To prawda, że Unia Europejska zaczęła znacznie mniej troszczyć się o los uchodźców, a bardziej zajmuje się pomysłami, jak zamknąć przed nimi granice. Jednak większości państw Unii nadal jest bardzo daleko do ideologicznego sprzeciwu Polski i Węgier wobec przyjmowania kogokolwiek
„Stanowisko polskiego rządu w kwestii imigrantów powoli staje się stanowiskiem UE” - powiedział rzecznik rządu Rafał Bochenek. Nie sposób uznać to stwierdzenie za jednoznacznie prawdziwe bądź fałszywe. Na stanowisko władz Polski składa się bowiem kilka elementów, które przeanalizujemy.
To prawda, że kraje Grupy Wyszehradzkiej, a w Brukseli - szef Rady Europejskiej Donald Tusk, od początku kryzysu uchodźczego w 2015 roku, wzywali przede wszystkim do zamykania granic zewnętrznych UE. A „politykę gościnności” wobec uchodźców - promowaną przez szefa Komisji Europejskiej Jean-Claude Junckera i przede wszystkim przez kanclerz Angelę Merkel - uznawali za błąd.
Tusk mówił to publicznie, co we wrześniu 2015 roku bardzo zaogniło jego relacje z Merkel. Z kolei on bywał oskarżany, m.in. przez Włochów, o forsowanie w Brukseli „polskiego punktu widzenia” (bez wdawania się w dociekanie różnic między PO i PiS).
Potem, przez dobrych kilka miesięcy, Unia szukała równowagi między „gościnnością” a zamykaniem granic, ale ostateczny wynik jest znacznie bliższy linii Wyszehradu (w tym Polski), niż pierwotnemu stanowisku Merkel. „Pierwotnemu”, bo niemiecka kanclerz wycofała się z niego rakiem w 2016 roku pod wpływem wewnętrznej opozycji w CDU/CSU i spadających wówczas sondaży.
Merkel wypromowała ugodę UE-Turcja - z marca 2016 roku - na mocy której Unia (a konkretnie Grecja) odsyła do Turcji nawet tych imigrantów, którzy mają wielkie szanse na status uchodźcy. Zasada odsyłania do Turcji ma tak odstraszający efekt, że liczba przeprawiających się z Turcji do Grecji przez Morze Egejskie spadła o ponad 95 proc. w porównaniu z okresem sprzed ugody. Miedzy innymi Syryjczycy boją się wydawać majątek na opłatę dla przemytników ludzi, by potem szybko wrócić do Turcji.
Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan jest coraz bardziej autorytarny, ale Turcja - co nieoficjalnie przyznają m.in. przedstawiciele ONZ - w zasadzie zapewnia uchodźcom (głównie z Syrii) bardzo poprawne warunki (m.in. za pieniądze z Unii).
Natomiast fatalnie jest w Libii, gdzie niektóre obozy dla afrykańskich migrantów (głównie ekonomicznych) dostarczają miejscowym watażkom ludzi do niewolniczej pracy, a także do usług seksualnych. Pomimo to Unia, a zwłaszcza Włochy z błogosławieństwem Brukseli, pracują teraz głównie nad tym, jak powstrzymać tych ludzi od przepłynięcia do Italii.
W kwestii „granice kontra polityka gościnności” Bochenek ma zatem niemało racji co do zmiany nastawienia Unii.
Unia Europejska zdecydowała w 2015 roku o podzieleniu w ciągu dwóch lat (do września 2017) między kraje unijne łącznie 160 tys. uchodźców przejmowanych od Grecji i Włoch, dokąd docierają przez morze. Przeciw głównej rozdzielnikowej decyzji (dotyczącej 120 tys. ludzi) głosowała Słowacja, Rumunia, Czechy i Węgry.
Jednak rozdzielnik jest wiążącym prawem UE, a konkretnie „rozporządzeniem Rady UE”. W Europejskim Trybunale Sprawiedliwości w Strasburgu odbyło się w środę (10 maja) pierwsze wysłuchanie w sprawie skarg Słowacji i Węgier (złożonych kilkanaście miesięcy temu) na niezgodność rozdzielnika z traktatami UE. Trybunał wypowie się zapewne za kilka miesięcy.
Dotychczas w ramach rozdzielnika między kraje UE podzielono tylko około 16,5 tys. ludzi, a na „relokację” czeka - głównie w Grecji - ok. 17,5 tys. migrantów z „wyraźną potrzebą ochrony międzynarodowej”. Choć tylko Finlandia i Malta sumiennie wywiązują się przejmowania swego kontyngentu uchodźców, to w Unii mocno spadła temperatura sporów w sprawie rozdzielnika. Cel 160 tys. w praktyce - głównie wskutek umowy miedzy Unią i Turcją - zamienił się bowiem w tylko w ok. 34 tys. do września 2017 roku.
Kryzys uchodźczy zasadniczo uznaje się w UE za zakończony. Ale Polska i Węgry pozostają czarnymi owcami, bo jako jedyne kraje Unii nie przyjmują nikogo. Nawet Wielka Brytania, Irlandia i Dania, które - na mocy traktatowych wyjątków od wspólnotowej polityki w sprawach wewnętrznych -nie są objęte rozdzielnikiem, przyjmują dobrowolnie uchodźców - przejmowanych z Grecji (jak Irlandia) albo przesiedlanych bezpośrednio z ONZ-owskich obozów na Bliskim Wschodzie (jak Wielka Brytania i Dania). Po kilkanaście osób przyjęły nawet głosujące przeciw rozdzielnikowi Czechy i Słowacja, a Rumunia - blisko 600 osób.
Polski „przydział” to - w uruchomionej dotąd I fazie rozdzielnika - około 6 tys. uchodźców. Ale jeśli Polska przyjęłaby choćby stu, przestałaby w Brukseli być trudnym tematem w kontekście uchodźczym. Jednak odmowa przyjęcia choćby jednej osoby i to z użyciem argumentów antymuzułmańskich, to - jak od dawna powtarzają dyplomaci z różnych krajów Unii - dowód na „pęknięcie wspólnoty wartości” między krajami Unii.
Wprawdzie Bruksela nie pali się do pozywania Polski przed Trybunał UE za niewypełnianie rozdzielnika, ale np. socjaldemokratyczny kandydat na kanclerza Niemiec, Martin Schulz, postuluje obcięcie funduszy UE w budżecie po 2020 roku dla krajów niegotowych do solidarnego dzielenia się ciężarami migracyjnymi.
A zatem w sprawie uzasadnianego ksenofobicznie zamknięcia się na wszelkich uchodźców Bochenek zupełnie nie ma racji odnośnie do reszty UE.
Kraje UE od roku rozmawiają na temat - formalnie zaproponowanego przez Komisję Europejską - nowego, stałego rozdzielnika skrojonego pod przyszłe kryzysy uchodźcze. Najpierw planowano, że kompromis wykuje słowacka prezydencja w Radzie UE (do grudnia 2016), potem - że zrobi to maltańska prezydencja do końca czerwca 2017 roku, ale już nieoficjalnie przygotowują się do tego Estończycy (prezydencja w drugim półroczu 2017).
W rozmowach za zamkniętym drzwiami jedno skrajne stanowisko prezentują Włosi - chcieliby automatycznego dzielenia między kraje Unii wszystkich uchodźców. Druga skrajność to Polska i Węgry - nie godzą się na żaden podział uchodźców na poziomie unijnym. Natomiast półgębkiem, nieoficjalnie i w poufnych negocjacjach na wariant z rozdzielnikiem „w sytuacjach naprawdę ostatecznych” godzą się nawet Czesi i Słowacy.
A zatem w tej kwestii Bochenek też nie ma racji co do stanowiska polskiego rządu, które w kwestii imigrantów miałoby powoli stawać się stanowiskiem UE.
Korespondent w Brukseli od 2009 r. z przerwami na Tahrir, Bengazi, Majdan, czasem Włochy i Watykan. Wcześniej przez parę lat pracował w Moskwie. A jeszcze wcześniej zawodowy starożytnik od Izraela i Biblii Hebrajskiej.
Korespondent w Brukseli od 2009 r. z przerwami na Tahrir, Bengazi, Majdan, czasem Włochy i Watykan. Wcześniej przez parę lat pracował w Moskwie. A jeszcze wcześniej zawodowy starożytnik od Izraela i Biblii Hebrajskiej.
Komentarze