Z raportu komisji Cenckiewicza ds. badania rosyjskich wpływów znikały nazwiska! Jak ustaliło OKO.press, dwóch dyplomatów ukraińskich było wymienionych w pierwotnej wersji dokumentu. Błędnie uznano ich za funkcjonariuszy rosyjskiego FSB. Następnego dnia nazwiska z raportu zniknęły
To niewiarygodny wręcz blamaż raportu cząstkowego, przygotowanego przez komisję ds. badania rosyjskich wpływów, kierowaną przez Sławomira Cenckiewicza. Wśród wymienionych w tym materiale funkcjonariuszy rosyjskiego kontrwywiadu FSB i pracowników rosyjskiej ambasady, którzy mieli utrzymywać kontakty z oficerami SKW, znalazły się nazwiska dwóch Ukraińców: Siergieja Jaculczaka i Wiaczeslawa Kołotowa. Obaj w analizowanym okresie pełnili funkcję attaché w ukraińskiej ambasadzie.
Wskazano ich w raporcie tylko dlatego, że zostali wcześniej wymienieni w raporcie pokontrolnym SKW, wśród zagranicznych gości odwiedzających siedzibę SKW. Listę tę opisał w niedzielę wieczorem Grzegorz Rzeczkowski w „Newsweeku”. OKO.press odkryło jednak, że błędy pojawiły się nie tylko w tym dodatkowym dokumencie, ale trafiły też do głównego raportu. Dopiero następnego dnia zorientowano się, że doszło do kompromitującej pomyłki, i w tajemnicy na stronie internetowej KPRM zawieszono poprawioną wersję raportu.
Ten kompromitujący błąd nie tylko ośmiesza całe ustalenia komisji ds. badania rosyjskich wpływów, ale jest też dużym problemem dyplomatycznym.
Jesteśmy dziś państwem sojuszniczym dla Ukrainy, jednak relacje między naszymi państwami ostatnio nie są najprostsze. Atakowanie polskich funkcjonariuszy za kontakty z ukraińskimi dyplomatami tych relacji nie ułatwi.
UPDATE: Jak się okazuje, była też trzecia wersja raportu! Najwcześniejsza. W tej wersji nie tylko zamieszczono nazwiska Ukraińców, ale wymieniono też dyplomatów ze Słowacji i Chorwacji – oczywiście wszystkich jako funkcjonariuszy FSB. Szerzej piszemy o tym w dalszej części artykułu.
Raport opublikowano na oficjalnym rządowym serwerze, na stronie internetowej Kancelarii Premiera. Pierwsza wersja dokumentu została zamieszczona 29 listopada późnym wieczorem, po godzinie 23:00, już po odwołaniu wszystkich członków komisji przez Sejm. To właśnie w tej wersji znajdują się nazwiska Jaculczaka i Kołotowa. Następnego dnia, 30 listopada, o godz. 12:01 podmieniono treść dokumentu. Czyli usunięto oryginalną wersję raportu i opublikowano drugą. Są na to dowody – rejestr zmian w Biuletynie Informacji Publicznej.
W tej drugiej wersji – ogólnie dziś dostępnej – nie było już nazwisk Ukraińców, zostały usunięte.
Wszystko to zrobiono w tajemnicy przed opinią publiczną. O zmianach w oficjalnym dokumencie nigdzie nie poinformowano, nie zrobiono adnotacji w raporcie, po prostu zawieszono na stronie jego inną wersję.
Osobom dokonującym zmian mogło się wydawać, że na tym sprawa się zakończy. Tak się jednak składa, że w internecie jest dostępna wersja oryginalna, a także druga, wisząca na stronie KPRM wersja poprawiona. Różnice są wyraźne. Poniżej prezentujemy jeden z przykładów – dwie wersje fragmentu tej samej strony raportu. Podobne różnice widoczne są na kilku innych stronach dokumentu, o numerach: 32, 47 i 62.
Także metadane obu plików wskazują, że mamy do czynienia z dwoma różnymi dokumentami. Edycja pierwszego z nich została zakończona 29 listopada o godz. 22:39, drugiego – 30 listopada o godz.11:19. Te same metadane ujawniają również, że autorem obu materiałów był Sławomir Cenckiewicz, dotychczasowy przewodniczący komisji.
Sprawa dotyczy dwóch dyplomatów z Ukrainy. Płk Siergiej Jaculczak był attaché obrony Ukrainy. Nie jest to żadna tajemnica, wystarczy sprawdzić jego nazwisko w internecie. Jaculczak był aktywnym pracownikiem ambasady Ukrainy w Polsce, uczestniczył w publicznych wydarzeniach. Jedyny problem może dotyczyć zapisu nazwiska (czasem jest zapisywane w oficjalnej ukraińskiej transliteracji – Serhey Yatsulchak). Ale nie da się tym usprawiedliwić kompromitującej pomyłki w raporcie Cenckiewicza. Dyplomata był także wymieniany w oficjalnym polskim „Wykazie attaché obrony, wojskowych, morskich i lotniczych oraz ich zastępców akredytowanych w Rzeczypospolitej Polskiej”. Przebywał w Polsce przez wiele lat.
Tymczasem w pierwotnej wersji raportu komisji, w rozdziale „Przebieg kontaktów SKW-FSB na osi czasu 2008-2014 – kalendarium, analiza, wnioski”, możemy przeczytać, że Siergiej Jaculczak:
Wizyta Jaculczaka w SKW prawdopodobnie rzeczywiście odbyła się we wskazanym dniu. Jednak na pewno nie reprezentował on Kremla i na pewno nie pracował dla rosyjskiego kontrwywiadu.
Drugą osobą, błędnie wskazywaną w raporcie jako funkcjonariusz rosyjskiego FSB, jest płk Wiaczesław Kołotow. W ambasadzie Ukrainy pełnił funkcję attaché lotniczego i morskiego. Także przebywał w Polsce przez kilka lat. Jak zwraca uwagę Grzegorz Rzeczkowski, Kołotow już za rządów PiS, w październiku 2016 roku, złożył wizytę w Dowództwie Generalnym Rodzajów Sił Zbrojnych.
Służba na rzecz Ukrainy i oficjalne kontakty z Polakami już za rządów PiS nie uchroniły go jednak przed uznaniem go za rosyjskiego funkcjonariusza kontrwywiadu. W pierwotnej wersji raportu został wymieniony aż sześć razy. Wszystko dlatego, że w analizowanym przez komisję okresie odwiedził SKW pięciokrotnie. Każda z tych wizyt wymieniana jest we wspominanym już rozdziale „Przebieg kontaktów SKW-FSB na osi czasu 2008-2014 – kalendarium, analiza, wnioski”.
UPDATE: Już po publikacji tego artykułu dzięki informacjom od internautów ustaliliśmy, że była także trzecia wersja raportu, także upubliczniona, choć nie na stronie Kancelarii Premiera. To plik, którego edycja zakończyła się o godz. 18.21, czyli najwcześniej ze wszystkich analizowanych plików. Ta wersja była kolportowana wśród prawicowych mediów. Na stronie internetowej zamieścił go portal niezalezna.pl i wciąż jest tam dostępny.
Analiza tego materiału pokazuje, że w raporcie oryginalnie zamieszczono nazwiska nie tylko wymienionych już wyżej dyplomatów ukraińskich. W także generała Jozefa Viktorina, Słowaka, który pełnił funkcję attaché obrony ambasady Słowacji, oraz chorwackiego komandora porucznika Andrijia Ljulija, attaché ambasady Chorwacji. W rozdziale o przebiegu kontaktów między FSB a SKW wymieniono dwa spotkania z Ljulijem oraz dwa spotkania z Viktorinem. Obaj zostali przypisani do rosyjskiego kontrwywiadu. Obaj, oczywiście, błędnie.
Ta wersja raportu nie trafiła na stronę KPRM, a przynajmniej nie mamy obecnie dowodów na to, by tę wersję publikowano jako oficjalną. Prawdopodobnie zmieniono ją przed publikacją, ale już po przesłaniu prawicowym mediom. Usunięto nazwiska Viktorina i Ljulija. Na tym etapie jednak nikt nie zauważył, że nadal nie wszystkie osoby wskazywane jako Rosjanie rzeczywiście są Rosjanami.
Jakie jest źródło tych kompromitujących błędów w ustaleniach komisji? Można je łatwo ustalić. To lista gości zagranicznych z okresu 2011-2014 w siedzibie SKW. Jest ona częścią wyciągu ze ściśle tajnego „Raportu z przeprowadzonych czynności kontrolnych w zakresie wybranych aspektów funkcjonowania niektórych jednostek organizacyjnych Służby Kontrwywiadu Wojskowego w latach 2007-2015”. Ów wyciąg także opublikowano w internecie, jako jeden z aneksów do raportu.
„W zestawieniu tym znajduje się co najmniej pięć nazwisk, które nie należą do Rosjan. Oprócz oficera z Białorusi – Dmitrija Żukowa, który odwiedzał siedzibę SKW sześć razy – wymieniono generała Jozefa Viktorina, Słowaka, który pełnił funkcje attaché obrony ambasady Słowacji w Warszawie” – napisał Rzeczkowski w artykule „Newsweeka”. Na tej samej liście znaleźli się: Kołotow i Jaculczak, ale także komandor porucznik Andriji Ljulij. To z kolei attaché z chorwackiej ambasady w Warszawie. Jak policzył Rzeczkowski: „W sumie wizyt przedstawicieli krajów NATO było dziesięć”.
Do raportu głównego nazwiska Ljulija ani Viktorina nie trafiły, ale Ukraińców już tak.
Co ciekawe, w drugiej wersji raportu komisji, tej, w której Ukraińców już nie ma, nie zmieniła się liczba spotkań polskich funkcjonariuszy z FSB. Komisja zarzuca, że „w latach 2010-2014 odbyło się co najmniej 107 (sto siedem) spotkań kierownictwa SKW z przedstawicielami FSB”. Liczbę tę podano, sumując wszystkie wizyty gości „rosyjskich”. Jednak potem, mimo usunięcia dwóch nazwisk Ukraińców oraz ich wizyt w SKW, liczby spotkań nie zmieniono. Chociaż zupełnie nie przystaje ona w tym momencie do danych, znajdujących się w raporcie.
Błędne przypisanie ukraińskich dyplomatów do grona funkcjonariuszy rosyjskiego FSB podważa wszystkie ustalenia komisji ds. badania rosyjskich wpływów. Uderza w jej i tak wątłą wiarygodność.
To zresztą niejedyny problem z tym raportem. Jak informowaliśmy w OKO.press w piątek, razem z raportem opublikowano na stronie KPRM ściśle tajne i tajne dokumenty prokuratury i SKW. Odtajniono wyłącznie na użytek prac komisji. Eksperci uważają ten fakt za uderzające w bezpieczeństwo państwa i wyjątkowo szkodliwe działanie.
UPDATE: Po publikacji artykułu do sprawy na platformie X odniósł się były przewodniczący komisji Sławomir Cenckiewicz. Napisał między innymi:
"Na koniec ws „inby” (pojęcie używane w takich sytuacjach przez Marszałka Sejmu) na temat raportu:
Tyle że jego wyjaśnienia nijak się mają do danych cyfrowych, widocznych w opisywanych plikach. Błędy „dotyczące personaliów oficerów” poprawiono dopiero w pliku z 30 listopada. Wskazuje na to data jego edycji. Tymczasem według Cenckiewicza komisja głosowała nad raportem 29 listopada i podpisała wersję z tego właśnie dnia. To by oznaczało, że zmieniono treść raportu po przyjęciu go przez komisję! To niedopuszczalna ingerencja w treść dokumentu. Pojawia się pytanie, czy nie złamano prawa i czy nie doszło do przekroczenia uprawnień.
Cenckiewicz dopytywany o ostateczne zmiany w materiale na platformie X odparł jedynie: „Na to wpływu nie mam i nie ja jestem od IT”. W jego wypowiedzi pojawiła się więc sugestia, że to nie on odpowiada za ostateczną edycję pliku, tylko ktoś, kto miał do niego dostęp poza nim. Cóż, na pewno dostęp miały do niego osoby publikujące go na stronie Kancelarii Premiera. Czy Cenckiewicz właśnie próbuje przerzucić odpowiedzialność za błędy w raporcie na urzędników KPRM?
Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press
Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press
Komentarze