0:000:00

0:00

Wielu wyruszając w drogę już wie, że nie będzie łatwo. Ale to ich nie zatrzymuje. W arabskojęzycznych dyskusjach na platformach społecznościowych nie widać, by zmniejszyła się liczba chętnych do migracji przez Białoruś i Polskę.

A: „Jak chcesz ryzykować zimno, siedzenie w lesie, pobicie, zatrzymanie – to jedź. Może ci się uda”.

B: „Zaryzykuję, nienawidzę życia w Libanie”.

To fragment jednej z setek rozmów, prowadzonych w social media przez tych obywateli Bliskiego Wschodu, którzy zastanawiają się nad wyruszeniem na białoruski szlak migracyjny, prowadzący przez Polskę. Część z nich już wie, że droga nie jest tak prosta, jak się wydawało jeszcze kilka tygodni temu.

Miało być banalnie: kilkaset dolarów za „wycieczkę” do Mińska, potem taksówka do Grodna lub Brześcia, kilkugodzinny spacer przez las, kiedy się ściemni przekroczenie polskiej granicy i kolejna „taksówka” prosto do Niemiec. Ale powoli także na Bliski Wschód docierają informacje, że rzeczywistość wygląda zgoła inaczej.

Koczowanie na polsko-białoruskiej granicy może trwać wiele dni, w lasach jest coraz zimniej, nie ma skąd wziąć jedzenia ani pomocy z zewnątrz. Łatwo się zgubić, ponieważ białoruscy funkcjonariusze (czasami także polscy podczas push backu) często zabierają uchodźcom/imigrantkom telefony lub karty sim. A ci nie znając terenu potrzebują dostępu do internetu, by za pomocą aplikacji wyznaczyć trasę do punktu spotkania z przewoźnikiem po stronie polskiej.

Imigranci, którzy próbują przedostać się przez graniczną rzekę (Świsłocz, Bug, Wołkuszanka), niekoniecznie wiedzą, jak się do takiej przeprawy przygotować. W social mediach czytam porady, w których wyjaśnia się rzeczy podstawowe, na przykład że kiedy bagaż nasiąknie wodą, stanie się ciężki i będzie ciągnął na dno, dlatego trzeba go zapakować w wodoodporną torbę i trzymać wysoko nad głową.

Polacy zaklinają ich, by nie jechali

Mimo tych przeszkód chętnych do wyjazdu na Białoruś, a stamtąd dalej do krajów Unii Europejskiej wciąż nie brakuje.

Z Facebooka: „Moja córka z dwiema swoimi córkami potrzebuje szybkiej drogi do Niemiec. Kto pomoże?”, „Dochodzą nas słuchy, że sytuacja w lesie stała się ciężka, jest bardzo zimno. Czy ta informacja jest prawdziwa?”.

Na takie wpisy w ostatnich dniach często odpowiadają Polki i Polacy, którzy chociaż w ten sposób chcą pomóc migrującym. Przestrzegają, podają linki do reportaży pokazujących przygraniczną rzeczywistość, zaklinają, by nie jechać, nie iść.

Na początku ich komunikaty, choć przetłumaczone na arabski i paszto, spotykały się z nieufnością. W ostatnim tygodniu to nastawienie się zmienia. Może to uboczny efekt dużego, warszawskiego protestu „Stop torturom na granicy” w niedzielę 17 października, który był wyrazem solidarności z uchodźcami?

Zdjęcia z manifestacji publikowali na grupach na Telegramie i Facebooku nawet sami administratorzy tych grup. Protest okazał się dla nich ważny.

Są tam też wpisy arabskojęzycznych użytkowników, że Polacy starają się wspierać imigrantów – zdjęcia ze zbiórek rzeczowych, tworzenia pakietów pomocowych, akcji ratowniczych przy granicy. Są głosy, że Litwini nie angażują się w ten sposób w pomoc imigrantom.

Niektórzy użytkownicy, zwłaszcza cudzoziemcy, którzy kilka lat wcześniej zamieszkali na terytorium Unii Europejskiej, śledzą na bieżąco wiadomości w polskich mediach i przekazują je swoim rodakom, dzięki czemu informacje w sieci nie są już tak jednorodne, jak jeszcze dwa tygodnie temu – wtedy wyłącznie wychwalano szlak przez polsko-białoruską granicę, niemal jak komfortową wycieczkę.

Łukaszenko zmienia reguły gry i robi się drożej

Ostatnio pojawił się zresztą nowy problem – na lotnisku w Mińsku wielu przybyszom przestano wystawiać wizy białoruskie.

Dziś, żeby wydostać się z lotniska, trzeba mieć wizę w paszporcie wbitą już przed wejściem na pokład samolotu lecącego na Białoruś. Wcześniej wystarczyło zaproszenie, wizę dostawało się na miejscu.

Łukaszenko zmienił narzucane przez samego siebie zasady gry.

To dlatego w social mediach, choćby na białoruskim kanale Basta na Telegramie, można zobaczyć

filmy, na których widać imigrantów koczujących na lotniskowych korytarzach, śpiących na ławkach. Czekają na decyzję władz. A kolejne samoloty z Bliskiego Wschodu lecą na Białoruś.

Na platformach społecznościowych nie spada jednak liczba ogłoszeń od osób, które oferują „bezpieczne wycieczki na Białoruś” albo od razu do Niemiec, zapewniając, że szybko załatwią wizę. Niektórzy zamieszczają zdjęcia z dziesiątkami paszportów, do których wklejono już wizy – to ma przekonać, że oferta nie jest oszustwem.

Mimo utrudnień, wprowadzanych przez Łukaszenkę, szlak nadal jest otwarty – tyle że teraz za usługę trzeba więcej zapłacić. Przykładowe wpisy z Facebooka, z ostatnich dni (od 16 października):

„Wiza turystyczna na Białoruś! Razem z rezerwacją hotelu, odbiorem z lotniska. Program turystyczny, międzynarodowe ubezpieczenie zdrowotne. Cena: 2200 USD, płatność po otrzymaniu wizy. Wydanie wiz w ciągu dwóch tygodni z ambasady Białorusi w Damaszku”.

„Ktoś chce podróżować z Syrii, Libanu, Turcji, Arabii Saudyjskiej, Jordanii lub Iraku do Białorusi? Zapewniamy wizę, ubezpieczenie zdrowotne, rezerwację hotelu na tydzień, bilety samolotowe w atrakcyjnej cenie. Płatność po przyjeździe na Białoruś. Okres oczekiwania na wydanie wizy od 10 do 15 dni”.

„Tylko Syryjczycy! Wiza do Białorusi. Rezerwacja hotelu na tydzień, ubezpieczenie zdrowotne, transport do hotelu. Płatność 10 dni po otrzymaniu wizy”.

Biuro podróży Damas Travel oferuje przelot liniami FlyDubai (tanie linie lotnicze z siedzibą w Zjednoczonych Emiratach Arabskich) i wizę białoruską – dla obywateli Iraku za 1200 dolarów, dla obywateli Syrii za 2000 dolarów.

Inne sprzedaje pakiet z pobytem w hotelu: „Dostępne tylko u nas! Niesamowita wycieczka do niesamowitego kraju. Nasza wycieczka na Białoruś, termin wyjazdu 1/11/2021. Pakiet: bilety i wiza - naklejka oraz transport do hotelu. Hotel 14 dni. Cena 3500 dolarów”.

Wśród oferentów jest wielu oszustów: biorą pieniądze i znikają, albo już w czasie podróży okazuje się, że z całego pakietu usług prawdziwy był tylko bilet na samolot, zaś wiza w paszporcie to fałszywka.

Sami imigranci ostrzegają przed oszustami w sieci.

Na jednej z grup na Telegramie ostatnio pojawił się nawet animowany film, informujący o takich praktykach. Także władze państw bliskowschodnich przestrzegają przed korzystaniem z niesprawdzonych usług. Mimo to monitoring w sieci wskazuje, że chętnych na wykupienie wycieczki nie brakuje.

Przeczekać zimę w Białorusi

Są też inne możliwości. W arabskojęzycznych dyskusjach w sieci widać nagły wzrost zainteresowania studiowaniem na Białorusi. Na Facebooku trafiam na konto użytkownika, posługującego się cyrylicą, który oferuje obywatelom Bliskiego Wschodu „zaproszenia na studia na Białorusi”: „Koszt to tylko 300 USD, płatność po potwierdzeniu zaproszenia z najbliższej ambasady lub konsulatu. Kontakt priv tylko dla poważnych klientów, liczba dostępnych zaproszeń jest ograniczona”.

Inny użytkownik pod zdjęciami wiz w paszportach, ma kolejną propozycję: „Rosja - wiza biznesowa, ważna 3 miesiące lub rok, także Ukraina – wiza turystyczna, na miesiąc, płatność po otrzymaniu wizy.”

Na arabskojęzycznych grupach co chwilę czytam wpisy dotyczące studiów: „Gdzie na Białorusi można studiować politologię?”, „Chcę studiować pedagogikę na Białorusi, dokąd jechać?”.

Za tym edukacyjnymi zainteresowaniami stoi możliwość pozostania na Białorusi.

Stąd już bliżej do Unii Europejskiej niż z Syrii, Jemenu, Iraku czy Libanu. Jedni chcą w ten sposób przeczekać zimę, inni może nawet faktycznie rozpoczną studia.

Przymiarki do (tymczasowego?) ułożenia życia na Białorusi widać też w innych wpisach. „Jest mieszkanie w doskonałej lokalizacji do wynajęcia w Mińsku”, „Czy ktoś może mnie pokierować do restauracji i sklepów, w których znajdę mięso halal (po uboju zgodnym z prawami islamu – przyp. red.) w mieście Witebsk?”, „Jakiego fryzjera w Grodnie polecacie?” – takich wpisów na arabskojęzycznych grupach na Facebooku pojawia się coraz więcej.

Jeszcze dwa tygodnie temu nie było ich wcale. Widać również, że imigranci z Bliskiego Wschodu są już nie tylko w Mińsku, Grodnie i Brześciu. Wymieniają też Pińsk, Mohylew i Witebsk.

"Rodzina 19-letniego Syryjczyka prosi o potwierdzenie, czy to on utonął niedawno w rzece"

W internecie widoczny jest też inny nurt komunikacji między Polską a obywatelami Bliskiego Wschodu. To wiadomości od imigrantów, którzy utknęli na granicy i potrzebują pomocy, od ich rodzin, także od rodzin osób zaginionych.

Publikowane między innymi na anglojęzycznych grupach, utworzonych specjalnie w celu pomocy uchodźcom, pojawią się prawie codziennie. Zdjęcia wyczerpanych ludzi z nadgranicznych lasów przeplatają się ze zdjęciami imigrantów sprzed wyruszenia w drogę, z ich wcześniejszego życia. Poniżej fotografie umieszczono na Telegramie w nocy z 22 na 23 października. Zdjęcie po lewej przedstawia grupę Irakijczyków znalezionych w lesie pod Hajnówką w nocy z 20 na 21 października.

Facebook, 22 października: "Rodzina 19-letniego Syryjczyka prosi o potwierdzenie, czy to członek ich rodziny jest tym mężczyzną, który utonął niedawno w rzece". Post trafia na FB w trzech wersjach językowych, także po polsku. „Prosimy organizacje humanitarne, aby zrobiły coś dla naszej rodziny, aby potwierdzić jego tożsamość i zwrócić ciało matce”.

Inny post, także z 22 października. Poszukiwania innego 19-latka, Kurda Shaho Kawa Osmana. „Po tym, jak polska policja zmusiła go do powrotu na Białoruś przez rzekę, ten chłopak zniknął. Od tej pory nie ma o nim żadnych informacji. Szuka go rodzina. Proszą: jeśli nie żyje, muszą znaleźć miejsce jego pochówku, a jeśli żyje, czekają na wiadomość”.

Do postu dołączono tak zwaną pinezkę, czyli oznaczenie na mapie Google ostatniego znanego miejsca pobytu Kurda. To las po polskiej stronie granicy. Rzeka, którą przekraczał, to Świsłocz.

18 października, zdjęcie młodych rodziców z kilkuletnim synkiem. „Ta rodzina zaginęła w lesie na Białorusi ponad dwa tygodnie temu. Szukają ich bliscy. Jeśli ktokolwiek ich widział na granicy polsko-białoruskiej lub w polskim ośrodku, niech da znać jak najszybciej.”

Po jakimś czasie dobra wiadomość – rodzina się odnalazła. Jest w Polsce, w ośrodku, wszyscy czują się dobrze. Uff.

17 października: „Zaginiony na granicy polsko-białoruskiej: Mustafa Al-Shamri, obywatelstwo irackie. Kto ma jakiekolwiek informacje na jego temat, prosimy o kontakt”.

12 października: „Mój wujek i jego córka zaginęli 20 dni temu w Polsce. Mam nadzieję, że może ktoś z Was ma o nich jakieś informacje”. Na zdjęciach młody mężczyzna i kilkuletnia dziewczynka z długimi blond włosami, w letniej sukience.

Przeszukuję opublikowane niedawno filmy imigrantów z granicznego lasu. Czy smutna dziewczynka w czapce, nałożonej głęboko na uszy, w ciepłej kurtce, która stara się ogrzać przy ognisku, to ta sama, której szuka rodzina? 16 października ulga – bliscy odezwali się, żyją.

Prawie codziennie publikowane są kolejne zdjęcia i filmy osób, które utknęły na polsko-białoruskiej granicy. Dużo wśród nich dzieci. Czasem widać też osoby starsze. Najczęściej trzymają się razem, w sporych grupach. I proszą o pomoc.

21 października jeden z kanałów na YouTube zamieszcza dwa filmy znad granicy, nadając im znaczące tytuły: „Białoruska droga śmierci” oraz „Migracja od wojny do śmierci”. Na jednym widać kilkudziesięciu imigrantów, siedzących przy leśnej drodze. Dwoje kilkuletnich dzieci bawi się tuż obok.

Na drugim – grupa ludzi koczuje na bagnach, po białoruskiej stronie granicy. Widać, że są wyczerpani.

Coraz więcej osób na Bliskim Wschodzie wie, że szlak przez Białoruś może dla nich oznaczać śmiertelną pułapkę.

„Mieszkam blisko Białegostoku. Pomogę zainteresowanym opuścić strefę stanu wyjątkowego”

Na tych samych platformach społecznościowych, tyle że w innych grupach, wciąż pojawiają się nowe oferty dla „podróżujących”.

„Mieszkam blisko Białegostoku. Pomogę zainteresowanym opuścić strefę stanu wyjątkowego na granicy z Białorusią” – czytam ofertę polskiego użytkownika Facebooka. To nowe konto, założone specjalnie w celu kontaktowania się z potrzebującymi imigrantami.

„Na dzisiejszą noc, samochód z Warszawy, dla tych, którzy są w centralnej Polsce. Jadę do Niemiec” – kolejny wpis. I następny: „Czy jest ktoś, kto chce iść z innymi, żebyśmy mogli iść razem?”.

Propozycji wspólnego marszu na FB i Telegramie jest sporo. To najczęściej ci, którzy dotarli do Białoruś na własną rękę - chcą stworzyć grupę, bo razem łatwiej pokonać polsko-białoruską granicę.

Tysiące wpisów dziennie

Wciąż pojawiają się nowe filmy z paszportami, do których już wklejono wizy. Na jednej z dużych grup na Facebooku dziennie przybywa około 70 postów z ofertami. Na innej – nieco mniejszej – 30. Takich grup są dziesiątki. Dyskusje na Telegramie to tysiące wpisów dziennie.

Zainteresowanie białoruskim szlakiem wcale nie wyhamowało. Nawet jeśli imigrantów zimą będzie mniej, to gdy tylko się ociepli, szlak zapełni się ponownie. Chyba, że Łukaszenka zmieni politykę.

Czytam najnowszy post na facebookowej grupie. To dość szczegółowy opis „wycieczki”: „Grupę odbieramy z hotelu, jedziemy samochodem do granicy. Spacer to 3 kilometry na Białorusi przed granicą i 10 kilometrów wewnątrz Polski. Tam oczekiwanie na samochód od godziny do dwóch, potem przejazd do Niemiec. Uwaga, droga nieodpowiednia dla osób starszych i dzieci z powodu zimna. Koszt 3 tysiące dolarów”.

Może chociaż dzieci w nadgranicznych lasach będzie mniej.

Udostępnij:

Anna Mierzyńska

Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press

Komentarze