0:000:00

0:00

Po burzliwych negocjacjach 10 kwietnia 2019 państwa członkowskie Unii Europejskiej zgodziły się odsunąć datę Brexitu do – najpóźniej – 31 października 2019. Jednak jedyną drogą do wyjścia z UE jest dla Londynu przyjęcie umowy wynegocjowanej w zeszłym roku, którą Izba Gmin odrzuciła już trzykrotnie. Szefowie rządów unijnych mają nadzieję, że wczorajsza decyzja odsunie brexit na jakiś czas z centrum uwagi i pozwoli na skupienie się na innych wyzwaniach.

Zgodnie z ustaleniami szczytu, Zjednoczone Królestwo ma czas do 31 października, żeby przeprowadzić proces ratyfikacji umowy brexitowej. W wypadku, w którym zostanie ona przegłosowana przez Izbę Gmin wcześniej, to Wielka Brytania przestanie być państwem członkowskim UE od pierwszego dnia następnego miesiąca.

Jednocześnie konkluzje ustalone przez szefów rządów zobowiązują Londyn do przeprowadzenia wyborów do Parlamentu Europejskiego w dniach 23-26 maja, jeśli do tej daty Westminster nie przyjmie umowy wyjścia. Jeśli strona brytyjska nie dopełni obowiązku przeprowadzenia wyborów, przestanie być członkiem UE z dniem 1 czerwca w ramach bezumownego wyjścia.

Morawiecki najpierw atakuje Tuska, potem mówi z nim jednym głosem

W rozmowie z dziennikarzami przed rozpoczęciem szczytu premier Morawiecki powtórzył swoje fantazje na temat kluczowej roli Polski w negocjacjach sprzed trzech tygodni. Podkreślał, że to właśnie stanowisko Warszawy stworzyło warunki, które powstrzymały twardy brexit i dały możliwość znalezienia scenariusza długiego przedłużenia.

Morawiecki nie powstrzymał się od ataku na Donalda Tuska. Stanowisko Przewodniczącego Rady Europejskiej przed poprzednim szczytem miało być według Morawieckiego niebezpieczne oraz nieelastyczne. Jak pisaliśmy w OKO.press, było dokładnie odwrotnie.

Przeczytaj także:

To nie przeszkodziło polskiemu premierowi prezentować dokładnie tej samej pozycji co Donald Tusk po zakończeniu szczytu. Obaj mówili, że długie odroczenie pozwala na miękki brexit, jednocześnie pozostawiając Wielkiej Brytanii możliwość przemyślenia swojej strategii, a nawet wycofanie się z brexitu.

Zarówno obecny, jak i były premier zwracali uwagę, że umowa wyjścia jest dobra oraz nienegocjowalna oraz podkreślali, że ich osobistą preferencją jest pozostanie Zjednoczonego Królestwa w UE.

Wypowiedzi Morawieckiego są tym ciekawsze, że jeszcze w lutym wspierał twardych brytyjskich eurosceptyków i nawoływał Brukselę do szukania innych rozwiązań niż istniejące porozumienie.

Macron jak Szydło – 26:1

W czasie konferencji prasowej podsumowującej szczyt, która odbyła się o 02.30 rano (11 kwietnia), Przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk powiedział, że wynegocjowany kompromis jest tak elastyczny, jak miał nadzieję, a przedłużenie terminu odrobinę krótsze, niż się spodziewał. W ten sposób odniósł się do plotek, o których huczało całe biuro prasowe, a które wskazywały na dużą różnicę zdań w dyskusji pomiędzy Emmanuelem Macronem a resztą liderów państw członkowskich.

Sam Tusk w czasie przygotowań do szczytu zaproponował przedłużenie członkostwa Wielkiej Brytanii o rok, do 31 marca 2020 roku. Pojawiała się również data 31 grudnia tego roku. Gdy rozpoczęły się wczorajsze negocjacje, propozycję długiego odroczenia poparło z dużym przekonaniem 17 krajów, 5 było otwarte na wszystkie rozwiązania, 4 wolały krótszy termin, ale nie zamykały drzwi przed dalszymi datami, a tylko jeden stawiał sprawę krótkiego przedłużenia na ostrza noża – Francja.

Choć wydawało się, że kompromis powstanie szybko, to twarde stanowisko Emmanuela Macrona postawiło sukces negocjacji pod znakiem zapytania.

Unijni dyplomaci potwierdzali, że prezydent Francji miał stwierdzić, że nie wyrazi zgody na żadne ustalenia, które pozostawią Zjednoczone Królestwo w UE po 30 czerwca, sugerując gotowość użycia prawa do weta. Wywołało to zdziwienie wśród pozostałych liderów.

Zgodnie z argumentami Macrona, tylko krótkie przedłużenie dawałoby nadzieję na przegłosowanie umowy wyjścia przez Wielką Brytanię, poprzez wywarcie presji na Izbie Gmin i zmuszenie jej do natychmiastowego działania.

„Te negocjacje nie dotyczą już brexitu”

Jednak szefowie innych państw członkowskich doszukiwali się drugiego dna. Popularność prezydenta Francji znacznie osłabła w wyniku niepopularnych ustaw i masowych protestów trwających od listopada 2018. To stawia pod znakiem zapytania szanse jego partii na osiągnięcie dobrego wyniku w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Przesunięcie daty brexitu do 30 czerwca właściwie gwarantowałoby, że głównym tematem kampanii wyborczej byłoby wyjście Wielkiej Brytanii z UE.

Taki scenariusz wzmocniłby Macrona, który w trwających negocjacjach przyjął rolę twardego gliny. Choć Francja byłaby jednym z krajów najbardziej dotkniętych twardym brexitem, antybrytyjskie uczucia cieszą się wśród francuzów niesłabnącą popularnością.

Odosobnione stanowisko prezydenta Francji, podyktowane w dodatku względami kampanijnymi, wzbudziło dużą irytację.

Jeden z unijnych dyplomatów powiedział nam: „Macron wie, że treść negocjacji wycieka do mediów, co sprawiło, że na poprzednim szczycie jego stanowisko było przez Francuzów widziane jako zbyt koncyliacyjne. Dlatego teraz udaje twardego. Ten spektakl zmarnuje nam dziś parę godzin, ale musimy w to grać”.

W przerwie negocjacyjnej inny dyplomata zirytowany ogłosił, że w jego opinii „te negocjacje nie dotyczą już brexitu. To rozgrywka jednego szefa rządu, który szantażuje 26 innych w nadziei, że pomogą rozwiązać mu problemy związane z jego polityką wewnętrzną”.

„Wielka Brytania może stwarzać problemy w polityce unijnej? To nie byłoby nic nowego”

Tym większe było zaskoczenie, gdy po kolejnym kwadransie Donald Tusk poinformował na Twitterze, że państwa członkowskie osiągnęły porozumienie. Kompromisowa data 31 października ma sporo zalet.

  • Kadencja obecnej Komisji Europejskiej upływa właśnie wtedy, co oznacza, że Londyn nie będzie musiał nominować nowego komisarza, którego funkcja po paru miesiącach wymagałaby likwidacji.
  • Jednocześnie pozwala to na doprowadzenie brexitu do końca przez Donalda Tuska i Jean-Claude’a Junckera.
  • Termin ten sprawia również, że Wielka Brytania nie będzie w UE w końcowym, kluczowym okresie negocjacji nowej wieloletniej ramy finansowej.
  • Mimo tego Londyn pozostaje póki co pełnoprawnym państwem członkowskim, z prawem głosu oraz weta. By zapewnić, że te przywileje nie zostaną wykorzystane przeciwko Brukseli i użyte jako narzędzie szantażu w negocjacjach, wczorajsze konkluzje podkreślają zobowiązanie Zjednoczonego Królestwa do lojalnej współpracy, które wynika z traktatów europejskich.

Choć język porozumienia nie tworzy możliwości nowych sankcji w wypadku, w którym rząd brytyjski torpedowałby pracę UE, to liderzy uspokajali, że nie istnieją dziedziny, w których Londyn mógłby realnie sabotować unijne cele.

Spytany o to, czy Unia Europejska jest przygotowana na to, że Wielka Brytania może być trudnym partnerem w prowadzeniu polityki, Jean Claude Juncker odpowiedział „Wielka Brytania zawsze była trudnym partnerem, nie byłoby to nic nowego”.

Z punktu widzenia przyszłych relacji między Zjednoczonym Królestwem a UE, odsunięcie daty brexitu do końca października daje Brytyjczykom wystarczająco dużo czasu, by przemyśleć swoją strategię i preferencje. Choć Bruksela wyklucza otwarcie negocjacji na temat umowy wyjścia, jest gotowa na zmianę deklaracji politycznej, która określa przyszłe stosunki z Londynem, na przykład w zakresie unii celnej.

Jednocześnie, co podkreślił wczoraj Donald Tusk, daje możliwość przeprowadzenia drugiego referendum, jeśli Westminster wsparłby takie rozwiązanie, oraz pozwala na całkowite wycofanie procedury wyjścia.

Póki co jedno jest pewne. Na zachodzie bez zmian, a brexit wciąż raczej się oddala, niż zbliża.

;

Udostępnij:

Miłosz Wiatrowski

Historyk i ekonomista, doktorant na Wydziale Historii Uniwersytetu Yale. Wcześniej pracował jako konsultant w Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD). Współpracuje z "Gazetą Wyborczą”, „Polityką Insight” oraz Instytutem In.europa. W Oko.press pisze o Brexicie.

Komentarze