Przez 13 kilometrów ciągnął się żywy łańcuch między aresztem Okrestina w Mińsku, gdzie bito i torturowano uczestników pokojowych demonstracji, a Kuropatami, miejscem straceń setek tysięcy ofiar stalinowskiego terroru. Ludzie trzymali banery „Nigdy więcej". Protestowało Grodno. Na sobotę opozycja zapowiada protest kobiet, w niedzielę wielki marsz wolności.
13. dzień od wyborów na Białorusi. W piątek nie zabrakło pięknych symbolicznych protestów, manifestowało Grodno i wiele mniejszych miast. Wieczorem w Mińsku na placu Niepodległości znów zgromadziło się kilka tysięcy osób.
Po kilku dniach wycofania się, władze jednak postanowiły pokazać, że panują nad sytuacją. W kilku miastach odbyły się wiece poparcia dla Łukaszenki. OMON znów zatrzymuje na ulicach ludzi, choć odbywa się bez bicia.
Wydaje się, że Łukaszenka liczy na zmęczenie ludzi. Ale protesty nie ustają, opozycja odpowiada wezwaniem do jeszcze większych demonstracji.
Swiatłana Cichanouska zabrała głos, wsparła kolejny wielki marsz w najbliższą niedzielę.
Tysiące osób stanęły w łańcuchu pokutnym o długości około 13 kilometrów. Rozpoczynał się obok aresztu przy ulicy Akreścina, dokąd zwożono z ulic Mińska ludzi demonstrujących przeciw sfałszowaniu wyborów i ich tam bito i torturowano, a kończył w Kuropatach. W latach 1937-1939 odbywały się tam masowe egzekucje, miało w nich zginąć nawet 250 tys. osób. Ludzie trzymali w rękach plakaty „Nigdy więcej". Porównanie terroru stalinowskiego i terrorem OMON-u Łukaszenki było najmocniejszym akcentem piątku.
Około tysiąca osób protestowało w piątek w Grodnie. To spory tłum, jak na miasto kilka razy mniejsze (niecałe 400 tys. mieszkańców) niż Mińsk (prawie 2 miliony).
Jeszcze koło godziny 16 mieszkańcy mówili naszemu reporterowi, Maćkowi Piaseckiemu, że rezygnują i demonstracji nie będzie. „Jednak duch walki okazał się silniejszy, nie zlękli się” - opowiada dziennikarz OKO.press.
Władze nie zakłócały demonstracji, nie było żadnej interwencji w trakcie. Wokół stały jednak wozy milicyjne. Jeździł też van oznakowany jako „przewóz pieniędzy". Takie samochody, dostarczające pieniądze do bankomatów, są wykorzystywane przez OMON do obserwacji protestów.
Grodno ogłosiło się wolnym miastem, w którym nie będzie aresztowań czy tortur za wystąpienia przeciwko władzy. Tutejszy magistrat oświadczył, że wolno protestować, ludzie nie będą karani za wychodzenie na ulice, ci, którzy wcześniej zostali zatrzymani, zostaną wypuszczeni, a milicja przeprasza za brutalność.
Jednak reżim Łukaszenki po kilku dniach łagodnej polityki powrócił do straszenia, zatrzymywania demonstrantów przez milicję. Znów pojawiają się groźby. Naszemu reporterowi ludzie pokazywali dokumenty, że za organizowanie nielegalnych wydarzeń będą pociągani do odpowiedzialności.
Pojawiają się też wyrazy poparcia dla władzy - mężczyzna wyszedł na ulice z reżimową flagą, kolumny samochodów jeżdżą z reżimowymi flagami. Ludzie żartują: „Nie mają własnych pomysłów?” Trąbiące samochody z białoruskimi, biało-czerwonymi flagami tworzyły pierwszą falę protestów.
W sieci są też filmiki pokazujące jak ludzie z demonstracji poparcia dla Łukaszenki wracają do koszar z flagami i transparentami - wygląda na to, że to funkcjonariusze i żołnierze w cywilnych ubraniach.
Dziennikarz lokalnego radia powiedział Maćkowi Piaseckiemu, że nawet w rejonie Grodna, najbardziej przeciwnym władzy, nie czuć mocnego oporu. Czuć niezgodę. Ludzie cieszą się, że mogą się spotkać pod niepodległościowymi symbolami, wznosić okrzyki pod adresem znienawidzonego dyktatora, ale nie robią kroku dalej. Nikt nie jest w stanie ich pociągnąć.
Reakcje władz zmieniają się z godziny na godzinę. Represje są raz miękkie, raz ostre
„Teraz władze próbują wmówić ludziom, że to, co robią, jest nielegalne. Pada wiele oskarżeń wobec zagranicy. Łukaszenka podejmuje skuteczne działania, rozbijając strajki, tworząc atmosferę terroru” — relacjonuje z Białorusi Maciek Piasecki.
„Protesty się dzieją, ale nie ma przełomu. Ten brak brak przełomu jest bardzo odczuwalny. Ruch zamarł na etapie wychodzenia na ulice. To jest moment, by aktywnie wkroczyli liderzy opozycji" - ocenia korespondent OKO.press.
Liderka opozycji, kandydatka na prezydenta i prawdopodobna zwyciężczyni wyborów, Swietłana Cichanouska trzy razy zabrała głos w piątek: na konferencji prasowej, w filmiku w mediach społecznościowych oraz w wywiadzie dla telewizji Svaboda, który w całości ma zostać opublikowany w sobotę.
Podczas konferencji prasowej w Wilnie Cichanouska przypomniała, że to nie ona wybrała tę drogę i nigdy nie chciała być politykiem. „Zostałam zmuszona, by wybierać między wolnością a strachem, kłamstwem a prawdą, między miłością do kraju a posłuszeństwem systemowi. Wybrałam” — mówiła.
„Dziś w Białorusi ludzie są bici tylko dlatego, że wyrażają swoje opinie, są wtrącani do więzienia tylko dlatego, że biorą udział w pokojowych protestach”.
Liderka opozycji wezwała wszystkie kraje, by uszanowały suwerenność Białorusi, na pytanie, jak długo potrwają protesty, odpowiedziała: „Na to pytanie odpowie tylko czas".
„Dzisiaj naszym celem są wolne i demokratyczne wybory" - mówiła. A na temate strategii: „Wspieramy wszystkie pokojowe akcje. Mam nadzieję, że władze usłyszą to, czego chce białoruski naród. Mam nadzieję, że zdrowy rozsądek zwycięży i że zdecydują się na dialog ze społeczeństwem i na organizację nowych wyborów".
Jej wystąpienie zostało odebrane jako dodające otuchy, ale pozbawione politycznego ostrza. Cichanouska nie ogłosiła, że Komitet Koordynacyjny przejmuje władzę, nie wezwała wprost Łukaszenki do ustąpienia.
Wieczorem opublikowała kolejne wideo. Wsparła zapowiedziany na niedzielę marsz wolności. 16 sierpnia odbyła się największa dotąd manifestacja - nie tylko w historii trwających w sierpniu protestów, ale w całej historii Białorusi. Według opozycji zgromadziła 250 tys. osób.
W piątek rano byli przesłuchiwani przedstawiciele opozycji. Relacjonuje Wiktoria Bieliaszyn z „Wyborczej”: prokuratura wezwała na przesłuchanie członków Komitetu Koordynacyjnego ds. pokojowego przejęcia władzy. M.in. prawnika Maksima Znaka ze sztabu Wiktora Babariki, Pawła Łatuszka, dyrektora Teatru im. Kupały oraz lidera strajku mińskiej fabryki traktorów MTZ Siergieja Dylewskiego. Zarzucono im próbę przejęcia władzy.
Przesłuchiwanych wspierali mieszkańcy Mińska, którzy licznie zgromadzili się przed prokuraturą, skandując: „Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego!”. Wychodzących z przesłuchania witali brawami. Po kilku godzinach przesłuchania Znak zwrócił się do zgromadzonych: „Nie mogę powiedzieć, jak wyglądało przesłuchanie. Nie mam prawa do upubliczniania informacji. Dziękuję wam za wsparcie”.
Według prokuratury, za próbę przejęcia władzy członkom komitetu może grozić do 5 lat więzienia. Ale to raczej gesty mające pokazać, że aparat Łukaszenki działa.
Władze Białorusi raz odpuszczają trochę protestującym, by zaraz znów dokręcić śrubę. O strategii Łukaszenki mówił OKO.press Andrzej Poczobut, białoruski publicysta i działacz Związku Polaków na Białorusi, w rozmowie z Nikitą Grekowiczem, współpracującym z OKO.press aktywistą inicjatywy Wolna Białoruś.
„Łukaszenko zrozumiał, że krok dalej jest już pogrom, że w momencie kiedy największe zakłady, w których pracują dziesiątki tysięcy robotników, ogłosiły strajk, kiedy załogi wyszły przed zakłady, to wybór był taki: albo masakra, albo OMON dostanie wielkie lanie.
Tysiące robotników w hełmach, to nie studenci, których można bezkarnie bić. Wtedy trzeba sięgnąć po ostrą amunicję, żeby zaprowadzić spokój, ale trzeba się też liczyć z dziesiątkami zabitych. Odwrotu po takiej sytuacji by już nie było.
Moim zdaniem to właśnie zmusiło go zrobienia kroku w tył – przekonanie o tym, że się poleje krew na dużą skalę. Łukaszenko uznał pewnie, że teraz przeczeka, aż wyjdzie para z kotła, że ludzie się uspokoją i on nadal będzie rządził. Strategia Łukaszenki jest strategią na przeczekanie.
Trzeba mu też przyznać, że próbuje nadal przekonywać ludzi – pojechał do jednej czy drugiej fabryki. Wygwizdali go, zakrzyczeli, co nie było dla niego przyjemne – 26 lat rządził państwem, w którym wszyscy kłaniali mu się w pas, aż tu nagle każdy robotnik krzyczy mu w twarz „Odejdź”.
Cały wywiad tutaj:
Maciek Piasecki (1988) – studiował historię sztuki i dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, praktykował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej w Londynie. W OKO.press relacjonuje na żywo protesty i sprawy sądowe aktywistów. W 2020 r. relacjonował demokratyczny zryw w Białorusi. Stypendysta programu bezpieczeństwa cyfrowego Internews.
Maciek Piasecki (1988) – studiował historię sztuki i dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, praktykował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej w Londynie. W OKO.press relacjonuje na żywo protesty i sprawy sądowe aktywistów. W 2020 r. relacjonował demokratyczny zryw w Białorusi. Stypendysta programu bezpieczeństwa cyfrowego Internews.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Komentarze