"Przecież mówił, że był zmęczony" - tak uzasadnił dymisję szefa policji prezydent Brazylii Jair Bolsonaro. W odpowiedzi minister sprawiedliwości oskarżył go o ingerowanie w pracę policji i wymuszanie dostępu do tajnych informacji. Także tych dotyczących śledztwa ws. morderstwa lewicowej aktywistki, które prowadzi niebezpiecznie blisko synów Bolsonaro
W piątek, 24 kwietnia 2020 koronawirus zniknął na chwilę z pierwszych stron brazylijskich gazet. Epidemia została zdetronizowana przez polityczną bombę, która wybuchła w stolicy Brazylii. Prezydent Jair Bolsonaro nigdy nie należał do grona wyważonych i rozsądnych, teraz przekroczył wszelkie granice przyzwoitości i prawa: zdymisjonował szefa Policji Federalnej, fałszując podpis Ministra Sprawiedliwości i Bezpieczeństwa Publicznego.
Minister podał się do dymisji, a na odchodne wygłosił przemówienie, w którym oskarżył Bolsonaro o naruszanie autonomii policji w celu zdobycia ściśle tajnych informacji i wglądu w śledztwa. Prezydent odpowiedział na oskarżenia rozwlekle i chaotycznie przyznając się niechcący do zarzutów. Także do tego, że był szczególnie zainteresowany śledztwem dotyczącym zabójstwa brazylijskiej aktywistki Marielle Franco. Coraz więcej wątków w tej sprawie prowadzi do synów prezydenta.
Bolsonaro w szale odsuwa od siebie wszystkich, którzy nie chcą spełniać jego autorytarnych fantazji i wypowiada polityczne wojny, których nie jest w stanie wygrać. A nad jego głową zbierają się czarne chmury - możliwy impeachment (a w każdym razie jego brazylijski odpowiednik) i policyjne śledztwa.
Marielle Franco była radną i aktywistką na rzecz praw człowieka. Jako Afro-Brazylijka i lesbijka pochodząca z faweli była symbolem walki z dyskryminacją. Informowała o notorycznych nadużyciach policji w najbiedniejszych dzielnicach Rio. 14 marca 2018, kiedy wracała z forum poświęconego walce młodych Afro-Brazylijek o równouprawnienie, zajechano jej drogę i oddano dziewięć strzałów. Zginęła razem z kierowcą.
Od tamtej pory trwają próby wyjaśnienia, kto zlecił zabójstwo. Podejrzani są dwaj byli policjanci: Elcio Queiroz i Ronnie Lessa. Wszystkich coś łączy z rodziną Bolsonaro. Queiroz jest przyjacielem rodziny i przez 10 lat był doradcą najstarszego syna prezydenta - Flavio Bolsonaro, kiedy ten zasiadał w parlamencie. Queiroz i Flavio Bolsonaro są podejrzani o korupcję i pranie brudnych pieniędzy.
Ronnie Lessa mieszka na tym samym osiedlu, co rodzina Bolsonaro - właśnie tam miał spotkać się z Queirozem przed zabójstwem Marielle. Należy do gangu morderców "Escritorio do Crime", którego szefem był Adriano de Nobrega - odznaczony przez Flavia Bolsonaro w 2005 roku za działalność policyjną, kiedy przebywał w areszcie oskarżony o zabójstwo. Flavio zatrudnił potem matkę i byłą żonę Nobregi w swoim gabinecie.
Nobrega miał być kluczowy w dojściu do informacji, kto zlecił zabójstwo Marielle. W marcu 2020 został zastrzelony w policyjnej obławie.
Jair Bolsonaro od dawna domagał się większej władzy nad policją. Jeszcze w sierpniu 2019 żądał zmian inspektorów i irytował się, że nie może ich dowolnie wybierać. Groził, że w takim razie zmieni samego szefa policji. "W prawie jest, że to ja wskazuje, a nie Sergio Moro. Koniec kropka" - mówił prezydent.
Sergio Moro - do niedawna minister Sprawiedliwości i Bezpieczeństwa Publicznego jest w Brazylii jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci, twarzą walki z korupcją, którą niosła na sztandarach nowa władza. Sławę zdobył jako jeden z głównych sędziów prowadzących sprawę Lava Jato - gigantycznego skandalu korupcyjnego, który zasięgiem ogarnął wiele państw Ameryki Łacińskiej i przyczynił się do upadku rządów Partii Pracujących (PT).
Prowadził też pokazowy proces przeciwko popularnemu byłemu prezydentowi Ignacio Luli da Silvie, eliminując go z udziału w wyborach prezydenckich kontrowersyjną decyzją o przedwczesnym areszcie. Wybory wygrał Bolsonaro.
Chociaż zarzekał się, że nie przyjmie żadnej politycznej propozycji, Moro szybko został ministrem w nowym rządzie. To on wskazał dotychczasowego szefa policji federalnej, Mauricio Valeixo, którego niezależność tak irytowała prezydenta.
Bolsonaro nie udało się przekonać ministra do zmiany, więc wziął sprawy w swoje ręce. 23 kwietnia 2020 zapowiedział, że zabierze się za czystki w policji i zacznie od Valexo. Moro zagroził dymisją. Następnego dnia w opublikowanym Dzienniku Ustaw minister zobaczył decyzję o dymisji szefa policji, a pod nią - swój podpis.
Przed ogłoszeniem swojej dymisji Moro wygłosił długie przemówienie, w którym ujawnił, że jego podpis został sfałszowany i oskarżył prezydenta o politycznie ingerencje w pracę policji i próby uzyskania dostępu do tajnych informacji i śledztwa.
Przemówienie Bolsonaro, w przeciwieństwie do Moro wydawało się mało przemyślane. Prezydent w piątkowym wystąpieniu dość otwarcie przyznał, że interweniował w śledztwo dotyczące swoich synów - wymuszał przesłuchania konkretnych osób, a nawet zna (i chętnie cytuje) ich treść. Miał za złe "policji Moro", że była bardziej zainteresowania śledztwem w sprawie Marielle niż tym, kto zlecił zamach na jego życie (mężczyzna, który dźgnął prezydenta nożem podczas spotkania wyborczego, został złapany, a śledztwo wykazało, że działał sam i był niepoczytalny).
Prezydent wspomniał też, że potrzebuje w policji ludzi, z którymi "mógłby się komunikować", żeby uzyskiwać informacje "niezbędne do rządzenia państwem". Żadnego konkretnego argumentu za dymisją Valexo nie podał, powiedział tylko, że szef policji "od dawna mówił, że jest zmęczony". Moro miał odmawiać dymisji z politycznych pobudek (zapewnienie sobie nominacji do Sądu Najwyższego).
Bolsonaro sfałszowanego podpisu nie skomentował, ale we właściwym sobie groteskowym stylu opowiadał obszernie o tym, jakim jest dobrym prezydentem - o tym, że ma do dyspozycji kartę, z której może wypłacać 24 tysiące reali miesięcznie i w ogóle z niej nie korzysta, o basenie w pałacu prezydenckim, w którym kazał wyłączyć ogrzewanie dla oszczędności, o menu, które zmienił, żeby było taniej...
Kandydatem na nowego szefa policji jest Alexandro Remagem, były szef ochrony prezydenta.
Prezydent Brazylii jest coraz bardziej oderwany od rzeczywistości i wyraźnie osamotniony. W czasach koronawirusa, który szybko rozprzestrzenia się po Brazylii, całkowicie neguje problem i wypowiada wojnę szefom stanów, którzy wprowadzili lockdown oraz ministrowi zdrowia, którego zdymisjonował za sprzeciwianie się polityce "wracania do normalności".
Nowy minister jest Brazylijczykom bliżej nieznany, ale do polityki Bolsonaro nie ma zastrzeżeń. Szefowie stanów zalecenia zniesienia restrykcji zwyczajnie zignorowali, ale zwolennicy prezydenta zaczęli masowo protestować i ignorować obostrzenia. "Prezydent stał się zagrożeniem dla bezpieczeństwa obywateli" - pisała gazeta "Estadao".
Z takiego założenia wychodzą też prawdopodobnie autorzy 27 wniosków o impeachment prezydenta, które w ciągu roku spływały na ręce przewodniczącego parlamentu Rodrigo Maji. Prezydent, który skutecznie zniszczył swoje zaplecze, kompromituje się i wypowiada wojny, których nie jest w stanie wygrać, przestaje się sojusznikom politycznie opłacać. W brazylijskich realiach to wystarczy, żeby szybko zniknąć. O wiele inteligentniej niż Bolsonaro swoją polityczną grę prowadzi Moro, który jest typowany jako pewny kandydat w wyborach 2022.
Prokurator generalny zawnioskował do Sądu Najwyższego o wszczęcie śledztwa sprawdzającego deklaracje byłego ministra sprawiedliwości: albo Bolsonaro dopuścił się nadużycia władzy, albo Moro fałszywie oskarża prezydenta.
Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).
Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).
Komentarze