0:000:00

0:00

Żeby dostać się do łowickiej kurii, trzeba przejść przez sklep z dewocjonaliami, potem schodami na górę. Gabinet biskupa Andrzeja Dziuby to duży, elegancki salon ze skórzanymi fotelami. Biskup ma czarną, prostą sutannę. Zajmuje miejsce przy małym stoliku. Po drugiej stronie siada Janusz.

Miał 13 lat, kiedy molestował go ksiądz Piotr S. Dziś ma 30. Od ośmiu walczy o to, żeby biskup Dziuba ukarał duchownego.

Rozmowa trwa prawie półtorej godziny. Tym razem Janusz ma w kieszeni dyktafon. Dziuba plącze się w tłumaczeniach, ale przyciśnięty przyznaje, że łowiccy biskupi o skłonnościach księdza Piotra wiedzą od 25 lat.

- Teczka personalna jednoznacznie wskazuje, że to był proceder, który się powtarzał przez całe lata, prawda? To przenoszenie z parafii do parafii, te wnioski proboszczów. I to tak bardzo mnie determinowało, bo myślałem o innych i o słabszych od siebie. Często o tak słabych, że oni nigdy nie będą w stanie o tym powiedzieć głośno. A ja uznałem, że należy o tym powiedzieć choćby ze względu na to, żeby ten człowiek w końcu się nie czuł bezkarny - tłumaczy Janusz.

- Rozumiem, że ci inni zeznawali też teraz, tak? - dopytuje bp Dziuba. Głos mu drży.

- Tak, zeznawali. I w oparciu o to właśnie wyrok jest jednoznaczny.

- Tak, no jeżeli są jeszcze inni, to jest bardzo ważne, bardzo ważne, że jest...

- Tylko że pierwsze wzmianki były już w połowie lat 90., prawda?

- I tu może było, może właśnie u nas jakieś zaniechanie...

Nagrania rozmowy Janusza z biskupem Andrzejem Dziubą publikujemy w drugiej części naszego śledztwa.

Przeczytaj także:

[restrict_content paragrafy="0"]

Rzymskie wakacje

Ksiądz Piotr S. święcenia przyjmuje w 1990 r. Od kiedy zakłada sutannę, parafie zmienia bardzo często. Rok, góra dwa i bp Alojzy Orszulik - ówczesny ordynariusz diecezji łowickiej - przenosi go gdzie indziej.

Bp Orszulik, zmarły w 2019 r., był ważną postacią w polskim Kościele w PRL. Blisko współpracował z prymasami Wyszyńskim i Glempem. Organizował pielgrzymkę Jana Pawła II do Polski. W imieniu Episkopatu prowadził zakulisowe rozmowy z komunistycznymi władzami oraz z opozycją, brał udział w obradach Okrągłego Stołu. Był kawalerem orderu Orła Białego.

Jak wynika z naszych informacji, młodego księdza Piotra S. łączą bardzo bliskie relacje z ówczesnym biskupem pomocniczym Józefem Zawitkowskim. Dzięki temu w połowie lat 90. zostaje wysłany na studia do Rzymu, co zwykle jest przepustką do szybkiej kościelnej kariery.

Ksiądz nie zabawia jednak w Watykanie długo. „Bardziej niż nauka interesowało go życie… towarzyskie” - mówi nam z uśmiechem osoba, która znała wtedy duchownego.

W tym samym czasie trzej klerycy łowickiego seminarium zgłaszają się do rektora. Jeden z nich miał być molestowany przez ks. Piotra kilka lat wcześniej.

„To był rok 1995. Miałem w seminarium kolegę z Żyrardowa [ks. Piotr pracował tam w latach 1992-93 - red.]. Rozkleił się. Opowiedział mi, że kiedy miał 16 lat, ksiądz go molestował. W marcu 1996 r. zgłosiliśmy się do rektora uczelni i do biskupa Orszulika. Była afera na całą diecezję. Księdzu oczywiście nic nie zrobili, za to my pożegnaliśmy się z seminarium” - opowiada były kleryk.

Orszulik nakazuje ks. Piotrowi powrót z Rzymu i przenosi go do małej parafii w Rzeczycy. Potem duchowny wędruje od parafii do parafii.

W 2019 r. były kleryk składa prymasowi zeznania w sprawie ks. Piotra. Jak mówi OKO.press, widział dokumenty kościelnego procesu ks. Piotra S. A w nich informacje o sprawie z lat 90.

Oznacza to, że co najmniej od 1996 r. łowicka kuria wie, że ks. Piotr molestuje chłopców.

Ojciec idealny

Wakacje 2002 roku. Ksiądz Piotr trafia do parafii w Skierniewicach. Szybko zostaje gwiazdą. Energiczny, inteligentny, wygłasza piękne kazania. Do tego zadbany, zawsze obficie wyperfumowany i opalony. Organizuje chór, opiekuje się ministrantami.

Janusz ma 12 lat, właśnie idzie do szóstej klasy podstawówki. Ojciec znęca się nad nim i nad matką, w domu nie ma dnia bez kłótni. Kościół jest ucieczką.

Kamil ma 16 lat. Nie opuszcza żadnej mszy, modli się codziennie, czyta Pismo Święte. Ksiądz Piotr to dla niego superbohater.

„Powiedział mi, że widzi, jak się modlę, że dobry byłby ze mnie ksiądz. Od razu zaczął wypytywać o sytuację w domu. Wyznałem, że nie mam ojca, mieszkam z mamą i babcią. On słuchał. Potem zaprosił do ministrantów” - opowiada Kamil.

Po dwóch miesiącach zostaje szefem ministrantów, chociaż inni chłopcy służą na parafii od lat. Jako jedyny ma klucz do szafy ks. Piotra, może wkładać jego piękne koronkowe alby.

„Wie pan, jaki byłem szczęśliwy, jak mnie dwa razy odebrał samochodem ze szkoły? Chciałem, żeby wszyscy widzieli” - mówi Kamil.

Do ministrantów zapisuje się też Janusz.

„Ks. Piotr potrafił poklepać po plecach, przytulić, zapytać o plany wakacyjne, o sytuację w domu. Był takim ojcem, jakiego tylko sobie można wymarzyć, pokochałem go. Zresztą nie tylko ja” - wspomina Janusz.

„Strasznie chce mi się ru...ć”

Ksiądz Piotr wymyśla nagrodę ministranta miesiąca. Liczy się obecność na mszach, pomoc w liturgii, zaangażowanie w zbiórki. Zwycięzca wygrywa grę planszową albo model do sklejania.

„Najpierw zaczęliśmy ze sobą rywalizować. Potem okazało się, że napuszczał jednych ministrantów na drugich” - wspomina Janusz.

Ksiądz cały czas zacieśnia więzy z chłopcami. Wypytuje o intymne szczegóły z życia, opowiada pikantne dowcipy. Po powrocie z wakacji w Tunezji potrafił rzucić przy wszystkich, że “strasznie chce mu się ru...ć”.

Kilka miesięcy po tym, jak Janusz został ministrantem, Piotr S. zaczyna zapraszać go do swojego mieszkania na plebanii. Rozmawiają, oglądają filmy. Janusz przychodzi do księdza w piątki wieczorem, po ostatniej mszy.

„Za którymś razem przysiadł się bliżej i położył rękę na moim kolanie. Potem zaczął mnie całować, lizać… Wiedziałem, że to, co robił, było złe, ale byłem w szoku” - mówi nam Janusz. Jak wspomina, co najmniej dwa razy w pokoju duchownego zastał Maćka, innego ministranta.

Janusz: „Pamiętam jedną scenkę. Ksiądz siedzi przy komputerze, a obok w łóżku leży nagi Maciek. Piotr się śmieje, bo nałożył chłopcu na głowę biret. Przerywam im, wołam ks. Piotra. Za chwilę musi odprawić mszę”.

Wiosną 2003 r. ksiądz Piotr organizuje wyjazd dla ministrantów do domu w Strzegocinie, należącego do diecezji łowickiej. Duchowny narzeka, że smutno mu, kiedy musi spać sam, dlatego przez cały wyjazd jego pokój odwiedzają ministranci. Zaprasza także Janusza.

„Położył się na mnie, czułem, że ma silny wzwód. Chciał wymusić stosunek, ale ja nie chciałem.

W końcu rzucił: »nie, to nie«. Pół nocy leżałem z nim w łóżku jak sparaliżowany” – opowiada Janusz.

„Żeby mój chłopak dobrze wyglądał”

Duchowny zbliża się także do Kamila. Chłopak coraz częściej do nauki potrzebuje internetu. Z pomocą przychodzi ks. Piotr. Zaprasza do swojego pokoju na plebanii z czerwonymi roletami i czerwoną kołdrą. Do dzisiaj Kamil pamięta aksamitną, błyszczącą sutannę księdza. I jego zapach.

„Raz trzymał mnie cały dzień, nie pozwalał wyjść. W lodówce miał już dla mnie naszykowane jedzenie" - opowiada drżącym głosem Kamil. - „Położył się na mnie całym ciałem. Nie szarpałem się, leżałem jak kłoda. Mówiłem tylko, że mnie to bardzo boli. Po wszystkim podał mi pomarańczowy ręcznik i rzucił: »masz, wytrzyj się«”.

Kiedy ks. Piotr wyjeżdża na wakacje, Kamila wykorzystuje inny duchowny z parafii, ksiądz Jarosław W. [Tekst o nim opublikujemy wkrótce.]

Piotr kupuje Kamilowi doładowania do telefonu i ubrania. „Żeby mój chłopak dobrze wyglądał” - mówi. Daje w prezencie porcelanowe serce z napisem „Kocham Cię”.

Kamil: „Kiedyś przyszedłem bez zapowiedzi. Otwieram drzwi i widzę, że na bujanym fotelu leży ks. Piotr, a na nim ministrant. Obok nich siedzi Maciek, który później wyznał mi, że jego ksiądz Piotr też...”

Śniadanie na plebanii

Janusza duchowny molestuje przez dwa lata. Potem chłopiec zaczyna się buntować, coraz rzadziej przychodzi do kościoła. Wtedy ks. Piotr zaczyna rozpowiadać wśród ministrantów, że Janusz jest „chory psychicznie” i niebezpieczny.

Kamil buntuje się niedługo później.

W budynku, w którym mieściła się plebania, oprócz ks. Piotra mieszkało jeszcze kilku duchownych, w tym proboszcz.

„Czy wiedzieli? Trudno się nie domyślić, jak o siódmej rano na plebanii 16-latek schodzi na dół na śniadanie. Poza tym byłem dobrym katolikiem,

spowiadałem się u innych księży z tego, że grzeszę uczynkiem z ks. Piotrem. Najpierw dawali rozgrzeszenie, później nie chcieli mnie już spowiadać”

- opowiada Kamil.

Kilka lat później Janusz napisze list do proboszcza, w którym opowie mu o molestowaniu i poprosi o szczere przyznanie, że wiedział. W odpowiedzi proboszcz odpisze, że nie, a pracę księdza Piotra „obierał i odbiera bardzo pozytywnie”.

„Gdzie uczymy, nie pieprzymy”

Latem 2006 roku ks. Piotr nieoczekiwanie przenosi się do Sochaczewa. Decyzję podejmuje biskup Andrzej Dziuba, od dwóch lat kierujący diecezją łowicką. Wcześniej sekretarz i kapelan prymasa Józefa Glempa. Od 1995 r. do dzisiaj wykłada na UKSW. Jest profesorem teologii moralnej.

Już w styczniu 2007 r. ks. Piotr próbuje uwieść 22-letniego Karola, mechanika samochodowego, którego wcześniej uczył w technikum. Pierwsza próba kończy się niepowodzeniem, Karol ucieka z mieszkania księdza. Wraca jednak kilka dni później. Z dyktafonem w kieszeni.

„Wszystko się zaczęło od wiesz czego? Od mojego ucznia, który mnie po prostu uwiódł. 14 lat temu to było [czyli w roku 1993 - red.]” - mówi na nagraniu duchowny.

Opowiada Karolowi o swoim bogatym życiu seksualnym, zachwala atuty partnerów, z którymi aktualnie się spotyka.

Podkreśla jednak: „Uczniów nie uwodzę, nie wygłupiam się. Odczuliście kiedykolwiek, jak mieliście ze mną lekcje? Nigdy w życiu.” I dodaje:

„Jest taka zasada: »Gdzie uczymy, nie pieprzymy«”.

Kilka miesięcy później Karol zanosi nagranie rozmowy z duchownym do redakcji tygodnika „Nie”. Dziennikarze jadą do Sochaczewa i puszczają nagranie ks. Piotrowi.

„To jest oskarżenie, które przybija mnie do krzyża!” - stwierdza Piotr S. po wysłuchaniu taśmy. Utrzymuje, że nagranie Karola to mistyfikacja, a chłopak chce od niego wyłudzić pieniądze. Nie zaprzecza jednak, że „jest grzesznikiem”.

Na podstawie nagrania i rozmowy dziennikarze „Nie” publikują artykuł „Tęczowa koloratka”. Nie ujawniają nazwiska i parafii księdza, ale podają wiele szczegółów, pozwalających go zidentyfikować. „Pamiętam, pamiętam. Wszyscy wiedzieliśmy, że to o Piotrku” - mówi OKO.press ksiądz z diecezji łowickiej.

Czy wiedział też biskup Dziuba? W rozmowie z Januszem w sierpniu 2020 r. nie zaprzecza i przyznaje, że artykuł został dołączony do akt sprawy. Tłumaczy tylko, że „w tamtym czasie były inne procedury watykańskie”.

Według obowiązujących w 2007 r. procedur biskup ma obowiązek powiadomić Watykan, jeśli ma "przynajmniej prawdopodobną" wiadomość o przestępstwie. Bp Dziuba tego nie robi. W zamian znów przenosi duchownego do innej parafii.

List do bp. Dziuby

Kamil i Janusz nie zrywają więzi z Kościołem. Obaj chcą zostać księżmi, ale odchodzą z seminarium w Łowiczu już po pierwszym roku.

Kamil zaczął seminarium w 2006 r.: „Coś we mnie pękło. Opisałem wszystko, co robił ksiądz Piotr. List zaadresowany do biskupa Andrzeja Dziuby złożyłem na ręce rektora. Potem miałem w tej sprawie spotkanie z rektorem, wicerektorem i ks. Mirosławem Nowosielskim".

Nowosielski jest psychologiem i wykładowcą łowickiego seminarium. To on w 1996 r. rozmawiał z klerykami.

"Niedługo potem ktoś podłożył mi do plecaka alkohol i wyrzucili mnie z seminarium” – mówi Kamil.

Janusz trzy lata później: „Nie mogłem wytrzymać tej atmosfery. Większość chłopaków to byli homoseksualiści, podrywali mnie. Reszta chwaliła się, że ma dziewczyny. Kiedy odchodziłem, rektor wziął mnie na rozmowę i powiedział, że słyszał od ks. Piotra bardzo złe opinie na mój temat, że lepiej na mnie uważać, że jestem niebezpieczny”.

„Czy jest pan homoseksualistą?”

Po wystąpieniu z seminarium Janusz opowiada rodzinie i przyjaciołom, że w Skierniewicach był molestowany przez księdza Piotra i księdza Jarosława W. We wrześniu 2012 roku zawiadamia o tym kurię łowicką.

Przesłuchuje go dwóch pracowników kurii. Zadają mnóstwo pytań niezwiązanych ze sprawą.

Czy ktoś mu pomaga lub nim kieruje?

Czy jest homoseksualistą?

Czy miał kontakty seksualne z mężczyznami lub kobietami i kiedy?

„Miałem 21 lat, byłem naiwny. Teraz mam 30. Sprawa toczy się przez jedną trzecią mojego życia. Teraz wiem, że te pytania miały sprawdzić, ile wiem i czy jestem niebezpieczny” - mówi nam Janusz.

Po kilku tygodniach kanclerz kurii jednym zdaniem odpisuje, że obaj księża zaprzeczyli zarzutom.

„Bardzo proszę o interwencję w tej sprawie i pomoc” - w styczniu 2013 r. na bierność kurialistów Janusz skarży się do biskupa Dziuby. Nie dostaje odpowiedzi.

Puchar bp. Dziuby dla ks. Piotra

Hala sportowa w Sochaczewie, dwa miesiące później.

„Dziękuję wam za to, że słuchacie swoich księży, którzy zachęcają was do przyjścia na zbiórki i do uprawiania sportu. Życzę wam, żebyście odczuwali radość z tego, że jesteście ministrantami” - mówi bp Dziuba do młodych piłkarzy. Chwilę wcześniej wręczył drużynie ministrantów puchar diecezji.

Zwycięską drużynę prowadzi ksiądz Piotr.

Jest wtedy wikariuszem w parafii swojego brata, Pawła S. Opiekuje się tam drużynami piłkarskimi lektorów i ministrantów.

Bp Andrzej Dziuba, ks. Piotr S. i jego piłkarska drużyna ministrantów z pucharem biskupa.
Bp Andrzej Dziuba i ks. Piotr S. ze swoją drużyną. Sochaczew, 2013 r.

Kuria: kartkujemy akta

W sierpniu 2013 r. łowicka kuria pisze Januszowi, że komisja zapoznała się z teczką personalną księdza Jarosława W. Ale akta Piotra S. „częściowo udało się jedynie przekartkować”.

W październiku 2013 r. kuria oferuje Januszowi pomoc psychologiczną. Psychologiem jest ks. Mirosław Nowosielski, ten, który w 1996 r. rozmawiał z klerykami, a w 2006 z Kamilem.

„Powiedział mi: »Janusz, my mamy takę wiedzę o S., że w połączeniu z tym, co mówisz, na pewno będzie ukarany«. Zapytałem, dlaczego wcześniej go nie odsunęli od dzieci. Odpowiedział:

„Myśleliśmy, że jak raz go biskup ukarał, to on tego znowu nie zrobi”.

Chodzi najprawdopodobniej o zmuszenie ks. Piotra do przerwania studiów w Rzymie i przeniesienie go do małej parafii. Nie był wtedy jednak skazany przez kościelny trybunał.

Na koniec rozmowy ks. Nowosielski podsuwa Januszowi do podpisania oświadczenie, że jest homoseksualistą. Do kurii miał wpłynąć donos, że Janusz zamieszcza swoje zdjęcia na gejowskich portalach randkowych. „Nie jestem idiotą. Nie podpiszę” - oburza się.

W lutym 2014 r. z maila od kurii dowiaduje się, że pomoc psychologiczna miała służyć przygotowaniu opinii na potrzeby procesu kościelnego. Ks. Nowosielski miał opisać Janusza jako „niedojrzałego i niezrównoważonego”.

„Komisja kończy swoją pracę” - oświadczyła kuria w tym samym mailu.

Na chłopaków można liczyć

W kwietniu 2014 r. w Lublinie drużyna ks. Piotra wygrywa mistrzostwo Polski w kategorii „ministrant”.

„Przez cały czas jesteśmy ze sobą w kontakcie. Mamy swoją stronę na Facebooku, tam skrzykujemy się na spotkania, treningi i różnego rodzaju prace w kościele. Na tych 60 chłopaków naprawdę można liczyć” - zachwala swoich ministrantów ks. Piotr S.

W tym samym miesiącu dostaje list od Janusza.

„Kochałem Księdza jak ojca”

„Całym sercem kochałem Księdza jak własnego ojca, którego tak bardzo pragnąłem i poszukiwałem” - w kwietniu 2014 r. pisze Janusz w liście do księdza Piotra. Domaga się, żeby ksiądz przyznał się do winy.

Nie dostaje żadnej odpowiedzi, więc w czerwcu ponownie pisze na adres braci S. Tym razem grozi, że zamierza ostrzec okoliczne szkoły przed ks. Piotrem, „by nie dopuścić do powtórzenia krzywd, których sam doznał kilka lat temu”.

W odpowiedzi dostaje pogróżki od ks. Pawła: „Pana pismo kwalifikuje się pod prokuratora”.

Trzy lata wstępnych ustaleń

W marcu 2015 r. Watykan zleca biskupowi Dziubie wszczęcie procesu w sprawie ks. Piotra S. i księdza Jarosława W. Okazuje się więc, że przez niemal trzy lata kuria prowadziła jedynie tak zwane dochodzenie wstępne.

Według prawników kanonicznych, z którymi rozmawialiśmy, trwało to skandalicznie długo.

„Dochodzenie wstępne to przesłuchanie ofiary, sprawcy, najczęściej w obecności psychologa. Może przesłuchanie kilku świadków. Prawo kanoniczne nie określa czasu jego trwania, jednak nie powinno trwać dłużej niż kilka tygodni” - mówi kurialny kanonista, który prowadzi podobne sprawy w innej diecezji.

„To wszystko wygląda na działanie na zmęczenie ofiary, na przeczekanie.

Jakby biskup oczekiwał, że może w końcu pokrzywdzony straci zainteresowanie i księdzu się upiecze”- komentuje Piotr Szeląg, teolog, doktor nauk prawnych w zakresie prawa kanonicznego, absolwent Papieskiego Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie.

Na polecenie Watykanu bp Dziuba odsuwa księdza Piotra od pracy z dziećmi. Nakazuje mu zamieszkać w parafii w Żychlinie oraz kieruje do pracy duszpasterskiej w zakładzie opiekuńczo-leczniczym dla dorosłych.

„W Kościele wszystko trwa długo”

W lipcu 2016 roku kuria zapewnia Janusza, że procesy księży „powoli zmierzają ku końcowi”. W listopadzie, że zakończyła zbieranie dowodów. W styczniu 2017 r. okazuje się, że przed wysłaniem akt Watykanowi kuria pozwoli przejrzeć je księdzu Piotrowi S., żeby mógł odnieść się do zarzutów.

Gdy wcześniej o wgląd w akta poprosił Janusz, prowadzący sprawę ksiądz odpisał: „Odnoszę wrażenie, że nie do końca Pan rozumie, że toczący się proces karny nie dotyczy Pana osoby, ale osoby ks. Piotra S.”.

W czerwcu 2017 r. Janusz po raz pierwszy spotyka się z biskupem Andrzejem Dziubą. „W Kościele wszystko trwa długo” - tłumaczył hierarcha, ale obiecuje, że proces zakończy się do końca roku. W grudniu biskup przekazał, że procesy „nie są łatwe i stąd nie wiadomo ostatecznie, czy da się dotrzymać wskazanego wcześniej terminu”.

Proces od nowa

O zakończeniu procesu ks. Piotra S. kuria powiadamia Janusza w sierpniu 2018 r. Dochodzenie i proces trwały więc łącznie ponad sześć lat.

W grudniu 2018 r. kuria informuje, że decyzją Watykanu proces musi być przeprowadzony ponownie.

Dodatkowo Watykan odbiera prowadzenie sprawy abp. Dziubie i przekazuje ją prymasowi Wojciechowi Polakowi.

Według naszych rozmówców, którzy mieli wgląd w akta sprawy ks. Piotra, Watykan odebrał ją bp. Dziubie, ponieważ prowadził ją w nierzetelny sposób, m.in. nie przesłuchując kluczowych świadków.

Odkąd sprawę przejął prymas Polak, jego kuria przesłuchuje dodatkowe osoby. Biuro prymasa przekazało nam, że "postępowanie znajduje się na ukończeniu", a w "najbliższym czasie" akta zostaną przekazane Watykanowi, który wyda ostateczny wyrok.

Ksiądz Piotr w rozmowie z OKO.press zaprzeczył wszystkim zarzutom. Zapowiedział, że od wyroku się odwoła.

Od sierpnia 2019 r. śledztwo w sprawie ks. Piotra S. prowadzi Prokuratura Rejonowa Łódź-Górna. Zeznania złożyli już Kamil i Janusz. Do dzisiaj śledczy nie postawili duchownemu zarzutów.

Równocześnie prokuratura prowadzi też śledztwo w sprawie niezawiadomienia organów ścigania o przestępstwach seksualnych księdza Piotra przez bp. Andrzeja Dziubę.

Z dala od dzieci, „o ile to możliwe”

Ostatnie zdjęcia ks. Piotra, jakie znajdujemy w internecie, pochodzą z pielgrzymek do sanktuarium w Suserzu. W 2019 roku spowiada pielgrzymów. W pielgrzymce bierze udział bp Andrzej Dziuba.

Na zdjęciu 2018 roku widzimy rozmodlonego ks. Piotra wśród ministrantów.

Ks. Piotr S. (pierwszy z prawej) podczas pielgrzymki do Suserza, 2018 r.

Trzy lata wcześniej kuria zapewniała Janusza: „Podejrzani księża, o ile to możliwe, zostali odsunięci od pracy z osobami małoletnimi”.

Cierpliwości

O szczegóły sprawy księdza Piotra zapytaliśmy łowicką kurię. Kanclerz ks. dr Stanisław Plichta nie udzielił odpowiedzi. Poprosił o „cierpliwe oczekiwanie” na koniec procesu.

Udostępnij:

Sebastian Klauziński

Dziennikarz portalu tvn24.pl. W OKO.press w latach 2018-2023, wcześniej w „Gazecie Wyborczej” i „Newsweeku”. Finalista Nagrody Radia ZET oraz Nagrody im. Dariusza Fikusa za cykl tekstów o "układzie wrocławskim". Trzykrotnie nominowany do nagrody Grand Press.

Daniel Flis

Dziennikarz OKO.press. Absolwent filozofii UW i Polskiej Szkoły Reportażu. Wcześniej pisał dla "Gazety Wyborczej". Był nominowany do nagród dziennikarskich.

Komentarze