„Wizytówka miasta i według mojej wiedzy jedyna taka aleja w Polsce, a być może nawet w Europie. Jej wycięcie to zbrodnia na miejskiej tożsamości” – mówi OKO.press Paweł Łuksza, członek białostockiego koła Zielonych
W Białymstoku na dobre ruszyły prace nad „rewaloryzacją” miejskich Plant. To pochodzące z początków XX w. założenie parkowe i jedno z ulubionych miejsc miejskiej rekreacji. O jego atrakcyjności stanowiła przede wszystkim tzw. Aleja Zakochanych, czyli spacerowy trakt obsadzony 31 prawie stuletnimi żywotnikami zachodnimi, czyli popularnie tujami. Stanowiła – bo alei już nie ma. Żywotniki zostały wycięte w styczniu 2025 roku w ramach wartego blisko 50 mln złotych planu rewaloryzacji Plant. Białostoccy społecznicy załamują ręce, a prezydent Tadeusz Truskolaski odpowiada, że bez zmian przepadłoby dofinansowanie prac, koniecznych ze względu na „logikę rozwoju”.
Plany przebudowy Plant sięgają niemal 20 lat wstecz. Pierwotny projekt zmian został opracowany na podstawie dokumentacji wykonanej jeszcze w 2007 roku, na początku pierwszej kadencji prezydenta Tadeusza Truskolaskiego (bezpartyjny, ale startujący w kolejnych wyborach z poparciem najpierw Platformy, a obecnie Koalicji Obywatelskiej). Prace przyspieszyły dopiero kilka lat temu wraz z uzyskaniem przez miasto dofinansowania w wysokości 50 mln zł z Polskiego Ładu.
Plan zakłada „odtworzenie układu alejek parkowych i wymianę ich nawierzchni […], odtworzenie różanki [ogrodu różanego] wraz z montażem systemu nawodnienia, wykonanie kwietników dywanowych, rekultywację trawników, wymianę roślin, odtworzenie wyglądu latarni parkowych, wykonanie niezbędnej infrastruktury technicznej parku, tj. kanalizacji deszczowej, sanitarnej, wodociągowej oraz instalacji energetycznej” – czytamy na stronie miasta.
Tak szeroko zakrojone prace wykluczały – zdaniem prezydenta Białegostoku – pozostawienie wiekowych żywotników. – "Zachowując aleję, narazilibyśmy się na utratę dofinansowania na całość inwestycji, która zakłada między innymi przełożenie infrastruktury podziemnej, co byłoby niemożliwe, gdybyśmy zachowali aleję.
Tak więc wybór był taki: albo zachowujemy żywotniki, albo nie będzie całej inwestycji"
– mówi OKO.press Truskolaski.
Strona społeczna odrzuca ten argument. „Nie ma inwestycji, w trakcie której nie byłoby zmian w dokumentacji i kosztorysach. A umowa z wykonawcą prac na Plantach była tak skonstruowana, że zmiany można było wprowadzić bez konieczności przeprowadzania nowego postępowania przetargowego” – mówi OKO.press Małgorzata Grabowska-Snarska, prezeska Stowarzyszenia Okolica, jednej z kilku organizacji pozarządowych, które brały udział w czteroletnim sporze z miastem o zachowanie Alei Zakochanych.
„W przypadku Plant zmiany nawet nie musiałyby być bardzo duże, wystarczyłoby zrezygnować z poszerzania alei i zrobić odpowiednią korektę rozmiaru kwietników. Żadne dofinansowanie by nie przepadło. Radni przestraszyli się, że w razie uznania żywotników za pomniki przyrody, żadne prace nie będą możliwe, co jest nieprawdą” – dodaje Grabowska-Snarska.
Niemniej rada miasta w marcu zeszłego roku odrzuciła propozycję nadania żywotnikom statusu pomników przyrody – pomimo pozytywnego stanowiska komisji zagospodarowania przestrzennego i ochrony środowiska oraz wcześniejszego poparcia rady dla stanowiska „w sprawie ponownego przeanalizowania i rozpatrzenia decyzji o wycince”.
Według społeczników jest to tylko jeden z przykładów tego, że ratusz od początku dążył do likwidacji alei i skutecznie wystraszył radnych wizją utraty dofinansowania.
„Nie zostaliśmy uznani za stronę postępowania na skutek wybiegu, jaki zastosował ratusz, który celowo zwlekał z rozpatrzeniem naszego wniosku aż do momentu wydania decyzji o wycince. Miasto nie wzięło także pod uwagę argumentów zamówionej przez aktywistów ekspertyzy dendrologicznej, która – w przeciwieństwie do ekspertyzy ratusza – wykazała, że drzewa nie są w „stanie naturalnego zamierania”. Stuletnie żywotniki nie zamierają, to drzewa, które mogą dożyć 400 lat!” – mówi Grabowska-Snarska.
Według prezydenta Truskolaskiego ekspertyza zamówiona przez miasto jednoocznie wykazała, że żywotniki były w złym stanie i próchniały. „Drzewa wkrótce zaczęłyby zagrażać bezpieczeństwu, a w razie wypadku pytania zadaje prokuratura, nie organizacje ekologiczne” – mówi polityk.
Prezydent Truskolaski uważa, że czas pokaże, że miał rację. Nowe Planty mają być oddane mieszkańcom miasta w 2026 roku. Stuletnie żywotniki mają zastąpić… nowe żywotniki, a park zyska „fontannę multimedialną”. „Jestem przekonany, że 90 proc. mieszkańców i gości będzie zadowolonych z tej przebudowy” – mówi Truskolaski.
„Jeśli decyzja zapada z góry na pewnym poziomie władzy, to jej zmiana jest mało prawdopodobna”
– kwituje Łuksza.
Andrzej Gąsiorowski, prawnik i aktywista, członek zespołu ds. zapewnienia ochrony drzew i krzewów przy Ministrze Klimatu i Środowiska, ocenia, że prezydent Truskolaski – i polscy samorządowcy ogółem – powinni szybko zmienić sposób myślenia.
Świat, w którym rozpoczynali kariery polityczne, już nie istnieje, mówi Gąsiorowski. „Prezydent mówi o logice rozwoju. Niestety, jako wspólnota nie dokonujemy żadnej rewizji tego pojęcia od lat, mimo że gołym okiem widać, że warunki życia, czy mówiąc nieco patetycznie, istnienia, drastycznie się zmieniają i faktycznie każdy skrawek przyrody staje się czymś cenniejszym od złota i powinien być też czymś cenniejszym od wąskiego i nieadekwatnego rozumienia »rozwoju«” – mówi prawnik.
„Zdefiniowany prawidłowo rozwój pozwala na zachowanie środowiska życia człowieka i ekosystemów. Niestety, najczęściej mamy do czynienia z ekspansją, w imię której za pieniądze unijne dokonano w ostatnich latach ogołocenia polskich miast i miasteczek z drzew i innej zieleni, czego białostockie Planty są kontynuacją” – dodaje Gąsiorowski.
Ministerialny zespół zaproponował już zmiany w prawie dotyczące drzew również na terenach zabytkowych.
„Nie są to zmiany rewolucyjne. Powinny jednak uporządkować i zracjonalizować działania. Kryzys klimatyczny i ekologiczny jest już tak głęboki, że prawo powinno już na tym etapie ustanawiać priorytet zachowania przyrody również nad wartościami historycznie ustanowionej estetyki. Natomiast żadne prawo nie zastąpi rozsądku i wrażliwości, a z tymi u polityków jest, jak jest. Rozsądek równa się wyborczemu koniunkturalizmowi, a wrażliwość występuje jedynie w formie mimikry” – mówi Gąsiorowski.
„Miałem podobne protesty przy przebudowie Rynku Kościuszki [w centrum Białegostoku], który teraz jest wizytówką miasta. Są osoby, które tylko szukają okazji do protestów. Nowo posadzone lipy przy ulicy Lipowej też miały nie przetrwać w obecnych warunkach klimatycznych i co? Rosną pięknie od 10 lat. Mnie o Planty pytano od 18 lat” – ripostuje Truskolaski.
Białostoccy aktywiści wyciągają wnioski na przyszłość. „Potrzebna jest wytrwałość i konsekwencja w dążeniu do celu. Należy sięgać po wszelkie dostępne środki, żeby zminimalizować ryzyko, że coś pominiemy, z kimś nie porozmawiamy, albo zrobimy coś za późno. Warto mieć pomoc prawną przez cały czas, bo największym obciążeniem jest długotrwałość procedur” – mówi Łuksza o walce rozpoczętej pod koniec 2020 roku.
„Można mieć merytoryczne opracowania, dobrego prawnika, zaangażowanie obywateli, ale co z tego, jeśli od strony decydentów jest po prostu mur i nie ma otwartości? Mimo to uważam, że trzeba walczyć bez względu na to, jaki będzie wynik i jak trudno będzie” – dodaje Grabowska-Snarska.
W OKO.press pisze głównie o kryzysie klimatycznym i ochronie środowiska. Publikuje także relacje z Polski w mediach anglojęzycznych: Politico Europe, IntelliNews, czy Notes from Poland. Twitter: https://twitter.com/WojciechKosc
W OKO.press pisze głównie o kryzysie klimatycznym i ochronie środowiska. Publikuje także relacje z Polski w mediach anglojęzycznych: Politico Europe, IntelliNews, czy Notes from Poland. Twitter: https://twitter.com/WojciechKosc
Komentarze