach, okresowo w noclegowni lub, gdy lepiej zarabiał w dorywczej pracy, w wynajmowanym pokoju. Pił, żeby zapomnieć. Najczęściej jednak potrafił łączyć to z pracą. Pomagał rybakom i w stadninie koni, był ochroniarzem budynku. Gdy wyrzucono go z mieszkania treningowego, postanowił pójść na terapię uzależnień i spróbować jeszcze raz. Wtedy jednak dostał propozycję z Najpierw Mieszkanie. Jeszcze tego samego dnia asystenci pokazali mu dwa lokale do wyboru, pomogli zrobić zakupy i się wprowadzić. Dość szybko odnalazł się w nowej rzeczywistości.

Najtrudniejszy dla Zdzisława był początek 2022 r., gdy zdiagnozowano u niego raka i wycięto nerkę. Zdrowie psychiczne się posypało. Dziś bywają gorsze i lepsze chwile. Nie pije, ale chodzący na piwo koledzy mu nie przeszkadzają. Majsterkuje, gra na gitarze, zna każdego sąsiada i uwielbia wspólne grillowanie w ogródku. Regularnie spotyka się z dziećmi i wnukami.

- Wolałbym więcej pracować, bo mam techniczną smykałkę, ale zdrowie nie pozwala. Nie narzekam, gorzej już było, a dzięki programowi jest tylko lepiej. Zamierzam jeszcze zagrać na gitarze na ślubach moich wnuków – zapowiada.

Zdzisław wspomina sytuację, która spotkała go przed pubem w Oliwie. Został wyzwany od „bezdomniaka” przez znajomego, stałego bywalca tego miejsca.

- Zdenerwowałem się. Odpowiedziałem, że może i jestem bezdomniakiem, ale nie piję. Zapytałem, kim on jest. Alkoholikiem? Ochlejem? Odpowiedział, że nie jest alkoholikiem, bo ma dom, rodzinę i pracę.

Dopytuję Zdzisława: – Nadal czujesz się bezdomniakiem?

- Domniakiem. Ale takim na kredyt.

Wyjście z programu często oznacza śmierć na ulicy

Eksperci podkreślają, że Najpierw Mieszkanie nie jest po prostu dawaniem mieszkania, a programem pracy terapeutycznej ukierunkowanej na zakończenie bezdomności. Choć uczestnicy mają prawo popełniać błędy i wyciągać z nich wnioski, stawiane na początku wymogi lokatorskie i terapeutyczne są monitorowane. Pierwsze półrocze to zwykle trudny czas adaptacji.

- Najczęściej łamaną wtedy zasadą jest zakaz zapraszania znajomych z ulicy na noc – wyjaśnia Julia Wygnańska. – To jedyne kontakty, jakie uczestnicy na początku mają, więc jest im trudno. Ulica wciąż w nich żyje. Często chcą pomóc znajomym. Rodzi to jednak niebezpieczne sytuacje i nadużycia.

Tsemberis przewidział trudności i jako jedno z rozwiązań zaproponował zmianę mieszkania. Zakładał, że jedna jest oczywista, druga wkalkulowana w program, a i trzecia może się zdarzyć. Gdy to nie pomaga i umówione zasady nadal są łamane, uczestnik musi opuścić lokal.

- To rzadkie przypadki. Dochodzi do nich, gdy osoba ewidentnie nie chce z nami współpracować, robi melinę z kolejnych mieszkań albo stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia innych. Zdarza się też, że ktoś sam odchodzi. A potem – po roku czy dwóch – wraca. Niestety, istnieje duże ryzyko, że zakończenie relacji z nami zakończy się śmiercią na ulicy – mówi Piotr Olech.

Zdaniem eksperta, Najpierw Mieszkanie może pomóc każdej osobie w kryzysie bezdomności, niezależnie od wieku, płci, chorób i czasu spędzonego na ulicy. Pod warunkiem, że ta osoba ma chęć życia i naprawdę pragnie domu oraz że w tym celu otworzy się na współpracę.

80 procent uczestników nie wraca na ulicę

Skuteczność programu potwierdzają statystyki. Łącznie pilotaż w trzech polskich miastach objął 42 uczestników (troje w tym czasie zmarło). 81 proc. z nich nie wróciło na ulicę, 71 proc. poprawiło swoją sytuację zdrowotną, 79 proc. polepszyło dobrostan psychospołeczny.

Jak wskazuje Piotr Olech, w samym Gdańsku skuteczność wyniosła 85 proc., a w Warszawie prawie 90 proc. Znamienny jest przykład Finlandii, w której powszechnie wprowadzono Najpierw Mieszkanie i która jest jedynym europejskim krajem ze spadającą liczbą osób w kryzysie bezdomności. Z ponad 8 tysięcy w 2011 r. statystyki spadły do 3,6 tys. osób w 2022 r. Fiński rząd zakłada, że do 2027 r. i te osoby znajdą się w mieszkaniach.

Polski pilotaż programu zakończył się w 2021 r., ale samorządy go kontynuują. Każde miasto na nieco zmienionych zasadach (do czego zastrzeżenia mają eksperci, gdyż odejście od wierności Housing First obniża skuteczność). Wrocław w tym celu wynajmuje 10 mieszkań na wolnym rynku, Gdańsk ma około dwudziestu lokali z zasobu komunalnego. W Krakowie program obejmuje trzy mieszkania. Warszawa poszła najszerzej, dysponując w programie 87 mieszkaniami. Jak przekazał nam urząd miasta, do końca marca 2026 r. ze wsparcia ma skorzystać łącznie 120 osób, a maksymalny czas przebywania w lokalu to trzy lata.

- Przewiduje się, że w możliwie najwcześniejszej fazie wsparcia uczestnicy złożą wnioski o pomoc mieszkaniową z zasobów miasta na zasadach ogólnych – jak wszyscy mieszkańcy. Po otrzymaniu lokalu z zasobu i przeprowadzce do niego uczestnicy nadal będą wspierani przez asystenta, który pomoże w adaptacji do nowych warunków – informuje Marcelina Bogdanowicz z wydziału prasowego urzędu miasta w Warszawie.

Inne miasta bacznie przyglądają się metodzie Najpierw Mieszkanie. Jej realizację zakłada np. przyjęta w 2024 r. Strategia Rozwiązywania Problemu Bezdomności w Łodzi. Z kolei Poznań uczestniczył w europejskim projekcie ROOF poświęconym problematyce wsparcia mieszkaniowego – w tym i Najpierw Mieszkanie – dla osób w kryzysie bezdomności. Ta koncepcja jest również wskazana jako jeden z istotnych kierunków działań w Wielkopolskim Planie Deinstytucjonalizacji i Rozwoju Usług Społecznych na lata 2023-2026.

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY„ to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie.

;
Paulina Jęczmionka-Majchrzak

Dziennikarka, redaktorka, politolożka. Poznanianka. W latach 2009-2016 pracowała w dzienniku Głos Wielkopolski, zajmując się tematami politycznymi i społecznymi. Po kilku latach przerwy wróciła do pisania, współpracując m.in. ze Stowarzyszeniem Mediów Lokalnych. Dziś zdecydowanie bliżej jej do tematów społecznych, psychologicznych i edukacyjnych niż polityki.

Komentarze