Zamachowiec strzelający z 32. piętra hotelu Mandalay Bay w Las Vegas zabił co najmniej 59 osób i ranił niemal 530 bawiących się na koncercie muzyki country. Tymczasem polski sejm pracuje nad ustawą liberalizującą dostęp do broni. Posłowie Kukiz’15 mówią, że broń ma poprawić nasze bezpieczeństwo. Sprawdźmy, co na ten temat mówią naukowcy
„Tu [w przypadku strzelca z Las Vegas] mamy do czynienia z wariatem, który nielegalnie zapewne posiadał broń automatyczną długolufową i jego celem było zabijanie ludzi. A naszym celem jest ochrona nas i prawa obywatelskiego do posiadania broni w celu ochrony czy obrony osobistej. To są dwa różne światy” – stwierdził w Sygnałach Dnia poseł Kukiz’15 Marek Jakubiak.
Wszystko wskazuje na to, że zabójca z Las Vegas większość swojego arsenału (23 sztuki) nabył zupełnie legalnie. W stanie Nevada prawo jest bardzo liberalne - na posiadanie większości rodzajów broni nie potrzeba zezwoleń, licencji ani specjalnych badań.
Liberalizację prawa w zakresie dostępu do broni zakłada skierowany kilka dni temu do prac w komisjach projekt posłów macierzystej partii Jakubiaka. A zatem nie są to "dwa różne światy". Rzeczywiście projekt Kukiz’15 nie mówi nic o zliberalizowaniu dostępu do broni samoczynnej, potocznie nazywanej maszynową lub automatyczną. To właśnie z tego rodzaju broni – zdolnej do strzelania całymi seriami – Stephen Paddock zabił prawie 60 osób.
Ale człowieka można zabić nie tylko z broni automatycznej, można pozbawić go życia również używając broni samopowtarzalnej i jednostrzałowej. A dostęp do tego typu urządzeń ułatwiałaby nowelizacja Kukiz’15, o ile weszłaby w życie.
Sami posłowie wnioskodawcy uważają, że w ciągu pierwszego roku obowiązywania prawa liczba osób z dostępem do broni zwiększyłaby się o 100 tys. Ich zdaniem to dobrze, bo Polska jest jednym z najbardziej „rozbrojonych” narodów w Europie. Faktycznie. Pisaliśmy już, że w przeliczeniu na 1000 mieszkańców Polacy mają ok. 13 sztuk broni. Mniej uzbrojeni są tylko mieszkańcy Litwy i Rumunii.
Pytanie tylko, czy to źle? Po co mielibyśmy być uzbrojonym społeczeństwem? Zwolennicy dostępu do broni twierdzą, że zwiększa on bezpieczeństwo. To nieprawda. W Stanach Zjednoczonych, gdzie na 100 tys. osób przypada 101 tys. broni, na 100 tys. mieszkańców w 2014 roku przypadało 4,96 zabójstw, w tym 3,43 z użyciem broni. Dla porównania w Polsce na 100 tys. mieszkańców w 2012 przypadało… 0,8 zabójstw.
Przy tego typu statystykach pojawia się pytanie o liczbę „uzasadnionych zabójstw”, czyli pozbawień życia napastników w obronie własnej. W Stanach Zjednoczonych na 100 tys. mieszkańców przypadło... 0,22 uzasadnionych przypadków użycia broni.
Jednak więcej broni w jakimś społeczeństwie, nie oznacza automatycznie większej liczby zabójstw. To zależy od wielu czynników. W Finlandii na 100 tys. mieszkańców w 2012 roku przypadało niemal 30 tys. sztuk broni. W tym samym roku na 100 tys. osób w Finlandii było 0,3 zabójstw z użyciem broni palnej. Gdyby uznać, że działa to tak jak w USA, zabójstw powinno być co najmniej 3 razy więcej.
Co zrobiło różnicę? Zapewne mniejsze rozwarstwienie ekonomiczne. Istnieją poważne dowody naukowe na to, że przestępczość jest wyższa w społecznościach bardziej rozwarstwionych. Z całą pewnością Stany Zjednoczone są społeczeństwem rozwarstwionym, a Finlandia - znacznie bardziej egalitarnym.
Naukowcy zwracają również uwagę na to, że przemoc z użyciem broni jest większa w społeczeństwach, które są wobec siebie bardziej nieufne. W badaniu przeprowadzonym przez zespół pod przewodnictwem Bruce P. Kennedya poziom zaufania badano przez zadawanie pytania o to czy „większość ludzi wykorzystałaby mnie, jeśli miałaby tylko szansę”. Im większy odsetek respondentów odpowiedział twierdząco na pytanie, tym więcej w takiej społeczności było przemocy.
Nie bez znaczenia jest tzw. kultura honoru. Dov Cohen i Richard E. Nisbett z Uniwersytetu w Michigan, odkryli, że stopień poparcia dla użycia przemocy w obronie własnej, dzieci lub do wychowywania dzieci jest pozytywnie skorelowany z częstotliwością występowania samej przemocy. Im więcej mówi się więc o „stawaniu w obronie bezpieczeństwa rodziny” i samoobronie, tym jest większe prawdopodobieństwo, że wywoła się przemoc. W tego rodzaju kulturach mamy do czynienia z „przeczuleniem” na zniewagi i z wyolbrzymioną reakcją na nie. W ten sposób naukowcy tłumaczyli większą przemocowość południa Stanów Zjednoczonych w porównaniu z północą.
Z każdą z tych kwestii (rozwarstwienie, zaufanie społeczne, przewrażliwienie na punkcie zniewag) nie jest w Polsce najlepiej. Indeks Giniego, który wskazuje na rozwarstwienie, według wiarygodnych danych Narodowego Banku Polskiego jest na poziomie 0,38, znacznie powyżej europejskiej średniej. Do tego należymy do najbardziej nieufnych społeczeństw w Europie. Wszystko to nie wróży zbyt dobrze w kwestii liberalizacji dostępu do broni w Polsce.
Łatwy dostęp ma zapewnić bezpieczeństwo rodzinom. Jednak to właśnie rodziny padają ofiarą powszechnego dostępu do broni (sprzeczki, nieumyślne postrzelenie, samobójstwa). Mało tego, badania prowadzone w USA wskazują na to, że istnieje związek między postrzeleniem w trakcie napaści rozbójniczej, jeśli się używa broni do samoobrony. Posiadane broni wcale nie czyni nas bezpieczniejszymi - nawet w obliczu potencjalnych przestępców.
Do tego dochodzi prawo wielkich liczb. Jeżeli do obrotu wprowadzimy setki tysięcy sztuk broni, to nie ma mowy, żeby wszystkie były trzymane w bezpiecznych miejscach, na przykład z dala od dzieci. Część dzieci może użyć broni w szkolnych strzelaninach, zranić lub zabić kogoś przypadkiem. Broni używają samobójcy, osoby w kiepskim stanie psychicznym. Nawet jeśli w danej chwili nie jesteśmy w kryzysie, to może on przecież przyjść już po tym, kiedy uzyskaliśmy dostęp do broni. W dodatku w kryzysie może być ktoś z naszych bliskich, kto może sięgnąć po naszą broń.
„Ja jestem posiadaczem broni, wiem, jaka to jest odpowiedzialność, sam ją wziąłem na siebie i tyle. Natomiast to jest moja decyzja i żaden pan Ryszard Petru nie będzie tutaj decydował o tym, czy ja decyzję taką mam podejmować, czy nie” – mówił poseł Marek Jakubiak. Mówienie o odpowiedzialności za własne czyny jest częścią konserwatywnego dyskursu, który w centrum stawia „wszechwładną” jednostkę oddzieloną od wpływów społeczeństwa. To jednak wizja co najmniej uproszczona i – jeżeli spojrzymy na szerszą perspektywę – fałszywa.
Analityk nierówności społecznych i rynku pracy związany z Fundacją Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych, prekariusz, autor poczytnego magazynu na portalu Facebook, który jest adresowany do tych, którym nie wyszło, czyli prawie do wszystkich. W OKO.press pisze o polityce społecznej i pracy.
Analityk nierówności społecznych i rynku pracy związany z Fundacją Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych, prekariusz, autor poczytnego magazynu na portalu Facebook, który jest adresowany do tych, którym nie wyszło, czyli prawie do wszystkich. W OKO.press pisze o polityce społecznej i pracy.
Komentarze